piątek, 22 marca 2013

Rozdział 48

Pogotowie szybciutko przyjechało. Zapakowali mojego ukochanego na nosze. Nikt nie potrafiłby zrozumieć, co wtedy czułam, patrząc na to... 
Nie pozwolili mi towarzyszyć Marco w karetce, mogłam co jedynie jechać za karetką.
Postanowiliśmy zatem wszyscy tak zrobić, dałam Robertowi kluczyki od terenówki Marco i ruszyliśmy w drogę. 
W końcu dojechaliśmy, jak Mario powiedział, do największego szpitala w Dortmundzie. Cóż, on się na tym znał, w końcu urodzony Dortmundczyk. 
Wysiadłam na kompletnie miękkich nogach. Moje przerażenie nie miało granic. Ania cały czas obok mnie szła i mnie obejmowała ramieniem, próbowała uspokoić. Ale ja nie mogłam się uspokoić, nie było to wtedy możliwe. 
Robert i Mario podobnie byli bliscy łez, Robert to w ogóle nie powinien był prowadzić samochodu. Dwukrotnie prawie przejechał na czerwonym świetle... 
Zasiedliśmy na korytarzu, nikt poza lekarzami nie mógł wejść na salę, w której znajdował się Marco. 
Właśnie wchodziła tam jakaś pielęgniarka.
- Proszę pani, naprawdę nie mogłabym choć na chwilę wejść? - zapytałam roztrzęsiona. - Muszę go zobaczyć!
- Przykro mi bardzo, ale teraz to niemożliwe - powiedziała pielęgniarka. - Najlepiej przyjdź jutro, dzisiaj prawdopodobnie się nie da. 
- Ale jak to? Nawet na chwilę nie mogę? - wypytywałam.
- Niestety - odparła pielęgniarka i weszła do sali. Kompletnie nie rozumiała, co czułam. 
Ania mnie przytuliła i poklepała po plecach. Rozszlochałam się na dobre. 
Ja bym była i w stanie przesiedzieć całą noc na korytarzu, ale nas wkrótce wyprosili ze szpitala, gdyż na odwiedziny był wyznaczony czas, który właśnie się skończył. 
Tym razem Mario prowadził samochód, odwieźliśmy Roberta i Anię do ich domu. Ania obiecała mnie jutro odwiedzić. 
- Czeka mnie samotny wieczór... - powiedziałam z wyraźną goryczą w głosie. 
- Jeżeli chcesz, mogę u Ciebie przenocować. - powiedział Mario. - Też nie chcę być sam. 
- Pewnie - odparłam. - Boże... to chyba najkoszmarniejszy dzień w całym moim pieprzonym życiu...
W końcu dotarliśmy na miejsce, od razu pobiegłam do kuchni, żeby zażyć środek uspokajający. Poczęstowałam też Mario. 
- Nie zasnę dziś - powiedział Mario. - Będę się tylko przewracał z boku na bok...
- Ja podobnie - westchnęłam. - Ale postaraj się jutro iść na trening, bo serio się trener wkurzy...
- A niech się wkurza - syknął Mario. 
Nie mieliśmy co ze sobą zrobić tego feralnego wieczora. Nie wiem jak Mario, ale ja do 2-3 w nocy nie mogłam usnąć. W końcu się udało, ale w dużej mierze dzięki proszkom uspokajającym. 



