Ostatnie dwa dni wydawały się być totalnym koszmarem. Nie poznawałam Marco. Cały czas dręczyło mnie pytanie, o co tu chodzi?! Próbowałam się dowiedzieć, ale Marco wymawiał się zmęczeniem, nie chciał rozmawiać w ogóle o tym... Zaczęły się sprzeczki, bałam się, czy to nie początek końca naszego związku...
Nie, nie, nie! Nie chciałam nawet o tym myśleć. Za bardzo kochałam Marco.
Wczoraj znów gdzieś wyszedł, zadzwonił tylko, lakonicznie obwieścił że zasiedział się u Mario i że u niego przenocuje. Obiecał wrócić w czwartkowy ranek.
Ledwo usnęłam w nocy z środy na czwartek, nie wiem, jakim cudem mi się udało.
I w końcu nastał ten dzień...
Wstałam z łóżka, czułam się jak zdjęta dopiero co z krzyża. Niczego nie ogarniałam, prawie na oślep schodziłam na dół.
I nagle na schodach powinęła mi się nóżka, i poczułam, że lecę do przodu...
Zdążyłam tylko krzyknąć głośno i znalazłam się na podłodze. Cud, że zęby zostały na swoim miejscu! Chociaż i tak apetytu nie miałam, nie miałam zamiaru ich używać do jedzenia w tej chwili.
Ale przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że nabiłam sobie siniaka na skroni.
Dobrze, że nie podbiłam sobie oka...
Powlokłam się do kuchni, zagotować sobie wodę na herbatę.
Nie, nie, nie! Nie chciałam nawet o tym myśleć. Za bardzo kochałam Marco.
Wczoraj znów gdzieś wyszedł, zadzwonił tylko, lakonicznie obwieścił że zasiedział się u Mario i że u niego przenocuje. Obiecał wrócić w czwartkowy ranek.
Ledwo usnęłam w nocy z środy na czwartek, nie wiem, jakim cudem mi się udało.
I w końcu nastał ten dzień...
Wstałam z łóżka, czułam się jak zdjęta dopiero co z krzyża. Niczego nie ogarniałam, prawie na oślep schodziłam na dół.
I nagle na schodach powinęła mi się nóżka, i poczułam, że lecę do przodu...
Zdążyłam tylko krzyknąć głośno i znalazłam się na podłodze. Cud, że zęby zostały na swoim miejscu! Chociaż i tak apetytu nie miałam, nie miałam zamiaru ich używać do jedzenia w tej chwili.
Ale przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że nabiłam sobie siniaka na skroni.
Dobrze, że nie podbiłam sobie oka...
Powlokłam się do kuchni, zagotować sobie wodę na herbatę.
Ale zanim nastawiłam wodę, strąciłam łokciem szklankę z blatu i posypała się w drobny mak. Od rana sam pech! Najpierw spadłam ze schodów, teraz szklankę stłukłam.
- Co jeszcze złego się wydarzy? - krzyknęłam sama do siebie mimowolnie. - A dopiero 8 rano!
Cóż, sprzątnęłam odłamki szkła i w końcu zaparzyłam sobie herbatę uspokajającą, którą wczoraj kupiłam. Siedziałam jak ogłuszona, zła byłam na Marco, że nie wrócił na noc do domu. Może Mario o czymś wiedział, czego ja nie wiedziałam? Wpadł mi do głowy nawet szalony pomysł, by iść na trening i wyciągnąć coś z niego.
A wszystko to dlatego, że martwiłam się o Marco. Jeżeli miał problemy, mógł mi jak najbardziej o nich powiedzieć. Zawsze bym mu pomogła, ile tylko bym była w stanie.
Na dodatek, nie było Ani w Dortmundzie. Miała już być kilka dni temu, ale nie zdążyła na samolot...
Postanowiłam, że zadzwonię do niej, żeby chociaż przez telefon uzyskać jakieś wsparcie, którego tak bardzo teraz potrzebowałam.
- Halo? Ania? - odezwałam się.
