niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 56

Zerwałam się z łóżka jak oparzona. Otworzyłam drzwi, przede mną stała jakaś młoda kobieta, cała roztrzęsiona. 
- Musimy uciekać! - wołała. - Pożar w hotelu!
- Jakim cudem?! - krzyknęłam. - Biegnijmy!
Zdążyłam jeszcze chwycić walizkę, nawet jej nie rozpakowywałam, i chciałyśmy uciec na dół. 
Za późno. Już na schodach były płomienie. Pomyślałam, że to mój koniec... 
- Musimy biec do okna i wołać o pomoc - powiedziała dziewczyna i pociągnęła mnie za rękę do mojego pokoju. 
Pobiegłyśmy, w powietrzu było coraz więcej dymu. Bałam się, że zaraz się zaczadzę i się przewrócę, i taki będzie mój koniec... 
Słychać było syreny, nadciągnęły wozy strażackie. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, że jesteśmy tutaj, ratownicy wnet ją usłyszeli. Zaczęli rozstawiać trampoliny - co oznaczało, że będziemy musiały wykonać skok, żeby się ocalić! 
- O matko! Ja mam lęk wysokości - powiedziałam. - Nie dam rady... 
- Musimy - powiedziała rozmówczyni - bo zostanie z nas garstka proszku! 
- Mogą panie już skoczyć! - zawołał strażak. - Szybko! 
Dziewczyna z którą rozmawiałam przed chwilą, od razu się rzuciła w dół. Z wrzaskiem, też zdaje się miała opory. Ale w końcu ustanęła na nogach. 
Mimo wszystko, ja się bałam. 
- Nie skoczę - krzyknęłam - boję się!
- Nic się pani nie stanie - zawołał strażak. 
- Nie dam rady - krzyknęłam - to ponad moje siły! 
Czułam, że płomienie dochodzą i tutaj, zapach dymu był coraz silniejszy. Poczułam cholerną bezradność i panikę. 
Rzuciłam tylko na dół swoją walizkę, sama nie potrafiłam się rzucić. Nagle, w szpitalnym oknie zauważyłam wychylającego się Marco. No tak, jego okno wychodziło na moje... 
- Nadia! Skocz, bo spłoniesz żywcem - krzyknął. Ledwo usłyszałam, ale jednak usłyszałam... 
- Nie mogę - odkrzyknęłam. 
- Proszę cię! - krzyknął, błagalnym tonem. - Nadia! 
Usiadłam na parapecie, wzięłam dwa głębokie wdechy, i... skoczyłam. Z dzikim wrzaskiem. 
I po paru sekundach stwierdziłam, że bezpiecznie wylądowałam na trampolinie. 
Byłam roztrzęsiona całą sytuacją. Trzęsły mi się nogi, nie mogłam ustać na nich. W końcu zeszłam z trampoliny, i jakoś stanęłam na własnych kończynach. Dziewczyna, która odważniejsza była ode mnie, podała mi butelkę wody, której nie odepchnęłam. 
Strażacy kończyli gasić pożar, ale budynek i tak już był nie do użytku. 
Nagle jeden z nich nadszedł od drugiej strony hotelu, prowadząc Olgę. Cała była zapłakana. Trzęsła się. 
Gdy mnie zobaczyła, podbiegła do mnie.
- Baśka nie żyje - powiedziała, aż ledwo ją zrozumiałam. - Spłonęła żywcem... 
Doznałam szoku. Mój długoletni wróg... spłonął żywcem? 
- Jak to? - wymamrotałam. 
- Nie udało się jej uratować - powiedział strażak, który przyprowadził Olgę. - Otoczyły ją płomienie w jednym z pokoi, nie miała szans. Pani miała naprawdę dużo szczęścia - zwrócił się do Olgi. 
Na twarzy Olgi zauważyłam poparzenie. Nie wyglądało to dobrze. 
- Boże, nie wierzę - mamrotała Olga - dlaczego ona?! Dlaczego w ogóle wybuchł ten pożar?! Straciłam przyjaciółkę, zostałam sama... 
- To było celowe podpalenie, ale jeszcze nie ustalono, kto - powiedział strażak. 
Nikt mi do głowy nie przychodził, kto mógłby to zrobić. Postanowiłam iść do szpitala, do Marco. No i musiałam poszukać sobie nowego hotelu... chociaż najchętniej zostałabym z Marco... 










