W sobotę rano wyszłam do marketu po jakieś zakupy, bo lodówka już niemalże pustkami świeciła. Nie było z czego śniadania nawet zrobić.
W ostatnich dniach mało co jadłam... wiadomo chyba, czemu...
Stałam już w kolejce przy kasie, gdy nagle ktoś mnie zaczepił od tyłu. To był Moritz!
- Cześć! - uśmiechnęłam się. - Mama po pieczywo wysłała?
- Zgadłaś - powiedział. - Co tam?
- Tęsknię za Marco - westchnęłam. - Wiesz pewnie, że jest w Berlinie.
- Rozumiem - powiedział ze zrozumieniem. - Masz zamiar może go odwiedzić?
- Tak, jutro się wybieram - powiedziałam.
- Pozdrów go ode mnie - poprosił. - Będziesz dziś na meczu?
- A będę - powiedziałam. - Robert wczoraj powiedział, że mogę lecieć z wami samolotem, jest kilka wolnych miejsc.
- Co jak co, ale trenera to mamy równego gościa - powiedział zadowolony Moritz. - Chyba ciebie i Anię szczególnie lubi. Raz już jechałaś z nami autobusem, tylko że wtedy chyba Cathy z tobą była, a nie Ania? Wtedy, jak Marco...
- Nawet nie przypominaj - syknęłam. Pamiętałam świetnie ten dzień...
- Przepraszam - powiedział. - Ojej, zapomniałem soku pomarańczowego!
- Moritz, gapo - zaśmiałam się. - To do zobaczenia później!
Moritz poszedł po zapomnianą rzecz, a ja zapłaciłam za swoje zakupy i skierowałam się do domu. O 12:00 mieliśmy wylot.
Gdy wracałam, naszła mnie grupka dziewczyn z szalikami BVB. Były to zapewne kibicki Borussii.
- Hej, ty jesteś dziewczyną Marco? - zagadnęła jedna z nich.
- A o co chodzi? - zapytałam dość nieufnie.
- Chciałyśmy tylko się dowiedzieć, co z Marco! Wiemy, że ma nowotwór - powiedziała smutno jedna kibicka. Miała piegowatą twarz i rude włosy. - Martwimy się.
- W Berlinie jest na terapii - powiedziałam. - Wyzdrowieje! Nie może być inaczej!
No tak, teraz wszyscy o tym w Dortmundzie zapewne mówili. Tego nie dało się ukryć.
- Oby - westchnęła blondynka, która mnie pierwsza zaczepiła. - Spać nie mogę po nocach...
- Znam to - powiedziałam. - Wybaczcie, ale muszę pędzić!
- Poczekaj - powiedziała pieguska. Wyciągnęła z reklamówki dużą, własnoręcznie zrobioną laurkę, na której pisało "Szybkiego powrotu do zdrowia, Marco!" i mi ją podała.
- Mogłabyś to przekazać Marco? - zapytała. - Byłybyśmy bardzo ci wdzięczne.
- Chętnie - powiedziałam - na pewno się ucieszy!
Zadowolona byłam, że to nie jakieś psychofanki mnie zaczepiły, tylko normalne kibicki. Ta laurka to był miły gest z ich strony.
*
Włączyłam TV, leciały właśnie poranne wiadomości i jadłam śniadanie, składające się z bułek posmarowanych masłem orzechowym i soku porzeczkowego.
Nic ciekawego nie mówili, najwięcej to o polityce. Nuda!
Skończyłam jeść śniadanie, nieco posprzątałam w domu. Do lotu zostało jeszcze trochę czasu.
Nagle zadzwoniła moja komórka. Znowu obcy numer, ale już wiedziałam, że to Marco mnie namierza. Zapamiętałam bowiem trzy ostatnie cyfry tego numeru wczoraj.
- Nadia, słoneczko, jak tam? - usłyszałam jego czuły, ciepły głos. - Nie masz pojęcia, jak mi ciebie brakuje.
