czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 36

Obudziłam się około 8:30 rano, pierwszą rzeczą jaką rano zobaczyłam był herb Legii namalowany na ścianie nad łóżkiem. Wróciły wspomnienia o dzieciństwie... 
Na szafce nocnej leżał bilet powrotny, zerknęłam na niego. O 17 był wylot z Okęcia do Dortmundu. 
Jutro BVB czekał mecz z Hannoverem 96. Tyle, że na wyjeździe. Miałam jednak zamiar również tam być i dopingować żółto-czarnych. 
Nie chciało już mi się spać, poszłam zatem wziąć poranny prysznic i się ubrać. W łazience jednak natknęłam się na Emilkę. 
- Emilko, długo jeszcze? - zapytałam. 
- Nie, zaraz wychodzę... dziś po lekcjach mam praktyki - powiedziała, pociągając tuszem rzęsy. 
- A jak ci idzie? - zapytałam. 
Emilka chciała zostać fryzjerką. Kończyła technikum, i miała praktyki zawodowe w pobliskim salonie fryzjerskim. Natomiast moja siostra Laura chodziła na studia zaoczne. Co do Karola, nie lubił nigdy się uczyć, skończył zawodówkę i został mechanikiem samochodowym. 
- A dobrze - uśmiechnęła się. - Może ci kiedyś fajną fryzurę zrobię? Marco padnie na kolana... - tu mrugnęła do mnie. 
- Różowego irokeza - mruknęłam rozbawiona. Emilka zabrała swoje szpargały i wyszła. 
Ogarnęłam się szybko i podreptałam do kuchni. Zastałam tam Emilkę i matkę. Laura i Karol jeszcze zapewne spali. 
- O, Nadia - uśmiechnęła się mama - śniadanie na stole! Częstuj się. 
Były naleśniki, a mama zawsze robiła takie pyszne. Do tego syrop klonowy. 
Emilka przełknęła ostatni kęs i wstała.
- Muszę już lecieć - powiedziała - Nadia, o której masz samolot? Chciałabym cię odprowadzić na lotnisko.
- O 17 - odparłam.
- To powinnam zdążyć - powiedziała. - Cześć wam! 
Mama zrobiła mi zieloną herbatę i usiadła naprzeciwko mnie. 
- Jak tam w Dortmundzie się mieszka? Jesteś szczęśliwa? - zapytała.
- Jest cudnie - powiedziałam. - Oczywiście, że jestem! Z takim facetem u boku... 
- To Robert was sobie przedstawił, prawda? Masz szczęście mieć takiego kolegę - powiedziała moja rodzicielka. 
- Tak, to Lewego zasługa... - powiedziałam dumnie. - Jutro mecz BVB z Hannoverem! 
- Pewnie twoje rodzeństwo będzie oglądać, to może ja z nimi obejrzę - powiedziała matka. - A ty pewnie tam będziesz. 
- No jasne - powiedziałam. 
Do kuchni przyszła Laura, rozczochrana, w szlafroku. 
- Laura, byś się uczesała - powiedziałam.
- Zdążę... - powiedziała i ziewnęła. - To Rysiek mnie obudził! Smsy już od rana mi przesyła... 
- Zakochał się pewnie - stwierdziłam. - To ten kolega ze studiów? 
- Tak, to on - powiedziała Laura. - Tylko się przyjaźnimy, nic poza tym, kochana.
- Jasne - zaśmiałam się - czyżbyś coś ukrywała? 
- Laurunia, akurat Rysiek to porządny chłopak, pasujecie do siebie - powiedziała mama. - Jeżeli o mnie chodzi, to macie moje błogosławieństwo.
- Oj przestańcie - powiedziała moja siostra. 
- A czego chciał? Na spotkanie cię zaprosił? - wypytywałam. 
- Tak, zaprosił mnie na 10 na kawę... pójdę, będę miła - wyszczerzyła się Laura. 
- A jednak - pokiwałam głową. 
- Karol jeszcze śpi? - zapytała mama.
- Ba, jak siedzi do 1 w nocy przed komputerem, to co się dziwić? - odparła Laura. 
- Będzie nosił okulary - powiedziała matka. - Zniszczy sobie wzrok i tyle. 
- A wy co już obgadujecie? - wypalił Karol, który nagle wkroczył do kuchni. - Ładnie to tak? 
- Ale o co chodzi? - zapytała Laura, udając jelenia. - Patrz, Karolku, naleśniczki mamusia zrobiła! 
- Widzę - powiedział Karol, nałożył grubą warstwę Nutelli i zaczął jeść z apetytem. - Nadio, to już dzisiaj odlatujesz? 
- Marco tęskni - powiedziałam. - Ja za nim też.
- O boże, zakochani - westchnęła Laura. 
- A ty co?! Ciągle tylko z tym Ryśkiem się spotykasz - powiedział Karol. 
- Dziś też - dodałam. 
- No proszę - powiedział Karol. - Nie no, Rysiek jest okej, więc życzę wam szczęścia. 
- Na litość boską... to tylko przyjaźń - powiedziała zszokowana Laura. 
- Nawet jeśli, to na pewno zaraz będzie coś więcej - odparł Karol. - Chętnie podyskutowałbym, ale do roboty się śpieszę. Nadia, o której odlatujesz? 
- O 17, odwieziesz mnie na lotnisko? - zapytałam. 
- Zawsze możesz na brata liczyć - Karol poklepał mnie po ramieniu. Pożegnał się zaraz z nami i wyszedł. Ponieważ Laura miała wykłady tylko w weekendy, miała dziś wolne. Mama miała na 10 iść do pracy. Miała dobrą pracę, była bowiem dentystką. 
No może nie zawsze, raz mi opowiadała, jak pewien dzieciak ugryzł ją w palec... nie było to na pewno przyjemne. 
W końcu zostałam sama w domu, mama poszła do pracy, a Laura na spotkanie z Ryśkiem. Miałam nadzieję, że wkrótce będę się bawiła na weselu Laury. Może Marco przyjechałby ze mną... 



Dla zabicia czasu, postanowiłam wybrać się do pobliskiej galerii handlowej. Zastanawiałam się, czy spotkam jakichś starych znajomych. Miałam nadzieję nie natknać się na tych, których szczerze nienawidziłam. Byli tacy w liceum, z którymi zawsze miałam na pieńku. 
Spacerowałam po butikach, szukałam jakichś fajnych ubrań. Póki co, nic mi w oko nie wpadło. Kupiłam sobie zapiekankę, usiadłam na skraju fontanny która stała we wnętrzu galerii i zaczęłam jeść. 
- Nadia Hanf! Czyżby wielki powrót?! - usłyszałam bardzo znajomy głos. Głos, który często słyszałam w licealnych latach. Nie należał do miłej osoby, należał do mojego wroga. 
- Baśka?! - zdziwiłam się. Odwróciłam się i zobaczyłam tę lalę, w towarzystwie swoich wymalowanych przyjaciółeczek. Bez nich nigdzie się nie ruszała, nawet do toalety w szkole. Za wszelką cenę wszystkim zawsze chciała imponować, zwłaszcza chłopakom. Stroiła się i malowała na okrągło, a mimo to była pusta i głupia. W tym liceum musiała być z przymusu, bo jej oceny były nieciekawe. Powinna była iść do zawodówki. 
- Czyżbyś wróciła z podkulonym ogonem? Myślała, że jest lepsza - zaśmiała się Baśka. 
- Na szczęście, dziś wracam do Niemczech, nie będę musiała tych waszych wytapetowanych gęb oglądać - wypaliłam. - Co, przyszłyście sobie sponsorów poszukać? 
- Ty, majonezem się uwaliłaś! - wtrąciła Olga, jedna z tych plastików. 
- Patrzcie, jakiego ogiera sobie wyrwała - Baśka wyciągnęła jakąś sportową gazetę z torby i pokazała dziewczynom. Zaczęły się śmiać. 
- On wygląda jak koza - powiedziała Danuta. Miała całe powieki niebieskie. Tej jej tapety wystarczyłoby dla plemienia Indian. 
- Ma więcej rozumu od każdej z was - odparłam - i urody zresztą też!
- A ta Borussia to nawet nie jest poziom IV polskiej ligi - zaśmiała się Baśka. - Cieniasy, grać nie umieją. 
- Zamknij się, tapeciaro! Taki z ciebie ekspert jak z koziej d... trąba - wypaliłam wściekła. Słuchać nie mogłam, co ten pustak opowiada. Na pewno ani jednego meczu nie widziała, a pier... głupoty. 
- Ty, nie pozwalaj sobie! - krzyknęła Baśka. - Co ty sobie wyobrażasz? 
- Nie będę z wami rozmawiać - powiedziałam - nie będę się nawet zniżała do tego poziomu. Żegnam. 
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Nie będę rozmawiała z tą głupią, popieprzoną Baśką i jej świtą. Te jej koleżaneczki to słuchały się jej jak pieski swojej pani. Dosłownie buty jej lizały. A ona myślała, że jest królową każdej dyskoteki. 
Pomyślałam, że zwyczajnie mi zazdroszczą szczęścia. 
Zrobiłam zakupy na wyjazd. Na szczęście tego dnia nie padało, poszłam do domu, rozłożyłam się na kanapie i włączyłam TV. Wreszcie mogłam pooglądać jakieś polskie programy. 



Czas zleciał, jak z bicza strzelił. Pakowałam walizkę, gdy przyszła Laura do mojego pokoju. 
- Jak tam spotkanie z Ryśkiem? - zapytałam. 
- A nawet fajnie - powiedziała. 
- Jakbyście kiedyś zostali parą, to poinformuj... - powiedziałam i puściłam do niej oko. 
Laura się roześmiała perlistym śmiechem.
- Oj, Naduniu, rozmarzyłaś się - powiedziała. - A co ty robiłaś przez resztę dnia? 
- Byłam w centrum handlowym, spotkałam Baśkę i jej ekipę... - skrzywiłam się. 
- Współczuję - powiedziała Laura. - Też się czasem na nią natykam. Ta pustaczka się zachowuje, jakby miała w mózgu tylko jedną komórkę. 
- Chyba ta komórka pracuje na pół etatu - stwierdziłam. - Jak ona w ogóle wygląda! To prawdziwy plastik... 
- A daj spokój - Laura machnęła ręką. - Puszczalska lala. 
Do pokoju również weszli Karol i Emilka. 
- Nadia, jedziemy na te lotnisko? Zanim się przebijemy przez te wszystkie korki, to trochę zleci - powiedział braciszek.
- Już,  gotowa jestem - powiedziałam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mój pokoik i wyszłam. Siostry i mama również postanowiły pojechać. 
Karol miał nosa, wyjeżdżając wcześniej. Warszawa jak zwykle zakorkowana. W końcu jednak dostaliśmy się na Okęcie na czas. 
Musiałam się pożegnać z rodziną. Każdemu po kolei padłam w ramiona, i obdarzałam buziakiem w policzek. Obiecałam, że jak będę mogła, to znowu ich odwiedzę. 
Odeszłam w kierunku samolotu, machając im na pożegnanie. 
Zajęłam miejsce przy oknie w samolocie i od razu założyłam słuchawki. Puściłam Led Zeppelin i czekałam na wylot. W końcu, samolot uniósł się nad Warszawą. Wracałam już do Dortmundu. 




Gdy stewardessa obwieściła, że już lecimy nad Frankfurtem, postanowiłam wysłać wiadomość do Marco, żeby po mnie przyjechał na lotnisko. 
W końcu, samolot zaczął kołować. Bezpiecznie wróciłam do Dortmundu! Odebrałam tylko swoją walizkę i rozpoczęłam poszukiwania mojego blondyna.
- Nadia! - usłyszałam głos Mario. Zobaczyłam jego, Marco, Roberta oraz Anię. Widocznie już została wypisana ze szpitala. 
Poszłam w ich kierunku, Ania zaczęła do mnie biec. Rzuciła mi się na szyję. 
- Nadia, jak dobrze Cię znowu widzieć - powiedziała. - Witaj w domu! 
- Też się cieszę - odparłam - wreszcie cię wypisali! 
- Całe szczęście, Nadio - powiedziała. - Już nic nie zagraża mojemu życiu. 
Przywitałam się z Robertem i Mario, tradycyjnie buziaczek plus big hug. Na końcu podeszłam do mojego ukochanego Marco, żeby utonąć w jego ramionach. 
- Nadia, skarbie, znowu jesteś tutaj - cieszył się. 
Wtuliłam twarz w jego kurtkę, czułam jego perfumy. 
- To my spadamy - powiedział Mario. Zauważyłam jeszcze, jak Robert i Mario mrugnęli do Marco. Co oni kombinowali?! 
- Przygotowałem niespodziankę dla ciebie, zaraz tam pojedziemy, to się dowiesz o co chodzi - powiedział Marco. 
- Jaki ty tajemniczy - powiedziałam. 
- Chodźmy do auta... - powiedział i wziął mnie za rękę, a w drugą wziął mój bagaż. 
W samochodzie było jak w lodówce. Zaczęłam się cała trząść.
- Zimno ci, kochanie? - zapytał z czułością mój towarzysz. 
- Żebyś wiedział - powiedziałam, zgrzytając zębami. 
- Chyba wiem, jak ci pomóc... - powiedział zadumanym głosem. 
- Jak?
- A tak - przyciągnął mnie do siebie i pocałował czule w usta. Zakręciło mi się w głowie, brakowało mi tego. Miał takie całuśne, miękkie usta. 
- Brakowało mi tego... - powiedział Marco. - Mam nadzieję, że zgodzisz się nadrobić.
- Z przyjemnością - odparłam. 
Na szczęście samochód Marco miał ogrzewanie. Ruszyliśmy w drogę, umierałam z ciekawości, dokąd mój boski partner mnie zawiezie... 



// mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem :) 
niech każdy, kto go przeczytał, zostawi komentarz ;) 
z góry dzięki.
swoją drogą, nie mogę się już doczekać soboty i meczu <3 

15 komentarzy:

  1. czekam na tą niespodziankę :) jestem bardzo ciekawa. świetny rozdział. :3 w między czasie zapraszam do mnie: bvb-echte-liebe.blogspot.co

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe gdzie ją zawiezie ;)
    zapraszam do mnie
    wsrodkuserc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju nie mogę sie doczekać tej niespodzianki :3
    Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będę się rozpisywać . Opiszę ten rozdział jednym słowem - ZAJEBISTY ! <3 Czekam na następny :****

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaajebiśćie czyta się twoje teksty < 3

    Geniaalne ; ))
    Zapraszam do mnie . :)
    http://dieschwierigeliebe.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja widzę takie pustaki tak jak tutaj ta Baśka to mnie bierze....że takie istoty chodzą po Ziemi :-) Koniec pobytu w Polsce....wreszcie w Dortmundzie ^^ Ciekawe co to za niespodzianka :) Mam nadzieję, że to będzie coś niezwykłego...że poniosła Cię wyobraźnia :) Skoro tyle czasu szykowali tą niespodziankę to mam nadzieję, że to nie będzie zwykła kolacja :):)
    Rozdział jak zawsze cudny ;)
    Czekam na kolejny:Marta♥
    O tak czekamy na mecz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadanie jest po prostu wspaniałe <3 już nie mogę się doczekać tej niespodzianki ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. zaciekawiłaś mnie ;D
    czekam z niecierpliwością! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. świetne opowiadanie
    +zapraszam do mnie - dopiero zaczynam

    http://gotzeuska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. No no no. Nina cała i zdrowa wróciła do Dortmundu :-) Ciekawe co ten Marco wymyślił ;-)
    Rozdział świetny jak każdy ;-)
    Czekam na kolejny - Zuz :*
    PS. Mam pytanie...czy można coś zrobić z tą weryfikacją obrazkową?;-) Strasznie mnie to denerwuje ;-) THX.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam na nowy rozdział ;)
    marco-kamila-bvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. O, ja czytam ! <3 trochę po terminie, ale jest dobrze ! <3

    OdpowiedzUsuń