Marco chodził po sali dosyć podenerwowany, gdy mnie zobaczył, od razu mnie przyciągnął do siebie i przytulił mocno.
- Skarbie, wiesz, jakiego stracha mi napędziłaś? - zapytał. 
- A ty wiesz, co ja czułam? - odparłam. - Już dobrze, już wszystko jest historią... 
- Widziałem, jak lecisz - szepnął - chciałem wtedy tam stać na dole i cię złapać... 
- A ja chcę, żebyś już w końcu opuścił ten szpital - odpowiedziałam. 
- Wiesz, mam dobrą informację dla Ciebie - uśmiechnął się mój ukochany.
- Ojej, jaką? 
- Dowiedziałem się dzisiaj, że otrzymam za tydzień wypis - oznajmił radośnie. - Wprawdzie nie będę mógł jeszcze trenować, ale... 
- No i co?! Kochanie, ważne, że w domu będziesz - powiedziałam przeszczęśliwa, i ucałowałam go w policzek, co on odwzajemnił. - Już nie mogę się doczekać! 
- A tak w ogóle... ktoś nie przeżył tego pożaru? Wiesz coś? - zapytał Marco.
- Mój odwieczny wróg spłonął żywcem - powiedziałam. - Baśka nie żyje. 
- Serio?! - zawołał Marco. 
- Serio - powiedziałam - Olga jest zrozpaczona. 
- Ha, skoro to była jej przyjaciółka, to co się dziwić? - powiedział Marco. - Ja to nie wiem co bym zrobił, jakby mi Mario umarł albo Robert... 
- Na litość boską! Nawet tego nie mów - powiedziałam. 
- Wybacz - powiedział Marco - słuchaj, nie chcę cię skarbie wyganiać, ale nie mogłabyś wrócić do Dortmundu i wesprzeć trochę Mario? I tak za tydzień wrócę, więc... 
Zawahałam się. Mario faktycznie potrzebował pomocy. Anki nie było pewnie jeszcze w Dortmundzie, więc mogłabym nieco też pomóc Robertowi, jeżeli choruje. A z Marco... cóż, tydzień to nie tak ostatecznie dużo czasu. 
- Właściwie czemu nie - odparłam - więc musimy się pożegnać. Na ten jeden tydzień... 
- Zatem do dzieła - powiedział Marco i mnie popchnął na łóżko, zaczął mnie całować. Przeraziłam się, bo w każdej chwili mógł ktoś wejść na salę.
- Ej, Marco, nie jesteśmy w domu - przypomniałam mu. 
- Oj tam - mruknął i nie ustępował. W końcu się poddałam jego czułościom. Po paru minutach Marco pozwolił mi wstać i wyruszyć w drogę, prosił tylko, żebym uważała i nie jechała jak wariatka. 
Wzięłam ocaloną walizkę z manatkami i poszłam do samochodu, który dalej stał nienaruszony. 
Nie! Jednak nie był nienaruszony! 
Na przednich drzwiach od strony kierowcy, było napisane sprayem "Dziwka" . 
To na pewno było dzieło świętej pamięci Barbary. Musiała to namalować przed śmiercią. Teraz to dopiero się na nią wkurzyłam. 
Rozejrzałam się, czy nikt nie patrzy, i spojrzałam w niebo, wściekła.
- Wcale mi ciebie nie żal, żeś spłonęła, dobrze ci tak, szmato - wysyczałam słowa które adresowałam do Baśki. - Za te wszystkie lata, kiedy mi spokoju nie dawałaś, spotkała cię kara... W stu procentach zasłużona... 
Wsiadłam do auta, postanowiłam jednak jeszcze dziś gdzieś przenocować, i dopiero jutro rano wyjechać. Zaczynało się ściemniać, byłam zmęczona dzisiejszym dniem. 
Zatem podjechałam do pierwszego lepszego hotelu, wynajęłam pokój i położyłam się spać... 









