sobota, 2 marca 2013

Rozdział 30

Piątek zleciał niezbyt fascynująco. Ale sobota zapowiadała się świetnie. 
Od rana w sobotę nuciłam sobie przyśpiewki stadionowe BVB. 
- Ole, jetzt kommt der BVB, ole, jetzt kommt der BVB... - nuciłam, przygotowywując śniadanie dla mnie i Marco. 
- Słyszę że nie możesz się doczekać meczu - powiedział Marco, który właśnie przyszedł do kuchni. 
- No a jak - powiedziałam. - Liczę na wasze zwycięstwo.
- Zrobimy wszystko, żebyś się nie zawiodła - obiecał Marco. 
- Na którą masz trening? - zapytałam.
- Na 11 - odparł. - A ty sama idziesz? 
- Na to wygląda... - powiedziałam smutno. - Nie ma Ani, nie mam z kim iść. 
- A Cathy? - zapytał. 
Właśnie, mogłam zadzwonić do Cathy. Postanowiłam też tak zrobić. 
- Właśnie... potem zadzwonię do Cathy. Pewnie też się wybiera - powiedziałam. 
- No widzisz - uśmiechnął się. 
- Ale mimo wszystko brakuje mi Ani. 
- Wyzdrowieje, zobaczysz - próbował pocieszyć mnie blondyn. - Będzie dobrze!
- Staram się uwierzyć - odparłam. 
Nagle zadzwoniła moja komórka. Miałam nadzieję, że to moja przyjaciółka odzyskała przytomność i zadzwoniła do mnie. Niestety, to był ktoś inny. To była moja prawniczka, pani Kastner.
- Witam - odezwała się. - Chciałam poinformować, że rozprawa odbędzie się w poniedziałek o godzinie 17. 
- Jak szybko - zdziwiłam się. - Świetnie! 
- Udało mi się szybko załatwić - powiedziała pani Kastner. - To tyle miałam do powiedzenia. Do widzenia!
- Do widzenia - odparłam i rozłączyłam się. 
- Marco, rozprawa już w poniedziałek - odparłam zadowolona. - Wreszcie dostaną za swoje. 
- Ciekawe, czy przesiadują teraz w areszcie śledczym? A o której ta rozprawa? - zapytał mnie Marco.
- O 17 - odparłam.
- Super, nie będę musiał wcześniej z treningu się urywać - powiedział z zadowoleniem blondyn. - Mario i Robert też przyjdą, będą zeznawać bo byli w domu Caro i coś wiedzą o tej sprawie. 
- I dobrze - powiedziałam. 
Po śniadaniu zaczęłam zmywać naczynia. Trochę się przy tym zamyśliłam i nagle ktoś mnie złapał od tyłu i unieruchomił! To był nikt inny jak Marco.
- Ej, co ty wyprawiasz? - zawołałam. 
Marco tylko się uśmiechnął i brutalnie mnie pociągnął do salonu. 
- Marco, co z tobą? - powtórzyłam pytanie zaskoczona. 
Znów nic nie powiedział, tylko mnie delikatnie pchnął na sofę. 
- Zostaw te naczynia, lepiej daj mi się tobą nacieszyć - powiedział z uśmiechem. 
- Jaki ty brutalny, żeby tak się skradać i... 
- Ha, żeby za słodko nie było - uśmiechnął się Marco. 
- Wolę ciebie w romantycznym wydaniu - stwierdziłam. 
- No dobrze - powiedział Marco i kazał sobie usiąść na kolanach. 
Zrobiłam, jak prosił, mogłabym z nim spędzać każdą wolną chwilę. 
W końcu zbliżała się godzina 11 i Marco musiał wyjść. Gdy już poszedł, wykręciłam numer do Cathy. 
- Cześć Cathy! - odezwałam się.
- Witaj Nadia! - odezwała się Cathy. - Co słychać? 
- Wszystko po staremu - odparłam. - Wybierasz się dziś na mecz? 
- Niestety, nie - powiedziała Cathy. - Przeziębiona jestem. Chętnie bym poszła, ale fatalnie się czuję... 
- Ojej, niedobrze - powiedziałam z troską. - Więc wracaj szybciutko do zdrowia!
- Dziękuję - powiedziała Cathy. - Oj, wybacz, muszę kończyć, bo ktoś dzwoni do drzwi. Trzymaj się!
- Pa - powiedziałam i rozłączyłam się. 
Wychodziło na to, że dziś będę sama. No cóż. 




Wybrałam się na Signal Iduna Park w samotności. Kupiłam sobie duże piwo, i czekałam, aż mecz się zacznie. Dortmund vs M'gladbach. 
M'gladbach to były klub mojego ukochanego. 
W końcu obie Borussie wyszły na boisko. Zabrzmiał pierwszy gwizdek sędziego. 
Ależ wspaniała pierwsza połowa! Marco i Neven strzelili po golu! Jednak blondyn nie cieszył się po swojej bramce, pewnie dlatego, że strzelił ją właśnie byłym kolegom. 
Druga połowa również była fenomenalna. Dortmund zachował czyste konto. Doszły do tego trzy ładne bramki, jedna mojego ukochanego, Kuby i Ilkaya! 5:0! Byłam bardzo z tego zadowolona. 
Jednak straszliwie brakowało mi kobiecego towarzystwa. Spodziewałam się dziś wspólnego kibicowania z Cathy i Anią, jednak, nieładnie mówiąc, chuj bombki strzelił. 
- Jedna leży w śpiączce, druga przeziębiona - rozmyślałam. - Co się dzieje? Jakieś fatum zawisło nad Dortmundem? 
Może nad całym Dortmundem nie, ale nad naszą paczką. O matko... 
Miałam i w Warszawie swoją paczkę. I najlepszą przyjaciółkę Martę, którą znałam od czasów gimnazjalnych. Porządna, poukładana, z świetnymi ocenami, zawsze się wzbraniała przed piciem alkoholu na imprezach. Nieco to dzięki niej zawdzięczałam moją dobrą znajomość niemieckiego. Zresztą, Marta była dobra ze wszystkich przedmiotów. Jednak już nie utrzymywałyśmy ze sobą kontaktu, jak kiedyś... na pewno znalazła innych znajomych. 
Zamyśliłam się, wspominając dawne dzieje. Nagle moja komórka zadzwoniła. To była moja siostra Laura! 
- Cześć Nadio! Co słychać? - odezwała się.
- Laura, dobrze cię słyszeć! Właśnie wracam z meczu - powiedziałam. - A co w Warszawie nowego?
- W sumie wszystko po staremu, poza jedną sprawą... - powiedziała to dość ponurym tonem.
- Co się stało? - zapytałam.
- Lepiej usiądź - powiedziała. - Chodzi o twoją przyjaciółkę Martę... 
Nie miałam gdzie usiąść. Byłam w drodze do domu.
- Opowiadaj - poprosiłam.
- Marta nie żyje - powiedziała szybko Laura. 
Zakręciło mi się w głowie, doznałam szoku. Marta nie żyje?! Jak to?! Całe życie miała przed sobą! 
- Jak to się stało? Marta nie żyje? - zaczęłam wypytywać Laurę o szczegóły. 
- Marta popełniła samobójstwo - powiedziała smutno Laura. - Zostawiła pewnej mojej znajomej, z którą się trzymała, list pożegnalny. 
- Kiedy ona to zrobiła? I co pisało w tym liście? - wypytywałam.
- Wczoraj - powiedziała Laura. - W liście pisała, że wszyscy ją opuścili, że nie ma dla kogo żyć. No tak, zostawił ją chłopak dwa tygodnie temu. Ale żeby od razu... 
- Nie wierzę - wyszeptałam i zaczęłam cicho płakać. Stanął mi w oczach obraz mojej przyjaciółki. Zawsze taka wesoła, uśmiechnięta... a teraz nieżywa. 
- Nawet nie mogłam z nią porozmawiać, podnieść jej na duchu... - powiedziałam smutnym tonem. 
- Bardzo mi również przykro - powiedziała Laura. - Wybacz, siostrzyczko, ale muszę kończyć, mama mnie woła. Trzymaj się!
- Do zobaczenia - powiedziałam i rozłączyłam się. 
Czułam się winna, że nie pożegnałam się z Martą, nie miałam pojęcia, że ma jakieś problemy. W ogóle nie dzwoniła, chociaż jej często powtarzałam, że może dzwonić o każdej porze do mnie. 
Pobiegłam do domu. Wzięłam tylko prysznic i poszłam do sypialni dać upust łzom. 
W końcu usłyszałam, że Marco wrócił do domu.
- Skarbie, wróciłem - zawołał radosnym tonem. - Wygraliśmy! Dumna jesteś? 
Nic nie odpowiedziałam. Wtuliłam twarz w poduszkę. 
Leżałam w ciemnościach, aż w końcu przyszedł Marco. Rozebrał się i położył obok mnie.
- Skarbie, co się stało? - zapytał mnie czułym głosem. - Widzę, że coś cię trapi... 
Przytulił się do mnie. Od razu lepiej się nieco poczułam. Postanowiłam mu się zwierzyć... 
- Opowiadałam ci kiedyś o przyjaciółce z Warszawy, Marcie? - zapytałam.
Marco skinął głową. 
- Dostałam wiadomość, że popełniła samobójstwo - powiedziałam zrozpaczonym głosem. - A spodziewałam się, że jak jeszcze kiedyś przyjadę do Warszawy, to ją zobaczę... 
- Marta? Nie żyje? - Marco zrobił wielkie oczy. - Współczuję ci, kochanie... śmierć przyjaciela musi być czymś strasznym. 
- Ciesz się, że tego nie doświadczyłeś - odezwałam się. - Wprawdzie ostatnio z Martą się nie kontaktowałyśmy...
- Mimo wszystko, rozumiem twój ból - powiedział Marco. - A kto cię poinformował? 
- Laura - odpowiedziałam. - Nie miałam pojęcia, że Marta ma jakieś problemy. Czuję się winna... 
- To nie twoja wina, kochanie - powiedział Marco. 
Westchnęłam tylko cicho. Jakieś dreszcze zaczęły mnie przechodzić. 
- Chodź do mnie - Marco wyciągnął ramiona. 
Chętnie się wtuliłam w niego, jeszcze cicho popłakując. W oczach mi stanęły różne wydarzenia z dzieciństwa, ze mną i Martą roli głównej... 


// dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze, bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania ♥ cieszę się, że ktoś czyta te moje wypociny. 
jak się dzisiaj meczyk podobał? Lewy miał szansę na hat-tricka... 
Co do tego rozdziału... comment, please ;) 
Miłego wieczoru :* 

7 komentarzy:

  1. świetne
    zapraszam do mnie
    wsrodkuserc.blogspot.com
    nieodporneserce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :) naprawdę, oj masz talent <33
    a mecz udany, nie ma co narzekać, teraz tylko czekać do wtorku na LM i awans *.*
    zapraszam do mnie http://marco-reus-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale smutno. Wszyscy chorują, umierają, mają wypadki. Oby było tylko lepiej. Dobry rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham twojego bloga *.* mam nadzieję, że z Anią i Cathy będzie lepiej i to nie sprawka Caro ! :D niecierpliwie czekam następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne ! Marco awrr :D *.* Czekam na kolejny !

    A meczyk świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super :> Podoba mi się co piszesz, oby tak dalej :D

    A mecz był okej, tylko Lewy mógł trafić tego hat-tricka.. :D

    OdpowiedzUsuń