- Cześć, Nadia! Jak się czujesz? - zapytała ze współczuciem. - Wiem wszystko, Robert mi powiedział. Już jestem w Dortmundzie, wczoraj wieczorem przyleciałam. Wiesz, że wtedy na samolot się spóźniłam.
- Jak się czuję? Marsz żałobny! - wybuchłam. - Marco nie wrócił na noc do domu, wiem tylko, że u Mario nocował. Ukrywa coś przede mną? - zaczęłam się żalić.
- Może przyjdę Cię odwiedzić? - zapytała. - Przyda ci się wsparcie.
- Pewnie zmęczona jesteś po podróży...
- Ale jak moja przyjaciółka potrzebuje pomocy, to nie ma wymówek - stwierdziła. - Zaraz u Ciebie będę, trzymaj się!
- Okej - powiedziałam. - Pa!
Mimo wszystko, ucieszyłam się, że przyjdzie do mnie Anka.
*
Moja kumpelka wnet przyszła, a Marco, mimo obietnicy, że wróci rano, nie wrócił. Ania próbowała mnie pocieszać, a ja dalej nie mogłam się uspokoić.
- Na litość boską, gdzie on się podziewa? - krzyczałam i chodziłam w kółko po salonie. - Ja już nie wytrzymam, to ponad moje siły!
- Nadia, spokojnie - powtarzała Ania. - Może stęsknił się za chłopakami i poszedł na trening, żeby porozmawiać?
- Jest przecież w takim fatalnym stanie zdrowia - oponowałam. - Powinien wypoczywać, a nie się szlajać. Mario i Robert przecież mogą go odwiedzać po treningu.
- W sumie racja - powiedziała Ania. - A może on coś innego załatwia...
- Niby co?
- Właśnie nie wiem! - powiedziała Ania. - Opcji jest wiele.
- Ania, a co, jeśli... on kogoś ma? - powiedziałam już łamiącym się głosem, bliska łez.
- Niemożliwe! - zawołała Anka. - Nie wierzę, nie wierzę... po prostu nie mogę.
- A jeśli? - zapytałam. Już nie myślałam przez nerwy racjonalnie, wymyślałam niewiadomo co.
- To nie wchodzi w rachubę - twardo obstawiała przy swoim Ania. - Zadzwoń do niego, zażądaj jakichś wyjaśnień.
Zadzwoniłam, znaczy spróbowałam, ale było zajęte. Nie chciało już mi się dalej, opadłam tylko bez sił na kanapę.
- Nie wiem, co powiedzieć - powiedziała Ania. - Współczuję ci jak cholera. Dlaczego to ciebie spotkało?
- Nie wiem, za jakie grzechy - wybuchnęłam. - Co ja takiego zrobiłam złego?!
- To nie twoja wina - powiedziała Ania.
- Masz jakieś plany na dziś? - zapytałam. - Jeżeli nie, to proszę cię, zostań ze mną, potrzebuję cię...
- Oczywiście, że zostanę - uspokoiła mnie Ania i objęła ramieniem. - Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki - wyszeptałam i się przytuliłam do niej.
Jak świetnie, że Ania ze mną przebywała wtedy. Gdyby nie ona, nie wiem, co bym zrobiła...
*
Leciały godziny, bez zmian. Coraz fatalniej się czułam, Ania coraz trudniejsze miała zadanie, czyli uspokojenie mnie.
Już nastała godzina, o której zazwyczaj chłopaki kończyli trening.
I w końcu, usłyszałyśmy, że ktoś wchodzi do domu. To był Marco, ale nie był sam. Towarzyszył mu Mario. Mario zdaje się, prosto z treningu szedł, bo miał ze sobą torbę.
Wreszcie się ożywiłam, pobiegłam do hallu, żeby wszystko wyjaśnić.
- Marco! Wreszcie! Miałeś być rano - krzyknęłam.
Marco wyglądał gorzej niż ostatnio. Bałam się mu rzucić na szyję. Oparł się o ścianę, powieki mu się kleiły.
- Marco, wszystko ok? - zapytał Mario, wyraźnie zaniepokojony. - Chodź, położysz się.