Tej nocy miałam niesamowity sen...

Niewyjaśnionym zarządzeniem losu znalazłam się w ruinach spalonego hotelu. Nie pojmowałam, o co chodzi. 
- Cholera, co ja tu robię? - jęczałam. 
- Przyszłaś spotkać starą przyjaciółkę - usłyszałam głos... Marty. Stała kilka kroków ode mnie, u jej nóg leżał... ludzki szkielet. 
- Marta? - jęknęłam. - Ja chyba śnię! O co tu chodzi, powiesz mi? 
- Zobacz, to szkielet Baśki, spłonęła w wyniku pożaru - odpowiedziała. - A Olga cudem przeżyła, chociaż... 
- Ty masz coś wspólnego z tym pożarem? - odparłam. - Marta, ty... 
- Nie dałam jej uciec - powiedziała - a Tobie podszepnęłam, abyś skoczyła na trampolinę! Nie usłyszałaś tego, ale poczułaś wtedy odwagę i zrobiłaś to! Obiecałam ci, że zawsze będę niewidzialna przy Tobie stała! 
- Marta, jak to... - dukałam - ale że niby Ty przyczyniłaś się do śmierci Baśki?! 
- Zasłużyła na to - powiedziała Marta (właściwie jej zjawa) - za wszystko, co zrobiła. To może wyglądać podle, ale tylko Ty wiesz, co przez nią przeżyłaś... 
- Ale ty nie możesz być w to wszystko zamieszana - krzyknęłam - przecież ty nie żyjesz! 
- Tylko na Ziemi - odparła. 
Chciałam ją uściskać, ale gdy wyciągnęłam do niej rękę, zniknęła. Zostałam sama w pomieszczeniu ze szkieletem. 
Czułam odrazę, chciałam uciec, ale nie mogłam się poruszyć. Nagle coś we mnie drgnęło...
Chwyciłam czaszkę, rzuciłam nią z całej mocy o ścianę i uciekłam! 

I właśnie się wtedy obudziłam, byłam zszokowana. Marta znów mi się przyśniła, moja kochana Marta. Czyżby serio mnie pilnowała? 
Podziękowałam jej w myślach... 
Rano obudziłam się dosyć wypoczęta, zjadłam tylko śniadanie i od razu ruszyłam w drogę powrotną do Dortmundu. 






// Łee... wg mnie nudny jak flaki z olejem wyszedł... 
Zresztą, same oceńcie... ;3 

KTO PRZECZYTAŁ, NIECH SKOMENTUJE! 
CHCĘ WIEDZIEĆ, ILE OSÓB CZYTA TEGO BLOGA! :) 

25 komentarzy:

  1. Ja czytam, lecz rzadko komentuję. Bardzo lubię Twojego bloga, jest naprawdę świetny. I w każdym rozdziale dzieje się coś czego bym się nie spodziewała. Masz ogromny talent

    OdpowiedzUsuń
  2. wcale nie nudny ! wciagający jak nie wiem! kocham to <33 boski po prostu ;)
    dziękuję za komentarz u mnie, ale to nie ja mam talent lecz Ty !! moje opowiadanie nie umywa się do Twojego !
    pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, czekam na więcej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaskakujące...I to bardzo.!
    Zawsze wyczekuję kolejnego rozdziału.! Piszesz bardzo fajnie.Życzę duuuuuużo Weny.! =)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny, barzo mi się podoba. Zapraszam do siebie meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com oraz dogwizdka.blogspot.com :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem mnie przerazasz jak piszesz o Marcie a rozdział genialny

