Jednakże zbliżał się dzień powrotu do Dortmundu. Marco zaczął tęsknić za Mario. Przedwczoraj odbyli ze sobą długą rozmowę przez telefon. Jednakże wczoraj w ogóle nie zadzwonił...
Dziś o 12 czekał nas samolot do Niemiec. Zatem mieliśmy jeszcze nieco czasu dla siebie, wstaliśmy o ósmej miejscowego czasu. Szybko spakowaliśmy manatki i poszliśmy na plażę.
- Ale szybko zleciało... - powiedział Marco.
- No cóż - powiedziałam - ale pomyśl, spotkasz się teraz z Mario, i Lewym...
- Mario wczoraj nie zadzwonił - przypomniał Marco.
- Może zajęty był - uspokoiłam go - więc nie nakręcaj się, na litość boską!
- No dobrze, dobrze - powiedział Marco.
Rozłożyliśmy ręczniki na plaży. Piasek był niesamowicie gorący, bez klapek ani rusz.
Położyłam się wygodnie, poczułam, jak słońce pieści moje plecy swoimi gorącymi promieniami. Poderwałam się i wyciągnęłam krem z odpowiednimi filtrami. Nie chciałam wyglądać jak skwarka. Wysmarowałam się, tylko pleców już nie mogłam.
- Posmaruj mi plecy, skarbie - poprosiłam Marco.
- Z chęcią - powiedział, i poczułam jego dłonie na moich plecach. Delikatnie wmasowywał emulsję w moją skórę. O siebie też zadbał, żeby go słońce nie usmażyło. Gdy skończył, rozstawił parawan, który tu nabyliśmy, i położyliśmy się obok siebie. Mimo że to był jeszcze poranek, było już nieco ludzi na plaży i niezły upał. Nie to co w Europie, mroźna zima.
- Skarbie... - wyszeptał Marco.
- Tak?
- Chętnie bym się przyspawał do Ciebie - powiedział i mnie przyciągnął do siebie. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a po chwili poczułam jego usta na swoich. Nasze języki się zetknęły. Marco pociągnął mnie na siebie i poczułam, jak gładzi moje ciało, jak dobrze, że osłaniał nas parawan...
Ale w końcu musieliśmy się zwijać i iść na lotnisko. Przypomniałam Marco, żeby zabrał nasze kurtki do samolotu, w końcu w Dortmundzie to będzie kompletnie inna pogoda niż na Malediwach...
Nie spóźniliśmy się, walizki poszły do samolotowego bagażnika, my natomiast zajęliśmy nasze miejsca w samolocie i wkrótce uniósł się on w górę. Wracaliśmy do Europy...
*
Lot przebiegał spokojnie. Do czasu.
- Proszę zapiąć pasy - usłyszeliśmy stewardessę mówiącą przez mikrofon - wchodzimy w turbulencje!
Faktycznie, samolotem zaczęło niesamowicie trząść. Ludzie zaczęli panikować.
Samolot leciał w dół, wszystko zaczęło się trząść i rozwalać w środku. Zaczęłam również panikować że zaraz się rozbijemy, Marco także pobladł.
- To nasz koniec? - wyszeptałam.
- Nadio, kochanie, spokojnie... - szeptał blondyn. Ścisnął mnie za rękę.
Było jak w sokowirówce. Jednakże... w końcu jakoś udało się wszystko opanować, samolot wrócił do normalnego lotu. Uff!
- A już się tak przestraszyłam - powiedziałam poruszona - nie ma to jak samolot!
- A pomyśl, ile byś autem jechała na Malediwy... - uśmiechnął się Marco.
- Jakbyś mnie Ty wiózł, mogłabym miesiąc jechać... - odparłam i się czule do niego przytuliłam.
Następne godziny lotu przebiegały spokojnie, i około 19 stewardessa obwieściła, że lądujemy za moment w Dortmundzie. Tak też zaraz się stało, ubraliśmy się ciepło i wkrótce wyszliśmy z samolotu, odebraliśmy nasze bagaże, i taryfą wróciliśmy do domu.
- Ale jestem zmęczona - powiedziałam, i rzuciłam się na sofę w salonie.
- Ja też - odparł Marco - ale teraz idę do Mario.
- Tak od razu? - zdziwiłam się nieco.
- Chyba mnie puścisz, co? - odparł Marco.
- Na miłość nic nie poradzę - powiedziałam i się roześmiałam. Marco również rozśmieszyły moje słowa i wyszedł do swojego przyjaciela.
Wiedziałam również, że parę dni temu Lewy wyjechał z Anką do Paryża. Udało się jej przekonać ukochanego. Miałam nadzieję, że dobrze się bawią.