Mario pomógł mu dojść na kanapę. Ania przyniosła mu herbatę ziołową, a Mario dał mu jakąś tabletkę.
Po tych drobnych zabiegach Marco tak jakby poczuł się lepiej, przynajmniej tak się nam wydawało.
Więc w końcu wszyscy usiedliśmy w salonie, liczyłam wreszcie na rozmowę. Szczerą rozmowę...
- Marco, powiedz mi, co się dzieje? - zapytałam.
- Zwyczajnie, nocowałem u Mario, a potem byłem na treningu - powiedział. - Wiesz, że brakowało mi chłopaków.
- Na tym zimnie grzałeś ławę tyle godzin? - wkurzyłam się. - Ty powinieneś wypoczywać, a nie...
- Mario dziś ćwiczył indywidualnie, pod dachem - wyjaśnił. - Mogliśmy sobie wreszcie dłużej pogadać...
Mario pokiwał głową, że to prawda. Jednak popatrzyłam na jego rozbiegane oczy. Wpatrywał się uporczywie w dywan...
- Chodź do mnie - Marco wyciągnął do mnie ramiona. Brakowało mi go cholernie, więc jak prosił, usiadłam mu na kolana. Przytulił mnie mocno, mimo że wyglądał naprawdę słabo. Bledziutką miał twarz. A nie umalował się przecież pudrem koloru kości słoniowej...
- Nadia, może zrobimy jakiś obiad? Marco, powinieneś się posilić - stwierdziła Ania. - A Nadia mówiła, że całymi dniami cię ostatnio w domu nie ma.
- Przymus - mruknął niezrozumiale Marco. - Na litość boską, nie męczcie mnie teraz...
- No tak, znowu! - warknęłam. - Marco, ty ciągle...
- Nadia, chodź - Ania pociągnęła mnie za rękę, dając też znak, żebym nie krzyczała i się nie denerwowała.
Poszłyśmy do kuchni, a ja aż ledwo oddychałam. To po prostu przechodzi wszelkie pojęcie...
*
Zaczęłyśmy robić obiad, zgodnie z radą Ani. Właściwie to Ania robiła, a ja tylko się krzątałam i utyskiwałam na obecną sytuację.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu Marco. I zobaczyłam, jak mój blondyn prędko idzie z nim na górę, trzymając go przy uchu.
- Marco, no i po co się ukrywasz? - zawołałam za nim. - Dowiem się czegoś w końcu?
Spuściłam wzrok w podłogę, posmutniałam wyraźnie. Ania mnie przytuliła, a mnie w końcu poleciały gorzkie łzy. Czyżby to kochanka dzwoniła?!
W końcu jednak Marco zszedł, rozmowa szybko się jak widać zakończyła.
- Mario! - zawołał. - Już!
- Tak szybko? - zawołał jego przyjaciel i wpadł do hallu. Zaczęli się szybko ubierać.
- A wy dokąd? - zapytała Ania.
- Jest sprawa - powiedział Mario, pośpiesznie wiążąc buty. Marco, pomimo osłabienia, zdążył już się ubrać i wyjść, aby uniknąć pytań. Czekał zapewne na Mario przed drzwiami.
- Jaka? - próbowałam się dowiedzieć. - Mario!
Mario szybko wyszedł. Spojrzałam na Anię. Już nie miałam pojęcia, co zrobić.
- Tego już za wiele! Ubieraj się, będziemy ich śledzić - powiedziała Ania. - Nie może tak dalej być!
- Racja - powiedziałam. Uświadomiłam sobie, że to jedyne wyjście. Choć to wszystko trwało zaledwie parę dni, miałam wrażenie, że ta "akcja" toczy się już miesiącami...
Ubrałyśmy się jak najszybciej i wyszłyśmy z domu.
// niezbyt ciekawy jak dla mnie, ale obiecuję, że w następnym już coś się zadzieje :>
ale żeby pojawił się następny, pod tym muszą pojawić się komentarze ;3
umówmy się, 15 komentarzy = next rozdział :> taki mały szantażyk ;>
pozdrawiam Was czytelniczki ♥ uwielbiam Was, wiecie? ;3
- Co jeszcze złego się wydarzy? - krzyknęłam sama do siebie mimowolnie. - A dopiero 8 rano!
