sobota, 23 marca 2013

Rozdział 49

Teraz zastanawiałam się jedynie, ile Marco spędzi czasu w Berlinie. Miałam oczywiście zamiar go tam odwiedzić. 
- Wiesz Nadia, ulżyło mi, jak pielęgniarka powiedziała że odzyskał przytomność - powiedział Mario. - Trzeba jak najszybciej jechać do stolicy! 
- Trzeba, tylko kiedy? - zapytałam.
- Najlepiej dzisiaj! 
Nagle zadzwoniła komórka Mario. 
- Halo? Robert? 
Mario porozmawiał z nim chwilę, jego mina przybrała zniesmaczony wyraz. W końcu się rozłączył i mi wyjaśnił, o co chodzi.
- Robert poradził, żebym jednak przyszedł na trening - westchnął. - Bo mogę mieć problemy... 
- A trener wie, na co Marco choruje? Nie obchodzi go, że...
- Wszyscy już pewnie wiedzą, od czego są media? 
- Iść z tobą na ten trening?
- Jak chcesz. 
Wsiedliśmy w miejski autobus i podjechaliśmy na miejsce, żeby nie męczyć już nóg. Mario musiał je oszczędzać na jutrzejsze spotkanie ze Stuttgartem. 
Na boisku już wszyscy naturalnie byli. Trener od razu podszedł do Mario.
- Ja cię świetnie rozumiem, że się o Marco martwisz, ja zresztą też! Ale nie możesz przez to opuszczać treningów, zwłaszcza dzień przed meczem! Idź się przebrać, tylko szybko! 
Mario powlókł się do szatni, ja stałam przy linii boiska razem z Jurgenem. 
- Ma pan pojęcie, jak on to przeżywa? - zapytałam. - Marco jest jego bliskim przyjacielem. 
- Rozumiem, ja też się martwię, rak to poważna choroba. Ale jestem dobrej myśli, Marco na pewno wyjdzie z tego - powiedział. - W Berlinie na pewno go wyleczą. 
- Też mam taką nadzieję - przytaknęłam. - Tylko jednego nie rozumiem, czemu to padło na Marco?! 
- Rak nie wybiera - westchnął coach i poszedł przywołać do porządku Moritza, Mitchella i Svena, którzy we trójkę zaczęli się obijać. Robert, korzystając z nieuwagi trenera, podszedł do mnie. 
- Nie mam ochoty na ten trening - powiedział cicho. - Chętnie bym wrócił do domu. 
- Ja bym chętnie teraz odwiedziła Marco - powiedziałam - ale nie chcę jechać sama, i w dodatku narażając samochód Marco... już jeden urządziłam i jeszcze nikt go nie zaprowadził do naprawy. Trzeba na niedzielę zabukować bilet na autobus lub samolot - powiedziałam. 
- Po co? Pojedziemy we czwórkę samochodem - powiedział Robert. - Masz moje słowo! Dziś już nic nie zdążymy zrobić, jutro mecz, a w niedzielę świetnie pasuje. 
- No dobrze - powiedziałam. 
Cholera! Musiałam czekać do niedzieli! Ale na dziś już nie mogłam sobie załatwić biletu na samolot czy autobus, naturalnie było za późno. 
Mario przyszedł, przebrany w strój treningowy. Dołączył do naszej rozmowy.
- Mario, Robert, na litość boską! - krzyknął trener. - Co to za przerwy? 
Mario i Robert pomknęli na boisko, a ja im pomachałam na pożegnanie i skierowałam się do domu. 