- Mnie ciebie bardziej! Nie mam do kogo się przytulić... - westchnęłam. - Kiedy będziesz miał tę operację?
- Za pół godziny - westchnął. - Chciałem przed tym usłyszeć twój głos, skarbie...
- Mam nadzieję, że wszystko powiedzie się dobrze - powiedziałam. - Już jutro się zobaczymy!
- Nie mogę się doczekać - powiedział Marco. - Jedziesz dziś na mecz? Ja przez operację nie będę mógł oglądać...
- Jadę, właściwie lecę - powiedziałam. - Jutro ci powiem, kto wygrał.
- A w sumie po co mam oglądać? Borussia i tak wygra - zachichotał. - No nie, kochanie?
- No pewnie - powiedziałam.
- Więc do jutra, kochanie, muszę kończyć. Kocham cię bardzo! - powiedział.
- Ja ciebie też, słońce, pa! - powiedziałam i rozłączyłam się.
Nawet najczulsze słówka przez telefon nie mogły zastąpić realnej bliskości, której tak bardzo mi brakowało. Ale postanowiłam być dzielna i wytrzymać do jutra. Dla niego...
Moje nerwy o Marco były już mniejsze. Uwierzyłam wczoraj, że będzie wszystko z nim dobrze, czułam to po prostu.
Pomyślałam nagle o mojej zmarłej przyjaciółce Marcie. We śnie obiecała mi, że zawsze będzie mnie strzegła. Czyżby stała przy mnie niewidzialna podczas wszystkich ostatnich dni i sprawiła, że nie dostałam zawału z nerwów?
Wyjęłam z komody album i zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia ze starych, szczęśliwych czasów w Warszawie.
Było kilka zdjęć zrobionych w lesie. Na jednym z nich Marta siedziała na drzewie, udało jej się wdrapać. Wyglądała na szczęśliwą, miała promienną twarz. Miałyśmy chyba po 15 lat wtedy.
Wpatrywałam się przez chwilę w to zdjęcie z miłością i tęsknotą.
*
Mario przyszedł do mnie godzinę przed lotem. Nie był dziś w najlepszym humorze, brakowało mu wiadomo kogo.
W końcu razem poszliśmy na lotnisko, jeszcze nieco czasu zostało do lotu. Ponieważ nieco było zimno i wiał wiatr, poszliśmy do poczekalni.
Usiedliśmy w pomieszczeniu, w którym nikogo więcej nie było. Słychać było, że w poczekalni obok było już paru innych piłkarzy BVB, ale Mario tam nie ciągnęło. Miał dziś serio kiepski humor, wczoraj miał nieco lepszy...
Drzwi były uchylone do pomieszczenia obok, ale reszta nie zorientowała się, że Mario przyszedł, bo... zaczęli go obgadywać! Wszystko było dobrze słychać, ściany też nie były zbyt grube.
- Mam nadzieję, że dziś wygramy - powiedział Ilkay.
- W depresji ciężko się gra, nie liczę, że Mario dziś strzeli - powiedział Felipe. - Widziałeś go wczoraj na treningu? Ja to bym go do domu odesłał.
- Wiadomo, kogo mu brakuje... - dodał Julian.
- Boże! On żyć bez Marco nie może - zaśmiał się Felipe, w jego głosie usłyszałam szyderczość.
- Papużki nierozłączki - powiedział Julian.
- A wiecie? Może on woli chłopców? - gdy Felipe to powiedział, zatrzęsłam się z oburzenia.
- Ha, wszystko możliwe - powiedział Ilkay. - Przecież każdy widzi, że ciągnie ich do siebie...
- Mario też nie ma dziewczyny, a przecież mógłby wybierać i przebierać w kandydatkach - stwierdził Felipe. - Podejrzane...
- Marco jakoś nie protestuje, gdy Mario się przymila do niego - powiedział Julian. - A ma dziewczynę...
