Od rana chodziłam po domu podekscytowana, perspektywa wyjazdu niesamowicie mnie cieszyła.
Zaczęłam pakować walizki, Marco również.
- Po co ci tyle tych ciuchów? - nie mógł się nadziwić.
- Potrzebne - odparłam.
- Ja tych twoich walizek targał nie będę, zapomnij - odparł Marco i skrzyżował ręce na piersi. - Pewnie będą ciężkie jak głazy!
- Oj, Marco, Marco... - zaśmiałam się. - A jak dam ci ciasteczko, to poniesiesz?
- Eee... nie - odparł po chwili zastanawiania się.
- A jak ci dam buziaka? - zapytałam.
- A to większe szanse - zaśmiał się. - Więc na co czekasz? Płatność z góry, kochanie!
- Najemca - mruknęłam ze śmiechem i zaczęłam namiętnie całować mojego ukochanego. W końcu jednak musieliśmy wrócić do pakowania się.
- Na Malediwach się nadrobi... - uśmiechnął się tajemniczo Marco.
- Jestem za - odparłam.
Dokończyliśmy pakowanie, zmieściliśmy wszystko w trzech walizkach. Nie najgorzej.
- Ależ będzie cudownie - cieszył się Marco - pomyśl, tylko my i egzotyczna plaża...
- Też się cieszę - powiedziałam - ej, o której towarzystwo przychodzi?
- Około 13 - odparł Marco - spokojnie, z alkoholem nie przesadzę, w końcu nie będziesz mnie pijanego prowadziła po płycie lotniska!
- Zapomnij - zaśmiałam się - jeszcze byś na mnie zwymiotował, czy coś.
- Po pijaku, nigdy nic nie wiadomo... - uśmiechnął się pod nosem Marco. - Wiesz, że kiedyś zwymiotowałem na dywan u Mario? Jeszcze wtedy Cię nie znałem. Spotkaliśmy się żeby tylko pogadać, a znalazł alkohol w lodówce i...
- I co? - zapytałam.
- Sam też zwymiotował - zaśmiał się Marco. - Ładna pogoda była, wzięliśmy dywan do ogrodu i go wspólnie praliśmy. Co za akcja!
- Wy to jesteście nieźli - stwierdziłam.
- Oj tak - stwierdził Marco.
- Ella jeszcze jest u Mario? - zapytałam.
- Tak, tak - powiedział Marco - Mario twierdzi, że oboje chcą zacieśnić relacje między nimi.
- Prawidłowo... - pokiwałam głową.
*
Około 13 przyszli do nas Robert, Ania i oczywiście Mario. Mario był niezbyt zadowolony.
- Marco, jak ja bez Ciebie wytrzymam? - pytał co chwilę. - Nie będę miał kogo denerwować!
- Możesz zawsze Lewego napaść - zaśmiałam się.
- Nie, bo Anka jeszcze wypróbuje na mnie te swoje triki karate - zaśmiał się Mario.
- Ania jest dobra i cię nie pobije - odparłam.
- Chłopaka maltretować nie pozwolę - zaśmiała się Ania pogodnie.
Tradycyjnie, zasiedliśmy w salonie, każdy z puszką piwa, naszego ulubionego owocowego.
- Na ile wylatujecie, na te Malediwy? - zapytał Lewy.
- Na półtorej tygodnia - odparł Marco.
- I co tam będziecie porabiać? - zapytał Mario.
- Wypoczywać... - stwierdził Marco i się przeciągnął.
- Mario, może wyjedziesz na urlop do Memphis? - zaproponowała Ania - może tym razem obyłoby się bez jakiegoś wypadku!
- A czemu nie... muszę z matką o tym pogadać - stwierdził Mario. - W sumie niegłupi pomysł. Lewy, a ty czegoś nie planujesz?
- Ania chce do Paryża - powiedział Lewy - ja bym chciał pojechać do Rzymu! I się ciągle kłócimy!
- Jedźmy do tego Paryża, tam jest ponoć bosko - powiedziała Ania. - Kobiecie się nie odmawia!
- Oj Ania, Ania... - westchnął Lewy.
- No co? - zdziwiła się.
- Marco, zagraj coś na gitarze - zaproponował Mario, patrząc na gitarę leżącą obok. Na stole leżały też teksty różnych piosenek, Mario zaczął je przeglądać.
- Nirvana, ładnie, ładnie - powiedział - o, masz "On A Plain"! Kocham tę piosenkę!
- To może ja zagram, a ty zaśpiewasz? - zaproponował Marco.
- Nie ma głupich - odparł Mario - mogę się zgodzić śpiewać we dwóch.
- Okej - odparł Marco.
I`ll start this off
Without any words.
I got so high that
I scrathed `til I bled.
I love myself
Better than you
I know it`s wrong
So what should I do?
