Podczas powrotnego lotu do Dortmundu ustaliliśmy, że do Berlina wybierzemy się samochodem Roberta. Robert obiecał, że podjedzie po mnie o 10 rano.
Spakowałam do plecaka parę rzeczy, które miałam zawieźć dla Marco. Nie zapomniałam także o laurce od fanek.
Mario był nieco wkurzony, że nie udało mu się wczoraj strzelić bramki. Miał okazje, ale nie udało mu się ich wykorzystać. Mówił, że jeżeli strzeli bramkę, to zadedykuje ją dla Marco.
Ledwie skończyłam jeść śniadanie, a usłyszałam klakson. To Robert czekał już pod moim domem. Zatem ubrałam się, wzięłam manatki, zamknęłam dom i wskoczyłam do auta, na tylne siedzenie. Obok Lewego siedziała Anka.
- A Mario gdzie? - zapytałam.
- Zaraz po niego podjedziemy - powiedziała Ania.
- Pewnie jeszcze ropy z oczu nie wydłubał... - mruknął Robert i dał gazu.
Czekała nas długa droga. Niemalże pół Niemiec.
- Marco, jedziemy do ciebie... - pomyślałam. - Czekaj na mnie, już niedługo się zobaczymy...
Szybko dotarliśmy na ulicę, na której stał uroczy dom Mario. Robert trąbnął, ale Mario nie wyszedł. A wiedział, że o 10 rano wyjeżdżamy.
- Nadia, idź załomotać - rozkazał Robert.
- A czemu ty jej rozkazujesz? - zapytała Ania. - Sam byś też się ruszył.
- No dobrze, dobrze - zreflektował się Robert. Wyszłam jednak z nim.
Zapukaliśmy do drzwi, Mario w końcu otworzył. Był już ubrany, ale widać było po twarzy, że był zajęty spożywaniem porannego posiłku.
- Mario, już 10:10, a mieliśmy o 10 wyjechać - powiedział Robert, mimo wszystko witając się jak zawsze z kumplem. - Nie mam ochoty potem po nocy jechać.
- Spokojnie - powiedział Mario. - Przecież musiałem zjeść śniadanie, tak? Mogę chociaż dokończyć?
- Nie! - zawołał Robert. - Zabierz ze sobą coś do jedzenia i chodź! JUŻ!
- Żebyś się czasem nie zesrał - mruknął Mario. Robert tylko westchnął i udał, że tego nie słyszał. Mario szybko wrócił, na ramieniu miał żółto-czarny mały plecak.
W końcu wszyscy znaleźliśmy się w samochodzie, ruszyliśmy w drogę.
- Mario, nie obrażaj się tylko - powiedział Robert. - Wiesz, że jutro trening, i nie chcę wracać późno. Dlatego cię trochę musiałem pogonić...
- Nie ma sprawy - mruknął Mario. - Wreszcie zobaczę się z Marco. I mam gdzieś, co gadał Felipe!
- Słusznie - powiedziała Ania - ale może jeszcze zrozumie swój błąd i cię przeprosi.
- Taa... - mruknął Mario i ziewnął. - Nie wyspałem się, w nocy się z dwa razy obudziłem i zasnąć nie mogłem...
- Mi też ostatnio się to zdarza - odezwałam się.
Zrywy w środku nocy, skąd ja to znałam...
*
Podróż zlatywała w dobrej atmosferze. Po jakimś czasie Robert zmienił się z Anią, ona prowadziła, a Robert ciągle siedział odwrócony do mnie i Mario.
Mario wyciągnął jakieś chipsy z plecaka. Robert oczywiście to skomentował.
- Aj Mario, Mario...
- Co?!
- Nic! Jedz, jedz, nie krępuj się, będziesz wyglądał jak Luciano Pavarotti - zażartował Lewy.
- A kim jest ten Pavarotti, jeśli mogę wiedzieć? - zapytał Mario.
