Jego treść brzmiała :
"Dowiedziałam się, kiedy pogrzeb Marty. W czwartek o godzinie 15:00. Mam nadzieję, że zaszczycisz swoją obecnością. Całuję, Laura"
Krew uderzyła mi do głowy. Wiedziałam, że powinnam pojechać.
Chociaż, z drugiej strony... mimo, że już nie utrzymywałam takich kontaktów z Martą, nie takiego spodziewałam się spotkania.
No cóż, trzeba było załatwić sobie lot i lecieć do ojczyzny.
Marco jeszcze spał, słodko wyglądał pogrążony we śnie. Postanowiłam mu nie przeszkadzać, tylko iść wziąć prysznic, ubrać się i poszukać w internecie lotu do Warszawy.
Odpaliłam laptop i zaczęłam poszukiwania. Rezultat był dla mnie świetny, bo znalazłam lot w środę o godzinie 11:00. Musiałam jeszcze poinformować mojego chłopaka.
W końcu Marco zszedł na dół, w samych bokserkach, jeszcze nieco zaspany. Od razu podszedł do mnie, żeby mnie uraczyć pocałunkiem.
- Nadia, skarbie, ty ranny ptaszku - uśmiechnął się. - O, widzę, że odlecieć mi planujesz!
- Na długo cię nie zostawię - westchnęłam. - Widzisz, kochanie, Laura się dowiedziała, kiedy pogrzeb Marty i mam zamiar polecieć.
- To kiedy? - zapytał Marco.
- Pochówek o 15:00, a ja znalazłam lot o 11 - powiedziałam. - Świetnie się składa.
- A kiedy wrócisz?
- Zapewne w piątek. Około 15-16 byłabym z powrotem w Dortmundzie - powiedziałam.
- Nie ma problemu - powiedział Marco. - Odwiedzisz przy okazji rodzinę.
- I odpoczniesz ode mnie - zaśmiałam się.
- Bardzo śmieszne - skomentował Marco.
- Śmieszne, śmieszne - potwierdziłam i cmoknęłam go w policzek. - To co na śniadanie robimy?
- A co byś chciała?
- Kaszankę - odparłam.
- Ojej, obawiam się że nie ma tego - powiedział Marco. - Ale czekaj, ubiorę się i mogę...
- Żartowałam - przerwałam mu ze śmiechem. - Nie jadam takich rzeczy.
- Kaszanka śmierdzi - skrzywił się Marco. - Nie wiem, jak można takie coś jeść.
- Robimy tosty - zdecydowałam, i zabrałam się do roboty.
Przy śniadaniu postanowiłam poruszyć temat prawa jazdy.
- Marco, więc jak z tym prawem jazdy? - zapytałam.
- Jak wrócisz z Polski, to wtedy się załatwi szkolenie - powiedział Marco. - Teraz, jak chcesz wyjechać, nie ma sensu.
- Zgoda - powiedziałam i wstałam, aby zaparzyć sobie herbatę.
Po śniadaniu pożegnałam się z Marco, i poszedł na trening. Ja zaś dostałam sms od Cathy, że już czuje się dobrze i zaproponowała mi spotkanie w kawiarni. Z chęcią się zgodziłam.
*
(Marco)
Gdy wszedłem do szatni, już większość kolegów była i się przebierała.
- Cześć wszystkim - powiedziałem - a gdzie Mario?
- Nie ma go jeszcze - odparł Robert, podając mi rękę na przywitanie.
- A to spóźnialski - skomentował Mats.
- No proszę, i kto to mówi? - wtrącił się Marcel. - Pamiętam, jak kiedyś całą godzinę się spóźniłeś!
- Trener był wściekły, zwłaszcza że to dzień przed ważnym meczem było - dodał Sven.
- Będziecie mi to teraz wypominać? - skrzywił się Mats.
Nagle do szatni wszedł mój przyjaciel. Ale nawet się nie przywitał, ani cześć nie powiedział, ani nic. Odniosłem wrażenie, że jest zdenerwowany i z czegoś niezadowolony.