- Trzeba ją ostrzec - powiedział Felipe. - Przy najbliższej okazji!
- Zobaczycie, Marco i Mario w końcu razem zamieszkają - zaśmiał się głupkowato Ilkay. - A te ich codzienne buziaczki na powitanie, to daje do myślenia!
- Zrobią trójkącik z obecną dziewczyną Marco - dodał Felipe. - Słuchajcie, odkąd Marco jest u nas, to z Mario ani na moment się nie rozstają...
Po prostu trzęsłam się ze złości! Nie spodziewałam się tego po chłopakach. Cała ta trójca mnie zawiodła. Mario nie wytrzymał, poszedł im powiedzieć coś na ten temat. Poszłam za nim.
- A wy co, nie macie już o czym gadać, że nam tyłek obrabiacie? - krzyknął Mario. - Wiecie co, nie spodziewałbym się tego po was!
- My stwierdzamy fakty - powiedział Felipe.
- Sam nie doświadczyłeś nigdy takiej przyjaźni, jesteś zwyczajnie zazdrosny! - nie odpuszczał Mario. - Chyba normalne, że się o kumpla martwię, leży z nowotworem w szpitalu a wy...
- Ty za bardzo panikujesz - powiedział Julian. - Z białaczki zdecydowana większość ludzi wychodzi i żyją jak dawniej, a ty...
- Julian, ty się w ogóle już lepiej nie odzywaj! - syknął Mario. - Co my z Marco wam zrobiliśmy, że nas obmawiacie? Wstydzilibyście się!
- Powiedz, co naprawdę was łączy - zaśmiał się Felipe.
- Felipe, brak mi słów - powiedziałam. - Twoja postawa to totalna porażka...
Byłam zdenerwowana na całą tą trójcę, zwłaszcza na Felipe, który to wszystko zaczął.
- Ej, czerwona się zrobiłaś, musisz się przypudrować! - pozwolił sobie na docinkę Brazylijczyk.
- Masz coś do niej?! - syknął Mario. - W życiu bym się nie spodziewał, że taki z ciebie facet... I obiecuję, że powiem Marco, że go obgadywaliście!
- Tak, przestanie się z nami kolegować, i będziesz miał go na wyłączność - zaśmiał się Felipe.
Miałam szczerą ochotę dać mu w twarz...
- Sam jesteś nie lepszy - powiedziałam wściekła. - Zazdrościsz mu zwyczajnie i tyle! Mario, chodźmy stąd, szkoda słów na nich...
Pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy na świeże powietrze.
- Co za debile - denerwował się Mario.
- Nie denerwuj się - próbowałam go uspokoić.
- Zawsze ze mnie i Marco w szatni żartowali, ale to przed chwilą obgadywanie było przegięciem - powiedział zły Mario. - Nie spodziewałbym się tego po nich, myślałem, że mimo wszystko darzą nas sympatią...
- Widzisz? Życie nas zaskakuje na każdym kroku - westchnęłam.
Zauważyłam, że w naszą stronę zmierzają Moritz, Marcel, oraz nasi kochani Robert z Anią.
Wszyscy się przywitaliśmy, od razu przybyli zauważyli zdenerwowanie na naszych twarzach.
- Coś się stało? - zapytała Ania. - Nadio...
- Usłyszeliśmy, jak nasi kochani Felipe, Ilkay i Julian obrabiają nam tyłek - powiedziałam. - Oni podejrzewają Mario i Marco o...
- Oni są walnięci - stwierdził Moritz. - W szatni zawsze z was żartowali...
- Przy nas, a dzisiaj byli przekonani, że nie słyszę, i obgadywali sobie w najlepsze - powiedział Mario. - Oni byli w sąsiedniej poczekalni, i do tego drzwi były uchylone...
- Nie przejmuj się! - powiedział Robert. - Jeszcze przyjdą cię przeprosić...
- A niech spadają na drzewo - odparł Mario. - Nie potrzebuję fałszywych kolegów.