Gdy wróciłam do domu, uświadomiłam sobie, że Marco ze sobą nie ma telefonu. Jego komórka leżała na kuchennym blacie. 
- Jaka idiotka ze mnie! Nie zaniosłam mu do szpitala - pomyślałam zła na siebie. - Jak mam się teraz z nim skontaktować?! 
Tęskniłam, tęskniłam niezmiernie. Nawet nie mogłam zadzwonić, żeby tylko usłyszeć jego głos... 
- Marco, co się z tobą dzieje? - westchnęłam. - Tak bym chciała być teraz przy tobie... 
Od Dortmundu do Berlina był spory kawał drogi... tyle km nas dzieliło... 
Ubrałam się i wyszłam do ogrodu. Była już jesień, było pełno liści na trawie. Wzięłam z garażu grabki i zaczęłam je grabić. Nie byłam nigdy fanką pracy w ogrodzie, ale jaki taki porządek musiał przecież być. 
Postanowiłam, że zrobię ognisko ze zgrabionych liści. W ogrodzie było miejsce na ognisko, dosyć duże, otoczone kamieniami. 
Tyle że samej siedzieć przy ognisku, trochę ponuro. Dobrze, że wielkiego wiatru nie było tego dnia. 
Liście się paliły, ja wpatrywałam się w dal. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Anki. Stała przy ogrodzeniu. 
- Nadio! 
- Ania! Już cię wpuszczam!
Pobiegłam prędko do domu po klucze od furtki i ją wpuściłam. Zasiadłyśmy przy ognisku, zaczęłyśmy rozmowę.
- Ania, jedziesz z nami w niedzielę do Berlina - obwieściłam. - Ty, ja, Mario i Robert.
- Chętnie - powiedziała Ania. - Ale w poniedziałek muszę wyjechać do Polski, mam nadzieję, że mi wybaczysz. 
- Znowu karate? - jęknęłam. - Ciągle wyjeżdżasz! 
- Taka moja kariera - westchnęła. - Ale wiesz, że kocham karate. Nie chcę z tego rezygnować.
- Rozumiem - powiedziałam zrezygnowana. - Nie obrażę się!
- To się cieszę - stwierdziła Ania - ruszają przygotowania do turnieju w Brukseli. 
- Jedziesz tam? - zapytałam. 
- Tak - powiedziała - tylko nie wiem...
- Wygrasz - przerwałam jej - jesteś wicemistrzynią świata. Jestem dumna z Ciebie, wiesz?
- To miłe - powiedziała - ale jeszcze mam wiele do nauki. 
- Wiesz co? Nie mam jak się z Marco skontaktować, bo zapomniałam mu zanieść komórkę wczoraj - powiedziałam. - Idiotka ze mnie skończona. 
- Zapomniałaś, po prostu byłaś zdenerwowana na maksa - uspokoiła mnie Ania. - To normalne! 
- Tak jakby - powiedziałam. - A teraz muszę czekać do niedzieli.
- Szybko zleci - powiedziała Ania. 
- Łatwo ci mówić, masz Roberta przy sobie, zdrowego i szczęśliwego - powiedziałam.
- Szczęśliwego? - powtórzyła Ania. - On nie jest teraz absolutnie szczęśliwy. Choroba Marco go zdołowała i to bardzo. 
- Znam to uczucie - mruknęłam. - A tak w ogóle, musiałaś go dzisiaj przekonywać, by szedł na trening?
- Trochę - przyznała. - Nie miał chęci. 