- Mario, czyżbyś stracił głos? - zainteresował się Robert i podał mu rękę.
Mario mu również podał, choć jego oczy miały taki dziwny wyraz. Zastanawiałem się intensywnie, co mogło się stać?
- Mario, wszystko gra? - zapytałem z niepokojem i podałem mu rękę, normalnie to zawsze padaliśmy sobie w ramiona na przywitanie, ale dzisiaj...
- Tak jakby - powiedział szorstko. - Ale syf w tej szatni, o matko.
Byłem taki zdziwiony, że hej. Spojrzałem na Roberta, jego spojrzenie mówiło to samo. Reszta chłopaków też była zdumiona dzisiejszą postawą Mario. Zawsze taki wesoły, uśmiechnięty, a dzisiaj... zwyczajnie wstał lewą nogą? Ale mógł wprost powiedzieć o tym, każdy by zrozumiał. Przebrał się szybko i siedział ze spuszczoną głową.
- Jak ci brudno, to miotła do ręki i wio - próbował żartem rozładować atmosferę Kevin.
- Puścimy ci muzyczkę, to będzie jak taniec - wtórował mu Mats.
- Na litość boską, możecie przestać? To w ogóle nie jest zabawne - krzyknął Mario.
- A ty co się tak wydzierasz? - zapytał trener, który właśnie wszedł do szatni.
- Niemiecki Messi wstał dziś lewą nogą - zaśmiał się Sven.
Mario posłał mu zabójcze spojrzenie, aż Sven się zmieszał.
- Dobra, wychodzimy na boisko - powiedział trener. - Trening czas zacząć.
Podczas treningu zawsze trzymaliśmy się we trójkę. Dziś Mario wyraźnie się izolował. Razem z Lewym myśleliśmy, co mogło się stać. Jeszcze wczoraj był sobą...
Po skończonym treningu ogarnialiśmy się w szatni, ogólnie chłopaki byli w dobrym humorze, oprócz Mario.
- Mario, czyżbyś się obraził? - zapytał Robert.
- Nie powiedziałem tego - odparł Mario. - O boże...
Mario szybko się spakował, jakby chciał natychmiast opuścić szatnię i kolegów. Zajrzał jeszcze do szafki, w której zwykle stały napoje. Dziś tam nic nie było.
- Kurwa, uschnąć można z pragnienia - mruknął. - Trudno, napiję się wody z kałuży.
I wyszedł. Nie trzasnął drzwiami, jeszcze nie było może z nim najgorzej.
- Co się z nim dzieje?! - nie ukrywał zdumienia Marcel. - Jak żyję, nie widziałem go w takim stanie.
- Idę z nim porozmawiać - powiedziałem. - Może go jeszcze dogonię.
- Słusznie - powiedział Mats. - Ale lepiej bez kija nie podchodź.
- Mats, nie czas na żarty - westchnąłem. - A jak faktycznie Mario ma jakieś problemy?
- Nie wiem, mam nadzieję, że się dowiesz - powiedział Mats. - Jesteś jego najlepszym przyjacielem...
To była prawda. Więc poszedłem szybko. Właśnie Mario szedł przez boisko. Dogoniłem go.
- Mario! - zawołałem.
- O co chodzi? - zapytał szorstko Mario.
- Mario, co się z tobą dziś dzieje? - zapytałem z niepokojem.
- Nic - powiedział, udając zdziwienie.
- Mi tego nie wmawiaj - powiedziałem.
- A daj mi święty spokój, i reszcie powiedz, żeby też się odpieprzyli - warknął Mario. - Rozumiesz?
Mario po tych słowach bez pożegnania poszedł w swoją stronę, a ja nie wiedziałem, co mam myśleć.
On nigdy się tak do mnie nie zwracał. Coś musiało się stać. Zacząłem się o niego martwić.
Usiadłem zrezygnowany na murawie. Nagle poczułem czyjeś dłonie na plecach. Te dłonie należały do Roberta. Obok niego stał Marcel.
- Co się stało? - zapytał Marcel. - Pokłóciliście się z Mario?