**




Siedziałam obok szpitalnego łóżka, na którym leżał Marco, trzymałam go za rękę. Z drugiej strony siedział Mario. Nie brakowało również Roberta i Ani. 
- Marco, jaka diagnoza? - zapytała Ania. - Co będzie?! 
Marco nic nie powiedział, patrzył tylko na nas smętnym wzrokiem, z oczu mu popłynęły wielkie łzy. 
- Na litość boską, odezwij się - powiedział Mario. - Powiedz, że wszystko będzie dobrze! 
- Kochany, obawiam się, że nie będzie... - powiedział cicho Marco. - Doktor powiedział, że mój czas dobiegł końca... 
- Nie! To nie może być prawda! - krzyknął Robert. - To musi być pomyłka! 
Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Ania również się "rozkleiła" . Przytulili się do siebie, oboje gorzko płacząc. 
- Marco, ja nie wierzę! - zawołałam. - Ty nie możesz umrzeć! Powiedz, że to nieprawda! Marco... 
- Kochanie, słoneczko moje, to prawda... - wyszeptał Marco. - Tak mi przykro, że śmierć była mi pisana w tak młodym wieku... 
Zalałam się łzami, podobnie jak Mario. Oboje przytuliliśmy się do blondyna, łkając. 
- Marco, przecież musi być jeszcze jakiś ratunek - szlochał Mario. - Ja nie chcę cię stracić, ty musisz żyć, rozumiesz? 
Robert usiadł obok Mario i przytulił się również do kumpla, popłakując. Ania dosiadła się do mnie. 
- Miałeś jechać do Berlina na leczenie - powiedziała Ania. - Marco, przecież...
- Lekarze stwierdzili, że to nic nie da - powiedział Marco. - Musimy się pożegnać... 
- Nie! Nie! To jakiś koszmar! - krzyknęłam. - Powiedz, że to wszystko nieprawda!
- Skarbie... - wyszeptał Marco i wziął moje ręce w swoje. - Ja umrę, ale nasza miłość będzie wieczna... 
- Nie umrzesz... nie wierzę... - wydukał Mario. 
- Mario - odezwał się Marco. - Zawsze byłeś wspaniałym przyjacielem... wspominaj mnie czasem... podobnie ty Robert, i ty, Aniu. 
Czułam, że zaraz serio zemdleję... to był totalny nightmare... 
- Żegnajcie - wyszeptał Marco i zamknął oczy. Przyłożyłam rękę do jego serca... już nie biło. Ustało na wieki... 
- NIEEEEEEEEEEE! - krzyknęłam histerycznym tonem, poderwałam się... 
I nagle, uświadomiłam sobie, że wcale nie jestem w szpitalu, tylko we własnej sypialni, i że to był jedynie straszny, koszmarny sen. 
Do pokoju nagle wbiegł Mario.
- Nadio, co się stało?! Miałaś zły sen? 
- Żebyś wiedział - powiedziałam, ledwo oddychając. - Musimy natychmiast jechać do szpitala! 
- Dopiero 9 rano - powiedział Mario. 
- No i co z tego?! - zawołałam. - Skoro już odpuściłeś sobie trening, to chociaż pójdź ze mną do Marco!
- Dobrze - powiedział Mario. Złapaliśmy taksówkę i dotarliśmy, gdzie trzeba. 









Ten sen strasznie mnie zdenerwował. Miałam nadzieję, że ten sen nie okaże się rzeczywistością. Nawet nie chciałam o tym myśleć! 
Weszliśmy do szpitala, od razu zaczepiła nas pielęgniarka, która wczoraj nie chciała mnie wpuścić na salę.
- Witam, wy zapewne do Marco? Niestety, pojechał już do Berlina, na terapię - powiedziała. - Nie wiedzieliście, że ma tam wyjechać? 
- Miał dopiero w sobotę tam jechać! - powiedziałam.
- Wiem, ale sytuacja była taka, że lepiej było tego nie odkładać - powiedziała. - Wczoraj na szczęście w końcu odzyskał przytomność. 
- Serio? - ucieszyłam się. - Niech pani powie, w którym szpitalu jest Marco! 
- Zapewne chcesz go odwiedzić, młoda damo - powiedziała i napisała mi na karteczce adres szpitala. - Proszę bardzo. Szerokiej drogi życzę. 
- Dziękuję - powiedziałam i wyszliśmy. 
Ulżyło mi na wieść, że Marco odzyskał przytomność. Co nie znaczy, że kompletnie przestałam się denerwować. 




// mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za te dodatkowe namieszanie z tym snem Nadii... 
20 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, dziękuję Wam bardzo ♥ 
no to teraz tylko pozostaje czekać do meczu ! :3 


jesteś już? to zostaw komentarz! :> Danke! 


