- Tylko spokojnie - myślałam - dasz radę, dziewczyno!
Obowiązkowo do torebki spakowałam mapy. Zrobiłam sobie porządne śniadanie, wypiłam energy drinka, bo już kawy nie było w domu.
Wzięłam manatki, zarzuciłam szalik BVB na szyję i wyszłam. Wyjechałam z garażu, zamknęłam go i ruszyłam w drogę. Co to było za uczucie!
Na szczęście, było wiele drogowskazów, udało mi się jakoś wyjechać z Dortmundu we właściwym kierunku.
Ależ samochody pędziły, co chwila ktoś mnie wyprzedzał. No tak, na niemieckich autostradach to można było jechać, ile się chce km/h. Nie to, co w Polsce...
Ależ samochody pędziły, co chwila ktoś mnie wyprzedzał. No tak, na niemieckich autostradach to można było jechać, ile się chce km/h. Nie to, co w Polsce...
Ale ja nie pędziłam jak wariatka. Spokojnie jechałam, starałam się myśleć, że dam radę dojechać do celu.
W aucie były jakieś płyty, nawet znalazły się "Nevermind" i "In Utero" Nirvany. Uwielbiałam je! Nirvana była jednym z moich ulubionych zespołów. Marco też bardzo lubił ten zespół.
Od razu odpaliłam "In Utero". Pierwszą piosenką była "Serve The Servants" . Miała w sobie to coś!
Tylko musiałam uważać, żeby się nie rozproszyć i nie spowodować jakiegoś wypadku. Byłoby kiepsko...
I tak całkiem nieźle mi szła ta jazda, jak na pierwszy raz. Co jakiś czas zerkałam na mapę.
Po jakichś 4 godzinach postanowiłam się zatrzymać na najbliższej stacji benzynowej i zatankować, oraz nieco odpocząć.
Po zatankowaniu kupiłam sobie hot doga i Red Bulla na wzmocnienie sił.
Gdy już kończyłam spożywanie, usłyszałam dzwonek mojej komórki. To był mój ukochany, mój skarb, mój najsłodszy blondyn Marco!
- Cześć kochanie - usłyszałam jego ciepły głos. - Jak tam?
- Jestem w drodze do Ciebie, już wkrótce się zobaczymy - powiedziałam zadowolona.
- To może nie będę ci przeszkadzał, jeżeli prowadzisz auto...
- Nie! Zatrzymałam się na przerwę - oznajmiłam. - Jestem na przedmieściach Hannoveru!
- Serio?! - zawołał Marco. - Jestem z ciebie dumny, wiesz?
- Miło mi - powiedziałam - ale jeszcze do Berlina przecież nie dojechałam.
- Dojedziesz, dojedziesz - powiedział - czekam na Ciebie.
- Mam nadzieję - powiedziałam. - Jak się dzisiaj czujesz?
- Całkiem, całkiem - powiedział - lekarze mówią, że już nie ma w zasadzie raka w moim organiźmie, ale jeszcze nie mogę opuścić szpitala.
- Całkiem, całkiem - powiedział - lekarze mówią, że już nie ma w zasadzie raka w moim organiźmie, ale jeszcze nie mogę opuścić szpitala.
- To cudownie! - zawołałam. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę! A tak się denerwowałam, to była jakaś masakra...
- Najgorsze za nami - powiedział. - Ja też miałem trudne chwile, strach przed śmiercią mnie nie opuszczał. Ale teraz, gdy wiem, że przeżyję, wraca mi radość z życia...
- Marco... ja, ja nie wiem, co powiedzieć - powiedziałam. - Wreszcie się zaczyna coś układać! W końcu!
- Najwyższy czas - powiedział mój luby. - O, pielęgniarka mnie zawołała na lunch, muszę kończyć! Do zobaczenia, słoneczko!
- Pa pa - powiedziałam i się rozłączyłam.
Co za wspaniały obrót spraw! Poczułam, że całe piekło już jest serio za mną...
Odpaliłam pojazd i pojechałam dalej. Jednakże jeszcze było trochę drogi do pokonania. Ale po tym telefonie Marco stałam się jeszcze odważniejsza...
*
- Cholera! Gdzie ja, k*rwa, jestem?! - denerwowałam się.
Zaczęłam się po jakimś czasie plątać, nie wiedziałam, gdzie jechać. Studiowałam mapę, ale mało co to dawało.
Byłam niedoświadczonym kierowcą. Zaczęłam odrobinę żałować, że się sama puściłam tak daleko... na drugi koniec Niemiec...