- Raczej kim był - powiedział Lewy.
- Jakiś piłkarz? - zapytał Mario.
Robert wybuchnął dzikim śmiechem.
- Śpiewak operowy, gamoniu! Co ty z muzyki miałeś?!
- Żebym jeszcze pamiętał... ale super uczniem to na pewno nie byłem - stwierdził Mario.
- To od razu widać - zaśmiał się Robert. - Trzeba było się uczyć, a nie z widłami biegać!
- Odezwał się wykształcony! - odgryzł się Mario. - Ciebie właśnie na widłach do chrztu podawali!
- Ogarnijcie emocje - zwróciłam im uwagę, od razu przestali. Otworzyłam okno, żeby nieco wywietrzyć wnętrze. Niestety. Nasze nozdrza wypełnił obrzydliwy zapach naturalnego nawozu...
- Mario, byś się wstydził! - Robert nie ustępował w swoich żartach.
- Robert, weź się człowieku ogarnij - powiedział Mario. - Ej, przecież ty lubisz smrodek, nie?
- Nadio, zamknij te okno - poprosiła Ania - bo zaraz wymiotuję na kierownicę...
Zrobiłam, jak mnie przyjaciółka prosiła. Ale fetor pozostał...
- Wielkie dzięki, Nadio, teraz będziemy w smrodzie siedzieć - jęknął Robert.
- No właśnie ty lubisz takie warunki - zaśmiał się Mario. - Rozkoszuj się zatem!
- Trzymajcie mnie, bo go uduszę gołymi rękoma - syknął Robert.
- Was to tylko do kabaretu wysłać - skomentowała rozbawiona Ania.
*
Dalsza podróż zleciała spokojnie. Nie mogłam się doczekać spotkania z Marco. Tak bardzo za nim tęskniłam i się martwiłam.
Dobrze, że nie zapomniałam karteczki z adresem szpitala. Przed wyjściem ze sto razy sprawdzałam, czy ją wzięłam.
Trochę było błądzenia, ale w końcu Ania zaparkowała przed właściwym szpitalem.
- Nadio, nie wzięłaś może czegoś do jedzenia czy picia dla Marco? - zapytała Ania. - Może mu się przydać.
- Myślałam, że kupię na miejscu - powiedziałam. - To może najpierw...
- To my z Anią pójdziemy - powiedział Robert. - A Ty i Mario pędźcie do Marco.
- Okej - odparł Mario i poszliśmy do wejścia.
Recepcjonistka podała nam numer sali i popędziliśmy na drugie piętro, gdyż tam była ta sala.
Pielęgniarka, gdy nas zobaczyła zmierzających do danych drzwi, oznajmiła, że Marco śpi. Ale pozwoliła wejść.
Faktycznie, mój ukochany spał. Serce mi mocniej zabiło, gdy tam weszłam, i go w końcu ujrzałam...
Słyszałam jego spokojny, równy oddech. Przyłożyłam rękę do serca, biło jak zawsze.
- Mój kochany - wyszeptałam - tak bardzo za Tobą tęskniłam...
Siedzieliśmy tak jeszcze z 10 min, aż stwierdziliśmy, że zaczął się wybudzać. Robert i Ania jeszcze nie wrócili, miałam nadzieję, że się nie zgubili w tym wielkim mieście, które było stolicą Niemiec.
Marco zaczął się budzić, choć ja i Mario byliśmy jak najbardziej cicho. W końcu otworzył oczy i zamrugał kilka razy, jakby nie wierzył, kogo widzi...
- Nadia! Skarbie, przyjechałaś! Czekałem na ciebie - ucieszył się niezmiernie, przytuliłam się do niego, pozwalając się pocałować.
- Jak mogłam nie przyjechać, tęskniłam jak cholera - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
Marco zwrócił się teraz do Mario, zaczęli się serdecznie witać, po Mario to wyraźnie widać było, że mu kumpla brakowało.