Fajnie było nam siedzieć przy ognisku, zatem podkładałam drzewa i dalej spędzałyśmy czas na świeżym powietrzu, miałam tylko nadzieję, że padać nie zacznie. 
Rozmowa z Anią bardzo mi pomagała. 
Nagle usłyszałam stukanie do drzwi, bardzo głośne. Poszłam otworzyć.
- A ty co, spałaś? - zapytał Mario. - Stoimy już tu z Robertem od 5 minut. 
- Faktycznie, bardzo długo - zaśmiałam się. - Chodźcie do ogrodu, ognisko jest rozpalone. 
- O, Ania - uśmiechnął się Robert. - Miałem już dzwonić do Ciebie, żebyś dołączyła do nas. 
- Od paru godzin już tu jestem - powiedziała moja przyjaciółka. 
Nasze rozmowy oczywiście dotyczyły Marco i niedzielnego wyjazdu do Berlina. O czym innym mogliśmy teraz rozmawiać? 
Musiałam na chwilę odłączyć się od przyjaciół i pójść do łazienki. Gdy już wracałam, usłyszałam dźwięk mojej komórki. Jakiś nieznany numer! 
Odebrałam mimo wszystko. 
- Halo? Nadia? - usłyszałam głos... Marco. Tak! To on dzwonił! 
- Marco? To ty?! - zapytałam. 
- Nie mam tu swojej komórki, więc dzwonię dzięki uprzejmości jednej z pielęgniarek, użyczyła mi telefonu - powiedział. - Powiedz, co u Ciebie? Jak się czujesz? 
- Mało co zawału wczoraj nie dostałam - westchnęłam. - Tęsknię za tobą! W niedzielę przyjeżdżamy do Ciebie! 
- Więc się bardzo cieszę - głos Marco zabrzmiał tak radośnie. - Przeszedłem już nieco leczenia, jeszcze tylko jutro mam operację... 
- Ojej... 
- Mówią mi, że powinno wszystko być dobrze! 
Głos Marco był taki pogodny. Aż i mnie się poprawił humor. 
- Przeżyjesz! Czuję to! - teraz... w tej chwili nabrałam tej pewności, że wszystko się ułoży. - Nie może się stać inaczej! 
- Uwielbiam, jak masz taki radosny głos - powiedział Marco. - Muszę skarbie teraz kończyć! Do zobaczenia w niedzielę! 
- Pa! Kocham cię bardzo! - powiedziałam i rozłączyłam się. 
Teraz nabrałam wiary. Już wszystko było dla mnie jasne. 
Wyszłam do ogrodu. Nagle pojawiło się słońce zza chmur... 
Podbiegłam do moich przyjaciół, obejmując ich... 
- Kochani wy moi - zawołałam - Marco przeżyje, zwycięży z rakiem, czuję to! Nie może być inaczej! 




// i już mamy 49 rozdział ;) opinię pozostawiam Wam. 
przepraszam też za wszystkie łzy, które wylałyście z powodu ostatnich rozdziałów. 

jak nastroje po wczorajszym meczu? 
jeżeli o mnie chodzi, jest mi nieco smutno. jeszcze ten sędzia... widać było, że był po stronie Ukraińców! -.- masakra.
jedyny plus, to super gol Łukasza ♥ 
"Jakbyś tak wierzyła w Boga jak w naszych piłkarzy, to mogłabyś zostać zakonnicą" hahaha mój tata to ma te teksty ;3 
nieważne, że wczoraj przegrali, ja dalej wierzę w naszą reprezentację. 
dobrze, że chociaż Niemcom udało się wygrać z Kazachstanem. 3:0, ładnie ;) 



kto przeczytał, niech zostawi komentarz! :3 


no i... 
DZIĘKUJĘ, ŻE CZYTACIE! ♥ 


23 komentarze:

  1. boski rozdział <33 czekam na ciąg dalszy ;)
    podsumowanie Twojego taty niezłe ;DD
    też jestem trochę zawiedziona, a nawet bardzo, ale pocieszam sie wynikiem meczu Niemcy- Kazachstan 3:0 i gol Mario <33
    zapraszam Nowy Rozdział http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/ mile widziany komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu ! Piękny <3
    Naprawdę masz talent ! I nie zaprzeczaj ! :D
    Jak Marco przeżyje to będzie idealnie ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Supeeer Rozdział . ♥ !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny ,oby Marco wyzdrowiał ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział genialny ! Czuje , że Marco wyzdrowieje ... tzn , jestem tego pewna !
    Piszczesz zajebiście <33
    Mecz , jak to mecz ... wypowiedziałam się już na ten temat .
    Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo ;* Liczę że Marco znów będzie zdrów! :) Mecz wypadł co prawda słabo, ale Łukasz strzelił pięknego gola i to się liczy ;3 Honor nam uratował ;)
    Świetne opowiadanie, czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju pod koniec uśmiechałam się przez łzy.Szczególnie jak opisywałaś to, że mają taki radosny głos...Ty tak wszystko świetnie opisujesz, że wyobrażanie sobie tyh rzeczy przychodzi z taką łatwością.:D Ty dziękujesz za to , że czytamy, a ja dziękuję za to, że piszesz :3
    A mecz...no liczyłam na więcej...eh...Praktycznie graliśmy bez żadnych stoperów, bo Piszczek, wiadomo on bardziej ofensywny jest.Do czego to doszło, że Kuba z prawej pomocy wracał się na lewą obronę? ;_;
    Haha twój tata genialny tekst :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniale ! <3 Znakomity rozdział, z Marco będzie dobrze ;d
    Czekam na kolejny;*
    A mecz no cóż przyzwyczaiłam się, że naszej reprezentacji nie idzie, ale i tak zawsze w nich wierzę <3. Niemcy chociaż ładnie zagrali ;d No i gol Mario, o ile jemu go zaliczyli ;d
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam xd gol Mario, to przy golu Bastiana piłka otarła się jeszcze o Mullera ;d

      Usuń
  9. świetne :P wiadomo, że po meczu smutno ale i takdalej w nich wierze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział. Normalnie kocham ;* Niestety mecz nam nie wyszedł no ale nic się nie zrobi ; (

    OdpowiedzUsuń
  11. z San Marino napewno wygramy :) a co do rozdziału to świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jak zawsze Genialny! :)
    Łzy były i już nie ma.. teraz radość! Wiara jest, że przeżyję! Co do meczu.. to przy pierwszym golu szczęka mi opadła, przy drugim.. miałam łzy w oczach. Ciągle powtarzałam
    "Wieżę w Was chłopcy!"
    Czekam na następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Muszę trochę nadrobić z Twoimi opowiadaniami bo przeczytałam kilka początkowych rozdziałów i bardzo mi się spodobały!
    Zapraszam na nowy rozdział ; http://zakochana-na-zaboj-w-robercie.blogspot.com/ ♥
    Życzę dalszej weny i wspaniałego pisania!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejku, jak ja uwielbiam Twój blog <3 A rozdział jest genialny, mam nadzieję, że Marco wreszcie wyjdzie z tego :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wpadłam tu przypadkiem, przeczytałam rozdział i normalnie zakochałam się! Teraz muszę nadrobić tylko 48 rozdziałów, ale w porządku. Kolonizacja z historii poczeka. ;)
    Co do meczu - nie oglądałam. Może to zabrzmi okrutnie, ale nie mogę już patrzeć na tych naszych kopaczy. Potencjał jest, ale poświęcenia zero.
    No i zapraszam do mnie. http://de-este-mundo.blogspot.com/
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam do mnie ! Właśnie pojawił się pierwszy rozdział . Zaczęłam czytać twój blog ,ale prędko nie skończę ,bo czeka mnie dużo długich rozdziałów . :)
    http://robert-i-judyta-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Mega rozdział, czekam na następne *.* Mam nadzieję , że z Marco będzie dobrze ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. WYZDROWIEJE! Wiem to! Chociaz to ty jesteś kims rozdajacy,m zycie w tym opowiadaniu. Ogólnie super rozdzial Zpraszam do sb dogwizdka.blogspot.com i na nowy blog z opowiadaniem: meg-und-marco-echte-liebe Jest nowy 5 rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  19. Niesamowity : )

    OdpowiedzUsuń
  20. oby przeżył.!:) super rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Super rozdział :)
    Mam nadzieję, że Marco przeżyje <3

    OdpowiedzUsuń