Wpatrywałam się w mapę, na drogowskazy, chciałam mimo wszystko dotrzeć do stolicy. Skoro już byłam tak daleko od Dortmundu, nie było sensu zawracać.
W końcu ruszyłam, ale nie dałabym ręki uciąć, że to ta właściwa droga...
Jechałam, jechałam, ciągle się plątałam. Coraz bardziej zaczynałam się denerwować. I nie było jak kogoś zapytać o drogę na tej autostradzie...
W końcu, skręciłam, gdzie tak jakby było trzeba, i wydawało mi się, że dobrze jechałam... Nawet się nieco wyluzowałam. W końcu dojechałam!
Jechałam, jechałam, ciągle się plątałam. Coraz bardziej zaczynałam się denerwować. I nie było jak kogoś zapytać o drogę na tej autostradzie...
W końcu, skręciłam, gdzie tak jakby było trzeba, i wydawało mi się, że dobrze jechałam... Nawet się nieco wyluzowałam. W końcu dojechałam!
Ale... nie do Berlina. Zatrzymałam się przed wielką tablicą z napisem "Willkommen im Cottbus" .
Czyli... zamiast do Berlina, przyjechałam do Cottbusu. Wyciągnęłam prędko mapę.
Okazało się, że jeszcze trochę mogłabym km przejechać i dotarłabym do polskiej granicy. Cottbus był właśnie blisko niej.
- Cholera... - jęknęłam i walnęłam się głową w kierownicę. - Co ja mam teraz począć?!
Cottbus teoretycznie nie był zbyt daleko od Berlina, ale zawsze. Musiałam teraz skierować się bardziej na północ, według mapy.
Cottbus od razu także skojarzył mi się z drużyną będącą stąd, Energie Cottbus. Jest to były klub Leonardo Bittencourt'a, obecnego rezerwowego piłkarza BVB.
Cóż, pozostało mi jedynie zawrócić i poszukać tej właściwej drogi...
*
W końcu! Natrafiłam na słuszny tor. Jeszcze tylko kilka km do pokonania i jestem w Berlinie. Co za szczęście! Uff!
No i w końcu, dojechałam...
Tak, dokonałam tego! Przyjechałam sama do Berlina! Poczułam się niesamowicie dumna, że sobie poradziłam...
- Pół Niemiec za mną - pomyślałam z radością - Marco, już pędzę do Ciebie!
Zanim zaczęłam szukać sobie hotelu, postanowiłam podjechać do szpitala, w którym był. To już poszło mi znacznie łatwiej, gdyż gdy jechałam pierwszy raz, bacznie się przyglądałam trasie, żeby ją zapamiętać.
Więc jakoś teraz ogarnęłam sytuację. W końcu, po parominutowym staniu w korku, zaparkowałam pod szpitalem. Wysiadłam, ustanęłam na berlińskiej ziemi, na którą sama potrafiłam dotrzeć.
Spojrzałam zadowolona w niebo.
- Martuś, to Ty mnie pilnowałaś? - pomyślałam. - Dobrze, że tylko do Cottbusu dojechałam, mogłam równie dobrze do Stuttgartu przez przypadek pojechać!
Może to i moja zmarła przyjaciółka, właściwie jej duch mnie pilnował?
Nie wiadomo, ważne, że dotarłam. Poszłam prędko do szpitala, żeby paść w ramiona Marco...
*
Gdy wchodziłam do sali Marco, biło mi mocniej serce...
Nie spał. Siedział i czytał gazetę. Gdy mnie zobaczył, od razu pojawił się na jego twarzy ten cudny uśmiech, który tak kochałam...
- Nadia, skarbie, dotarłaś - ucieszył się i wyciągnął do mnie ramiona. - Tęskniłem, wiesz?
- Ja bardziej, uwierz - powiedziałam. - Zanim dotarłam, pomyliłam drogi...
- Jak to? - zdziwił się. - Czyli co się stało?
- Ano to, że do Cottbusu dojechałam najpierw - powiedziałam lekko rozbawiona. Teraz to nawet mnie wydawało się śmieszne, choć wtedy wcale nie było mi do śmiechu.
- Równie dobrze mogłaś do Monachium trafić, lub Norymbergi - zachichotał Marco. - Ważne, że jesteś, wreszcie możemy się sobą choć trochę nacieszyć...
- Ale to szpital - westchnęłam - nie to samo, co dom...
- Spokojnie... niech no tylko stąd wyjdę... jeszcze będziesz miała mnie dość - uśmiechnął się Marco.
- Niemożliwe - stwierdziłam - prędzej ty mnie!
- Cofnij te słowa, chyba sama w to nie wierzysz - powiedział. - No już, przytul się do mnie...