*
Lot do Stuttgartu zleciał spokojnie. Chłopaki mieli trening na stadionie tutejszej drużyny, a ja z Anią, oraz Agatą i Ewą które się również zabrały z nami samolotem, zasiadłyśmy na trybunach i plotkowałyśmy. Tym dwóm ostatnim towarzyszyły oczywiście także córki, które rosły jak na drożdżach.
Nie zdążyłam się obejrzeć, a mecz się zaczął...
A zakończył zaskakującym wynikiem 0:0. Wszystkie byłyśmy zdumione.
No ale cóż. Po meczu czekałyśmy pod wejściem na chłopaków. W końcu się doczekałyśmy. Felipe, gdy mnie minął, głupkowato się do mnie uśmiechnął. Odwróciłam głowę, nie miałam chęci na rozmowy z nim.
Wsiedliśmy w samolot, wracaliśmy do Dortmundu. Teraz pozostało tylko czekać do jutra i podróż do Berlina.
// no i już 50 rozdział oddaję w Wasze ręce ;)
15 komentarzy i dodaję następny :3
Miłego dnia, czytelniczki ♥
W ostatnich dniach mało co jadłam... wiadomo chyba, czemu...
Stałam już w kolejce przy kasie, gdy nagle ktoś mnie zaczepił od tyłu. To był Moritz!
- Cześć! - uśmiechnęłam się. - Mama po pieczywo wysłała?
- Zgadłaś - powiedział. - Co tam?
- Tęsknię za Marco - westchnęłam. - Wiesz pewnie, że jest w Berlinie.
- Rozumiem - powiedział ze zrozumieniem. - Masz zamiar może go odwiedzić?
- Tak, jutro się wybieram - powiedziałam.
- Pozdrów go ode mnie - poprosił. - Będziesz dziś na meczu?
- A będę - powiedziałam. - Robert wczoraj powiedział, że mogę lecieć z wami samolotem, jest kilka wolnych miejsc.
- Co jak co, ale trenera to mamy równego gościa - powiedział zadowolony Moritz. - Chyba ciebie i Anię szczególnie lubi. Raz już jechałaś z nami autobusem, tylko że wtedy chyba Cathy z tobą była, a nie Ania? Wtedy, jak Marco...
- Nawet nie przypominaj - syknęłam. Pamiętałam świetnie ten dzień...
- Przepraszam - powiedział. - Ojej, zapomniałem soku pomarańczowego!
- Moritz, gapo - zaśmiałam się. - To do zobaczenia później!
Moritz poszedł po zapomnianą rzecz, a ja zapłaciłam za swoje zakupy i skierowałam się do domu. O 12:00 mieliśmy wylot.
Gdy wracałam, naszła mnie grupka dziewczyn z szalikami BVB. Były to zapewne kibicki Borussii.
- Hej, ty jesteś dziewczyną Marco? - zagadnęła jedna z nich.
- A o co chodzi? - zapytałam dość nieufnie.
- Chciałyśmy tylko się dowiedzieć, co z Marco! Wiemy, że ma nowotwór - powiedziała smutno jedna kibicka. Miała piegowatą twarz i rude włosy. - Martwimy się.
- W Berlinie jest na terapii - powiedziałam. - Wyzdrowieje! Nie może być inaczej!
No tak, teraz wszyscy o tym w Dortmundzie zapewne mówili. Tego nie dało się ukryć.
- Oby - westchnęła blondynka, która mnie pierwsza zaczepiła. - Spać nie mogę po nocach...
- Znam to - powiedziałam. - Wybaczcie, ale muszę pędzić!
- Poczekaj - powiedziała pieguska. Wyciągnęła z reklamówki dużą, własnoręcznie zrobioną laurkę, na której pisało "Szybkiego powrotu do zdrowia, Marco!" i mi ją podała.
- Mogłabyś to przekazać Marco? - zapytała. - Byłybyśmy bardzo ci wdzięczne.
