W środowy poranek obudziłam się z myślą, że odwiedzę dziś Anię. Obiecałam jej przecież. A jutro lot do Polski. Dziś wieczorem czekało mnie pakowanie walizki.
Wylegiwałam się w ciepłym łóżku. Znów się obudziłam szybciej od blondyna. Ale on też wnet otworzył oczy.
- Skarbie, nie śpisz już? - wyszeptał i przysunął się do mnie. - Muszę się tobą nacieszyć, bo jutro wyjeżdżasz...
- I pojutrze wracam - uzupełniłam.
- Będzie mi ciebie jednak brakowało - powiedział. Jakiś smutny miał głos.
- Coś się stało? - zapytałam. - Smutno brzmi twój głosik...
- Na pewno chcesz wiedzieć? - zapytał Marco.
- Tak, chcę!
- Wczoraj coś ugryzło Mario - powiedział.
- Komar? - zażartowałam.
- Gorzej - stwierdził Marco. - Był zdenerwowany i bez humoru jak tylko rano przyszedł na trening. Gdy potem próbowałem z nim pogadać, nieładnie mnie spławił. Nie rozumiem tego...
Przejęłam się. Nie chciałam, żeby byli skłóceni. Jeżeli Mario miał problemy, komu jak komu, ale dla Marco mógł się zwierzyć!
- Dziś na treningu, mam nadzieję, pewnie wszystko się wyjaśni - powiedziałam.
- Ja też mam taką nadzieję - powiedział. - Ech, co za życie! Czemu, jak jest fajnie, musi się wszystko zrypać?!
- Tak już w życiu bywa - stwierdziłam.
- Chciałbym cię zabrać w jakieś odludne miejsce, bylibyśmy tylko ja i ty... - rozmarzył się Marco. - Zero zmartwień, byśmy powyłączali telefony i cieszyli się sobą.
- Mam też takie marzenie - powiedziałam.
- Niech no tylko będę miał wolne - uśmiechnął się Marco promiennie.
- Czekam z niecierpliwością - powiedziałam.
- Ja mimo wszystko wierzę, że jeszcze będzie wszystko super... musimy się trzymać zawsze razem, pamiętaj, słoneczko. Na dobre i na złe - powiedział.
- Chyba musimy już wstawać - powiedziałam, ale Marco mnie przytrzymał.
- Mamy czas - wyszeptał.
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu w legowisku, aż w końcu trzeba było wstawać.
Ponieważ przez te leniuchowanie uciekło nam trochę czasu, od razu po śniadaniu Marco musiał wyjść na trening, dochodziła 9 rano.
- Chodź tu do mnie - wyszeptał i przyciągnął do siebie. - Trzymaj kciuki, żeby Mario dziś znów był tym Mario, którego znamy i kochamy!
- Całym sercem jestem za tym - wyszeptałam. - Dziś jednak raczej nie wpadnę na wasz trening, trzeba jakieś drobne zakupy kupić na lot i mam zamiar dziś odwiedzić Anię w szpitalu.
- Rozumiem, słoneczko - odpowiedział Marco. - Dopiero jutro lecisz, tak? To jeszcze przez dzisiejszą noc będę mógł się tobą nacieszyć...
- Co sugerujesz? - zapytałam.
- Zobaczysz - uśmiechnął się i pocałował w policzek. - Muszę pędzić, do zobaczenia!
- Pa - odezwałam się. - I nie obijać mi się tam!
Marco uśmiechnął się tylko na te słowa i wyszedł. Zabrałam się do ogarniania kuchni, gdy skończyłam, ubrałam się i wyszłam na miasto załatwiać sprawy.
*
(Marco)
Wszedłem do szatni, przywitałem się z kolegami, wśród których jednak nie było Mario. Był jednak Robert, który już zdążył się przebrać.
- Jak tam, Marco? - zapytał z troską.
- Jest okej... a gdzie macie Mario? - zapytałem.
- Czy ty dnia jednego nie możesz bez niego wytrzymać? - westchnął Mats.
- Żebyś wiedział - odparłem głośno - po wczorajszym martwię się o niego zwyczajnie i tyle. Chcę to wyjaśnić. Brakuje mi go...
- Wyjaśni się, wyluzuj - powiedział Julian.
- Nie ma się z kim przytulić - zaśmiał się Felipe.
- Zero wyrozumiałości - pomyślałem z goryczą. - Szkoda słów.
Nie miałem ochoty na żarty. Jednak kumple zrozumieli swój błąd.
- Marco, nie obrażaj się - powiedział Mats. - Będzie dobrze, zobaczysz! - i objął mnie ramieniem.
- Dokładnie - dodał Julian.
- Sam bym chciał wiedzieć, co z Mario - powiedział Moritz. - Więc przestańcie nabijać się z Marco.
- A ty co, adwokat jego jesteś? - odparł Felipe.