Zrobiłam, jak prosił, z miłą chęcią. Usiadłam na krześle przy łóżku i przytuliłam się do niego połową mojego ciała. Poczułam, jak jego dłonie głaszczą moje włosy.
- Kochanie, obyś jak najszybciej stąd wyszedł - wyszeptałam. - Tak bardzo mi Ciebie brakuje...
- A mnie ciebie - westchnął. - Wczoraj ze trzy godziny późnym wieczorem rozmawiałem z Mario przez telefon, dobrze, że mi go dostarczyłaś.
- O matko - wyrwało mi się - to dosyć długo!
- Jego też mi brakuje, podobnie jak Roberta - westchnął. - Jak stąd wyjdę, i będzie możliwość...
- Tak? - zapytałam, drżącym głosem.
- Wyjeżdżamy na wspólne wakacje - oznajmił Marco. - Cała nasza paczka! Już wczoraj wspominałem o tym dla Mario...
- Zapewne się ucieszył - stwierdziłam. - A czemu nie! Jestem za, jak najbardziej...
- To okej - powiedział i dalej przegarniał moje włosy swoimi delikatnymi dłoniami. - Oho, zbliża się pora kroplówki...
- Posiłek prosto do żyłki - zażartowałam.
- Mario tak samo wczoraj żartował - powiedział Marco rozbawiony. - Nie no, kocham tego typa...
- Bromance forever - stwierdziłam.
- Ale i tak Ciebie darzę największą miłością - wyznał czule.
- Kocham Cię... - wyszeptałam i podniosłam się, żeby go obdarzyć buziakiem w usta. Chętnie tą czynność podjął.
Po wszystkim patrzyliśmy sobie w oczy, siedziałam przy Marco i go trzymałam za rękę. W końcu przyszła pielęgniarka w celu założenia kroplówki.
- Pokaż weflon, młody człowieku... - powiedziała - ojej, chyba lubisz mieć kucie, co? Weflon do wymiany!
- Znowu? - jęknął. - Który to już raz z kolei!
- To ja już może idę, pokój sobie wynająć - powiedziałam. - Wpadnę może później, okej?
- Nie ma sprawy - powiedział Marco i jeszcze zdążył mnie w policzek cmoknąć na pożegnanie. Pielęgniarka tylko się uśmiechnęła pod nosem.
Wyszłam, i zauważyłam, że tuż obok szpitala jest hotel. Ale traf! Pomyślałam, że właśnie tam wynajmę sobie pokój.
Gdy w recepcji płaciłam za pobyt, uświadomiłam sobie, że nie wzięłam walizki z samochodu. Ale nie przejęłam się, w każdej chwili mogłam po nią przecież wrócić. Póki co, wzięłam klucz i poszłam do swojego pokoju.
Jednakże nastrój mi prysł, gdy na piętrze, na którym miałam tymczasowo mieszkać, zobaczyłam...
// kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce, już 53 :)
mam nadzieję, że się Wam podoba. :>
dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnimi rozdziałami, nawet nie wiecie, jaką radość mi sprawiają! :>
a kto ten rozdział przeczytał, niech również skomentuje :)
miłego wieczoru :*
Czyli... zamiast do Berlina, przyjechałam do Cottbusu. Wyciągnęłam prędko mapę.
Okazało się, że jeszcze trochę mogłabym km przejechać i dotarłabym do polskiej granicy. Cottbus był właśnie blisko niej.
- Cholera... - jęknęłam i walnęłam się głową w kierownicę. - Co ja mam teraz począć?!
Cottbus teoretycznie nie był zbyt daleko od Berlina, ale zawsze. Musiałam teraz skierować się bardziej na północ, według mapy.
Cottbus od razu także skojarzył mi się z drużyną będącą stąd, Energie Cottbus. Jest to były klub Leonardo Bittencourt'a, obecnego rezerwowego piłkarza BVB.
Cóż, pozostało mi jedynie zawrócić i poszukać tej właściwej drogi...
*
W końcu! Natrafiłam na słuszny tor. Jeszcze tylko kilka km do pokonania i jestem w Berlinie. Co za szczęście! Uff!
No i w końcu, dojechałam...
Tak, dokonałam tego! Przyjechałam sama do Berlina! Poczułam się niesamowicie dumna, że sobie poradziłam...
- Pół Niemiec za mną - pomyślałam z radością - Marco, już pędzę do Ciebie!
Zanim zaczęłam szukać sobie hotelu, postanowiłam podjechać do szpitala, w którym był. To już poszło mi znacznie łatwiej, gdyż gdy jechałam pierwszy raz, bacznie się przyglądałam trasie, żeby ją zapamiętać.
Więc jakoś teraz ogarnęłam sytuację. W końcu, po parominutowym staniu w korku, zaparkowałam pod szpitalem. Wysiadłam, ustanęłam na berlińskiej ziemi, na którą sama potrafiłam dotrzeć.
Spojrzałam zadowolona w niebo.
- Martuś, to Ty mnie pilnowałaś? - pomyślałam. - Dobrze, że tylko do Cottbusu dojechałam, mogłam równie dobrze do Stuttgartu przez przypadek pojechać!
Może to i moja zmarła przyjaciółka, właściwie jej duch mnie pilnował?
Nie wiadomo, ważne, że dotarłam. Poszłam prędko do szpitala, żeby paść w ramiona Marco...
*
Gdy wchodziłam do sali Marco, biło mi mocniej serce...
Nie spał. Siedział i czytał gazetę. Gdy mnie zobaczył, od razu pojawił się na jego twarzy ten cudny uśmiech, który tak kochałam...
- Nadia, skarbie, dotarłaś - ucieszył się i wyciągnął do mnie ramiona. - Tęskniłem, wiesz?
- Ja bardziej, uwierz - powiedziałam. - Zanim dotarłam, pomyliłam drogi...
- Jak to? - zdziwił się. - Czyli co się stało?
- Ano to, że do Cottbusu dojechałam najpierw - powiedziałam lekko rozbawiona. Teraz to nawet mnie wydawało się śmieszne, choć wtedy wcale nie było mi do śmiechu.
- Równie dobrze mogłaś do Monachium trafić, lub Norymbergi - zachichotał Marco. - Ważne, że jesteś, wreszcie możemy się sobą choć trochę nacieszyć...
- Ale to szpital - westchnęłam - nie to samo, co dom...
- Spokojnie... niech no tylko stąd wyjdę... jeszcze będziesz miała mnie dość - uśmiechnął się Marco.
- Niemożliwe - stwierdziłam - prędzej ty mnie!
- Cofnij te słowa, chyba sama w to nie wierzysz - powiedział. - No już, przytul się do mnie...
Zrobiłam, jak prosił, z miłą chęcią. Usiadłam na krześle przy łóżku i przytuliłam się do niego połową mojego ciała. Poczułam, jak jego dłonie głaszczą moje włosy.
- Kochanie, obyś jak najszybciej stąd wyszedł - wyszeptałam. - Tak bardzo mi Ciebie brakuje...
- A mnie ciebie - westchnął. - Wczoraj ze trzy godziny późnym wieczorem rozmawiałem z Mario przez telefon, dobrze, że mi go dostarczyłaś.
- O matko - wyrwało mi się - to dosyć długo!
- Jego też mi brakuje, podobnie jak Roberta - westchnął. - Jak stąd wyjdę, i będzie możliwość...
- Tak? - zapytałam, drżącym głosem.
- Wyjeżdżamy na wspólne wakacje - oznajmił Marco. - Cała nasza paczka! Już wczoraj wspominałem o tym dla Mario...
- Zapewne się ucieszył - stwierdziłam. - A czemu nie! Jestem za, jak najbardziej...
- To okej - powiedział i dalej przegarniał moje włosy swoimi delikatnymi dłoniami. - Oho, zbliża się pora kroplówki...
- Posiłek prosto do żyłki - zażartowałam.
- Mario tak samo wczoraj żartował - powiedział Marco rozbawiony. - Nie no, kocham tego typa...
- Bromance forever - stwierdziłam.
- Ale i tak Ciebie darzę największą miłością - wyznał czule.
- Kocham Cię... - wyszeptałam i podniosłam się, żeby go obdarzyć buziakiem w usta. Chętnie tą czynność podjął.
Po wszystkim patrzyliśmy sobie w oczy, siedziałam przy Marco i go trzymałam za rękę. W końcu przyszła pielęgniarka w celu założenia kroplówki.
- Pokaż weflon, młody człowieku... - powiedziała - ojej, chyba lubisz mieć kucie, co? Weflon do wymiany!
- Znowu? - jęknął. - Który to już raz z kolei!
- To ja już może idę, pokój sobie wynająć - powiedziałam. - Wpadnę może później, okej?
- Nie ma sprawy - powiedział Marco i jeszcze zdążył mnie w policzek cmoknąć na pożegnanie. Pielęgniarka tylko się uśmiechnęła pod nosem.
Wyszłam, i zauważyłam, że tuż obok szpitala jest hotel. Ale traf! Pomyślałam, że właśnie tam wynajmę sobie pokój.