25 komentarzy:

  1. ledwo zawału nie dostałam jak czytałam ten sen :o myślałam, że to na serio ... ale i tak to kocham *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystraszyłam się .;( Ale na szczęście to tylko sen. ;) Pisz dalej .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten sen... Myślałam, że zaraz się poryczę (a wiedz, że ja praktycznie nigdy nie płaczę, chyba, że czytam albo oglądam coś bardzo dobrego) Ale z Marco będzie wszystko dobrze, prawda? Mam nadzieję że go nie zabijesz ;) napisz jak najszybciej kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. boze, płaczę jak to czytam ! masakra jakaś ;( jeden rozdział a tyle emocji ! no ja nie mogę !
    czekam na kolejny !!

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutam i to nie przez katar :D Kocham <33 Piszesz naprawdę niesamowicie, aż chce się jeszcze! :] <333
    Zapraszam do mnie:
    zdjecie-z-marco.blogspot.com
    http://zakochaniwdortmundzie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. j
    jjjeejku. plakalam jak czytalam o snie Nadii. Czekam na kolejny i w miedzyczasie zapraszam na moj nowy blog o bvb. jeszcze dzisiaj nowy rozdzial.
    dlugadrogadoszczescia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, jak czytałam ten sen to myślałam, że już koniec ;c
    Dobrze że tylko sen :D

    Świetnie jak zawsze *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny . ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam łzy w oczach..
    Smutne.. chcę żeby wszystko było dobrze! ;)
    Rozdział pełen emocji ale bardzo dobry!
    Czekam na następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. TO JA TU MAM ZAWAŁ, PŁACZĘ NAD ŚMIERCIĄ MARCO A TO TYLKO SEN?! Jesteś zajebista ja nigdy bym na coś takiego nie wpadła <3 Co nie zmienia faktu że jeśli uśmiercisz Marco to pojadę ci wpierdolić.

    OdpowiedzUsuń
  12. Popłakałam się przy momencie kiedy Marco pojechał do szpitala xdd
    Jak przeczytałam że to sen to mi ulżyło :PP
    Mam nadzieję że będzie żył :)) Proszę ? :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślałam, że naprwawdę umarł. Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś. Dodaj szybko nowy <3

    OdpowiedzUsuń
  14. O dżises... ZAJEBISTE ! <3
    Uwielbiam !
    Masz MEGA talent !
    Czekam na kolejnyyy :**
    A meczyk muszą wygrać !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. No nie mogę. Popłakałam się. Moje serce stanęło. ;o

    OdpowiedzUsuń
  16. Jesteś ZŁAAA nie wono doprowadzać ludzi do płaczu! Zapraszam do sb. dogwizdka.blogspot.com jest nowy post I na blog z opowiadaniem meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com 4 rozdzaił!

    OdpowiedzUsuń
  17. Mega <33333
    Zapraszam na mojego ;)
    http://marcoundmarioborussia.blogspot.com/2013/03/rozdzia-23.html <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Poryczałam się jak małe dziecko, prawie do zawału mnie doprowadziłaś :D

    Ale i tak rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Popłakałam się... Mam nadzieję, że Marco będzie żył... :)
    Zapraszam na bloga mojej koleżanki:
    http://www.lenka-borussia-story.blogspot.com/
    Mile widziane komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspaniały ! Płakałam jak małe dziecko jak czytałam, że Marco umarł. Ale to był tylko sen. Boże, żeby wszystko było dobrze, proszę. Ale namieszałaś. Tego się nie spodziewałam. Świetnie piszesz, gratuluję <3 Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :
    http://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
    liebe-in-dortmund.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Kocham twoje opowiadania <3 Aż się popłakałqm jak zaczęłam czytać o tym śnie :// Mam nadzieję, że Marco będzie żył ;*

    OdpowiedzUsuń
  22. Matko prawie na zawał umarłam czytając. Myślałam że Marco już nie żyje. . . :(
    Uwielbiam Twój blog :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Czytam , czytam i nagle obraz rozmazuje mi sie przed oczami . Czy to to co myśle ? Tak. To przezroczysty , słony płyn płynący z moich oczu . To łzy . --- to moja reakcja na chorobę Marco .
    Uff , to naszczęście był sen .
    Mam nadzieje że w Berlinie Go wyleczą :D

    OdpowiedzUsuń