W niedzielę rano postanowiłam wyciągnąć Marco do galerii handlowej na zakupy. Z anielską cierpliwością czekał, aż przymierzę kilka setek ubrań. W końcu wybrałam sobie fioletowe spodnie i zwyczajną, czarną bluzę z kapturem. Miałam już taką, ale była już cała zmechacona i niezdatna do noszenia.
Marco też sobie coś wybrał, jak na faceta, to bardzo dużo ubrań sobie zazwyczaj kupował. Miał niezły gust.
Nagle w jednej z witryn zauważyłam glany na wystawie. Przypomniał mi się pomysł kupna glanów.
- Marco, patrz, glany - powiedziałam. - Pamiętasz? Miałam sobie kupić. Ale tym razem płacę swoją kartą.
Miałam jeszcze nieco pieniędzy za sprzedaż swojego mieszkania w bloku plus jakieś oszczędności.
- Chyba śmieszna jesteś - stwierdził Marco.
Przymierzyłam te glany, były dość ciężkie, ale pasowały. Zdecydowałam się je wziąć.
- Marco, decyduję się - powiedziałam - ale płacę swoją kartą. I tak już zapłaciłeś za resztę moich zakupów.
- Schowaj tą swoją kartę, na litość boską - powiedział Marco, obstając uparcie przy swoim.
Po zapłacie od razu założyłam glany, chcąc je rozchodzić. Jak dziwnie w nich było! Wyglądałam w tych glanach i skórzanej kurtce jak metal. No ale też słuchałam metalu, więc pasowało.
- Nadia, dziś Mario przyjdzie, więc trzeba jakieś procenty kupić - powiedział Marco.
- Znowu? - jęknęłam.
- Nie mów, że masz go dość - powiedział Marco.
- Jego w żadnym wypadku, ale musicie tyle pić? Rozpijecie się - powiedziałam.
- Lepsze picie niż palenie - mruknął.
- Jakaś aluzja do mnie?
- Oj, Nadia, Nadia - zaśmiał się. - Najlepiej to rzuć ten nałóg.
- A ty myślisz, że to takie proste? - zapytałam.
- Na pewno nie, ale to wykonalne - powiedział.
Gdy wracaliśmy do domu, natknęliśmy się na Marcela idącego razem z Jenny.
- Zamiast do kościoła, to do galerii z rana idą - zaśmiała się Jenny. - Bóg przykazał niedziele spędzać świątobliwie!
- Oj tam, Jenny nie przesadzaj - powiedział Marco.
- W piekle się smażyć będziecie! - zażartowała Jenny, a Marcel objął ją ramieniem.
- Fajne glany, Nadia - powiedział Marcel.
- A dziękuję - powiedziałam.
- Pewnie ciężkie, co? - zapytała Jenny. - Mają metalowe czuby?
- Mają, mają - potwierdziłam - trochę ciężkie, ale się przyzwyczaję.
- W takich glanach to i po ciemku można się szlajać, jak ktoś zaatakuje, to kopa w krocze i tyle - zaśmiał się Marcel.
- Dla Marco pożyczysz na mecz - powiedziała ze śmiechem Jenny.
Roześmialiśmy się wszyscy. W końcu się wszyscy rozeszliśmy.
*
Wracaliśmy sobie do domu, gdy nagle przechodziliśmy obok piekarni Marco powiedział :
- Wezmę jakieś pączki, co ty na to?
- Okej, ale dla mnie z toffi - odparłam. - To ja poczekam, zapalę sobie.
- Jakie tylko sobie życzysz - odparł - chociaż za te palenie to tylko zgniły kartofel się należy. - zażartował.
- Ależ ty zabawny - stwierdziłam.
- No a jak - uśmiechnął się mój luby i poszedł, a ja usiadłam na ławeczce pod sklepem i odpaliłam sobie papierosa. Nawet moja zapalniczka miała barwy BVB.
Zauważyłam jakiegoś pana z kilkadziesiąt metrów dalej, miał dużego psa na smyczy. Przywiązał go za smycz przed jakimś sklepem i wszedł, a pies za wszelką cenę chciał się wyrwać. Obserwowałam te próby, próbowałam rozpoznać, jaki to pies.
Nagle pies się urwał i jak nie pobiegnie przed siebie! Złośliwie zaczął szczekać. Miałam tylko nadzieję, że nie podbiegnie do mnie...
Niestety, stało się inaczej. Buldog, bo to taki był pies, podbiegł do mnie i zaczął ujadać przede mną. Nie wyglądał na przyjaznego. Poderwałam się z ławki i się cofnęłam.
- Dobry piesek, dobry... - powiedziałam.
Pies zaczął jeszcze bardziej szczekać, zaczął podskakiwać, zagrodził mi drogę do piekarni, nie mogłam więc się schronić. Słychać tylko było warczenie.
Nie mogłam zacząć uciekać, bo na bank by mnie dogonił i jeszcze bardziej by się rozzłościł! Stałam jak wryta, modliłam się tylko, żeby Marco już wyszedł albo żeby właściciel tego psa go zabrał. Za mną też żadnego sklepu nie było, niestety, nie było schronu.
Cofnęłam się kilka kroków do tyłu, buldog zaczął na mnie podskakiwać i próbował szarpać zębami nogawki. Tego było już za wiele! Zaczęłam się serio bać że jeszcze mnie ugryzie. A co, jeżeli miał wściekliznę?
Przypomniało mi się, że przecież mam glany na nogach. Już chciałam zrobić z nich odpowiedni użytek, gdy przybiegł zasapany właściciel psa.
- Przepraszam panią bardzo - powiedział zdyszany. - Adolf, zostaw panią, ale już! - powiedział do swojego pupila i go wziął. Pies w końcu przestał warczeć.
- Agresywny ten Adolf - stwierdziłam.
- Znów urwał się ze smyczy! To już nie pierwszy raz - powiedział facet. - Zostawię go następnym razem w domu. Jeszcze raz przepraszam.
Nie czekając na moją odpowiedź, szybko poszedł razem ze swoim psem Adolfem w boczną ulicę. Adolf, co za imię... miałam tylko jedne skojarzenie.
Wyciągnęłam jeszcze jednego papierosa i zaczęłam go palić, gdy wyszedł Marco.
- Dłużej się nie dało? - zapytałam.
- Kolejka długa - wyjaśnił.
Opowiedziałam mu o przygodzie z psem.
- Trzeba było od razu, kopa z glana... - uśmiechnął się.
*
W końcu dotarliśmy do domu, bez przeszkód. Wkrótce ktoś zadzwonił do drzwi.
- To na pewno Mario - powiedział Marco i pobiegł otworzyć.
- No cześć - usłyszałam Mario i ich powitanie. Wczoraj się widzieli, a się witali, jakby ze 100 lat nie mieli kontaktu. Ta ich zażyłość to było coś niesamowitego.
Gdy byłam nastolatką, podobna zażyłość łączyła mnie właśnie z Martą...
- Cześć Nadia! - usłyszałam Mario i za chwilę poczułam całus na policzku. - Jak tam? A te glany to twoje czy Marco?
- Moje - odparłam.
- Ale po co ci takie buciory? - zdziwił się.
- Żeby ci kopa zasadzić - odparł Marco.
- Nadia to dobra dziewczyna i mnie nie skopie - powiedział Mario.
- Z tym że dobra, to się zgadzam - powiedział Marco.
- Mam zaopatrzenie - powiedział Mario, i wyciągnął piwo. - Szkoda, że tutaj Amareny nie sprzedają. Przywieź jeszcze kiedyś z Polski.
- Alkoholik - mruknął Marco.
- Słyszałem! - krzyknął Mario. - Ja nie jestem alkoholikiem...
- ...ty po prostu lubisz wypić - dokończył za niego Marco, i się obaj roześmiali.