Gdy w recepcji płaciłam za pobyt, uświadomiłam sobie, że nie wzięłam walizki z samochodu. Ale nie przejęłam się, w każdej chwili mogłam po nią przecież wrócić. Póki co, wzięłam klucz i poszłam do swojego pokoju.
Jednakże nastrój mi prysł, gdy na piętrze, na którym miałam tymczasowo mieszkać, zobaczyłam...
// kolejny rozdział oddaję w Wasze ręce, już 53 :)
mam nadzieję, że się Wam podoba. :>
dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnimi rozdziałami, nawet nie wiecie, jaką radość mi sprawiają! :>
a kto ten rozdział przeczytał, niech również skomentuje :)
miłego wieczoru :*
jejku.. kocham Twoje opowiadanie ! jest takie... no właśnie jakie? brakuje słów aby je opisać! masz tak ogromny talent do pisania! nie zmarnuj tego !! <3 rozdział jest fenomenalny !! <3 czekam na ciag dalszy ! mam nadzieję że dodasz już niedługo !
OdpowiedzUsuńpozdrawiam <33 ;**
Ciekawe kogo zobaczyła? Rozdział świetny
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://teodorczyk-moim-swiatem.blogspot.com/
O matko, kogo ona tam zobaczyła! Caro raczej nie, bo siedzi w więzieniu... nie mam pojęcia, ale super!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://dogwizdka.blogspot.com/ i na opowiadanie http://meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com/
Bardzo fajny rozdział ! Czekam na kolejny . : )
OdpowiedzUsuńSuper !! Zajebisty rozdział <3 Ale kogo mogła zobaczyć ? Hansa ? nie... to niemożliwe...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że Marco szybko wróci do zdrowia ! <3
Czekam na następny :***
świetne <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rodział !
OdpowiedzUsuńStracha mi napędziłaś jak się zgubiła! Tak nie można! ;)
OdpowiedzUsuńCoś mi się nie wydaje, że może to być Hans czy ta była laska Marco raczej może.. jakiś piłkarz, A z resztą! Co się będę tym przejmować i tak niedługo się dowiem ;D
Tak, tak wiem niecny plan! ;) Rozdział Bardzo Fajny. Taki zwykły bez bajek z kosmosu! ;) W końcu coś tam się u nich zadziało.. ciekawe kto to? ;)
Czekam na następny! ;)
no kogo tam zobaczyła ? nie no nie no, oczywiście musiałaś w taki momencie. No Me Gusta...
OdpowiedzUsuńKogo zobaczyła? No nie no, musiałaś w takim momencie??
OdpowiedzUsuńRozdział świetny <33
No ej ? Musiałas w takim momencie :D rozdział zajebisty jak każdy !!!!! ;** <3
OdpowiedzUsuńŚwietny!! Podtrzyma nas w napięciu :) Czekam na rozwój akcji !;* Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie nowy rozdział http://botylkocibiechce.blogspot.com/2013/03/zdrada.html
Mile widziany komentarz ;*
Musiałaś przerwać w takim momencie?! Ciekawość mnie zżera xd pisz szybko następny :)
OdpowiedzUsuńco zobaczyłaś ! .... ?
OdpowiedzUsuńno jak mogłaś, teraz będzie mn to cały dzień męczyć ;o
Mam ogromną nadzieję że dziś co dodasz bo nie wytrzymam !:D
świetne,świetne,świetne !
cudowny <3
OdpowiedzUsuńNo weź kogo ona tam zobaczyła?! :D Musisz szybko dodać kolejny! :) Uwielbiam <33
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie wiem co już pisać to jest nie do opisania ;D
OdpowiedzUsuńKogo spotkała ? Już nie mogę się doczekać :D
OdpowiedzUsuńA rozdział zajefajny ;P
Czekam na kolejny !
Dlaczego przerwałaś w takim momencie?? Nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :) http://borussia-dortmund-liebe.blogspot.com/
Kogo lub co zobaczyła??!!
OdpowiedzUsuńŚwietne nie mogę się doczekać kolejnych. Dodawaj szybko!!!!! :D
OMG!! Kogo ona tam zobaczyła !? :O Następny dodasz jutro mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuń[Next Please]
OdpowiedzUsuńUuu...! Nowiutki, świeżutki proszę..!
Bardzo podoba mi się blog jak i ten rozdział...
Sprowadzaj już tego Marco do Dortmundu! :)
Kogo mogła zobaczyć!? Nie mam zielonego pojęcia ale mam nadzieję, że jeszcze dziś wieczorkiem dowiem! ;) next please! ;)
znaczy jutro wieczorem albo po południu (jak masz czas) :D
Usuń