- Kazał mi i wam wszystkim odczepić się od niego - westchnąłem smutno.
- Co z nim? - zdziwił się Robert. - Nie poznaję go.
- Wiecie co chłopaki, martwię się o niego - powiedziałem.
Nie wiedziałem, co robić.
*
Spędziłam miło czas, siedząc w kawiarni, zajadając ciasto, popijając je cappuccino i do tego rozmawiając z Cathy. Opowiadałyśmy sobie, co się u nas ostatnio wydarzyło, obgadałyśmy nieco naszych ukochanych, oczywiście w samych superlatywach.
Zasiedziałam się nieco. Gdy wróciłam do domu, Marco jeszcze nie było.
Wstałam dziś wyjątkowo wcześnie. Nagle poczułam, że spać mi się chce. Postanowiłam uciąć sobie drzemkę.
Rozłożyłam się na kanapie i nie zauważyłam, jak zasnęłam.
*
(Marco)
Byłem nieco podłamany, nie wiedziałem, co robić. Robert poszedł odwiedzić Anię. Chciał, żebym poszedł z nim, ale nie chciałem zarazić koleżanki gorszym samopoczuciem.
Robert był bardziej odporny psychicznie niż ja. Zazdrościłem mu czasem tego.
Zastanawiałem się, czy się nie wyżalić Nadii, ale to by mogło ją dobić. Zawsze powtarzała, że nie znosi, gdy jej przyjaciele są pokłóceni. A ona i bez tego miała zmartwienia.
Snułem się bez celu po mieście. Zastanawiałem się, co ugryzło Mario. Bałem się, czy to nie koniec naszej przyjaźni...
Nie, nie, nie! To nie mogła być prawda.
// jak Wam się podoba?
miło by było, jakby pod tym rozdziałem uzbierało się 10+ komentarzy :]
potrzebna mi motywacja do dalszego pisania ;>
pozdrawiam czytających *.*
- Śmieszne, śmieszne - potwierdziłam i cmoknęłam go w policzek. - To co na śniadanie robimy?
- A co byś chciała?
- Kaszankę - odparłam.
- Ojej, obawiam się że nie ma tego - powiedział Marco. - Ale czekaj, ubiorę się i mogę...
- Żartowałam - przerwałam mu ze śmiechem. - Nie jadam takich rzeczy.
- Kaszanka śmierdzi - skrzywił się Marco. - Nie wiem, jak można takie coś jeść.
- Robimy tosty - zdecydowałam, i zabrałam się do roboty.
Przy śniadaniu postanowiłam poruszyć temat prawa jazdy.
- Marco, więc jak z tym prawem jazdy? - zapytałam.
- Jak wrócisz z Polski, to wtedy się załatwi szkolenie - powiedział Marco. - Teraz, jak chcesz wyjechać, nie ma sensu.
- Zgoda - powiedziałam i wstałam, aby zaparzyć sobie herbatę.
Po śniadaniu pożegnałam się z Marco, i poszedł na trening. Ja zaś dostałam sms od Cathy, że już czuje się dobrze i zaproponowała mi spotkanie w kawiarni. Z chęcią się zgodziłam.
*
(Marco)
Gdy wszedłem do szatni, już większość kolegów była i się przebierała.
- Cześć wszystkim - powiedziałem - a gdzie Mario?
- Nie ma go jeszcze - odparł Robert, podając mi rękę na przywitanie.
- A to spóźnialski - skomentował Mats.
- No proszę, i kto to mówi? - wtrącił się Marcel. - Pamiętam, jak kiedyś całą godzinę się spóźniłeś!
- Trener był wściekły, zwłaszcza że to dzień przed ważnym meczem było - dodał Sven.
- Będziecie mi to teraz wypominać? - skrzywił się Mats.
Nagle do szatni wszedł mój przyjaciel. Ale nawet się nie przywitał, ani cześć nie powiedział, ani nic. Odniosłem wrażenie, że jest zdenerwowany i z czegoś niezadowolony.
- Mario, czyżbyś stracił głos? - zainteresował się Robert i podał mu rękę.