The finest day
That I ever had
Was when I learned
To cry on command.
To wyglądało wręcz przeuroczo. Gdy skończyli, zaczęliśmy bić im brawo.
- Chłopaki, kiedy wydacie album? - zapytała ze śmiechem Ania.
- Nie ma fanów... - posmutniał Mario.
- Ja już jestem fanką - wtrąciłam się.
- Niezły byłby z was muzykalny duet - stwierdził Lewy.
- Robert, może dołączyłbyś do nich? - zaproponowała Ania.
- Ja tam nie umiem śpiewać - skrzywił się Lewy.
- To nauczyłbyś się grać na czymś... - stwierdził Marco.
- Na trójkącie - zażartował Mario.
- Bardzo śmieszne, Mario - skwitował Lewy. - Moją pasją jest futbol!
- Strzelanie bramek... - uzupełniłam.
- O tak! - zawołał Lewy. - Ewentualnie asystowanie przy nich.
Nie ma to jak inteligentne rozmowy z nimi. Zagadaliśmy się, aż w końcu obwieściłam, że trzeba wychodzić, bo 17.
- Zanim dojedziemy na lotnisko, to trochę czasu zleci - powiedziałam.
- Racja - odparł Marco - odprowadzicie nas?
- No jasne - powiedział Mario.
Każdy z chłopaków wziął po walizce, ja niosłam tylko swoją torebkę. Na lotnisko dotarliśmy metrem. Nie obyło się bez kilku próśb o autografy chłopaków.
Gdy przyjechaliśmy na lotnisko, zostało z dziesięć minut do lotu. Akurat wystarczyło, żeby się pożegnać.
Marco padł w ramiona Lewego i Mario, ja natomiast żegnałam się z Anią, która życzyła mi udanego pobytu na Malediwach.
- A kto wie - szepnęła - może Marco tam ci się oświadczy...
- Czas pokaże - odszepnęłam.
Gdy już blondyn wyściskał się z kumplami, poszliśmy oddać bagaże, machając jednocześnie do naszych przyjaciół. Gdy je od nas obsługa lotniska wzięła, weszliśmy do samolotu.
Zajęliśmy ustronne miejsce. Marco usiadł przy oknie, ja obok. W końcu samolot uniósł się w górę, odlatywaliśmy na Malediwy... podekscytowanie wzrosło.
Ponieważ to był miesiąc zimowy, było już ciemno. Poczułam się po paru godzinach senna.
- Ale mi się spać chce... - ziewnęłam.
- Chodź no tu - Marco przyciągnął mnie do siebie, położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Teraz owszem, mogłam starać się zasnąć, przytulona do niego czułam się bezpieczna... i było też wygodnie.
Powoli zaczynałam zasypiać. Marco głaskał mnie po włosach.
- Kochanie, śpisz? - zapytał.
- Jeszcze nie... - powiedziałam.
- Ja chyba zaraz będę - powiedział. - Słodkich snów, skarbie...
- Wzajemnie - odparłam i zamknęłam z powrotem oczy. W końcu odpłynęłam...
// wiem, krótki i nieciekawy, przepraszam, ale muszę się na angielski uczyć... :/
postaram się, żeby następny był dłuższy ;)
niedługo egzaminy, masakra... jak ten czas szybko zleciał -.- 3 dni apokalipsy nadchodzą -.-
swoją drogą, zapraszam na mojego nowego bloga http://bvbstory.blogspot.com/ komentarze mile widziane! :3
komentujcie, bo nie wiem, czy jest sens pisać dalej tamto opowiadanie, a niedługo
Zaczęłam pakować walizki, Marco również.
- Po co ci tyle tych ciuchów? - nie mógł się nadziwić.
- Potrzebne - odparłam.
- Ja tych twoich walizek targał nie będę, zapomnij - odparł Marco i skrzyżował ręce na piersi. - Pewnie będą ciężkie jak głazy!
- Oj, Marco, Marco... - zaśmiałam się. - A jak dam ci ciasteczko, to poniesiesz?
- Eee... nie - odparł po chwili zastanawiania się.
- A jak ci dam buziaka? - zapytałam.
- A to większe szanse - zaśmiał się. - Więc na co czekasz? Płatność z góry, kochanie!
- Najemca - mruknęłam ze śmiechem i zaczęłam namiętnie całować mojego ukochanego. W końcu jednak musieliśmy wrócić do pakowania się.
- Na Malediwach się nadrobi... - uśmiechnął się tajemniczo Marco.
- Jestem za - odparłam.
Dokończyliśmy pakowanie, zmieściliśmy wszystko w trzech walizkach. Nie najgorzej.
- Ależ będzie cudownie - cieszył się Marco - pomyśl, tylko my i egzotyczna plaża...
- Też się cieszę - powiedziałam - ej, o której towarzystwo przychodzi?
- Około 13 - odparł Marco - spokojnie, z alkoholem nie przesadzę, w końcu nie będziesz mnie pijanego prowadziła po płycie lotniska!
- Zapomnij - zaśmiałam się - jeszcze byś na mnie zwymiotował, czy coś.
- Po pijaku, nigdy nic nie wiadomo... - uśmiechnął się pod nosem Marco. - Wiesz, że kiedyś zwymiotowałem na dywan u Mario? Jeszcze wtedy Cię nie znałem. Spotkaliśmy się żeby tylko pogadać, a znalazł alkohol w lodówce i...
- I co? - zapytałam.
- Sam też zwymiotował - zaśmiał się Marco. - Ładna pogoda była, wzięliśmy dywan do ogrodu i go wspólnie praliśmy. Co za akcja!
- Wy to jesteście nieźli - stwierdziłam.
- Oj tak - stwierdził Marco.
- Ella jeszcze jest u Mario? - zapytałam.
- Tak, tak - powiedział Marco - Mario twierdzi, że oboje chcą zacieśnić relacje między nimi.
- Prawidłowo... - pokiwałam głową.
*
Około 13 przyszli do nas Robert, Ania i oczywiście Mario. Mario był niezbyt zadowolony.
- Marco, jak ja bez Ciebie wytrzymam? - pytał co chwilę. - Nie będę miał kogo denerwować!
- Możesz zawsze Lewego napaść - zaśmiałam się.
- Nie, bo Anka jeszcze wypróbuje na mnie te swoje triki karate - zaśmiał się Mario.
- Ania jest dobra i cię nie pobije - odparłam.
- Chłopaka maltretować nie pozwolę - zaśmiała się Ania pogodnie.
Tradycyjnie, zasiedliśmy w salonie, każdy z puszką piwa, naszego ulubionego owocowego.
- Na ile wylatujecie, na te Malediwy? - zapytał Lewy.
- Na półtorej tygodnia - odparł Marco.
- I co tam będziecie porabiać? - zapytał Mario.
- Wypoczywać... - stwierdził Marco i się przeciągnął.
- Mario, może wyjedziesz na urlop do Memphis? - zaproponowała Ania - może tym razem obyłoby się bez jakiegoś wypadku!
- A czemu nie... muszę z matką o tym pogadać - stwierdził Mario. - W sumie niegłupi pomysł. Lewy, a ty czegoś nie planujesz?
- Ania chce do Paryża - powiedział Lewy - ja bym chciał pojechać do Rzymu! I się ciągle kłócimy!
- Jedźmy do tego Paryża, tam jest ponoć bosko - powiedziała Ania. - Kobiecie się nie odmawia!
- Oj Ania, Ania... - westchnął Lewy.
- No co? - zdziwiła się.
- Marco, zagraj coś na gitarze - zaproponował Mario, patrząc na gitarę leżącą obok. Na stole leżały też teksty różnych piosenek, Mario zaczął je przeglądać.
- Nirvana, ładnie, ładnie - powiedział - o, masz "On A Plain"! Kocham tę piosenkę!
- To może ja zagram, a ty zaśpiewasz? - zaproponował Marco.
- Nie ma głupich - odparł Mario - mogę się zgodzić śpiewać we dwóch.
- Okej - odparł Marco.
I`ll start this off
Without any words.
I got so high that
I scrathed `til I bled.
I love myself
Better than you
I know it`s wrong
So what should I do?
The finest day
That I ever had
Was when I learned
To cry on command.
To wyglądało wręcz przeuroczo. Gdy skończyli, zaczęliśmy bić im brawo.
- Chłopaki, kiedy wydacie album? - zapytała ze śmiechem Ania.
- Nie ma fanów... - posmutniał Mario.
- Ja już jestem fanką - wtrąciłam się.
- Niezły byłby z was muzykalny duet - stwierdził Lewy.
- Robert, może dołączyłbyś do nich? - zaproponowała Ania.
- Ja tam nie umiem śpiewać - skrzywił się Lewy.
- To nauczyłbyś się grać na czymś... - stwierdził Marco.
- Na trójkącie - zażartował Mario.
- Bardzo śmieszne, Mario - skwitował Lewy. - Moją pasją jest futbol!
- Strzelanie bramek... - uzupełniłam.
- O tak! - zawołał Lewy. - Ewentualnie asystowanie przy nich.
Nie ma to jak inteligentne rozmowy z nimi. Zagadaliśmy się, aż w końcu obwieściłam, że trzeba wychodzić, bo 17.
- Zanim dojedziemy na lotnisko, to trochę czasu zleci - powiedziałam.
- Racja - odparł Marco - odprowadzicie nas?
- No jasne - powiedział Mario.
Każdy z chłopaków wziął po walizce, ja niosłam tylko swoją torebkę. Na lotnisko dotarliśmy metrem. Nie obyło się bez kilku próśb o autografy chłopaków.
Gdy przyjechaliśmy na lotnisko, zostało z dziesięć minut do lotu. Akurat wystarczyło, żeby się pożegnać.
Marco padł w ramiona Lewego i Mario, ja natomiast żegnałam się z Anią, która życzyła mi udanego pobytu na Malediwach.
- A kto wie - szepnęła - może Marco tam ci się oświadczy...
- Czas pokaże - odszepnęłam.
Gdy już blondyn wyściskał się z kumplami, poszliśmy oddać bagaże, machając jednocześnie do naszych przyjaciół. Gdy je od nas obsługa lotniska wzięła, weszliśmy do samolotu.
Zajęliśmy ustronne miejsce. Marco usiadł przy oknie, ja obok. W końcu samolot uniósł się w górę, odlatywaliśmy na Malediwy... podekscytowanie wzrosło.
Ponieważ to był miesiąc zimowy, było już ciemno. Poczułam się po paru godzinach senna.
- Ale mi się spać chce... - ziewnęłam.
- Chodź no tu - Marco przyciągnął mnie do siebie, położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Teraz owszem, mogłam starać się zasnąć, przytulona do niego czułam się bezpieczna... i było też wygodnie.
Powoli zaczynałam zasypiać. Marco głaskał mnie po włosach.
- Kochanie, śpisz? - zapytał.
- Jeszcze nie... - powiedziałam.
- Ja chyba zaraz będę - powiedział. - Słodkich snów, skarbie...
- Wzajemnie - odparłam i zamknęłam z powrotem oczy. W końcu odpłynęłam...
// wiem, krótki i nieciekawy, przepraszam, ale muszę się na angielski uczyć... :/
postaram się, żeby następny był dłuższy ;)
niedługo egzaminy, masakra... jak ten czas szybko zleciał -.- 3 dni apokalipsy nadchodzą -.-
swoją drogą, zapraszam na mojego nowego bloga http://bvbstory.blogspot.com/ komentarze mile widziane! :3
komentujcie, bo nie wiem, czy jest sens pisać dalej tamto opowiadanie, a niedługo
Nadia, Marco weźcie mnie ze sobą :)!!!! proszę..
OdpowiedzUsuńTeaz mam jakis dziki humor :) świetny rozdział
jeju, niech się jej oświadczy! <3 nie mogę się doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia na egzaminach, na pewno dasz radę. :) wierzę w Ciebie, ale w siebie już niekoniecznie..
3 dni wieeeeelllkiej apokalipsy
Super , świetne ! Marco i wymiotowanie na dywan ...w ogrodzie. Hahahaha kocham to <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;*
Zajebiste!<3 Kocham tego bloga!<3;*** czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie nowy rozdział http://botylkocibiechce.blogspot.com/2013/04/choroba-zdradaciaza.html .Pozdrawiam ;*************
świetny rozdizał i mam nadzieję że na tych wakacjach wszystko bedzie ok i nic nieprzewidzianego się nie zdarzy
OdpowiedzUsuńPrzecudny! *_* Marco nie ma gdzie wymiotować? :D xD Rozwala system :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! :)
Uwierz mi to będzie apokalipsa, ale w drugim dniu.. ;/ Może dadzą nam do napisania opowiadanie o piłkarzach na polaku ;D To byłoby niesamowite! :)
Jak to nieciekawy? Bardzo ciekawy! Świetny i po prostu genialny! Nie mogę się doczekać kolejnego :)0
OdpowiedzUsuńWspaniały
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
Świetny ;D Nic dodac nic ująć
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać następnego :) zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://bvbtomojezycie.blogspot.com/
Wspaniały <3 w końcu będą sami : D ;* / Karina :)
OdpowiedzUsuńSuper ! xD
OdpowiedzUsuńekstra *.*!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:
http://marco-reus-forever.blogspot.com/
już 2 rozdziały <3 DOPIERO ZACZYNAM :)
Super rozdział. Ciekawe co się wydarzy na Malediwach ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Wspaniałe ;** Zapraszam na mojego bloga: http://forevermarcoreus.blogspot.com/ Dopiero zaczynam :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://gotze65.blogspot.com/2013/04/wstep.html
wspaniały ! uwielbiam czytać to co Ty piszesz :*
OdpowiedzUsuńczekam na następny !
pozdrawiam <3
Super jest, życzę powodzienia na egzaminach
OdpowiedzUsuńJejuuu.. świetne ;)
OdpowiedzUsuńhttp://kochamydortmund.blogspot.com/ ---> XI rozdział ;D
Pozdrawiam ;*
Wspaniały. Życzę powodzenia na egzaminach
OdpowiedzUsuń:)))) super
OdpowiedzUsuń