- Jutro trening macie, mośki - przypomniałam im. Ktoś musiał ich czasem upomnieć...
- Pamiętamy, skarbie, pamiętamy - powiedział Marco i usiadł obok kumpla. Jak Mario był przy nim, to był czasem nie do poznania. Chociaż... Mario to taki wygadany i wyluzowany tylko przy przyjaciołach, przy obcych raczej nie, bo jest nieśmiały. Ze mną było w sumie podobnie...
Mario i Marco włączyli Fifę i zaczęli grać, pogryzając przy tym chipsy i popijając "procentową oranżadę". Ja im się przyglądałam. Ale oni zapewne zapomnieli o mnie. Ponieważ również pozwoliłam sobie na piwo, postanowiłam wyjść do tego zapalić. Dziś to mnie serio naszło na te fajczenie...
Puszczałam sobie dymek, gdy mi ktoś nagle zasłonił oczy. To był Mario.
- Nadia, cholero, rzuć te palenie wreszcie - powiedział.
- Rzucę palenie, jak ty przestaniesz pić - powiedziałam.
- Nie patrz na niego, bo on nie przestanie - powiedział Marco, który właśnie dołączył do nas. - Po treningach, zamiast do domu to pod sklep będzie chodził.
- Zęby dwa razy nie rosną, chudzielcu - odgryzł się Mario.
- Też cię kocham.
- Spadaj, pedale - zażartował sobie Mario.
- Mario mnie nie kocha - Marco zaczął udawać, że płacze. - Forever alone!
- Tak bardzo mi przykro - podjęłam żart.
- Co za ludzie mnie otaczają... - westchnął Mario, patrząc w niebo.
- Może ci lepsze towarzystwo znaleźć? - zapytałam.
- Nie - powiedział, zaprzestając dalszego żartowania. - Ja to was normalnie kocham!
- No i wszystko gra - powiedziałam. - Zobacz, Marco płacze, pociesz go trochę!
Marco dalej udawał. Dowcipniś.
- Marco, kochany, zaprzestań tych lamentów - powiedział i mu wskoczył na barana. Marco zaczął z nim biec na plecach po całym ogrodzie, a ja miałam niezły ubaw z nich. Szkoda, że tego nie nagrałam. Wysłałabym Laurze i Emilce!
*
Zrobiło się zimno, więc wróciliśmy do domu.
- Bania jak u cygana, bania jak u cygana... - nucił sobie Mario i otworzył kolejną puszkę piwa.
- Mario, słyszałam, że masz cygańskie pochodzenie - powiedziałam.
- A ja słyszałem, że twoi rodzice to fajni panowie - odparł na to inteligentny Mario.
Nie raziło mnie to, wręcz bawiło przekomarzanie się z nim. Ale teraz postanowiłam to na moment przerwać i podpytać go o rozwód jego rodziców.
- A tak w ogóle... twoi rodzice są już po rozwodzie? - zapytałam.
- Tak - odparł. - Nic, tylko upić się i w rowie zasnąć.
Może to dlatego Mario ostatnio tak balował. Chciał jakoś zapomnieć, odstresować się.
- Mario, ale nie możesz tak cały czas się upijać - powiedział Marco. - To nie jest dobry sposób.
- Wiem... - westchnął. Marco poklepał go po ramieniu.
- Będzie dobrze - powiedział. - Zawsze masz mnie... Lewego, Nadię, i resztę...
- Nie masz pojęcia, jak się z tego cieszę - odrzekł i objął nas z wdzięcznością. - Nadia, jutro zaczynasz próbne jazdy?
- Tak - odparłam. - Mam nadzieję, że dobrze mi pójdzie.
- Na pewno - powiedział Mario i puścił oczko. - Będziesz miała własny samochód?
- Jeszcze nie zdałam - roześmiałam się - ale fajnie by było mieć. Może mi starczy kasy na jakiś małe autko... Coś tam może jeszcze z konta wygrzebię.
