Pogotowie szybciutko przyjechało. Zapakowali mojego ukochanego na nosze. Nikt nie potrafiłby zrozumieć, co wtedy czułam, patrząc na to...
Nie pozwolili mi towarzyszyć Marco w karetce, mogłam co jedynie jechać za karetką.
Postanowiliśmy zatem wszyscy tak zrobić, dałam Robertowi kluczyki od terenówki Marco i ruszyliśmy w drogę.
W końcu dojechaliśmy, jak Mario powiedział, do największego szpitala w Dortmundzie. Cóż, on się na tym znał, w końcu urodzony Dortmundczyk.
Wysiadłam na kompletnie miękkich nogach. Moje przerażenie nie miało granic. Ania cały czas obok mnie szła i mnie obejmowała ramieniem, próbowała uspokoić. Ale ja nie mogłam się uspokoić, nie było to wtedy możliwe.
Robert i Mario podobnie byli bliscy łez, Robert to w ogóle nie powinien był prowadzić samochodu. Dwukrotnie prawie przejechał na czerwonym świetle...
Zasiedliśmy na korytarzu, nikt poza lekarzami nie mógł wejść na salę, w której znajdował się Marco.
Właśnie wchodziła tam jakaś pielęgniarka.
- Proszę pani, naprawdę nie mogłabym choć na chwilę wejść? - zapytałam roztrzęsiona. - Muszę go zobaczyć!
- Przykro mi bardzo, ale teraz to niemożliwe - powiedziała pielęgniarka. - Najlepiej przyjdź jutro, dzisiaj prawdopodobnie się nie da.
- Ale jak to? Nawet na chwilę nie mogę? - wypytywałam.
- Niestety - odparła pielęgniarka i weszła do sali. Kompletnie nie rozumiała, co czułam.
Ania mnie przytuliła i poklepała po plecach. Rozszlochałam się na dobre.
Ja bym była i w stanie przesiedzieć całą noc na korytarzu, ale nas wkrótce wyprosili ze szpitala, gdyż na odwiedziny był wyznaczony czas, który właśnie się skończył.
Tym razem Mario prowadził samochód, odwieźliśmy Roberta i Anię do ich domu. Ania obiecała mnie jutro odwiedzić.
- Czeka mnie samotny wieczór... - powiedziałam z wyraźną goryczą w głosie.
- Jeżeli chcesz, mogę u Ciebie przenocować. - powiedział Mario. - Też nie chcę być sam.
- Pewnie - odparłam. - Boże... to chyba najkoszmarniejszy dzień w całym moim pieprzonym życiu...
W końcu dotarliśmy na miejsce, od razu pobiegłam do kuchni, żeby zażyć środek uspokajający. Poczęstowałam też Mario.
- Nie zasnę dziś - powiedział Mario. - Będę się tylko przewracał z boku na bok...
- Ja podobnie - westchnęłam. - Ale postaraj się jutro iść na trening, bo serio się trener wkurzy...
- A niech się wkurza - syknął Mario.
Nie mieliśmy co ze sobą zrobić tego feralnego wieczora. Nie wiem jak Mario, ale ja do 2-3 w nocy nie mogłam usnąć. W końcu się udało, ale w dużej mierze dzięki proszkom uspokajającym.
**
Siedziałam obok szpitalnego łóżka, na którym leżał Marco, trzymałam go za rękę. Z drugiej strony siedział Mario. Nie brakowało również Roberta i Ani.
- Marco, jaka diagnoza? - zapytała Ania. - Co będzie?!
Marco nic nie powiedział, patrzył tylko na nas smętnym wzrokiem, z oczu mu popłynęły wielkie łzy.
- Na litość boską, odezwij się - powiedział Mario. - Powiedz, że wszystko będzie dobrze!
- Kochany, obawiam się, że nie będzie... - powiedział cicho Marco. - Doktor powiedział, że mój czas dobiegł końca...
- Nie! To nie może być prawda! - krzyknął Robert. - To musi być pomyłka!
Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Ania również się "rozkleiła" . Przytulili się do siebie, oboje gorzko płacząc.
- Marco, ja nie wierzę! - zawołałam. - Ty nie możesz umrzeć! Powiedz, że to nieprawda! Marco...
- Kochanie, słoneczko moje, to prawda... - wyszeptał Marco. - Tak mi przykro, że śmierć była mi pisana w tak młodym wieku...
Zalałam się łzami, podobnie jak Mario. Oboje przytuliliśmy się do blondyna, łkając.
- Marco, przecież musi być jeszcze jakiś ratunek - szlochał Mario. - Ja nie chcę cię stracić, ty musisz żyć, rozumiesz?
Robert usiadł obok Mario i przytulił się również do kumpla, popłakując. Ania dosiadła się do mnie.
- Miałeś jechać do Berlina na leczenie - powiedziała Ania. - Marco, przecież...
- Lekarze stwierdzili, że to nic nie da - powiedział Marco. - Musimy się pożegnać...
- Nie! Nie! To jakiś koszmar! - krzyknęłam. - Powiedz, że to wszystko nieprawda!
- Skarbie... - wyszeptał Marco i wziął moje ręce w swoje. - Ja umrę, ale nasza miłość będzie wieczna...
- Nie umrzesz... nie wierzę... - wydukał Mario.
- Mario - odezwał się Marco. - Zawsze byłeś wspaniałym przyjacielem... wspominaj mnie czasem... podobnie ty Robert, i ty, Aniu.
Czułam, że zaraz serio zemdleję... to był totalny nightmare...
- Żegnajcie - wyszeptał Marco i zamknął oczy. Przyłożyłam rękę do jego serca... już nie biło. Ustało na wieki...
- NIEEEEEEEEEEE! - krzyknęłam histerycznym tonem, poderwałam się...
I nagle, uświadomiłam sobie, że wcale nie jestem w szpitalu, tylko we własnej sypialni, i że to był jedynie straszny, koszmarny sen.
Do pokoju nagle wbiegł Mario.
- Nadio, co się stało?! Miałaś zły sen?
- Żebyś wiedział - powiedziałam, ledwo oddychając. - Musimy natychmiast jechać do szpitala!
- Dopiero 9 rano - powiedział Mario.
- No i co z tego?! - zawołałam. - Skoro już odpuściłeś sobie trening, to chociaż pójdź ze mną do Marco!
- Dobrze - powiedział Mario. Złapaliśmy taksówkę i dotarliśmy, gdzie trzeba.
*
Ten sen strasznie mnie zdenerwował. Miałam nadzieję, że ten sen nie okaże się rzeczywistością. Nawet nie chciałam o tym myśleć!
Weszliśmy do szpitala, od razu zaczepiła nas pielęgniarka, która wczoraj nie chciała mnie wpuścić na salę.
- Witam, wy zapewne do Marco? Niestety, pojechał już do Berlina, na terapię - powiedziała. - Nie wiedzieliście, że ma tam wyjechać?
- Miał dopiero w sobotę tam jechać! - powiedziałam.
- Wiem, ale sytuacja była taka, że lepiej było tego nie odkładać - powiedziała. - Wczoraj na szczęście w końcu odzyskał przytomność.
- Serio? - ucieszyłam się. - Niech pani powie, w którym szpitalu jest Marco!
- Zapewne chcesz go odwiedzić, młoda damo - powiedziała i napisała mi na karteczce adres szpitala. - Proszę bardzo. Szerokiej drogi życzę.
- Dziękuję - powiedziałam i wyszliśmy.
Ulżyło mi na wieść, że Marco odzyskał przytomność. Co nie znaczy, że kompletnie przestałam się denerwować.
// mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za te dodatkowe namieszanie z tym snem Nadii...
20 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, dziękuję Wam bardzo ♥
no to teraz tylko pozostaje czekać do meczu ! :3
jesteś już? to zostaw komentarz! :> Danke!
ledwo zawału nie dostałam jak czytałam ten sen :o myślałam, że to na serio ... ale i tak to kocham *.*
OdpowiedzUsuńWystraszyłam się .;( Ale na szczęście to tylko sen. ;) Pisz dalej .
