Na szafce nocnej leżał bilet powrotny, zerknęłam na niego. O 17 był wylot z Okęcia do Dortmundu.
Jutro BVB czekał mecz z Hannoverem 96. Tyle, że na wyjeździe. Miałam jednak zamiar również tam być i dopingować żółto-czarnych.
Nie chciało już mi się spać, poszłam zatem wziąć poranny prysznic i się ubrać. W łazience jednak natknęłam się na Emilkę.
- Emilko, długo jeszcze? - zapytałam.
- Nie, zaraz wychodzę... dziś po lekcjach mam praktyki - powiedziała, pociągając tuszem rzęsy.
- A jak ci idzie? - zapytałam.
Emilka chciała zostać fryzjerką. Kończyła technikum, i miała praktyki zawodowe w pobliskim salonie fryzjerskim. Natomiast moja siostra Laura chodziła na studia zaoczne. Co do Karola, nie lubił nigdy się uczyć, skończył zawodówkę i został mechanikiem samochodowym.
- A dobrze - uśmiechnęła się. - Może ci kiedyś fajną fryzurę zrobię? Marco padnie na kolana... - tu mrugnęła do mnie.
- Różowego irokeza - mruknęłam rozbawiona. Emilka zabrała swoje szpargały i wyszła.
Ogarnęłam się szybko i podreptałam do kuchni. Zastałam tam Emilkę i matkę. Laura i Karol jeszcze zapewne spali.
- O, Nadia - uśmiechnęła się mama - śniadanie na stole! Częstuj się.
Były naleśniki, a mama zawsze robiła takie pyszne. Do tego syrop klonowy.
Emilka przełknęła ostatni kęs i wstała.
- Muszę już lecieć - powiedziała - Nadia, o której masz samolot? Chciałabym cię odprowadzić na lotnisko.
- O 17 - odparłam.
- To powinnam zdążyć - powiedziała. - Cześć wam!
Mama zrobiła mi zieloną herbatę i usiadła naprzeciwko mnie.
- Jak tam w Dortmundzie się mieszka? Jesteś szczęśliwa? - zapytała.
- Jest cudnie - powiedziałam. - Oczywiście, że jestem! Z takim facetem u boku...
- To Robert was sobie przedstawił, prawda? Masz szczęście mieć takiego kolegę - powiedziała moja rodzicielka.
- Tak, to Lewego zasługa... - powiedziałam dumnie. - Jutro mecz BVB z Hannoverem!
- Pewnie twoje rodzeństwo będzie oglądać, to może ja z nimi obejrzę - powiedziała matka. - A ty pewnie tam będziesz.
- No jasne - powiedziałam.
Do kuchni przyszła Laura, rozczochrana, w szlafroku.
- Laura, byś się uczesała - powiedziałam.
- Zdążę... - powiedziała i ziewnęła. - To Rysiek mnie obudził! Smsy już od rana mi przesyła...
- Zakochał się pewnie - stwierdziłam. - To ten kolega ze studiów?
- Tak, to on - powiedziała Laura. - Tylko się przyjaźnimy, nic poza tym, kochana.
- Jasne - zaśmiałam się - czyżbyś coś ukrywała?
- Laurunia, akurat Rysiek to porządny chłopak, pasujecie do siebie - powiedziała mama. - Jeżeli o mnie chodzi, to macie moje błogosławieństwo.
- Oj przestańcie - powiedziała moja siostra.
- A czego chciał? Na spotkanie cię zaprosił? - wypytywałam.
- Tak, zaprosił mnie na 10 na kawę... pójdę, będę miła - wyszczerzyła się Laura.
- A jednak - pokiwałam głową.
- Karol jeszcze śpi? - zapytała mama.
- Ba, jak siedzi do 1 w nocy przed komputerem, to co się dziwić? - odparła Laura.
- Będzie nosił okulary - powiedziała matka. - Zniszczy sobie wzrok i tyle.
- A wy co już obgadujecie? - wypalił Karol, który nagle wkroczył do kuchni. - Ładnie to tak?
- Ale o co chodzi? - zapytała Laura, udając jelenia. - Patrz, Karolku, naleśniczki mamusia zrobiła!