Moritz tylko spojrzał. Czarnoskóry obrońca BVB już nic nie mówił.
W końcu był czas wybiec na murawę, a mojego przyjaciela dalej nie było. Co mu się stało?!
Dobrze, że Robert mi towarzyszył. Bo Mario nie przyszedł tego dnia na trening.
*
Zrobiłam sobie zakupy, miałam całkiem niezły humor od rana. Pamiętałam jednak wciąż, że lecę na pogrzeb starej przyjaciółki.
- Mogła chociaż jakiś list zostawić tylko dla mnie - pomyślałam. - Chciałabym wiedzieć, co nią tak naprawdę pokierowało...
Z opowieści Laury, Marta była samotna, a do tego zostawił ją chłopak, w którym była zakochana do szaleństwa. W sumie wiedziałam, co to znaczy być zakochanym do szaleństwa... dzięki Marco oczywiście.
Wsiadłam w miejski autobus i podjechałam do szpitala. Dzwoniłam do Ani, prosiła mnie o jakieś owoce. Była ich maniaczką. Nauczyła też tego samego Roberta.
Gdy weszłam na jej salę, była zajęta czytaniem czasopisma.
- Nadia, kochana moja, witaj - powiedziała Ania, i wymieniłyśmy całuski w policzki na przywitanie. - Jak tam?
- Witam, witam! - odparłam. - Jest całkiem dobrze, chociaż jutro lecę na pogrzeb...
- Pogrzeb?! - zdziwiła się Ania. - Kogo?
- Znasz Martę? Tę moją dawną przyjaciółkę z Warszawy - powiedziałam.
- Kojarzę! - odpowiedziała. - Chyba nie powiesz mi, że...
- Tak - przerwałam jej. - Ona nie żyje.
Ania złapała się za serce. Wyjaśniłam jej, co się stało, opowiedziałam całą historię.
- Na litość boską, Nadio... Straszne! Ale ty nie możesz się za to obwiniać, tylko dlatego, że nie miałyście ze sobą częstych kontaktów - powiedziała stanowczym tonem.
- Wszyscy mi to mówią dookoła - powiedziałam.
- Mają rację - powiedziała. - Ale mimo wszystko, mi też jest przykro... - i uścisnęła moją dłoń.
Jak dobrze było mieć taką przyjaciółkę jak Anka. Spędziłam jeszcze nieco czasu z nią, zanim wróciłam do domu.
*
Wieczorem zaczęłam pakować walizkę. W sumie nie musiałam dużo rzeczy zabierać. Układałam właśnie ubrania, gdy przyszedł Marco.
- Na litość boską, całą szafę planujesz zabrać? - zaśmiał się. - A może ty chcesz mi uciec...
- Oj Marco, Marco - pokręciłam głową. - Już w piątek tu wrócę... nie zostawię cię na długo...
- Kochanie, ja żartowałem - powiedział. - Liczę, że gdy wrócisz, już będzie wszystko dobrze, żadnych problemów...
- Będzie super! Postaram się zrobić te prawo jazdy - powiedziałam. - I czekam na jakieś wakacje... chciałabym choć na weekend gdzieś tylko z tobą pojechać...
- Doczekasz się, ja ci to obiecuję - odparł Marco.
W końcu skończyłam pakowanie i zeszliśmy z Marco na dół. Po skromnej kolacji tuliliśmy się przed telewizorem, oglądając jakieś programy sportowe.
- Tak w ogóle... to Mario dziś nie był na treningu - powiedział smutno Marco.
- Może jest chory - powiedziałam, chcąc go pocieszyć.
- Nie wiem... nie wiem - westchnął Marco.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. To był... Mario! Od razu się domyśliłam, że na pewno chce złożyć wizytę mojemu ukochanemu.
- Cześć, Nadia - powiedział i mnie przytulił na przywitanie. - Zastałem Marco? Muszę z nim porozmawiać.
- Cześć! Oczywiście, wejdź - powiedziałam i go wpuściłam do środka.
- Kochanie, Mario przyszedł - zawołałam.
Marco powoli przyszedł. Żeby im nie przeszkadzać, poszłam na górę sobie poczytać.
*
(Marco)
Staliśmy z Mario naprzeciwko siebie przez chwilę, choć odniosłem wrażenie, że to trwało całe wieki.
- Marco, muszę z tobą porozmawiać... - powiedział Mario. - Na pewno jesteś zły, że cię wczoraj tak niemiło traktowałem, ale przyszłem cię dziś bardzo za to przeprosić i wyjaśnić ci, dlaczego tak postępowałem.
Nie podobało mi się to, jak mnie wczoraj spławił, ale gdy zobaczyłem jego oczy, jego błagalne spojrzenie pełne skruchy, wymiękłem.
- Chodźmy do salonu - powiedziałem. - Chętnie posłucham.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Mario zaczął opowiadać.