OdpowiedzUsuńTen sen... Myślałam, że zaraz się poryczę (a wiedz, że ja praktycznie nigdy nie płaczę, chyba, że czytam albo oglądam coś bardzo dobrego) Ale z Marco będzie wszystko dobrze, prawda? Mam nadzieję że go nie zabijesz ;) napisz jak najszybciej kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńboze, płaczę jak to czytam ! masakra jakaś ;( jeden rozdział a tyle emocji ! no ja nie mogę !
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny !!
Smutam i to nie przez katar :D Kocham <33 Piszesz naprawdę niesamowicie, aż chce się jeszcze! :] <333
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
zdjecie-z-marco.blogspot.com
http://zakochaniwdortmundzie.blogspot.com/
j
OdpowiedzUsuńjjjeejku. plakalam jak czytalam o snie Nadii. Czekam na kolejny i w miedzyczasie zapraszam na moj nowy blog o bvb. jeszcze dzisiaj nowy rozdzial.
dlugadrogadoszczescia.blogspot.com
Jezu, jak czytałam ten sen to myślałam, że już koniec ;c
OdpowiedzUsuńDobrze że tylko sen :D
Świetnie jak zawsze *.*
Świetny . ♥
OdpowiedzUsuńTHE BEST ;)
OdpowiedzUsuńMiałam łzy w oczach..
OdpowiedzUsuńSmutne.. chcę żeby wszystko było dobrze! ;)
Rozdział pełen emocji ale bardzo dobry!
Czekam na następny! ;)
TO JA TU MAM ZAWAŁ, PŁACZĘ NAD ŚMIERCIĄ MARCO A TO TYLKO SEN?! Jesteś zajebista ja nigdy bym na coś takiego nie wpadła <3 Co nie zmienia faktu że jeśli uśmiercisz Marco to pojadę ci wpierdolić.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się przy momencie kiedy Marco pojechał do szpitala xdd
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam że to sen to mi ulżyło :PP
Mam nadzieję że będzie żył :)) Proszę ? :D
Myślałam, że naprwawdę umarł. Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś. Dodaj szybko nowy <3
OdpowiedzUsuńO dżises... ZAJEBISTE ! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam !
Masz MEGA talent !
Czekam na kolejnyyy :**
A meczyk muszą wygrać !!! <3
Cudne
OdpowiedzUsuńNo nie mogę. Popłakałam się. Moje serce stanęło. ;o
OdpowiedzUsuńJesteś ZŁAAA nie wono doprowadzać ludzi do płaczu! Zapraszam do sb. dogwizdka.blogspot.com jest nowy post I na blog z opowiadaniem meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com 4 rozdzaił!
OdpowiedzUsuńMega <33333
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego ;)
http://marcoundmarioborussia.blogspot.com/2013/03/rozdzia-23.html <3
Poryczałam się jak małe dziecko, prawie do zawału mnie doprowadziłaś :D
OdpowiedzUsuńAle i tak rozdział świetny <3
Popłakałam się... Mam nadzieję, że Marco będzie żył... :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga mojej koleżanki:
http://www.lenka-borussia-story.blogspot.com/
Mile widziane komentarze :)
Wspaniały ! Płakałam jak małe dziecko jak czytałam, że Marco umarł. Ale to był tylko sen. Boże, żeby wszystko było dobrze, proszę. Ale namieszałaś. Tego się nie spodziewałam. Świetnie piszesz, gratuluję <3 Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :
OdpowiedzUsuńhttp://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
liebe-in-dortmund.blogspot.com
Kocham twoje opowiadania <3 Aż się popłakałqm jak zaczęłam czytać o tym śnie :// Mam nadzieję, że Marco będzie żył ;*
OdpowiedzUsuńMatko prawie na zawał umarłam czytając. Myślałam że Marco już nie żyje. . . :(
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój blog :)
Czytam , czytam i nagle obraz rozmazuje mi sie przed oczami . Czy to to co myśle ? Tak. To przezroczysty , słony płyn płynący z moich oczu . To łzy . --- to moja reakcja na chorobę Marco .
OdpowiedzUsuńUff , to naszczęście był sen .
Mam nadzieje że w Berlinie Go wyleczą :D