- A tak w ogóle, kto wczoraj wygrał? - zapytał Marco z zaciekawieniem. Dalej nie wyglądał na człowieka w pełni sił, ale już lepiej wyglądał niż przed pobytem w szpitalu.
- Remis bezbramkowy - powiedział Mario. - Gdybyś Ty był zdrowy i grał, to na pewno...
- Nie ma co gdybać - powiedział Marco. - Za tydzień będzie lepiej, zobaczysz!
- Postaram się - powiedział Mario. - Jeżeli strzelę gola, zadedykuję go tobie.
- Miło z twojej strony - uśmiechnął się Marco.
Przytuliłam się do Marco, usiłując się nacieszyć jak najmocniej. Zaczęłam żałować, że nie przygotowałam się na to, żeby pobyć w jakimś hotelu i móc codziennie widywać Marco. Ani żadnej rezerwacji pokoju nie zrobiłam, ani nie przywiozłam ze sobą żadnych rzeczy...
W końcu przyszli Robert i Ania, odbyło się radosne powitanie. No i oczywiście dałam Marco laurkę, którą narysowały mu fanki.
Siedzieliśmy tak we czwórkę wokół łóżka Marco, ale była miła atmosfera, nie taka straszna, jak w moim niedawnym śnie... Aż mnie ciarki przelatywały, gdy przypominał mi się ten koszmar...
*
A godziny zlatywały! Nawet nie zauważyłam, jak czas ucieka. Nie obchodziło mnie nic, tylko chciałam być przy ukochanym.
Już zaczynało za oknem się ściemniać. Marco otrzymał kroplówkę. Mario żartował, że ma kolację prosto do żyły.
- Nadia, Mario, Ania, musimy się chyba zbierać - powiedział Robert. - Ściemnia się.
- Na litość boską, już? - jęknęłam.
- Wybacz, ale jutro Mario i ja mamy trening - powiedział Robert. - Przyjedziesz tu może jeszcze kiedy, może już sama?
- Żebyś wiedział - odparłam.
- Chociaż widać, że Ci szczerze na Marco zależy - uśmiechnął się Robert.
- Ty w to wątpiłeś? - zapytałam.
- Nigdy - roześmiał się pogodnie. - Towarzystwo, zostawmy ich samych na chwilę. Nadia, trafisz do samochodu?
- Trafię, trafię - mruknęłam pod nosem. Przyjaciele wyszli, a ja usiadłam jeszcze na chwilkę przy łóżku Marco.
- Skarbie, nie przejmuj się - powiedział. - Przyjedź tu w tygodniu bez nich, będziesz mogła ze mną każdą chwilę spędzać, nikt cię nie będzie poganiał...
- Zrobię tak - powiedziałam i w moich oczach stanęły łzy. Znów musiałam się pożegnać z Marco.
- No już dobrze, nie płacz - wyszeptał wzruszony i za chwilę poczułam, jak nasze usta się stykają. Mimo kroplówki, przytulił mnie mocno i powiedział, że będzie na mnie czekał. Obiecałam mu, że nie potrwa to długo.
Najchętniej zostałabym przy nim, ale musiałam wyjść. Nieco się rozpłakałam z tego wszystkiego, nie pamiętałam dokładnie, gdzie stał samochód Roberta, ale w końcu natrafiłam na czarną terenówkę, jaką miał mój przyjaciel. Wskoczyłam na tylne siedzenie, od razu zaczęłam narzekać na sytuację.
- Przepraszam, ale co pani tu robi? - zapytał jakiś obcy facet siedzący z przodu.
- Ojej! Przepraszam! - powiedziałam zaskoczona i wysiadłam szybko. No tak, pomyliłam samochody! Cóż, były dość podobne...
W końcu znalazłam ten właściwy samochód, już na mnie wszyscy czekali. Opowiedziałam im o mojej niefortunnej pomyłce. Ależ mieli zaciesz...
Podczas drogi powrotnej zasnęłam znużona, zaczęły mi się śnić wszystkie najpiękniejsze chwile spędzone z wiadomo kim...
// jeśli kogoś zawiodłam tym rozdziałem, to przepraszam!
z bólem głowy trochę ciężko się pisze...
już niedługo mecz! nie mogę się doczekać! *.*
dziękuję za 31 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! ♥
jesteście wspaniałe! :3
kto ten oto rozdział przeczytał, niech również skomentuje :)
z góry dzięki!
Wspaniały <3 Uwielbiam to opowiadanie :D Uwielbiam to co piszesz ;) Pomysły ci się nie kończą :D xD Tego ci właśnie zazdroszczę i talentu oczywiście też :D
OdpowiedzUsuńWgramy ten mecz i pojedziemy do Brazylii :) Bądźmy optymistami jak Tusk ^^
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie, również nowy rozdział
http://przeznaczenia.blogspot.com/
Genialny rozdział <3 I te boskie komentarze Roberta i Mario <3 Oh bosh :D Świetne !
OdpowiedzUsuńMasz talent ! Piszesz tak świetnie ,że nie do opisania !
Czekam na następny :D
Mam nadzieję ,ze wygramy :**
"Ciebie właśnie na widłach do chrztu podawali!" rozwaliło mnie to :D hahahah
OdpowiedzUsuńPisałam już chyba o tym ale czekam z niecierpliwością na to aż Marco wyzdrowieje :P
No ja mam nadzieję że wygramy ! :D chociaż boję się że przegramy ;< xdd
bosko ! wcale nie zawiodłaś ;)
OdpowiedzUsuńczekam na następny i zapraszam do mnie http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/03/rozdzia-9.html#comment-form
Świetny rozdział jak zawsze
OdpowiedzUsuńNo i się spotkali.. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, a te teksty Roberta do Mario.. są rozwalające.. ;)
- Mario, byś się wstydził! - Robert nie ustępował w swoich żartach. (Dobre!)
Wyrwałaś naszego kanapowicza w chwili kiedy jadł śniadanie! (nie ładnie xD)
Ogólnie bardzo fajny! (jak zawsze)
31 komentarzy? Tylko dlatego, że mamy co KOMENTOWAĆ! :)
Czekam na następny! ;)
JAK ZAWSZE Z UTĘSKNIENIEM :)
O boże kocham to jak nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Mam nadzieję, że Marco wyzdrowieje <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://improwizacjaw.blogspot.com/
Jejku !! Przeczytałam twój blog, jest świetny !! Co do tego rozdziału, to ta sytuacja w aucie - bezcenne :) Masz świetne pomysły, czekam na więcej c:
OdpowiedzUsuńtymczasem zapraszam do mnie : www.ski-lovestory.blogspot.com
Rozdział tradycyjnie świetny ;3 <3 czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :) czekam na kolejne rozdziały :)<3;**
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńnie mogę doczekać się kolejnego <3
Genialny ten rozdział i czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńnie ma to jak pomylic samochód xD tez tak kiedyś sie pomyliłam ale nie wsiadłam bo mnie na szczęście zawołali
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://your-and-my-world.blogspot.com/
Fajny !
OdpowiedzUsuńJejku jejku jejku < 333
OdpowiedzUsuńStrasznie długie rozdziały ale je kocham <3
Dziękuję za miły komentarz ;*
Świetny jak zwykle ;>
OdpowiedzUsuńczekam na następny.. :)
zapraszam do mnie : http://kochamydortmund.blogspot.com/
Suuuper :) Dawaj kolejny <3
OdpowiedzUsuńDawno nie wchodziłam na bloggera, więc miałam nieco nadrabiania... CUDOWNE JEST TO TWOJE OPOWIADANIE! ; )
OdpowiedzUsuń