- Widzę - powiedział Karol, nałożył grubą warstwę Nutelli i zaczął jeść z apetytem. - Nadio, to już dzisiaj odlatujesz?
- Marco tęskni - powiedziałam. - Ja za nim też.
- O boże, zakochani - westchnęła Laura.
- A ty co?! Ciągle tylko z tym Ryśkiem się spotykasz - powiedział Karol.
- Dziś też - dodałam.
- No proszę - powiedział Karol. - Nie no, Rysiek jest okej, więc życzę wam szczęścia.
- Na litość boską... to tylko przyjaźń - powiedziała zszokowana Laura.
- Nawet jeśli, to na pewno zaraz będzie coś więcej - odparł Karol. - Chętnie podyskutowałbym, ale do roboty się śpieszę. Nadia, o której odlatujesz?
- O 17, odwieziesz mnie na lotnisko? - zapytałam.
- Zawsze możesz na brata liczyć - Karol poklepał mnie po ramieniu. Pożegnał się zaraz z nami i wyszedł. Ponieważ Laura miała wykłady tylko w weekendy, miała dziś wolne. Mama miała na 10 iść do pracy. Miała dobrą pracę, była bowiem dentystką.
No może nie zawsze, raz mi opowiadała, jak pewien dzieciak ugryzł ją w palec... nie było to na pewno przyjemne.
W końcu zostałam sama w domu, mama poszła do pracy, a Laura na spotkanie z Ryśkiem. Miałam nadzieję, że wkrótce będę się bawiła na weselu Laury. Może Marco przyjechałby ze mną...
*
Dla zabicia czasu, postanowiłam wybrać się do pobliskiej galerii handlowej. Zastanawiałam się, czy spotkam jakichś starych znajomych. Miałam nadzieję nie natknać się na tych, których szczerze nienawidziłam. Byli tacy w liceum, z którymi zawsze miałam na pieńku.
Spacerowałam po butikach, szukałam jakichś fajnych ubrań. Póki co, nic mi w oko nie wpadło. Kupiłam sobie zapiekankę, usiadłam na skraju fontanny która stała we wnętrzu galerii i zaczęłam jeść.
- Nadia Hanf! Czyżby wielki powrót?! - usłyszałam bardzo znajomy głos. Głos, który często słyszałam w licealnych latach. Nie należał do miłej osoby, należał do mojego wroga.
- Baśka?! - zdziwiłam się. Odwróciłam się i zobaczyłam tę lalę, w towarzystwie swoich wymalowanych przyjaciółeczek. Bez nich nigdzie się nie ruszała, nawet do toalety w szkole. Za wszelką cenę wszystkim zawsze chciała imponować, zwłaszcza chłopakom. Stroiła się i malowała na okrągło, a mimo to była pusta i głupia. W tym liceum musiała być z przymusu, bo jej oceny były nieciekawe. Powinna była iść do zawodówki.
- Czyżbyś wróciła z podkulonym ogonem? Myślała, że jest lepsza - zaśmiała się Baśka.
- Na szczęście, dziś wracam do Niemczech, nie będę musiała tych waszych wytapetowanych gęb oglądać - wypaliłam. - Co, przyszłyście sobie sponsorów poszukać?
- Ty, majonezem się uwaliłaś! - wtrąciła Olga, jedna z tych plastików.
- Patrzcie, jakiego ogiera sobie wyrwała - Baśka wyciągnęła jakąś sportową gazetę z torby i pokazała dziewczynom. Zaczęły się śmiać.
- On wygląda jak koza - powiedziała Danuta. Miała całe powieki niebieskie. Tej jej tapety wystarczyłoby dla plemienia Indian.
- Ma więcej rozumu od każdej z was - odparłam - i urody zresztą też!
- A ta Borussia to nawet nie jest poziom IV polskiej ligi - zaśmiała się Baśka. - Cieniasy, grać nie umieją.
- Zamknij się, tapeciaro! Taki z ciebie ekspert jak z koziej d... trąba - wypaliłam wściekła. Słuchać nie mogłam, co ten pustak opowiada. Na pewno ani jednego meczu nie widziała, a pier... głupoty.
- Ty, nie pozwalaj sobie! - krzyknęła Baśka. - Co ty sobie wyobrażasz?
- Nie będę z wami rozmawiać - powiedziałam - nie będę się nawet zniżała do tego poziomu. Żegnam.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Nie będę rozmawiała z tą głupią, popieprzoną Baśką i jej świtą. Te jej koleżaneczki to słuchały się jej jak pieski swojej pani. Dosłownie buty jej lizały. A ona myślała, że jest królową każdej dyskoteki.
Pomyślałam, że zwyczajnie mi zazdroszczą szczęścia.
Zrobiłam zakupy na wyjazd. Na szczęście tego dnia nie padało, poszłam do domu, rozłożyłam się na kanapie i włączyłam TV. Wreszcie mogłam pooglądać jakieś polskie programy.
*
Czas zleciał, jak z bicza strzelił. Pakowałam walizkę, gdy przyszła Laura do mojego pokoju.
- Jak tam spotkanie z Ryśkiem? - zapytałam.
- A nawet fajnie - powiedziała.
- Jakbyście kiedyś zostali parą, to poinformuj... - powiedziałam i puściłam do niej oko.
Laura się roześmiała perlistym śmiechem.
- Oj, Naduniu, rozmarzyłaś się - powiedziała. - A co ty robiłaś przez resztę dnia?
- Byłam w centrum handlowym, spotkałam Baśkę i jej ekipę... - skrzywiłam się.
- Współczuję - powiedziała Laura. - Też się czasem na nią natykam. Ta pustaczka się zachowuje, jakby miała w mózgu tylko jedną komórkę.
- Chyba ta komórka pracuje na pół etatu - stwierdziłam. - Jak ona w ogóle wygląda! To prawdziwy plastik...
- A daj spokój - Laura machnęła ręką. - Puszczalska lala.
Do pokoju również weszli Karol i Emilka.
- Nadia, jedziemy na te lotnisko? Zanim się przebijemy przez te wszystkie korki, to trochę zleci - powiedział braciszek.
- Już, gotowa jestem - powiedziałam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mój pokoik i wyszłam. Siostry i mama również postanowiły pojechać.
Karol miał nosa, wyjeżdżając wcześniej. Warszawa jak zwykle zakorkowana. W końcu jednak dostaliśmy się na Okęcie na czas.
Musiałam się pożegnać z rodziną. Każdemu po kolei padłam w ramiona, i obdarzałam buziakiem w policzek. Obiecałam, że jak będę mogła, to znowu ich odwiedzę.
Odeszłam w kierunku samolotu, machając im na pożegnanie.
Zajęłam miejsce przy oknie w samolocie i od razu założyłam słuchawki. Puściłam Led Zeppelin i czekałam na wylot. W końcu, samolot uniósł się nad Warszawą. Wracałam już do Dortmundu.
*
Gdy stewardessa obwieściła, że już lecimy nad Frankfurtem, postanowiłam wysłać wiadomość do Marco, żeby po mnie przyjechał na lotnisko.
W końcu, samolot zaczął kołować. Bezpiecznie wróciłam do Dortmundu! Odebrałam tylko swoją walizkę i rozpoczęłam poszukiwania mojego blondyna.
- Nadia! - usłyszałam głos Mario. Zobaczyłam jego, Marco, Roberta oraz Anię. Widocznie już została wypisana ze szpitala.
Poszłam w ich kierunku, Ania zaczęła do mnie biec. Rzuciła mi się na szyję.
- Nadia, jak dobrze Cię znowu widzieć - powiedziała. - Witaj w domu!
- Też się cieszę - odparłam - wreszcie cię wypisali!
- Całe szczęście, Nadio - powiedziała. - Już nic nie zagraża mojemu życiu.
Przywitałam się z Robertem i Mario, tradycyjnie buziaczek plus big hug. Na końcu podeszłam do mojego ukochanego Marco, żeby utonąć w jego ramionach.
- Nadia, skarbie, znowu jesteś tutaj - cieszył się.
Wtuliłam twarz w jego kurtkę, czułam jego perfumy.
- To my spadamy - powiedział Mario. Zauważyłam jeszcze, jak Robert i Mario mrugnęli do Marco. Co oni kombinowali?!
- Przygotowałem niespodziankę dla ciebie, zaraz tam pojedziemy, to się dowiesz o co chodzi - powiedział Marco.
- Jaki ty tajemniczy - powiedziałam.
- Chodźmy do auta... - powiedział i wziął mnie za rękę, a w drugą wziął mój bagaż.
W samochodzie było jak w lodówce. Zaczęłam się cała trząść.
- Zimno ci, kochanie? - zapytał z czułością mój towarzysz.
- Żebyś wiedział - powiedziałam, zgrzytając zębami.
- Chyba wiem, jak ci pomóc... - powiedział zadumanym głosem.
- Jak?
- A tak - przyciągnął mnie do siebie i pocałował czule w usta. Zakręciło mi się w głowie, brakowało mi tego. Miał takie całuśne, miękkie usta.
- Brakowało mi tego... - powiedział Marco. - Mam nadzieję, że zgodzisz się nadrobić.
- Z przyjemnością - odparłam.
Na szczęście samochód Marco miał ogrzewanie. Ruszyliśmy w drogę, umierałam z ciekawości, dokąd mój boski partner mnie zawiezie...
// mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem :)
niech każdy, kto go przeczytał, zostawi komentarz ;)
z góry dzięki.
swoją drogą, nie mogę się już doczekać soboty i meczu <3
- Jak tam spotkanie z Ryśkiem? - zapytałam.
- A nawet fajnie - powiedziała.
- Jakbyście kiedyś zostali parą, to poinformuj... - powiedziałam i puściłam do niej oko.
Laura się roześmiała perlistym śmiechem.
- Oj, Naduniu, rozmarzyłaś się - powiedziała. - A co ty robiłaś przez resztę dnia?
- Byłam w centrum handlowym, spotkałam Baśkę i jej ekipę... - skrzywiłam się.
- Współczuję - powiedziała Laura. - Też się czasem na nią natykam. Ta pustaczka się zachowuje, jakby miała w mózgu tylko jedną komórkę.
- Chyba ta komórka pracuje na pół etatu - stwierdziłam. - Jak ona w ogóle wygląda! To prawdziwy plastik...
- A daj spokój - Laura machnęła ręką. - Puszczalska lala.
Do pokoju również weszli Karol i Emilka.
- Nadia, jedziemy na te lotnisko? Zanim się przebijemy przez te wszystkie korki, to trochę zleci - powiedział braciszek.
- Już, gotowa jestem - powiedziałam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mój pokoik i wyszłam. Siostry i mama również postanowiły pojechać.
Karol miał nosa, wyjeżdżając wcześniej. Warszawa jak zwykle zakorkowana. W końcu jednak dostaliśmy się na Okęcie na czas.
Musiałam się pożegnać z rodziną. Każdemu po kolei padłam w ramiona, i obdarzałam buziakiem w policzek. Obiecałam, że jak będę mogła, to znowu ich odwiedzę.
Odeszłam w kierunku samolotu, machając im na pożegnanie.
Zajęłam miejsce przy oknie w samolocie i od razu założyłam słuchawki. Puściłam Led Zeppelin i czekałam na wylot. W końcu, samolot uniósł się nad Warszawą. Wracałam już do Dortmundu.
*
Gdy stewardessa obwieściła, że już lecimy nad Frankfurtem, postanowiłam wysłać wiadomość do Marco, żeby po mnie przyjechał na lotnisko.
W końcu, samolot zaczął kołować. Bezpiecznie wróciłam do Dortmundu! Odebrałam tylko swoją walizkę i rozpoczęłam poszukiwania mojego blondyna.
- Nadia! - usłyszałam głos Mario. Zobaczyłam jego, Marco, Roberta oraz Anię. Widocznie już została wypisana ze szpitala.
Poszłam w ich kierunku, Ania zaczęła do mnie biec. Rzuciła mi się na szyję.
- Nadia, jak dobrze Cię znowu widzieć - powiedziała. - Witaj w domu!
- Też się cieszę - odparłam - wreszcie cię wypisali!
- Całe szczęście, Nadio - powiedziała. - Już nic nie zagraża mojemu życiu.
Przywitałam się z Robertem i Mario, tradycyjnie buziaczek plus big hug. Na końcu podeszłam do mojego ukochanego Marco, żeby utonąć w jego ramionach.
- Nadia, skarbie, znowu jesteś tutaj - cieszył się.
Wtuliłam twarz w jego kurtkę, czułam jego perfumy.
- To my spadamy - powiedział Mario. Zauważyłam jeszcze, jak Robert i Mario mrugnęli do Marco. Co oni kombinowali?!
- Przygotowałem niespodziankę dla ciebie, zaraz tam pojedziemy, to się dowiesz o co chodzi - powiedział Marco.
- Jaki ty tajemniczy - powiedziałam.
- Chodźmy do auta... - powiedział i wziął mnie za rękę, a w drugą wziął mój bagaż.
W samochodzie było jak w lodówce. Zaczęłam się cała trząść.
- Zimno ci, kochanie? - zapytał z czułością mój towarzysz.
- Żebyś wiedział - powiedziałam, zgrzytając zębami.
- Chyba wiem, jak ci pomóc... - powiedział zadumanym głosem.
- Jak?
- A tak - przyciągnął mnie do siebie i pocałował czule w usta. Zakręciło mi się w głowie, brakowało mi tego. Miał takie całuśne, miękkie usta.
- Brakowało mi tego... - powiedział Marco. - Mam nadzieję, że zgodzisz się nadrobić.
- Z przyjemnością - odparłam.
Na szczęście samochód Marco miał ogrzewanie. Ruszyliśmy w drogę, umierałam z ciekawości, dokąd mój boski partner mnie zawiezie...
// mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem :)
niech każdy, kto go przeczytał, zostawi komentarz ;)
z góry dzięki.
swoją drogą, nie mogę się już doczekać soboty i meczu <3
czekam na tą niespodziankę :) jestem bardzo ciekawa. świetny rozdział. :3 w między czasie zapraszam do mnie: bvb-echte-liebe.blogspot.co
OdpowiedzUsuńciekawe gdzie ją zawiezie ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
wsrodkuserc.blogspot.com
Jeju nie mogę sie doczekać tej niespodzianki :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
świetne :P
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać . Opiszę ten rozdział jednym słowem - ZAJEBISTY ! <3 Czekam na następny :****
OdpowiedzUsuńZaajebiśćie czyta się twoje teksty < 3
OdpowiedzUsuńGeniaalne ; ))
Zapraszam do mnie . :)
http://dieschwierigeliebe.blog.pl/
Jak ja widzę takie pustaki tak jak tutaj ta Baśka to mnie bierze....że takie istoty chodzą po Ziemi :-) Koniec pobytu w Polsce....wreszcie w Dortmundzie ^^ Ciekawe co to za niespodzianka :) Mam nadzieję, że to będzie coś niezwykłego...że poniosła Cię wyobraźnia :) Skoro tyle czasu szykowali tą niespodziankę to mam nadzieję, że to nie będzie zwykła kolacja :):)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze cudny ;)
Czekam na kolejny:Marta♥
O tak czekamy na mecz :)
Twoje opowiadanie jest po prostu wspaniałe <3 już nie mogę się doczekać tej niespodzianki ;)
OdpowiedzUsuńzaciekawiłaś mnie ;D
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością! :D
Naprawdę brak mi słów ;D
OdpowiedzUsuńświetne opowiadanie
OdpowiedzUsuń+zapraszam do mnie - dopiero zaczynam
http://gotzeuska.blogspot.com/
No no no. Nina cała i zdrowa wróciła do Dortmundu :-) Ciekawe co ten Marco wymyślił ;-)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak każdy ;-)
Czekam na kolejny - Zuz :*
PS. Mam pytanie...czy można coś zrobić z tą weryfikacją obrazkową?;-) Strasznie mnie to denerwuje ;-) THX.
Zapraszam na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńmarco-kamila-bvb.blogspot.com
O, ja czytam ! <3 trochę po terminie, ale jest dobrze ! <3
OdpowiedzUsuń