Cóż, sprzątnęłam odłamki szkła i w końcu zaparzyłam sobie herbatę uspokajającą, którą wczoraj kupiłam. Siedziałam jak ogłuszona, zła byłam na Marco, że nie wrócił na noc do domu. Może Mario o czymś wiedział, czego ja nie wiedziałam? Wpadł mi do głowy nawet szalony pomysł, by iść na trening i wyciągnąć coś z niego.
A wszystko to dlatego, że martwiłam się o Marco. Jeżeli miał problemy, mógł mi jak najbardziej o nich powiedzieć. Zawsze bym mu pomogła, ile tylko bym była w stanie.
Na dodatek, nie było Ani w Dortmundzie. Miała już być kilka dni temu, ale nie zdążyła na samolot...
Postanowiłam, że zadzwonię do niej, żeby chociaż przez telefon uzyskać jakieś wsparcie, którego tak bardzo teraz potrzebowałam.
- Halo? Ania? - odezwałam się.
- Cześć, Nadia! Jak się czujesz? - zapytała ze współczuciem. - Wiem wszystko, Robert mi powiedział. Już jestem w Dortmundzie, wczoraj wieczorem przyleciałam. Wiesz, że wtedy na samolot się spóźniłam.
- Jak się czuję? Marsz żałobny! - wybuchłam. - Marco nie wrócił na noc do domu, wiem tylko, że u Mario nocował. Ukrywa coś przede mną? - zaczęłam się żalić.
- Może przyjdę Cię odwiedzić? - zapytała. - Przyda ci się wsparcie.
- Pewnie zmęczona jesteś po podróży...
- Ale jak moja przyjaciółka potrzebuje pomocy, to nie ma wymówek - stwierdziła. - Zaraz u Ciebie będę, trzymaj się!
- Okej - powiedziałam. - Pa!
Mimo wszystko, ucieszyłam się, że przyjdzie do mnie Anka.
*
Moja kumpelka wnet przyszła, a Marco, mimo obietnicy, że wróci rano, nie wrócił. Ania próbowała mnie pocieszać, a ja dalej nie mogłam się uspokoić.
- Na litość boską, gdzie on się podziewa? - krzyczałam i chodziłam w kółko po salonie. - Ja już nie wytrzymam, to ponad moje siły!
- Nadia, spokojnie - powtarzała Ania. - Może stęsknił się za chłopakami i poszedł na trening, żeby porozmawiać?
- Jest przecież w takim fatalnym stanie zdrowia - oponowałam. - Powinien wypoczywać, a nie się szlajać. Mario i Robert przecież mogą go odwiedzać po treningu.
- W sumie racja - powiedziała Ania. - A może on coś innego załatwia...
- Niby co?
- Właśnie nie wiem! - powiedziała Ania. - Opcji jest wiele.
- Ania, a co, jeśli... on kogoś ma? - powiedziałam już łamiącym się głosem, bliska łez.
- Niemożliwe! - zawołała Anka. - Nie wierzę, nie wierzę... po prostu nie mogę.
- A jeśli? - zapytałam. Już nie myślałam przez nerwy racjonalnie, wymyślałam niewiadomo co.
- To nie wchodzi w rachubę - twardo obstawiała przy swoim Ania. - Zadzwoń do niego, zażądaj jakichś wyjaśnień.
Zadzwoniłam, znaczy spróbowałam, ale było zajęte. Nie chciało już mi się dalej, opadłam tylko bez sił na kanapę.
- Nie wiem, co powiedzieć - powiedziała Ania. - Współczuję ci jak cholera. Dlaczego to ciebie spotkało?
- Nie wiem, za jakie grzechy - wybuchnęłam. - Co ja takiego zrobiłam złego?!
- To nie twoja wina - powiedziała Ania.
- Masz jakieś plany na dziś? - zapytałam. - Jeżeli nie, to proszę cię, zostań ze mną, potrzebuję cię...
- Oczywiście, że zostanę - uspokoiła mnie Ania i objęła ramieniem. - Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki - wyszeptałam i się przytuliłam do niej.
Jak świetnie, że Ania ze mną przebywała wtedy. Gdyby nie ona, nie wiem, co bym zrobiła...
*
Leciały godziny, bez zmian. Coraz fatalniej się czułam, Ania coraz trudniejsze miała zadanie, czyli uspokojenie mnie.
Już nastała godzina, o której zazwyczaj chłopaki kończyli trening.
I w końcu, usłyszałyśmy, że ktoś wchodzi do domu. To był Marco, ale nie był sam. Towarzyszył mu Mario. Mario zdaje się, prosto z treningu szedł, bo miał ze sobą torbę.
Wreszcie się ożywiłam, pobiegłam do hallu, żeby wszystko wyjaśnić.
- Marco! Wreszcie! Miałeś być rano - krzyknęłam.
Marco wyglądał gorzej niż ostatnio. Bałam się mu rzucić na szyję. Oparł się o ścianę, powieki mu się kleiły.
- Marco, wszystko ok? - zapytał Mario, wyraźnie zaniepokojony. - Chodź, położysz się.
Mario pomógł mu dojść na kanapę. Ania przyniosła mu herbatę ziołową, a Mario dał mu jakąś tabletkę.
Po tych drobnych zabiegach Marco tak jakby poczuł się lepiej, przynajmniej tak się nam wydawało.
Więc w końcu wszyscy usiedliśmy w salonie, liczyłam wreszcie na rozmowę. Szczerą rozmowę...
- Marco, powiedz mi, co się dzieje? - zapytałam.
- Zwyczajnie, nocowałem u Mario, a potem byłem na treningu - powiedział. - Wiesz, że brakowało mi chłopaków.
- Na tym zimnie grzałeś ławę tyle godzin? - wkurzyłam się. - Ty powinieneś wypoczywać, a nie...
- Mario dziś ćwiczył indywidualnie, pod dachem - wyjaśnił. - Mogliśmy sobie wreszcie dłużej pogadać...
Mario pokiwał głową, że to prawda. Jednak popatrzyłam na jego rozbiegane oczy. Wpatrywał się uporczywie w dywan...
- Chodź do mnie - Marco wyciągnął do mnie ramiona. Brakowało mi go cholernie, więc jak prosił, usiadłam mu na kolana. Przytulił mnie mocno, mimo że wyglądał naprawdę słabo. Bledziutką miał twarz. A nie umalował się przecież pudrem koloru kości słoniowej...
- Nadia, może zrobimy jakiś obiad? Marco, powinieneś się posilić - stwierdziła Ania. - A Nadia mówiła, że całymi dniami cię ostatnio w domu nie ma.
- Przymus - mruknął niezrozumiale Marco. - Na litość boską, nie męczcie mnie teraz...
- No tak, znowu! - warknęłam. - Marco, ty ciągle...
- Nadia, chodź - Ania pociągnęła mnie za rękę, dając też znak, żebym nie krzyczała i się nie denerwowała.
Poszłyśmy do kuchni, a ja aż ledwo oddychałam. To po prostu przechodzi wszelkie pojęcie...
*
Zaczęłyśmy robić obiad, zgodnie z radą Ani. Właściwie to Ania robiła, a ja tylko się krzątałam i utyskiwałam na obecną sytuację.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu Marco. I zobaczyłam, jak mój blondyn prędko idzie z nim na górę, trzymając go przy uchu.
- Marco, no i po co się ukrywasz? - zawołałam za nim. - Dowiem się czegoś w końcu?
Spuściłam wzrok w podłogę, posmutniałam wyraźnie. Ania mnie przytuliła, a mnie w końcu poleciały gorzkie łzy. Czyżby to kochanka dzwoniła?!
W końcu jednak Marco zszedł, rozmowa szybko się jak widać zakończyła.
- Mario! - zawołał. - Już!
- Tak szybko? - zawołał jego przyjaciel i wpadł do hallu. Zaczęli się szybko ubierać.
- A wy dokąd? - zapytała Ania.
- Jest sprawa - powiedział Mario, pośpiesznie wiążąc buty. Marco, pomimo osłabienia, zdążył już się ubrać i wyjść, aby uniknąć pytań. Czekał zapewne na Mario przed drzwiami.
- Jaka? - próbowałam się dowiedzieć. - Mario!
Mario szybko wyszedł. Spojrzałam na Anię. Już nie miałam pojęcia, co zrobić.
- Tego już za wiele! Ubieraj się, będziemy ich śledzić - powiedziała Ania. - Nie może tak dalej być!
- Racja - powiedziałam. Uświadomiłam sobie, że to jedyne wyjście. Choć to wszystko trwało zaledwie parę dni, miałam wrażenie, że ta "akcja" toczy się już miesiącami...
Ubrałyśmy się jak najszybciej i wyszłyśmy z domu.
// niezbyt ciekawy jak dla mnie, ale obiecuję, że w następnym już coś się zadzieje :>
ale żeby pojawił się następny, pod tym muszą pojawić się komentarze ;3
umówmy się, 15 komentarzy = next rozdział :> taki mały szantażyk ;>
pozdrawiam Was czytelniczki ♥ uwielbiam Was, wiecie? ;3
Super !
OdpowiedzUsuńKocham <33 Uwielbiam tego bloga! :D Też cię uwielbiam xd
OdpowiedzUsuńCzekam na rozwój akcji i sytuacji xD
Cudny ciekawe co z Marco
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
http://wsrodkuserc.blogspot.com
świetny jak zawsze *.*
OdpowiedzUsuńcezkam na next ;DD
zapraszam http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/ mile widziany komenatrz :)
My też Cię uwielbiamy! ;)
OdpowiedzUsuńNudny?! Umieram z ciekawości!! ;)
Co z tym Marco się dzieje? Z kolejnymi rozdziałami coraz gorzej mi z tym, że chciałam tragedie... ale to pewnie nie przezemnie tylko przez Twoją wyobraźnie ;)
czekam na następny! ;)
Czytam wszystko od pierwszego rozdziału i stwierdzam fakt, że jesteś zajebista :D
OdpowiedzUsuńNiestety nie zawsze zostawiam pamiątkę po sobie. :d
Ale teraz muszę martwię się o Marco. Mam nadzieję że to nie ta choroba o której myślę :(
Szybko kolejny!!!!! :*****
świetny naprawde kocham tego bloga <3 <3
OdpowiedzUsuńświetny !!!!
OdpowiedzUsuńOMG <3 Co tam się dzieje ? :D Jeju jeuju nie mogę się doczekać następnego ! <3
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział !
Co ty gadasz niezbyt ciekawy ja tu zaraz umrę jak się szybko nie dowiem co będzie dalej ;D
OdpowiedzUsuńJeju, przepraszam za słowo, ale...ZAJEBISTE *.*
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham <3
ale się narobiło! co z tym Marco się dzieje?
OdpowiedzUsuńw ogóle ładny wyglądzik :D
Kocham twojego bloga. < 33 Już chcę następny.;) I pamiętaj zawsze jak piszesz nie jest nudno ;)
OdpowiedzUsuńświetne :3
OdpowiedzUsuńNUDNY ? CHYBA OSZALAŁAŚ :p mam tylko nadzieje ze Marco nie jest chory na to czego sie obawiam, bo będzie rycz xd Zapraszam do siebie: http://dogwizdka.blogspot.com/ oraz na nowego bloga http://meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńmasz juz 17 komentarzy :) to kiedy nastepny rozdzial??? nie moge sie doczekac to jest takie swietne... ciekawe co ten Marco i Mario kombinuja..
OdpowiedzUsuńDobra dobra juz czekam na nastepny ;) 18 ;) rozdzial w zadnym wypadku nie jest nudny tylko cudownu jak zawsze <3 tez Cie uwielbiamy <3 ;D
OdpowiedzUsuń