Mario mu również podał, choć jego oczy miały taki dziwny wyraz. Zastanawiałem się intensywnie, co mogło się stać?
- Mario, wszystko gra? - zapytałem z niepokojem i podałem mu rękę, normalnie to zawsze padaliśmy sobie w ramiona na przywitanie, ale dzisiaj...
- Tak jakby - powiedział szorstko. - Ale syf w tej szatni, o matko.
Byłem taki zdziwiony, że hej. Spojrzałem na Roberta, jego spojrzenie mówiło to samo. Reszta chłopaków też była zdumiona dzisiejszą postawą Mario. Zawsze taki wesoły, uśmiechnięty, a dzisiaj... zwyczajnie wstał lewą nogą? Ale mógł wprost powiedzieć o tym, każdy by zrozumiał. Przebrał się szybko i siedział ze spuszczoną głową.
- Jak ci brudno, to miotła do ręki i wio - próbował żartem rozładować atmosferę Kevin.
- Puścimy ci muzyczkę, to będzie jak taniec - wtórował mu Mats.
- Na litość boską, możecie przestać? To w ogóle nie jest zabawne - krzyknął Mario.
- A ty co się tak wydzierasz? - zapytał trener, który właśnie wszedł do szatni.
- Niemiecki Messi wstał dziś lewą nogą - zaśmiał się Sven.
Mario posłał mu zabójcze spojrzenie, aż Sven się zmieszał.
- Dobra, wychodzimy na boisko - powiedział trener. - Trening czas zacząć.
Podczas treningu zawsze trzymaliśmy się we trójkę. Dziś Mario wyraźnie się izolował. Razem z Lewym myśleliśmy, co mogło się stać. Jeszcze wczoraj był sobą...
Po skończonym treningu ogarnialiśmy się w szatni, ogólnie chłopaki byli w dobrym humorze, oprócz Mario.
- Mario, czyżbyś się obraził? - zapytał Robert.
- Nie powiedziałem tego - odparł Mario. - O boże...
Mario szybko się spakował, jakby chciał natychmiast opuścić szatnię i kolegów. Zajrzał jeszcze do szafki, w której zwykle stały napoje. Dziś tam nic nie było.
- Kurwa, uschnąć można z pragnienia - mruknął. - Trudno, napiję się wody z kałuży.
I wyszedł. Nie trzasnął drzwiami, jeszcze nie było może z nim najgorzej.
- Co się z nim dzieje?! - nie ukrywał zdumienia Marcel. - Jak żyję, nie widziałem go w takim stanie.
- Idę z nim porozmawiać - powiedziałem. - Może go jeszcze dogonię.
- Słusznie - powiedział Mats. - Ale lepiej bez kija nie podchodź.
- Mats, nie czas na żarty - westchnąłem. - A jak faktycznie Mario ma jakieś problemy?
- Nie wiem, mam nadzieję, że się dowiesz - powiedział Mats. - Jesteś jego najlepszym przyjacielem...
To była prawda. Więc poszedłem szybko. Właśnie Mario szedł przez boisko. Dogoniłem go.
- Mario! - zawołałem.
- O co chodzi? - zapytał szorstko Mario.
- Mario, co się z tobą dziś dzieje? - zapytałem z niepokojem.
- Nic - powiedział, udając zdziwienie.
- Mi tego nie wmawiaj - powiedziałem.
- A daj mi święty spokój, i reszcie powiedz, żeby też się odpieprzyli - warknął Mario. - Rozumiesz?
Mario po tych słowach bez pożegnania poszedł w swoją stronę, a ja nie wiedziałem, co mam myśleć.
On nigdy się tak do mnie nie zwracał. Coś musiało się stać. Zacząłem się o niego martwić.
Usiadłem zrezygnowany na murawie. Nagle poczułem czyjeś dłonie na plecach. Te dłonie należały do Roberta. Obok niego stał Marcel.
- Co się stało? - zapytał Marcel. - Pokłóciliście się z Mario?
- Kazał mi i wam wszystkim odczepić się od niego - westchnąłem smutno.