- Widzisz, w poniedziałek wieczorem rodzice przekazali mi i mojemu młodszemu bratu szokującą dla nas informację. - zaczął. - Moi rodzice się rozwodzą! Po tylu latach małżeństwa!
Doznałem szoku. Państwo Goetze zawsze byli takim przykładnym, dobrym małżeństwem! Jak to?
- Ojciec też wyznał, że ma nową partnerkę - dodał Mario. - Nie wyobrażam go sobie z inną kobietą, innymi dziećmi... Moja rodzina się rozpadła - powiedział łamiącym się głosem. - Dlatego wczoraj byłem taki rozdrażniony i wściekły.
- Nie rozpadła się, tylko zmieniła - próbowałem go od razu pocieszyć. - Mario, dlaczego mi nie powiedziałeś? Mi wszystko możesz mówić, jestem twoim przyjacielem - powiedziałem.
- Teraz sam się temu dziwię - westchnął. - Ale ja chcę, żeby wszystko zostało po staremu!
- Współczuję ci, stary - powiedziałem ze wzruszeniem. - Wiem, że rodzina zawsze dla ciebie była szalenie ważna.
- Bo to prawda - zgodził się Mario. - Marco, wybaczysz mi moje wczorajsze słowa? Nigdy bym się tak nie odezwał, i to do Ciebie, ale...
Nie mogłem się gniewać. Takie coś go spotkało. Postanowiłem go wspierać, ile tylko się da.
I cieszyłem się niezmiernie, że nie straciłem przyjaciela, że pogodziliśmy się.
- Chodź do mnie - powiedziałem i padliśmy sobie w ramiona. - Mario, czemu nie było cię dziś na treningu? Chłopaki się też ze mnie nabijali, że dnia bez ciebie wytrzymać nie mogę.
- Pozwoliłem sobie na wolne - wyznał. - Jak ciebie raz nie było, to ze mnie też były żarty. Nie przejmuj się. Żadni z nich nie są aż tak mocno zaprzyjaźnieni, więc nam zazdroszczą.
- Nie przejmuję się - powiedziałem - tylko się cieszę, że się przyjaźnię z kimś takim jak ty...
- Marco... dziękuję, że jesteś - wyszeptał Mario i schował twarz na mojej klacie.
Pocałowałem mojego kumpla w czoło i poszedłem zobaczyć, co porabia moja dziewczyna. Zasnęła z książką w fotelu. Zapewne czytała jakieś nudziarstwo i ją to uśpiło. Wyglądała tak słodko, gdy spała!
Zrobiłem gorącą czekoladę dla poprawienia nastrojów. Mario wyznał, że teraz lepiej się czuje i że moje wsparcie zawsze mu bardzo pomaga.
Po długich rozmowach, włączyłem TV i oglądaliśmy jakieś programy, gdy nagle spostrzegłem, że Mario usnął na siedząco! Postanowiłem go nie budzić, tylko okryłem kocem i sam poszedłem do sypialni. Miałem o 100 % lepszy nastrój niż rano.
// następny chceta, to komentujta ;>
chceta, chceta :D cieszę się, że z Mario wszystko spoko ;3 Maarco *.*
OdpowiedzUsuńboże kocham tooo!!!
OdpowiedzUsuńi pewnie że chcę kolejny rozdział ^.^
szkoda mi Mario, trochę mu się życie posypało -,-
pozdrawiam <333
Ale chyba takich już par jak oni nie ma ;D
OdpowiedzUsuńKocham to twoje opowiadanie ;*
Chceemy . :P
OdpowiedzUsuńno to Mario ma troszkę przechlapane życie ;(
OdpowiedzUsuńoczywiście że następny chcemy , co to w ogóle za pytanie ;)
super :3
OdpowiedzUsuńNo to już wiemy dlaczego Mario się tak zachowywał...szkoda go naprawdę. Skoro rodzina była dla niego taka ważna to nie dziwię się, że nie był sobą. Ale ma wsparcie w Marco i to jest dobre. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie..co nie? :):)
OdpowiedzUsuńJak ja lubie cię (a może nawet i kocham )za to opowiadanie :*
Czekam na więcej :*
Anka niech wraca do zdrowia ^^
.
Borussia niech da jutro popalic Szachtarowi! :-D Fuck yeah ♥
Pozdrawiam: Marta ♥
Yy.. to co przeczytałam mnie zszokowało. Mało tego zrobiło mi się smutno. Oj, ten Mario! Spodziewałam się czegoś innego ale chyba wolę taki rozwój sytuacji! ;) Podoba mi się to, że tu jest tak jakoś normalnie jeśli chodzi o relacje Nadii z Marco ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że chcemy następny rozdział! ;) Pisz, pisz... :D
Ten Mario to ma pod górkę.. :p Tak chceem następnego rozdziała *.* Świetny ten był :D
OdpowiedzUsuń