- Po pierwsze, zostaw te swoje konto w spokoju, a po drugie, nie pozwolę ci jakimś małym autkiem jeździć - odparł.
- A to niby dlaczego? - wkurzyłam się. - Małe auta są niezłe.
- I niebezpieczne - uzupełnił Marco - w razie wypadku w jakimś mniejszym samochodzie jest większe niebezpieczeństwo...
- W sumie prawda - pokiwał głową Mario. - W dużym aucie jest bezpieczniej, na przykład, jakbyś stuknęła w drzewo...
- Nie kończ - westchnęłam. - Duży samochód więcej kosztuje, Marco, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę.
- No i? - Marco przytulił mnie do siebie.
- Zakochani - uśmiechnął się Mario.
Spędziliśmy miłe popołudnie we trójkę, a jutro czekała mnie pierwsza jazda próbna. Nieco się denerwowałam przed tym, ale z drugiej strony nie mogłam się tego doczekać.
// trochę zawiewa nudą w tym rozdziale, ale jeszcze będzie się coś dziać w tym opowiadaniu :)
jeszcze tylko jutro i weekend... byle do soboty i meczu ♥ liczę na zwycięstwo.
swoją drogą, 21 komentarzy pod ostatnim rozdziałem... dzięki wielkie! ♥
miło, że czytacie te moje wypociny ;)
jesteś już? to zostaw komentarz, z góry dziękuję *.*
Pozdrawiam! :*
uwielbiam czytać twojego bloga . ;)
OdpowiedzUsuńKocham Kocham Kocham ! <3 I w ogóle nie zawiewa nudą ! <3 Jest super , boski ! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny !
PS. Uwilebiam jak piszesz dialogi między Mario i Marco !
Cudowne jak zawsze
OdpowiedzUsuńCzemu tak późno dodałaś ??? Nie mogłam się go doczekać :D Jak zawsze zarąbisty, ale to już pewnie wiesz.. Nic dodać nic ująć :)) PO prostu piąteczka z plusikiem :)
OdpowiedzUsuńDzięki ♥
UsuńTrochę nauki było, niestety ;p ;*
Wiesz ze uwielbiam twojego bloga? <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że rzadko go komentuję, ale nie lubię tego robić :O
Ale uwielbiam czytać xd
Daj szybko następny <3
W międzyczasie zapraszam do mnie:
http://improwizacjaw.blogspot.com/
WYPOCINY?! Co ty "gadasz" jest genialnie. Doczekałam się do czwartku ;) Można powiedzieć, że ten rozdział to taka "Kinder Niespodzianka" wiesz, że będzie genialnie "smakować" ale nigdy nie wiesz co będzie "w środku" :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz niesamowitą popularność.. bo piszesz ŚWIETNIE! Czytam bloga praktycznie od początku i nigdy nie wiem co wymyślisz w następnym rozdziale! :) Czekam na następny! ;)
Super ! : D
OdpowiedzUsuńgenialmy jak zawsze !
OdpowiedzUsuńwyczekuję kolejnego rozdziału !
nie mogę się doczekać :D dodaj jak najszybciej *.*
super :)
OdpowiedzUsuńJej kocham <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
Czekam na kolejny :)
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam <33
OdpowiedzUsuńWidziałabyś mój uśmiech czytając ten rozdział. - bezcenny :D
Czekam na kolejny *.*
jakie to miłe, że Marco chce jej auto kupić ;) Jak zwykle świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuuper ! Jak zwykle bosko ;d Czekam na kolejny i zapraszam na nowy rozdział do siebie :
OdpowiedzUsuńhttp://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
Co tu dużo mówić
OdpowiedzUsuńZajebisty ;D
Rozdział genialny zresztą jak każdy inny twój rozdział czekam na następny <3 :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam, kocham <3 nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowy:http://lukasz-marcelina-story.blogspot.com/
Kocham Twojego bloga normalnie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Świetny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńświetny jak każdy uwielbiam twojego bloga
OdpowiedzUsuń