- Co z nim? - zdziwił się Robert. - Nie poznaję go.
- Wiecie co chłopaki, martwię się o niego - powiedziałem.
Nie wiedziałem, co robić.
*
Spędziłam miło czas, siedząc w kawiarni, zajadając ciasto, popijając je cappuccino i do tego rozmawiając z Cathy. Opowiadałyśmy sobie, co się u nas ostatnio wydarzyło, obgadałyśmy nieco naszych ukochanych, oczywiście w samych superlatywach.
Zasiedziałam się nieco. Gdy wróciłam do domu, Marco jeszcze nie było.
Wstałam dziś wyjątkowo wcześnie. Nagle poczułam, że spać mi się chce. Postanowiłam uciąć sobie drzemkę.
Rozłożyłam się na kanapie i nie zauważyłam, jak zasnęłam.
*
(Marco)
Byłem nieco podłamany, nie wiedziałem, co robić. Robert poszedł odwiedzić Anię. Chciał, żebym poszedł z nim, ale nie chciałem zarazić koleżanki gorszym samopoczuciem.
Robert był bardziej odporny psychicznie niż ja. Zazdrościłem mu czasem tego.
Zastanawiałem się, czy się nie wyżalić Nadii, ale to by mogło ją dobić. Zawsze powtarzała, że nie znosi, gdy jej przyjaciele są pokłóceni. A ona i bez tego miała zmartwienia.
Snułem się bez celu po mieście. Zastanawiałem się, co ugryzło Mario. Bałem się, czy to nie koniec naszej przyjaźni...
Nie, nie, nie! To nie mogła być prawda.
// jak Wam się podoba?
miło by było, jakby pod tym rozdziałem uzbierało się 10+ komentarzy :]
potrzebna mi motywacja do dalszego pisania ;>
pozdrawiam czytających *.*
świetne :3
OdpowiedzUsuńSuper :D Mam nadzieję że Mario wróci do siebie ;) Czekam na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńCo ugryzło tego Mario? :-/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nic poważnego :)
No to Nadię czeka krótka rozłąka z Marco czyli lot do Polski ;)
Pisz! Ja czekam na kolejne! :)
Marta♥
jakie to *.* piszesz świetnie! :D czekam na nexta !! <3
OdpowiedzUsuńi ciekawe co z Mario ;( szkoda mi go :**
Usuńco Mario taki dziwny ? świetne ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział
Usuńwsrodkuserc.blogspot.com
Wiec tak. xd caly blog przeczytalam wczoraj w nocy. Jestbardzo fajny. Tylko moglabys cos wesolego dozucic , bo tak sumutamy ciagle. Mala uwaga , bardzo duzo wyrazow sie powtarza, ale nie przejmuj , sie . xd piasz dalej ;*
OdpowiedzUsuńboję się o Mario ;o
OdpowiedzUsuńAle spoko rozdział :)
Uu czyżby Mario się zakochał a dziewczyna dała mu kosza ...? :D hiehehi czekam na następny ! Muszę się dowiedzieć co go trapi .. *.*
OdpowiedzUsuńOj, biedy MARCO! Najlepsi przyjaciele, a teraz..
OdpowiedzUsuńSmutne.. Bardzo smutne... Mam nadzieję, że pogodzą się i zrozumieją.Bo ostatnimi czasy strasznie tu smutno... czekam na jakieś uśmiechy itd. ;)
ooo.. Mario , szkoda mi go ;(
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rozdział <33
świetny ;D
Cudowne ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny jest twój blog *.*
OdpowiedzUsuńWczoraj usiadłam o 20 i siedziałam aż do 23 by przeczytać wszystko,bo wciągnęło mnie *.*
Na prawdę,świetne,a Marco jaki romantyk ;P Lubię te momenty jak się czuli do Nadii :D
Powtórzę jeszcze raz-CUDOWNE
Czekam na kolejne ;)
świetne, ciekawe co się stało
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
zapraszam do mnie, nowy rozdział
http://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
od razu czytam kolejny, bo ciekawość zżera! <3 kocham Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuń