środa, 6 marca 2013

Rozdział 35

Usłyszałam pukanie do mojego pokoju. To moje ukochane rodzeństwo przyszło, jak się dowiedziałam za chwilę, nacieszyć się mną. 
- Co tam, kochana, w Dortmundzie słychać? - zapytała Emilka. - To musi być super, mieszkanie w Niemczech... 
- I z takim przystojnym chłopakiem - dodała Laura. - Ha, zobacz, ktoś was nieźle uchwycił! 
Pokazała mi gazetę, w której było zdjęcie, na którym ja byłam i mój ukochany blondyn. Przytuleni, szczęśliwi, beztroscy. Aż się zarumieniłam. 
- Haha, patrz, jaka czerwona się zrobiła - Emilka szturchnęła Laurę. 
- Też bym była szczęśliwa, jakbym miała chłopaka piłkarza... - westchnęła Laura. - A Marco Reus to nie tylko przystojny, ale i świetnie gra. To chyba Robercik was sobie zapoznał, no nie? 
- A jakże inaczej - odparłam. 
- Jak dawno Roberta nie widziałam! Mógłby i nas zabrać do Dortmundu, jak Nadię, no nie, Emilko? - odezwała się Laura. 
- Mój niemiecki jeszcze nie taki dobry - skrzywiła się Emilka. - Ty lepiej znasz, więc taka mądra jesteś. 
- Ja dopiero tam podszkoliłam na dobre - powiedziałam. - Dortmund to wspaniałe miasto... 
- Tak, ty w Niemczech mieszkasz, a my tu wszyscy w Warszawie siedzimy - powiedziała Laura.
- Źle ci w Polsce? - zapytała Emilka. 
- Tego nie powiedziałam - odparła Laura. - Jak tam się mieszka z Marco? Fajne ma mieszkanie? 
- Wspaniałe - odparłam - ale z nim to i w kartonie pod mostem mogłabym mieszkać. 
Siostry zaczęły się śmiać. 
- Ach, zakochani - uśmiechnęła się Laura. 
Do pokoju jak burza wpadł mój braciszek Karol. 
- Karolku, czemu nie zapukałeś? - odparła Emilka. 
Karol na to puknął się w czoło. Ach, ten Karol to nic się nie zmienił!
- Karol, ty się nigdy nie zmienisz - stwierdziłam. 
- Tę koszulkę to on trzy dni już nosi - zdradziła Emilka. 
- No i co? - Karol wzruszył ramionami. 
Do pokoju weszła moja mama. 
- Dzieciaki, obiad! 
- Nareszcie - Karol popędził, mało co orła nie wywinął. Zawsze był nienajedzony. 




Po obiedzie, poszłam z siostrami kupić ładną wiązankę oraz kilka zniczy. Zbliżała się godzina 15:00, więc poszłyśmy na smutną uroczystość pochówku Marty. 
Czekałyśmy w zimnym kościele, aż się zacznie pogrzeb. Gdy wnieśli trumnę, łzy mi stanęły w oczach. 
Msza zleciała szybko, wreszcie zaczął się marsz na pobliski cmentarz. Przyszło sporo ludzi. Była rodzina Marty, kilkunastu starych znajomych, sąsiedzi. No i ja, oraz moje siostry... 
Otoczyliśmy wszyscy kołem trumnę oraz miejsce pochówku. Rozszlochałam się na dobre. Dobrze, że Laura i Emilka ze mną były, ciągle podawały mi chusteczki. Nie ja jedna dałam upust emocjom, mama Marty też miała zeszklone oczy. 
W końcu grabarze zaczęli spuszczać trumnę do ziemi i ją zasypali. Laura zapaliła znicze i położyła wiązankę na grobie. 
Uroczystość się w końcu zakończyła. Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Poprosiłam siostry, żeby już poszły, obiecałam im zaraz dołączyć. Chciałam na chwilkę zostać sama, przy grobie starej przyjaciółki... 
Stało się tak, jak chciałam. 
- Och, Marta... - wyszeptałam. - Dlaczego to zrobiłaś? Taka młoda byłaś, co tobą pokierowało? Żebym ja wiedziała... 
Nagle usłyszałam czyjeś szybkie kroki. 
- Nadio! Nadio Hanf! - usłyszałam. Ten głos należał do mamy Marty. Podeszła do mnie, w ręku trzymała kopertę. 
- Nadio, jak dobrze, że przyjechałaś - powiedziała płaczliwym tonem. - Moja ukochana córka popełniła samobójstwo! Nie wiedziałam, co się z nią dzieje... Nigdy sobie tego nie wybaczę! Zobacz, Nadio, to jest dla ciebie list od niej. Dopiero dziś go znalazłam - powiedziała. 
Wzięłam tę kopertę do ręki. Faktycznie, napisane było na niej moje imię i nazwisko. 
- Żebym ja wiedziała... - powiedziałam cicho. 
- Ty byłaś w Niemczech! A ja, żyjąc z nią pod jednym dachem, niczego nie spostrzegłam! Jakże byłam głupia... - zaczęła płakać mama Marty. 
Próbowałam ją jakoś pocieszyć. Bardzo mi jej żal było. 
- Irenko, idziesz? - zawołał matkę Marty jej mąż. 
- Muszę już iść - matka Marty uścisnęła moją rękę. - Przeczytaj ten list! 
Zostałam sama. Otworzyłam kopertę. Ze środka rozległ się zapach perfum, jakich używała zmarła. List czytałam z zapartym tchem... 

Kochana Nadio! 

Kiedy przeczytasz ten list, będę już po drugiej stronie. Chciałam Ci jedynie napisać, że cię bardzo kocham, zawsze byłaś wspaniałą i kochaną przyjaciółką. Dziękuję Ci bardzo za wszystko co dla mnie zrobiłaś, ale teraz już nikt mi nie jest w stanie pomóc, nawet Ty, kochanie. 
Życie już absolutnie nie ma dla mnie sensu. Porzucił mnie ktoś, na kim bardzo, ale to bardzo mi zależało. Zostałam sama jak palec. W nikim wsparcia nie mam. Rodzice cały czas zajęci. A tak bym chciała z mamą porozmawiać o sercowych sprawach, szkolne koleżanki to nie to samo... 
Gdy zobaczyłam mojego wybranka z inną, to po prostu czułam, że nie chcę już żyć. Załamałam się i rozpłakałam. Myślałam, żeby do Ciebie zadzwonić - wiedziałam, że na pewno mnie wesprzesz - ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Pomyślałam, że nie będę Ci psuła szczęśliwego życia moimi problemami. Poza tym, nic mnie nie uwolni od tej miłości. 
Tylko właśnie śmierć... 
Chcę Cię więc pożegnać, życzyć ci szczęścia w życiu, którego mnie zabrakło. 
Kocham cię bardzo. Marta 

Po lekturze listu nie wiedziałam, co myśleć. Marta musiała wpaść w depresję przez tego chłopaka! A ja o niczym nie wiedziałam... Wściekłam się na rodziców Marty. Dlaczego oni się nią nie interesowali?! Gdyby bardziej o nią się troszczyli, dzisiaj by żyła. Z jednej strony, nieco zła byłam na siebie. Nie wiedziałam, czy słusznie. Ostatnie moje dwa telefony do niej zostały nieodebrane. Na facebooku również była cisza na jej profilu. 
Choć z pożegnalnego listu wynikało, że nie jest na mnie zła. Marta napisała, że mnie kocha, że zawsze byłam wspaniałą przyjaciółką...
Czułam się jednocześnie smutna i szczęśliwa. 
- Martuś... dziękuję ci za ten list - mimowolnie wyszeptałam. - Nie ustrzegłam Cię przed samobójstwem... ale proszę Cię, teraz ty pilnuj mnie - po czym w stronę nieba posłałam całusek. Rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie na grób i odeszłam szybko, gdyż zaczął padać deszcz. 




Nie miałam nawet kaptura, więc wróciłam do domu nieco przemoczona. Miałam nadzieję, że się nie przeziębię. 
Siedziałam w ciepłym pokoju, popijałam herbatę i jadłam ciasto, które upiekła moja mama. Zawsze lubiłam jej wypieki, zwłaszcza szarlotkę, którą właśnie się raczyłam.
Byłam sama w domu, Karol poszedł do swoich kolegów, Emilka do koleżanki a mama i Laura wyszły po zakupy. 
Zastanawiałam się, co tam w Dortmundzie. Jutro wieczorem już miałam tam wrócić. 
Spojrzałam na zegar, o tej godzinie Marco już powinien skończyć trening. 
Poszłam wziąć gorącą kąpiel. Gdy wróciłam, zauważyłam nieodebrane połączenie od Marco. Więc oddzwoniłam. 
- Marco, dzwoniłeś? - zapytałam. - Wybacz że nie odebrałam, bo brałam kąpiel.
- Nie szkodzi - powiedział. - Co słychać, słoneczko? 
- Byłam na pogrzebie Marty, zaczęło właśnie padać... - powiedziałam. - A co tam w Dortmundzie? 
- Po staremu, Mario do mnie przyjdzie za godzinę. - powiedział. - Kocham cię, wiesz? Tutaj też pada, zimno jest, przytuliłbym cię chętnie... 
Zrobiło mi się ciepło w środku. Uwielbiałam, kiedy Marco tak do mnie mówił. 
- Ja ciebie też, słońce... już jutro wrócę - powiedziałam z czułością. 
- Nie mogę się doczekać - powiedział. - Szykuję dla Ciebie niespodziankę... 
- Ojej, jaką? 
- Zobaczysz, gdy wrócisz - powiedział. - Będzie dreszczyk emocji, mogę ci tylko tyle teraz powiedzieć. 
- Więc zobaczymy - powiedziałam. - O, chyba Emilka wróciła do domu, muszę kończyć! 
- Do zobaczenia, kocham cię bardzo - powiedział Marco. 
- Ja ciebie też - powiedziałam i się rozłączyłam. 
Emilka przyszła do mojego pokoju, zaczęłyśmy omawiać wydarzenia dnia dzisiejszego. A było co omawiać... 



// dziękuję za wszystkie komentarze, każdy z nich jest dla mnie motywacją :> 
a jak Wam podoba się ten rozdział? 
miło by było, jakby uzbierało się pod nim 10+ komentarzy ;) 
pozdrawiam czytelników mojego bloga *.* 


14 komentarzy:

  1. uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam <33
    czekam na kolejny rozdzial z niecierpliwością :)
    tyle się tutaj dzieje o.O
    zapraszam do mnie http://marco-reus-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje opowiadanie od początku było za-jeee..fajne :D
    Czytałam wiele innych historii o podobnej tematyce,ale żadno nie jest tak wspaniałe jak twoje.No może jedno było dość w miarę,ale to...to jest perełka,historia idealna *.*
    Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe ! Ubóstwiam <3 Czekam na następny rozdział z niecierpliwością ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutny ten list. Nierozumiem ludzi, którzy rozwiązanie trudnych spraw, sytuacji znajdują w samobójstwie.
    Ciekawe co ten Marco wymyślił....już nie mogę się doczekać ^^
    Czekam na kolejny i pozdrawiam: Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz talent dziewczyno! :) Bardzo mi się podoba ;) ♡
    Marco, Mario i Robert to super przyjaciele :):) A Nadia i Marco to cudowna para :):)
    Czekam na kolejne: Zuz :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne, u Ciebie zawsze coś się dzieje ;) Super. Czekam na kolejny.
    Zapraszam do mnie :
    http://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czemu, ale mam dziwne przeczucie, że w drodze powrotnej Nadii się coś stanie... Samolot się rozbije czy coś... Pewnie dlatego że mam chorą wyobraźnię i sama bym tak napisała xd jednak mam nadzieję że tak nie będzie ;) a za to będzie happy end, ale tak nie za szybko ten end, bo nie będę miała co czytać xd a poza tym świetny blog <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny jak zawsze nie wiem już co mam pisać ;D
    Po prostu bomba ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem na czas! :D Świetny rozdział :D Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szokujący list. I w ogóle nieco smutny rozdział.
    Ale świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział :)
    Oczywiście czekam na następny.
    Zapraszam do mnie http://opowiadanieoborussidortmund.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń