niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 72

DWA DNI PÓŹNIEJ 


Wybrałam się z Marco, Robertem i Anią, którzy już wrócili, oraz oczywiście załamanym Mario na pogrzeb pani Klark, jego matki. 
To było nie do opisania, co czuł Mario. Marco ostatnimi dniami cały czas przy nim czuwał, bał się, że jeszcze z tej rozpaczy Mario zrobi sobie krzywdę. Robert z Anią dopiero dzisiejszego poranka wrócili. 
Mnóstwo osób przyszło. Po mszy w kościele, ruszyliśmy wszyscy w orszaku za trumną. Mario ciągle płakał, a z jednej strony Marco, z drugiej Robert, obejmowali go ciągle ramieniem i podawali chusteczki. Prawie sama zaczęłam płakać, obserwując to wszystko. Dlaczego to spotkało Mario?! Czemu los tak okrutnie go potraktował?! 
W końcu wszyscy otoczyliśmy grób, w którym za moment miała zostać złożona trumna Elli. Łzy mi napłynęły do oczu. Ania również blado wyglądała. 
- Z prochu powstałaś, i w proch się obrócisz... - powiedział kapłan i rzucił garść ziemi na trumnę. 
Niebawem spuszczono trumnę w dół i grabarze zaczęli ją zakopywać. Mario schował twarz na klatce piersiowej Marco, słyszałam, jak płacze. 
Niedługo już wszyscy się rozeszli, tylko nasza piątka została. Mario ukucnął przy świeżym grobie matki. My staliśmy ze spuszczonymi głowami. 
Niedługo poszliśmy wszyscy do Mario, nikt nie chciał go zostawić w takim fatalnym stanie psychicznym. 




*






KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ ( KOŃCÓWKA MAJA ) 



Ostatnio wszystko się jakoś unormowało. Marco pomaga Mario dojść do siebie po ostatnim feralnym wydarzeniu, podobnie jak Robert. Ja z Anią również go wspieramy jak tylko możemy. 
Ostatnio też chłopaki mają więcej trenowania niż zwykle. A wszystko dlatego, że Borussia Dortmund trafiła do finału Ligi Mistrzów! Zagra z Bayernem Monachium na londyńskim Wembley. 
I trenerowi, i drużynie bardzo zależy na tym pucharze, więc trenują jak mogą. Marco wraca codziennie bardzo zmęczony. 
Mecz już za dwa dni. Oczywiście będę tam, razem z dziewczynami. Już nie możemy się doczekać. 
Siedziałam w ogrodzie, była urocza pogoda, był już też wieczór, Marco dopiero przyszedł do domu. 
- Hej skarbie - powiedział, i pochylił się, żeby mnie pocałować. - Ale mnie nogi bolą, masakra... 
- Takie życie piłkarza - powiedziałam. 
- Jutro jedziemy do Londynu - powiedział Marco. - Już nie mogę doczekać się tego meczu! 
- Ja też - odparłam. 
Ja miałam się tam dostać autobusem, razem z innymi WAGs. Jutro o 7 rano wyjazd. 
- Skarbie, chcę z Tobą o czymś pogadać - powiedział Marco. - Dasz mi krzesło? Nogi mnie tak bolą... 
- A nie ma drugiego? - rozejrzałam się wokół. Nie było. Ustąpiłam mu więc miejsca. 
- Usiądź na moich kolanach... tak jak zawsze - powiedział. 
Zrobiłam, jak prosił. 
- O czym chcesz porozmawiać? - zapytałam. 
- Chciałbym się z Tobą w końcu pobrać - powiedział Marco. - Najlepiej już w czerwcu. 
- Okej, ale może bez ślubu kościelnego? Wiesz, że jestem ateistką... - powiedziałam. 
- Moi rodzice byliby wściekli - powiedział smutno Marco. 
- Ech... niech będzie, przeżyję to - powiedziałam. - Ale zajmijmy się tym wszystkim po meczu, okej? Teraz musisz się na tym skupić. 
- Wiem, kochanie - powiedział - mam nadzieję, że wygramy ten puchar. 
- Wierzę w was - uśmiechnęłam się szeroko. 
- Okej, idę się umyć - powiedział. 
Marco poszedł pod prysznic, a ja poszłam pakować manatki na wyjazd do Londynu. 














Uff. Przeżyłam. 
25 godzin jazdy autobusem. 
Podobało mi się, gdy płynęliśmy promem. To było coś niesamowitego!
Jeszcze zostało nieco czasu do meczu, tradycyjnie miał się rozpocząć o 20:45. Marco i koledzy naturalnie mieli trening, a ja z dziewczynami siedziałam w hotelu. Dzieliłam pokój z Anią, Ewą i Agatą. Polska czwórka. 
- Fajnie by było tak zwiedzić Londyn - stwierdziła Ewa. 
- Czemu nie - powiedziałam - ale łatwo się tu zgubić! 
- Poszłabym na London Eye... - powiedziała rozmarzona Agata. 
- A ja w nocy na Tower Bridge, najchętniej razem z Robertem... - rozmarzyła się Ania. 
- Rozmarzyłyście się - stwierdziłam. 
- Ej, trzeba  zebrać ekipę i tu przyjechać na wakacje - powiedziała Ewa. - Okej, zadzwonię teraz do opiekunki, czy wszystko z Sarą w porządku. 
Hotel, w którym miałyśmy chwilowo pomieszkać, był naprawdę wspaniały. Z okien naszego pokoju był fenomenalny widok na stolicę Wielkiej Brytanii. 
Ileż tu było narodowości. Idąc londyńskimi ulicami, widziałam mnóstwo Arabów, Murzynów, i wiele innych. Bardzo żywe miasto. 
Nagle do naszego pokoju przyszły Cathy i Jenny, rozpromienione.
- Ej, dziewczyny, dawajcie z nami na miasto! - powiedziała Jenny. - Mamy kogoś, kto nas nieco oprowadzi! 
- Niby kto? - zapytałam. 
- Takie dwie miłe kobiety, które tu pomagają, w tym hotelu - powiedziała. - Dawajcie! 
- Aj tam, jakieś obce, jeszcze nas na lodzie zostawią... - skrzywiła się Ania. 
- A co tam! - krzyknęła Cathy - damy radę! Nadia, wstawaj! 
Cathy pociągnęła mnie za rękę. Cóż, ostatecznie wszystkie poszłyśmy. 
Kobiety, o których mówiła Jenny, wyglądały na sympatyczne. Przywitały się z nami i zaprosiły na mały spacer po Londynie. Tak się złożyło dla nas pomyślnie, że były Niemkami! Wyjechały za chlebem do Anglii. 
Cóż było robić. Wyszłyśmy wszystkie. Była urocza pogoda, aż chciało się gdzieś wyrwać. 
- Macie jakieś pieniądze przy sobie? - zapytała jedna z naszych przewodniczek.
Zajrzałyśmy do torebek, każda coś tam miała.
- Można by wymienić na funty, i iść na London Eye - zaproponowała.
- O tak! - podchwyciła pomysł Ania. 
- Chodźmy do kantoru zatem - powiedziała przewodniczka. 
Po wymianie pieniędzy, poszłyśmy na London Eye. Długa kolejka była, trochę aż nas nogi zaczęły boleć od stania. W końcu wskoczyłyśmy do kapsuły. 
- Boisz się? - zapytała mnie Agata - trochę wysoko będzie!
- Najwyżej w Tamizie popływamy - zażartowałam. 
W końcu wzniosłyśmy się w górę. Boże! Jakie wspaniałe widoki. "Karuzela" dość wolno się poruszała. Robiłyśmy masę zdjęć. 
- Będzie co na facebooka wrzucić - powiedziałam ze śmiechem. 
Gdy znalazłyśmy się już na lądzie, poszłyśmy na Oxford Street. Przejechałyśmy się również czerwonym piętrowym autobusem. Później jeszcze zobaczyłyśmy Trafalgar Square. 
Niedługo jednak trzeba było iść na Wembley, kibicować naszej ukochanej Borussii Dortmund. 











Zanim przyszłyśmy na stadion, zaszłyśmy jeszcze do naszego hotelu ubrać się stosownie. Miałam na sobie koszulkę Borussii z 11 na plecach i nazwiskiem mojego ukochanego. Oczywiście do tego szalik na szyi. Ania zdążyła jeszcze mi pomalować paznokcie w klubowe barwy BVB. 
Zajęłyśmy miejsca w sektorze dla dziewczyn piłkarzy. Nasi żółto-czarni chłopcy jeszcze trenowali. Trener dawał im ostatnie wskazówki. 
Niedługo jednak odbyło się oficjalne wejście na boisko obu niemieckich potęg, oraz piątki arbitrów. 
Wszyscy się przywitali. W końcu sędzia rozpoczął mecz... 
Emocji nie brakowało. Co chwila była bieganina od jednego pola karnego do drugiego. Ale nie było bramek. 
W końcu nastała 90 minuta, sędzia doliczył trzy minuty... 
- Boże! Jak zaraz ktoś nie strzeli... - jęknęłam.
- Spokojnie! Patrz, Łukasz zaczyna akcję - zawołała Ewa. 
Faktycznie. Wszyscy zlecieli się na połowę Bayernu, bronić się przed atakiem żółto-czarnych. Łukasz podał do Kuby, który zagrał do Mario, ten natomiast podał do mojego ukochanego... który strzelił gola! Tak! Tak! Tak! 
Mało co nie udusili blondyna. Ja mało co nie udusiłam dziewczyn z zachwytu. 
Trybuny z kibicami BVB oszalały. Bawarczycy wyglądali na zdołowanych. Rezerwowi Borussii stali przy linii bocznej i tylko czekali, aż mecz się skończy i będą mogli zacząć świętować... 
W końcu arbiter zakończył mecz. Piłkarze Bayernu padli smutni na murawę, chowali twarze w dłoniach, a wszyscy piłkarze Borussii zaczęli się cieszyć, świętować, trener normalnie oszalał z radości. Wniesiono Puchar Europy, który padł w ręce pszczółek. 
Dali go w ręce Marco, zdobywcy zwycięskiego gola. On uniósł go w górę i zaczął podskakiwać z radości, a obok niego koledzy. Zachwyt nie miał granic. 
Nagle podał go komuś stojącemu obok niego i podbiegł do naszego sektora.
- Nadio! Ta bramka jest dla Ciebie - zawołał rozpromieniony. 
- Marco, jesteś mistrzem - powiedziałam, i wyskoczyłam mu w ramiona. - Wiedziałam, że wygracie! Czułam to po prostu! 
- Chodźcie wszystkie! Będzie feta! - zawołał.
Wyszłyśmy wszystkie z sektora. Na boisko wpuszczono również pozostałych fanów BVB. Zaczęła się ogromna feta, piłkarze oblewali się wzajemnie piwem. Mario oblał mnie i Marco, oczywiście blondyn nie pozostał mu dłużny. 
Trener ściskał Łukasza, który zapoczątkował akcję, która dała zwycięstwo drużynie z Dortmundu. 
Feta trwała długo! Nasza radość nie miała granic! 




// mam nadzieję, że Wam się podoba ;) 
powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania. :3 
kto przeczytał, komentuje! z góry dzięki! :> 


+ zapraszam na mojego drugiego bloga 
http://bvbstory.blogspot.com/ mile widziane komentarze :> 


Pozdrawiam :* 

37 komentarzy:

  1. Super rozdział. Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisteee! <3 Boże , to jest świetne !
    Masz taki talent ,że masakra <3
    Czekam na kolejny ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny <3
    czekam na kolejny z mega niecierpliwościa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby w realu tak samo było. Mam nadzieję że wygrają ten puchar. Niesamowite opowiadanie. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  5. BOSKIE <33 czekam na kolejny :)
    Zapraszm do mnie jest juz 1 rozdział, rehabilitacja za krótki prolog :)
    http://nie-ma-ciebie-i-mnie.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. super rozdział ale nie kończ jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję że wygraja :D Wierze w to ! Świetny

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie pytanie (jakbyś oczywiście mogłabyś odpowiedzieć):
    - Do ilu chcesz pisać to opowiadanie ????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze z parę rozdziałów, ale dokładnie ile to jeszcze nie jestem w stanie określić :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Zajebisty :D
    Mam nadzieję że właśnie tak będzie wyglądał realny finał Ligi Mistrzów.
    Zapraszam do siebie
    sen-jak-z-bajki.blogspot.com mile widziane komentarze :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny! I to zwycięstwo... mam nadzieję, że dotrą do finału i spełni się to co napisałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny , czekam na następny :D
    i to zwycięstwo :D

    OdpowiedzUsuń
  12. do końca?! chyba żartujesz O.o
    OMG! kocham *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. Boski jak zwykle ;** Szkoda, że już koniec niedługo ;/
    Czekam na nexta ;D
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny <33 Myślę że taki mecz wydarzy się już niedługo na żywo ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zaisty <33 Nie kończ jeszcze ; <
    Trzymam kciuki za to , żeby wygrali ; * / Karina :)

    OdpowiedzUsuń
  16. <333 super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  17. Czemu koniec ;( Weź pisz dłużej! :D Dobij do setki :) Wygrają! <3
    Czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Oby w rzeczywistości poszło nam tak samo, a nawet jeszcze lepiej !!! Rozdział super

    OdpowiedzUsuń
  19. Mam nadzieje ze w Fiałach w rzeczywistości pojdzie tak samo . Co do rozdziału swietny

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie wiem co mogę tu napisać , bo moje serce nie jest przy Borussi , lecz nie ważne przy kim ;D
    Ale rozdziała świetny , tylko wolałam sobie nie uświadamiać , że wygrali ligę ;P Ale twoje pisanie kocham i dlatego to czytam nie ze względu na to kto w nim występuje ;*

    OdpowiedzUsuń
  21. szczerze mówiąc brak mi słów! rozdział jest cudowny jak zawsze! ♥ dobrze, że Mario wraca do siebie! nie lubię go takiego załamanego ;c no i jak większość czytelniczek mam nadzieję, że Borussia najpierw dostanie się do finału, a potem go wygra. byłoby pięknie! :3 pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozdział świetny jak zawsze.Dobrze,że z Mario już lepiej♥
    Czekam na nexta ;)
    Zapraszam do mnie,kolejne rozdziały :D : http://kochamydortmund.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. CUDO <3
    Czekam na kolejny :)
    Mam nadzieje, że jutrzejszy mecz wygrają i naprawdę będą w finale.
    zapraszam w wolnej chwili: http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Genialne jak zawsze!
    Szkoda, że już kończysz :(

    OdpowiedzUsuń
  25. Uwielbiam piłkę nożną, BVB, Legię Warszawę... a jeśli chodzi o piłkarzy to najbardziej właśnie Mario i Marco :)! niesamowicie do mnie trafiłaś :) kocham Twój blog, sama też piszę, ale nie wiem czy jest sens to ujawniać ;)) czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam!. Caro. (wiem, że przez opowiadanie imię znienawidzone, ale tak właśnie się nazywam ;) Heya BVB!!!!

    OdpowiedzUsuń
  26. Boskie <3 chociaż w finale obok Borussi wolałabym zobaczyć Barcelonę ;3 rozdział świetny chociaż na początku trochę smutno... ;) ale ogólnie fajnie ;) czeksm na kolejny ;3 trochę sobie zaległości zrobiłam, ale już je nadrobiłam ;3

    OdpowiedzUsuń
  27. Niech Nadia zajdzie w ciąże ale nie tak odrazu :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Prolog na:
    http://wedwojerazniej.blogspot.com/
    Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  29. Nowość!
    http://m-i-marianna.blogspot.com/
    &
    http://sweet-y-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  30. Super ;)
    Zapraszam do mnie ;)
    http://zmianazycianalepsze.blogspot.com/2013/04/bohaterowie.html
    P.S:dopiero zaczynam ;p!
    twoie opowiadanie jest genialne < 3!

    OdpowiedzUsuń