- Chętnie - powiedziałam - na pewno się ucieszy!
Zadowolona byłam, że to nie jakieś psychofanki mnie zaczepiły, tylko normalne kibicki. Ta laurka to był miły gest z ich strony.
*
Włączyłam TV, leciały właśnie poranne wiadomości i jadłam śniadanie, składające się z bułek posmarowanych masłem orzechowym i soku porzeczkowego.
Nic ciekawego nie mówili, najwięcej to o polityce. Nuda!
Skończyłam jeść śniadanie, nieco posprzątałam w domu. Do lotu zostało jeszcze trochę czasu.
Nagle zadzwoniła moja komórka. Znowu obcy numer, ale już wiedziałam, że to Marco mnie namierza. Zapamiętałam bowiem trzy ostatnie cyfry tego numeru wczoraj.
- Nadia, słoneczko, jak tam? - usłyszałam jego czuły, ciepły głos. - Nie masz pojęcia, jak mi ciebie brakuje.
- Mnie ciebie bardziej! Nie mam do kogo się przytulić... - westchnęłam. - Kiedy będziesz miał tę operację?
- Za pół godziny - westchnął. - Chciałem przed tym usłyszeć twój głos, skarbie...
- Mam nadzieję, że wszystko powiedzie się dobrze - powiedziałam. - Już jutro się zobaczymy!
- Nie mogę się doczekać - powiedział Marco. - Jedziesz dziś na mecz? Ja przez operację nie będę mógł oglądać...
- Jadę, właściwie lecę - powiedziałam. - Jutro ci powiem, kto wygrał.
- A w sumie po co mam oglądać? Borussia i tak wygra - zachichotał. - No nie, kochanie?
- No pewnie - powiedziałam.
- Więc do jutra, kochanie, muszę kończyć. Kocham cię bardzo! - powiedział.
- Ja ciebie też, słońce, pa! - powiedziałam i rozłączyłam się.
Nawet najczulsze słówka przez telefon nie mogły zastąpić realnej bliskości, której tak bardzo mi brakowało. Ale postanowiłam być dzielna i wytrzymać do jutra. Dla niego...
Moje nerwy o Marco były już mniejsze. Uwierzyłam wczoraj, że będzie wszystko z nim dobrze, czułam to po prostu.
Pomyślałam nagle o mojej zmarłej przyjaciółce Marcie. We śnie obiecała mi, że zawsze będzie mnie strzegła. Czyżby stała przy mnie niewidzialna podczas wszystkich ostatnich dni i sprawiła, że nie dostałam zawału z nerwów?
Wyjęłam z komody album i zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia ze starych, szczęśliwych czasów w Warszawie.
Było kilka zdjęć zrobionych w lesie. Na jednym z nich Marta siedziała na drzewie, udało jej się wdrapać. Wyglądała na szczęśliwą, miała promienną twarz. Miałyśmy chyba po 15 lat wtedy.
Wpatrywałam się przez chwilę w to zdjęcie z miłością i tęsknotą.
*
Mario przyszedł do mnie godzinę przed lotem. Nie był dziś w najlepszym humorze, brakowało mu wiadomo kogo.
W końcu razem poszliśmy na lotnisko, jeszcze nieco czasu zostało do lotu. Ponieważ nieco było zimno i wiał wiatr, poszliśmy do poczekalni.
Usiedliśmy w pomieszczeniu, w którym nikogo więcej nie było. Słychać było, że w poczekalni obok było już paru innych piłkarzy BVB, ale Mario tam nie ciągnęło. Miał dziś serio kiepski humor, wczoraj miał nieco lepszy...
Drzwi były uchylone do pomieszczenia obok, ale reszta nie zorientowała się, że Mario przyszedł, bo... zaczęli go obgadywać! Wszystko było dobrze słychać, ściany też nie były zbyt grube.
- Mam nadzieję, że dziś wygramy - powiedział Ilkay.
- W depresji ciężko się gra, nie liczę, że Mario dziś strzeli - powiedział Felipe. - Widziałeś go wczoraj na treningu? Ja to bym go do domu odesłał.
- Wiadomo, kogo mu brakuje... - dodał Julian.
- Boże! On żyć bez Marco nie może - zaśmiał się Felipe, w jego głosie usłyszałam szyderczość.
- Papużki nierozłączki - powiedział Julian.
- A wiecie? Może on woli chłopców? - gdy Felipe to powiedział, zatrzęsłam się z oburzenia.
- Ha, wszystko możliwe - powiedział Ilkay. - Przecież każdy widzi, że ciągnie ich do siebie...
- Mario też nie ma dziewczyny, a przecież mógłby wybierać i przebierać w kandydatkach - stwierdził Felipe. - Podejrzane...
- Marco jakoś nie protestuje, gdy Mario się przymila do niego - powiedział Julian. - A ma dziewczynę...
- Trzeba ją ostrzec - powiedział Felipe. - Przy najbliższej okazji!
- Zobaczycie, Marco i Mario w końcu razem zamieszkają - zaśmiał się głupkowato Ilkay. - A te ich codzienne buziaczki na powitanie, to daje do myślenia!
- Zrobią trójkącik z obecną dziewczyną Marco - dodał Felipe. - Słuchajcie, odkąd Marco jest u nas, to z Mario ani na moment się nie rozstają...
Po prostu trzęsłam się ze złości! Nie spodziewałam się tego po chłopakach. Cała ta trójca mnie zawiodła. Mario nie wytrzymał, poszedł im powiedzieć coś na ten temat. Poszłam za nim.
- A wy co, nie macie już o czym gadać, że nam tyłek obrabiacie? - krzyknął Mario. - Wiecie co, nie spodziewałbym się tego po was!
- My stwierdzamy fakty - powiedział Felipe.
- Sam nie doświadczyłeś nigdy takiej przyjaźni, jesteś zwyczajnie zazdrosny! - nie odpuszczał Mario. - Chyba normalne, że się o kumpla martwię, leży z nowotworem w szpitalu a wy...
- Ty za bardzo panikujesz - powiedział Julian. - Z białaczki zdecydowana większość ludzi wychodzi i żyją jak dawniej, a ty...
- Julian, ty się w ogóle już lepiej nie odzywaj! - syknął Mario. - Co my z Marco wam zrobiliśmy, że nas obmawiacie? Wstydzilibyście się!
- Powiedz, co naprawdę was łączy - zaśmiał się Felipe.
- Felipe, brak mi słów - powiedziałam. - Twoja postawa to totalna porażka...
Byłam zdenerwowana na całą tą trójcę, zwłaszcza na Felipe, który to wszystko zaczął.
- Ej, czerwona się zrobiłaś, musisz się przypudrować! - pozwolił sobie na docinkę Brazylijczyk.
- Masz coś do niej?! - syknął Mario. - W życiu bym się nie spodziewał, że taki z ciebie facet... I obiecuję, że powiem Marco, że go obgadywaliście!
- Tak, przestanie się z nami kolegować, i będziesz miał go na wyłączność - zaśmiał się Felipe.
Miałam szczerą ochotę dać mu w twarz...
- Sam jesteś nie lepszy - powiedziałam wściekła. - Zazdrościsz mu zwyczajnie i tyle! Mario, chodźmy stąd, szkoda słów na nich...
Pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy na świeże powietrze.
- Co za debile - denerwował się Mario.
- Nie denerwuj się - próbowałam go uspokoić.
- Zawsze ze mnie i Marco w szatni żartowali, ale to przed chwilą obgadywanie było przegięciem - powiedział zły Mario. - Nie spodziewałbym się tego po nich, myślałem, że mimo wszystko darzą nas sympatią...
- Widzisz? Życie nas zaskakuje na każdym kroku - westchnęłam.
Zauważyłam, że w naszą stronę zmierzają Moritz, Marcel, oraz nasi kochani Robert z Anią.
Wszyscy się przywitaliśmy, od razu przybyli zauważyli zdenerwowanie na naszych twarzach.
- Coś się stało? - zapytała Ania. - Nadio...
- Usłyszeliśmy, jak nasi kochani Felipe, Ilkay i Julian obrabiają nam tyłek - powiedziałam. - Oni podejrzewają Mario i Marco o...
- Oni są walnięci - stwierdził Moritz. - W szatni zawsze z was żartowali...
- Przy nas, a dzisiaj byli przekonani, że nie słyszę, i obgadywali sobie w najlepsze - powiedział Mario. - Oni byli w sąsiedniej poczekalni, i do tego drzwi były uchylone...
- Nie przejmuj się! - powiedział Robert. - Jeszcze przyjdą cię przeprosić...
- A niech spadają na drzewo - odparł Mario. - Nie potrzebuję fałszywych kolegów.
*
Lot do Stuttgartu zleciał spokojnie. Chłopaki mieli trening na stadionie tutejszej drużyny, a ja z Anią, oraz Agatą i Ewą które się również zabrały z nami samolotem, zasiadłyśmy na trybunach i plotkowałyśmy. Tym dwóm ostatnim towarzyszyły oczywiście także córki, które rosły jak na drożdżach.
Nie zdążyłam się obejrzeć, a mecz się zaczął...
A zakończył zaskakującym wynikiem 0:0. Wszystkie byłyśmy zdumione.
No ale cóż. Po meczu czekałyśmy pod wejściem na chłopaków. W końcu się doczekałyśmy. Felipe, gdy mnie minął, głupkowato się do mnie uśmiechnął. Odwróciłam głowę, nie miałam chęci na rozmowy z nim.
Wsiedliśmy w samolot, wracaliśmy do Dortmundu. Teraz pozostało tylko czekać do jutra i podróż do Berlina.
// no i już 50 rozdział oddaję w Wasze ręce ;)
15 komentarzy i dodaję następny :3
Miłego dnia, czytelniczki ♥
jeju, już 50 rozdział ? ja nie wiem skąd Ty czerpiesz pomysły na tak długie opowiadanie , ja czasami otwieram arkusz i nie wiem co napisać o.O brawa dla Ciebie za to co robisz, naprawdę ! <3 jesteś genialna ! kocham Cię za to <33 hehe
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział i również życze miłego dnia :***
pozdrawiam <33
OMG <3 Ten czas tak szybko leci <3 Każdy Twój rozdział ejst wspaniały <3 Uwielbiam twoje opowiadanie !
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest zajebisty ! (jak każdy :D )
A postawa Felipe ... ?.? Z tej trójki najbardziej lubię Ilkaya :D I nie jestem na niego zła :D hahaha odwala mi xd
Czekam na następny rozdział i także życzę miłej, spokojnej niedzieli :)
Dokładnie zgadzam się z Pyska
OdpowiedzUsuńRozdział świetny
założyłam nowy blog,więc serdecznie zapraszam
http://teodorczyk-moim-swiatem.blogspot.com/
Masz talent! Pamiętam jak tu przypadkiem trafiłam było wtedy z dwadzieścia rozdziałów! A tu już 50! ;)
OdpowiedzUsuń"Świetni" koledzy z Felipe. Juliana i Ilkaya.
Czekam na następny! ;)
oj tam oj tam :D Ilkay jest spoko :D <3
Usuń@.@ bije mi na dekiel ;D
Czy ja wiem czy taki spoko? Skoro go obgaduje. Ale nie kłócę się bo każdy ma swojego ulubieńca ;)
UsuńWspaniały Rozdział . Uwielbiam czytać twoje opowiadaniee . < 33
OdpowiedzUsuńsuper rozdzial!
OdpowiedzUsuńOj chamsko chamsko chłopcy ! ;//
OdpowiedzUsuńJejciu a rozdział mi się podoba !
Mam nadzieję że bloga za szybko nie skończysz bo nie wiem co zrobię ;P
kochaam. Ale chłopcy przesadzili. Mam nadzieje ,że będę błagać o przebaczenie .;)
OdpowiedzUsuńŚwietne świetne <3 *.*
OdpowiedzUsuńświetne :)
OdpowiedzUsuńBoski♥
OdpowiedzUsuńGenialny <33 Uwielbiam czytać Twoje opowiadania, widać, że piszesz je z pasją :*
OdpowiedzUsuńŚWIETNY. Ale mają "dobrych" przyjaciół, no nie ma co. Mam nadzieję, że operacja przebiegła bez zarzutów i Marco jak najszybciej wyzdrowieje. Czekam na następny :**
OdpowiedzUsuńZazdrośnicy , A Marco będzie zdrów jak ryba ;)
OdpowiedzUsuń"przyjaciele " kurwa do dupy z takimi przyaciółmi ! dodaj szybko nowy :)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ;D Mam nadzieję, że ci trzej przeproszą Mario i Nadię. To było chamskie obgadywać kolegów z drużyny :/ Jeszcze raz mówię, że świetny rozdział ;** / A. ;*
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko się ułoży i te czubki przeproszą Nadię i Mario :D
Czekam na następny :P
Zajebisty ^_^ Mam nadzieję że Mario i Nadia im wybaczą.. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam <33
Świetny <3 Ale chłopaki to chamy, no nie mogę grr.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :)
http://krok-w-strone-lepszego-zycia.blogspot.com/
http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/
[Next Please]
OdpowiedzUsuńNo mega! <3
50 rozdział??! To tak szybko zleciało ;)
Oj, Ci chłopcy! Najbardziej wnerwił mnie Felipe! ;( Mają ich osobiście przeprosić i błagać o przebaczenia na KOLANACH! (nie ma innej opcji!)
Rozdział jest MEGA! (jak zawsze!) next please! ;)
Grzanka ;D
Genialneee . !
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://ona-ty-i-ja.blogspot.com/
Super, głupek z tego opowiadaniowego Felipe i reszty. Zpraszam do sb dogwizdka.blogspot.com i na nowy blog z opowiadaniem: meg-und-marco-echte-liebe Jest nowy 6 rozdział!
OdpowiedzUsuńhttp://miloscczyrozsadek.blogspot.com/2013/03/45.html
OdpowiedzUsuńhttp://niepotrafieprzestacciekochac.blogspot.com/2013/03/28-rodzinne-tajemnice-wyszy-na-jaw.html
http://zlotkoiorzelek.blogspot.com/2013/03/mecz-35.html- zapraszam
True Lies: Rozdział 3|III http://true-lies-blogstory.blogspot.com/2013/03/rozdzia-3iii.html?spref=tw
OdpowiedzUsuńZapraszam również na inne opowiadania: http://www.blogger.com/profile/12909525416880367759
Super! :)
OdpowiedzUsuńdodaj jak najszybciej kolejny, bo umieram z ciekawości. przepraszam, ze nie komentuję każdego rozdziału, ale czasami nie mam nawet na to czasu, ale staram się czytać jak tylko mogę, bo uwielbiam Twoje opowiadanie. Wszyscy prosili Cię, żebyś mieszała, ale jak dla mnie możesz już odmieszać:) Mam nadzieję, że Marco pokona chorobę i nadal będą szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńzapraszam też do mnie w wolnych chwilach:http://lukasz-marcelina-story.blogspot.com/
http://robert-anna-story.blogspot.com/-nowe opowiadanie :)
Świetny. Dawaj szybko następny. Zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńlenka-borussia-story.blogspot.com
Super blog :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Julian Felipe i Ilkay przeprosza ich za swoje zachowanie.