poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 33

W środowy poranek obudziłam się z myślą, że odwiedzę dziś Anię. Obiecałam jej przecież. A jutro lot do Polski. Dziś wieczorem czekało mnie pakowanie walizki. 
Wylegiwałam się w ciepłym łóżku. Znów się obudziłam szybciej od blondyna. Ale on też wnet otworzył oczy. 
- Skarbie, nie śpisz już? - wyszeptał i przysunął się do mnie. - Muszę się tobą nacieszyć, bo jutro wyjeżdżasz...
- I pojutrze wracam - uzupełniłam. 
- Będzie mi ciebie jednak brakowało - powiedział. Jakiś smutny miał głos. 
- Coś się stało? - zapytałam. - Smutno brzmi twój głosik... 
- Na pewno chcesz wiedzieć? - zapytał Marco.
- Tak, chcę! 
- Wczoraj coś ugryzło Mario - powiedział. 
- Komar? - zażartowałam. 
- Gorzej - stwierdził Marco. - Był zdenerwowany i bez humoru jak tylko rano przyszedł na trening. Gdy potem próbowałem z nim pogadać, nieładnie mnie spławił. Nie rozumiem tego... 
Przejęłam się. Nie chciałam, żeby byli skłóceni. Jeżeli Mario miał problemy, komu jak komu, ale dla Marco mógł się zwierzyć! 
- Dziś na treningu, mam nadzieję, pewnie wszystko się wyjaśni - powiedziałam. 
- Ja też mam taką nadzieję - powiedział. - Ech, co za życie! Czemu, jak jest fajnie, musi się wszystko zrypać?! 
- Tak już w życiu bywa - stwierdziłam. 
- Chciałbym cię zabrać w jakieś odludne miejsce, bylibyśmy tylko ja i ty... - rozmarzył się Marco. - Zero zmartwień, byśmy powyłączali telefony i cieszyli się sobą. 
- Mam też takie marzenie - powiedziałam. 
- Niech no tylko będę miał wolne - uśmiechnął się Marco promiennie. 
- Czekam z niecierpliwością - powiedziałam. 
- Ja mimo wszystko wierzę, że jeszcze będzie wszystko super... musimy się trzymać zawsze razem, pamiętaj, słoneczko. Na dobre i na złe - powiedział. 
- Chyba musimy już wstawać - powiedziałam, ale Marco mnie przytrzymał. 
- Mamy czas - wyszeptał. 
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu w legowisku, aż w końcu trzeba było wstawać. 
Ponieważ przez te leniuchowanie uciekło nam trochę czasu, od razu po śniadaniu Marco musiał wyjść na trening, dochodziła 9 rano. 
- Chodź tu do mnie - wyszeptał i przyciągnął do siebie. - Trzymaj kciuki, żeby Mario dziś znów był tym Mario, którego znamy i kochamy! 
- Całym sercem jestem za tym - wyszeptałam. - Dziś jednak raczej nie wpadnę na wasz trening, trzeba jakieś drobne zakupy kupić na lot i mam zamiar dziś odwiedzić Anię w szpitalu. 
- Rozumiem, słoneczko - odpowiedział Marco. - Dopiero jutro lecisz, tak? To jeszcze przez dzisiejszą noc będę mógł się tobą nacieszyć... 
- Co sugerujesz? - zapytałam.
- Zobaczysz - uśmiechnął się i pocałował w policzek. - Muszę pędzić, do zobaczenia!
- Pa - odezwałam się. - I nie obijać mi się tam!
Marco uśmiechnął się tylko na te słowa i wyszedł. Zabrałam się do ogarniania kuchni, gdy skończyłam, ubrałam się i wyszłam na miasto załatwiać sprawy. 




(Marco) 

Wszedłem do szatni, przywitałem się z kolegami, wśród których jednak nie było Mario.  Był jednak Robert, który już zdążył się przebrać. 
- Jak tam, Marco? - zapytał z troską.
- Jest okej... a gdzie macie Mario? - zapytałem. 
- Czy ty dnia jednego nie możesz bez niego wytrzymać? - westchnął Mats. 
- Żebyś wiedział - odparłem głośno - po wczorajszym martwię się o niego zwyczajnie i tyle. Chcę to wyjaśnić. Brakuje mi go... 
- Wyjaśni się, wyluzuj - powiedział Julian. 
- Nie ma się z kim przytulić - zaśmiał się Felipe. 
- Zero wyrozumiałości - pomyślałem z goryczą. - Szkoda słów.  
Nie miałem ochoty na żarty. Jednak kumple zrozumieli swój błąd. 
- Marco, nie obrażaj się - powiedział Mats. - Będzie dobrze, zobaczysz! - i objął mnie ramieniem. 
- Dokładnie - dodał Julian. 
- Sam bym chciał wiedzieć, co z Mario - powiedział Moritz. - Więc przestańcie nabijać się z Marco.
- A ty co, adwokat jego jesteś? - odparł Felipe. 
Moritz tylko spojrzał. Czarnoskóry obrońca BVB już nic nie mówił. 
W końcu był czas wybiec na murawę, a mojego przyjaciela dalej nie było. Co mu się stało?! 
Dobrze, że Robert mi towarzyszył. Bo Mario nie przyszedł tego dnia na trening. 




Zrobiłam sobie zakupy, miałam całkiem niezły humor od rana. Pamiętałam jednak wciąż, że lecę na pogrzeb starej przyjaciółki. 
- Mogła chociaż jakiś list zostawić tylko dla mnie - pomyślałam. - Chciałabym wiedzieć, co nią tak naprawdę pokierowało... 
Z opowieści Laury, Marta była samotna, a do tego zostawił ją chłopak, w którym była zakochana do szaleństwa. W sumie wiedziałam, co to znaczy być zakochanym do szaleństwa... dzięki Marco oczywiście. 
Wsiadłam w miejski autobus i podjechałam do szpitala. Dzwoniłam do Ani, prosiła mnie o jakieś owoce. Była ich maniaczką. Nauczyła też tego samego Roberta. 
Gdy weszłam na jej salę, była zajęta czytaniem czasopisma. 
- Nadia, kochana moja, witaj - powiedziała Ania, i wymieniłyśmy całuski w policzki na przywitanie. - Jak tam? 
- Witam, witam! - odparłam. - Jest całkiem dobrze, chociaż jutro lecę na pogrzeb... 
- Pogrzeb?! - zdziwiła się Ania. - Kogo? 
- Znasz Martę? Tę moją dawną przyjaciółkę z Warszawy - powiedziałam.
- Kojarzę! - odpowiedziała. - Chyba nie powiesz mi, że...
- Tak - przerwałam jej. - Ona nie żyje. 
Ania złapała się za serce. Wyjaśniłam jej, co się stało, opowiedziałam całą historię. 
- Na litość boską, Nadio... Straszne! Ale ty nie możesz się za to obwiniać, tylko dlatego, że nie miałyście ze sobą częstych kontaktów - powiedziała stanowczym tonem. 
- Wszyscy mi to mówią dookoła - powiedziałam.
- Mają rację - powiedziała. - Ale mimo wszystko, mi też jest przykro... -  i uścisnęła moją dłoń. 
Jak dobrze było mieć taką przyjaciółkę jak Anka. Spędziłam jeszcze nieco czasu z nią, zanim wróciłam do domu. 




Wieczorem zaczęłam pakować walizkę. W sumie nie musiałam dużo rzeczy zabierać. Układałam właśnie ubrania, gdy przyszedł Marco. 
- Na litość boską, całą szafę planujesz zabrać? - zaśmiał się. - A może ty chcesz mi uciec... 
- Oj Marco, Marco - pokręciłam głową. - Już w piątek tu wrócę... nie zostawię cię na długo... 
- Kochanie, ja żartowałem - powiedział. - Liczę, że gdy wrócisz, już będzie wszystko dobrze, żadnych problemów... 
- Będzie super! Postaram się zrobić te prawo jazdy - powiedziałam. - I czekam na jakieś wakacje... chciałabym choć na weekend gdzieś tylko z tobą pojechać... 
- Doczekasz się, ja ci to obiecuję - odparł Marco. 
W końcu skończyłam pakowanie i zeszliśmy z Marco na dół. Po skromnej kolacji tuliliśmy się przed telewizorem, oglądając jakieś programy sportowe. 
- Tak w ogóle... to Mario dziś nie był na treningu - powiedział smutno Marco.
- Może jest chory - powiedziałam, chcąc go pocieszyć. 
- Nie wiem... nie wiem - westchnął Marco. 
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. To był... Mario! Od razu się domyśliłam, że na pewno chce złożyć wizytę mojemu ukochanemu. 
- Cześć, Nadia - powiedział i mnie przytulił na przywitanie. - Zastałem Marco? Muszę z nim porozmawiać. 
- Cześć! Oczywiście, wejdź - powiedziałam i go wpuściłam do środka.
- Kochanie, Mario przyszedł - zawołałam. 
Marco powoli przyszedł. Żeby im nie przeszkadzać, poszłam na górę sobie poczytać. 




(Marco)

Staliśmy z Mario naprzeciwko siebie przez chwilę, choć odniosłem wrażenie, że to trwało całe wieki.
- Marco, muszę z tobą porozmawiać... - powiedział Mario. - Na pewno jesteś zły, że cię wczoraj tak niemiło traktowałem, ale przyszłem cię dziś bardzo za to przeprosić i wyjaśnić ci, dlaczego tak postępowałem. 
Nie podobało mi się to, jak mnie wczoraj spławił, ale gdy zobaczyłem jego oczy, jego błagalne spojrzenie pełne skruchy, wymiękłem. 
- Chodźmy do salonu - powiedziałem. - Chętnie posłucham. 
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Mario zaczął opowiadać. 
- Widzisz, w poniedziałek wieczorem rodzice przekazali mi i mojemu młodszemu bratu szokującą dla nas informację. - zaczął. - Moi rodzice się rozwodzą! Po tylu latach małżeństwa! 
Doznałem szoku. Państwo Goetze zawsze byli takim przykładnym, dobrym małżeństwem! Jak to? 
- Ojciec też wyznał, że ma nową partnerkę - dodał Mario. - Nie wyobrażam go sobie z inną kobietą, innymi dziećmi... Moja rodzina się rozpadła - powiedział łamiącym się głosem. - Dlatego wczoraj byłem taki rozdrażniony i wściekły. 
- Nie rozpadła się, tylko zmieniła - próbowałem go od razu pocieszyć. - Mario, dlaczego mi nie powiedziałeś? Mi wszystko możesz mówić, jestem twoim przyjacielem - powiedziałem. 
- Teraz sam się temu dziwię - westchnął. - Ale ja chcę, żeby wszystko zostało po staremu! 
- Współczuję ci, stary - powiedziałem ze wzruszeniem. - Wiem, że rodzina zawsze dla ciebie była szalenie ważna. 
- Bo to prawda - zgodził się Mario. - Marco, wybaczysz mi moje wczorajsze słowa? Nigdy bym się tak nie odezwał, i to do Ciebie, ale... 
Nie mogłem się gniewać. Takie coś go spotkało. Postanowiłem go wspierać, ile tylko się da. 
I cieszyłem się niezmiernie, że nie straciłem przyjaciela, że pogodziliśmy się. 
- Chodź do mnie - powiedziałem i padliśmy sobie w ramiona. - Mario, czemu nie było cię dziś na treningu? Chłopaki się też ze mnie nabijali, że dnia bez ciebie wytrzymać nie mogę. 
- Pozwoliłem sobie na wolne - wyznał. - Jak ciebie raz nie było, to ze mnie też były żarty. Nie przejmuj się. Żadni z nich nie są aż tak mocno zaprzyjaźnieni, więc nam zazdroszczą. 
- Nie przejmuję się - powiedziałem - tylko się cieszę, że się przyjaźnię z kimś takim jak ty... 
- Marco... dziękuję, że jesteś - wyszeptał Mario i schował twarz na mojej klacie. 
Pocałowałem mojego kumpla w czoło i poszedłem zobaczyć, co porabia moja dziewczyna. Zasnęła z książką w fotelu. Zapewne czytała jakieś nudziarstwo i ją to uśpiło. Wyglądała tak słodko, gdy spała!
Zrobiłem gorącą czekoladę dla poprawienia nastrojów. Mario wyznał, że teraz lepiej się czuje i że moje wsparcie zawsze mu bardzo pomaga. 
Po długich rozmowach, włączyłem TV i oglądaliśmy jakieś programy, gdy nagle spostrzegłem, że Mario usnął na siedząco! Postanowiłem go nie budzić, tylko okryłem kocem i sam poszedłem do sypialni. Miałem o 100 % lepszy nastrój niż rano. 


// następny chceta, to komentujta ;> 

9 komentarzy:

  1. chceta, chceta :D cieszę się, że z Mario wszystko spoko ;3 Maarco *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. boże kocham tooo!!!
    i pewnie że chcę kolejny rozdział ^.^
    szkoda mi Mario, trochę mu się życie posypało -,-
    pozdrawiam <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale chyba takich już par jak oni nie ma ;D
    Kocham to twoje opowiadanie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. no to Mario ma troszkę przechlapane życie ;(
    oczywiście że następny chcemy , co to w ogóle za pytanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to już wiemy dlaczego Mario się tak zachowywał...szkoda go naprawdę. Skoro rodzina była dla niego taka ważna to nie dziwię się, że nie był sobą. Ale ma wsparcie w Marco i to jest dobre. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie..co nie? :):)
    Jak ja lubie cię (a może nawet i kocham )za to opowiadanie :*
    Czekam na więcej :*
    Anka niech wraca do zdrowia ^^
    .
    Borussia niech da jutro popalic Szachtarowi! :-D Fuck yeah ♥
    Pozdrawiam: Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Yy.. to co przeczytałam mnie zszokowało. Mało tego zrobiło mi się smutno. Oj, ten Mario! Spodziewałam się czegoś innego ale chyba wolę taki rozwój sytuacji! ;) Podoba mi się to, że tu jest tak jakoś normalnie jeśli chodzi o relacje Nadii z Marco ;)
    Oczywiście, że chcemy następny rozdział! ;) Pisz, pisz... :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten Mario to ma pod górkę.. :p Tak chceem następnego rozdziała *.* Świetny ten był :D

    OdpowiedzUsuń