*
(Marco)
Tęskniłem za Mario, miałem nadzieję spotkać go w dobrym humorze, pogadać z nim, pośmiać się trochę.
Zadzwoniłem do jego drzwi, ale nikt nie otwierał.
- Mario! Otwórz - krzyknąłem.
Usłyszałem, że jest ktoś w domu, bo doszedł do mnie dźwięk, jakby się ktoś przewrócił... Wyciągnąłem pęk swoich kluczy z kieszeni, wśród nich był klucz do domu Mario. On również miał klucz do mojego domu...
Nie zastanawiając się, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
Ale to, co zobaczyłem w salonie, sprawiło, że padłem gradem...
Mario leżał na podłodze, przed chwilą musiał się przewrócić, wokół leżało mnóstwo butelek po alkoholu. Musiał być kompletnie pijany.
- Mario, co jest? - wydukałem. Uklęknąłem przy nim, Mario na szczęście oddychał, otworzył też oczy, ale ledwo co kontaktował.
- Mario, wróciłem - powiedziałem i przytuliłem się do zwłok. - Co się stało?! Jesteś totalnie pijany!
- Marco... pomóż mi wstać... - wydukał Mario w końcu.
Naturalnie pomogłem mu dojść do kanapy. Usiadłem obok niego, prosząc, by mi powiedział, co się wydarzyło...
- Gdzie w ogóle jest Ella? - zapytałem - już wyjechała?
Na te pytanie... Mario wybuchł płaczem. O co tu chodzi?!
- Ona nie żyje... - wyszeptał - wpadła pod samochód wczoraj... zmarła w karetce...
Zatkało mnie. Ella zginęła?!
- Marco! Ja dopiero ją poznawałem - szlochał Mario - dlaczego to się stało?! Zobacz, już myślałem nad tym, żeby do niej dołączyć... Może to faktycznie najlepsze wyjście...
Wziął do ręki żyletkę leżącą na stoliku. Przyłożył ją do ręki. Przestraszyłem się, że mówi prawdę i wyrwałem mu ją.
- Nie! Mario, ja ci nie pozwolę - powiedziałem.
Mario nic na to nie odpowiedział. Ja natomiast pobiegłem do kuchni schować gdzieś głęboko wszystkie noże. Chociaż już wiedziałem, że dzisiejszą noc spędzam u Mario.
Usiadłem obok niego znowu, Mario miał oczy całe zaczerwienione.
- Marco... - powiedział cicho.
- Tak?
- Jakbyś dziś nie wrócił, to...
- Spokojnie - wyszeptałem - dziś nocuję u Ciebie, nie zostawię Cię w takim stanie, nie ma mowy!
Przytuliłem Mario, próbując pocieszyć, jak tylko się da. Wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Stracić taką osobę... Zwłaszcza, że Mario był nad wyraz uczuciowy.
Stało się to wczoraj, więc ból był bardzo świeży...
Powiadomiłem telefonicznie ukochaną, co się stało i że zostaję u Mario na noc.
Mój przyjaciel oczywiście nie zmrużył oka przez całą noc, tylko płakał w moich ramionach.
// wybaczcie, że znów takim ścierwem Was raczę, ale jestem w nie najlepszym stanie psychicznym -.-
oglądałyście wczoraj mecz? Lewy mistrz <3 Jestem dumna z moich pszczółek! :3
i nareszcie po egzaminach... uff...
+ jutro postaram się dodać coś na bvbstory.blogspot.com
Jesteś już? To zostaw komentarz! Dzięki!
Pozdrawiam, Sylwia
oglądałyście wczoraj mecz? Lewy mistrz <3 Jestem dumna z moich pszczółek! :3
i nareszcie po egzaminach... uff...
+ jutro postaram się dodać coś na bvbstory.blogspot.com
Jesteś już? To zostaw komentarz! Dzięki!
Pozdrawiam, Sylwia
To nie ścierwo! Ludu ile razy mam was uświadamiać! :D
OdpowiedzUsuńPszczółki są zajebiste! <3 A ty piszesz cudownie i chcę żebyś pisała, pisała i pisała :)
Nie martw się będzie dobrze! :D Też mi się ostatnio psychika na głowę rzuca, ale ciesz się że nie mieszkasz ze mną w jednym domu.. :D Czekam na kolejny tak wspaniały rozdział!
Już myślałam że się rozbiją. Całe szczęście. Biedny Mario ;c Niesamowity rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
GENIALNE <3
OdpowiedzUsuńKurde ,aż się popłakałam prawie... ja przeczytałam,że Ella nie żyje.
Wzruszające i piękne !
Czekam na następny ;*
Biedny Mario...Chce wiedziec co dalej
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział,tylko szkoda Mario
OdpowiedzUsuńZapraszam na moj nowy blog :-)
Uch, biedny Mario. A rozdzial swietny. Zapraszam do mnie na nowy rozdzial. http://meinlebenistscheibe.blogspot.com/2013/04/rozdzia-4.html?m=1
OdpowiedzUsuńświetny rozdział. Uzależniłam się od tego opowiadania, nie mogę doczekać się co wydarzy się dalej. I tak wiem nie zawsze zostawiam po sobie komentarz, przepraszam i obiecuję się poprawić. Ostatnio miałam masę rzeczy na głowie i mało czasu.
OdpowiedzUsuńTo nie jest żadne ścierstwo tylko geniusz! <3 I powiedz tak jeszcze raz to przysięgam, że jakoś cię znajdę i przy mnie wyplujesz te słowa :D
świetny :)
OdpowiedzUsuńCudowny jak zawsze ;) Czekam na następny
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział, mam nadzieję że Mario dojdzie do siebie po stracie matki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Świetny rozdział jak każdy poprzedni. JA też jestem dumna z naszych Borussenów <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
nowe-zycie-z-bvb.blogspot.com
świetne <3 zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://marco-reus-forever.blogspot.com/
Biedny Mario , dopiero co ją poznał a już , taka tragedia :'(
OdpowiedzUsuńCo do całego rozdziału to jest świetny i nie mogę się doczekać kolejnego.
zapraszam do mnie i proszę o jakiś kom :D
http://wiecej-niz-myslisz.blogspot.com/
Mieszasz , mieszasz ale to właśnie lubię ;d
OdpowiedzUsuńU mnie nowy ;D
Kobieto, to nie jest ścierwo !!! Mam nadzieje że powrócisz do takiego stanu psychicznego w jakim chciałabyść aktualnie byc :D
OdpowiedzUsuńścierwo ?! no co ty wygadujesz ?! zaczynasz mnie wkurzać ! jak można pisać takie głupoty ! piszesz tak cudownie ! powtrzam się ale to prawda, ja w zyciu bym nie miała pomysłów na tak długie opowiadanie . widzisz ile masz komentarzy pod rozdziałami ? to pokazuje jak my wszyscy uwielbiamy czytać to co Ty piszesz !!!!
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział ! KOCHAM <333
czekam na więcej !
pozdrawiam <33
Boski rozdział :) Dość długo mnie tu nie było i musze nadrobić zaległosci :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://nie-ma-ciebie-i-mnie.blogspot.com/
Ciąg dalszy opoiwadania
http://ona-i-on-na-zawsze-razem.blogspot.com/
Tylko z trochę innej perspektywy :D
Pozdrawiam ;*
Ale szkoda mi Mario :(. Dobrze że Marco pojechał do niego, bo inaczej nie wiadomo jak mogło by się to skończyć.
OdpowiedzUsuńRozdział BOSKI !!!
Czekam na kolejny :)
zapraszam: http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/
Rozdział jak zawsze super ! A mecz ? Piękny , no po prostu nawet zakład wygrałam z kolegą ; D Bo powiedziałam , że będzie 4:1 dla Borussii i wygrałam ! ;D Chociaż Marco trochę trawę żarł , ale ogólnie był świetny ;D a miny Ronaldo nigdy nie zapomnę , wyglądał jakby miał płakać :) / Karina :)
OdpowiedzUsuń<333 rewelacja
OdpowiedzUsuńA słyszałaś , że Mario odchodzi do Bayernu ? :( / Karina :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na 13 rozdział - ostatni :)
OdpowiedzUsuńhttp://od-milosci-sie-nie-umiera.blogspot.com/
To jest świetne zapraszam do mnie http://bestlovforever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzjebisty :3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowe rozdziały i proszę o komentarze http://bvbtomojezycie.blogspot.com/
Jejku biedaczek. Jak mi go szkoda... -,-
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, bardzo mi się podoba. <3
Szkoda mi go zapraszam na 3 na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/2013/04/rozdzia-trzeci.html
OdpowiedzUsuńBiedny Mario.. Ledwo co poznał matkę, a już ją stracił :(
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać rozdział jak zwykle mistrzowski!
Czekam na następny! :)
Mecz z Realem.. to było coś. Jestem z nich wszystkich taka dumna! Lewy 4 bramki - mistrzu :d Polak potrafi :p nie mogę się doczekać rewanżu :)
Żali mi Mariana ;\
OdpowiedzUsuńAle i tak rozdzial fantastyczny .
Zapraszam na nowy do mnie
http://m-i-marianna.blogspot.com/
i nowy blog;
http://sweet-y-me.blogspot.com/
Dawno nie komentowałam, ale czytam regularnie ;3
OdpowiedzUsuńcudowne są wszystkie Twoje rozdziały <3
uwielbiam tego bloga!