    OdpowiedzUsuń
  7. Zadziwiwasz mnie , dziewczyno , zadziwiasz ! Toż to jest piękne ! Postać Marty nadaje temu opowiadaniu taki świetny dramatyczny nastrój . Jest świetny ! Uwielbiam ;*
    Czekam na następny , pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. glupia jestem, ale jak Baska splonela, to wydralam sie na caly dom JEA ZLY PLASTIK ZGINAL! a co do rozdzialu to kochm je wszystkie piecdziesiatszesc. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Super ! Fajny rozdział czekam na kolejny ! : )

    OdpowiedzUsuń
  10. Do tej pory nie mogę wyjść z szoku! I nie wiem co Ci tu napisać! Po pierwsze: czytam! Po drugie: czytam! Po trzecie: jestem w szoku! Zadziwiasz, naprawdę zadziwiasz!
    Jak piszesz o Marcie to ciary mnie przechodzą bo sama mam tak na imię.. -_- Wyobrażam sobie ją tak..(delikatnie z lekką nutą.. straszności?!..) co ja plotę ;D
    Widać, że były blisko! ;) Czy ona tak okazyjnie zmartwychwstanie?! O_o Bardzo mi się tu podoba! Chociaż to już 56 to ja nadal codziennie wchodzę!
    Czekam na następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i spójrz w prawo -----> tam to dopiero widać ile osób czyta :)

      Usuń
  11. Supeeer!! i wcale nie nudny ;) czekam na kolejne rozdziałki ;)
    Zapraszam oczywiście do siebie , nowy rozdział
    http://botylkocibiechce.blogspot.com/2013/03/mecz.html :):)
    Pozdrawiam:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Wielbię <3
    Czekam na kolejny *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. jaki nudny, jaki nudny ? Wiesz co ja przezyłam czytając ten rozdział, aż sie tego snu trochę przestraszyłam...

    OdpowiedzUsuń
  14. Super, świetny. Masz ogromny talent ! Nie mogę doczekać się kolejnego <3.
    Zapraszam do mnie:
    http://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
    http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialny <3 z jednej strony dobrze, że Nadia nie bedzie się już musiała użerać z tą Baśką, jednak troszke mi szkoda, ze dziewczyna tak skończyła, ale jak ,,Kuba Bogu tak Bóg Kubie".

    zapraszam do mnie, nowy rozdział, mile widziane komentarze
    http://przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. bardzo zaskoczyło mnie to, że Baśka nie żyje.. niby powinno być żal dziewczyny, ale jakoś tak.. mam tylko nadzieję, że Nadia nie będzie podejrzana o podpalenie i śmierć wroga? Dobra, bo ja już tutaj nowe teorie piszę :D rozdział świetny, czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Co ty gadasz! Nie jest wcale nudny! :) Jest wręcz boski. :D
    Zapraszam do czytania i komentowania mojego II rozdziału;
    http://wszystko-przede-mna.blogspot.com/2013/03/rozdzia-ii.html
    Pozdrawiam; Wesołych Świąt. ; )

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspaniały rozdział ^^ :) Uwielbiam tego bloga! :D Nie wiem czemu ale cieszę się że Baśka nie żyje xD
    Pozdro! ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jest bardzo fajny ! :) Ja zawsze z przyjemnością czytam ! Żadne flaki z olejem ! :))

    OdpowiedzUsuń
  20. Jest cudny.nie powinnam tak myśleć ale dobrze tak Baśce

    OdpowiedzUsuń
  21. o lol, to sie podziało, z jednej strony dobrze, że pozbyła się wroga, ale z drugiej, zginał człowiek. Informuj o nowych i zapraszam do siebie na nowe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  22. Coś czuję że Olga posądzi Nadie ;<
    A rozdział cudny :D

    OdpowiedzUsuń
  23. świetnie :)

    OdpowiedzUsuń