(Marco)
Z oczu mojego przyjaciela wyzierał smutek i żal, aż i mnie cisnęły się łzy do oczu. Bardzo, ale to bardzo mu współczułem. Wiadomo było, że jego prawdziwa matka żyje, ale co z ojcem?
- Mario, a co z twoim ojcem? - zapytałem. - Wiesz coś na jego temat?
- Zginął, zanim się urodziłem - powiedział. - Marco, ja już nikogo nie mam! Wszyscy gdzieś powyjeżdżali, myślałem, że jednak mam rodziców na miejscu... ale to nie jest moja rodzina - mówił przejęty - oszukiwali mnie tyle czasu! Nie chcę ich widzieć!
Mario był straszliwie zdołowany. Mnie też zrobiło się przykro, zacząłem przeżywać całą sytuację razem z nim. Musiało to być straszne, dowiedzieć się po 20 latach, że jest się adoptowanym...
Mój przyjaciel poszedł na chwilę do kuchni, a ja zadzwoniłem do Nadii, żeby jej oznajmić, że zostaję u Mario na noc. Nie chciałem go zostawiać w takim stanie samego. Wyjaśniłem krótko, o co chodzi, i życzyłem jej dobrej nocy. Nadia mnie zrozumiała, cieszyło mnie to.
Mario wrócił, z flaszką, sokiem pomarańczowym i dwoma plastikowymi kubkami. Boże! Jutro trening przecież...
- Marco, napij się ze mną - powiedział cicho - chcę zapomnieć...
- Pamiętasz, że mamy jutro trening? - zapytałem.
- Pamiętam - warknął - ale trening to najmniejszy problem!
Zrobił drinki, ostatecznie dałem się namówić. Za dużo nie wypiłem, ale Mario już tak. Po kilku drinkach, zaczął pić wódkę prosto z butelki. Teraz to musiałem zareagować.
- Mario, na litość boską, nie pij już - poprosiłem.
- Okej, jak tak bardzo błagasz - mruknął i odstawił butelkę. Ale czuć było z jego ust zapach alkoholu. - Ale proszę cię, zostań ze mną na noc! Potrzebuję cię...
- Miałem taki zamiar, nie zostawię cię samego w takim stanie - oznajmiłem - zawsze przecież możesz na mnie liczyć! Mario...
- Ty jesteś dla mnie jak rodzony brat - uśmiechnął się lekko - to już z Felixem takich stosunków nie mam! Zresztą... on nie jest moim bratem - powiedział smutno. - Nawet gdy myślałem, że jesteśmy, nie mieliśmy świetnych stosunków...
- Nie rozpamiętuj już - wyszeptałem i go objąłem ramieniem. - Postaraj się wyciszyć...
- Myślisz, że to tak łatwo? - jęknął.
- Na pewno nie, ale spróbuj - prosiłem cicho.
Już nie rozmawialiśmy, tylko Mario jeszcze wylał nieco łez na moją koszulkę. Starałem się go pocieszyć z całych sił. Dopiero w środku nocy zasnął, opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Ucieszyłem się, teraz potrzebował snu i wyciszenia.
*
(Marco)
Obudziłem się ok. 07:30. Cholera! Trening za pół godziny! Obudziłem szybko Mario. Oczy miał podkrążone, było w nich też widać rozgoryczenie.
- Co jest? - wymamrotał.
- Zbieraj się, trening za pół godziny - odparłem.
- Nigdzie nie idę - warknął - nie jestem w stanie.
- Ale trener się wkurzy, zwłaszcza, że dziś mecz - odparłem - Mario, będzie dobrze! Będę cały czas przy tobie!
- A niech się wkurza - mruknął.
- Jak pójdziesz i czymś się zajmiesz, to będzie ci lepiej, uwierz - próbowałem go przekonać.
- Taa... - mruknął Mario.
Wyciągnąłem rękę do niego, żeby się wreszcie podniósł z kanapy. W końcu to zrobił, pożyczył mi swoją zapasową torbę oraz odpowiedni strój na trening, żebym już nie musiał biec do siebie.
Na szczęście, dotarliśmy w porę. W szatni byli już nasi koledzy i się przygotowywali do treningu.
*
Cóż, tej nocy zabrakło Marco u mojego boku. Ale mieliśmy zobaczyć się po meczu, który zapewne skończy się zwycięstwem żółto-czarnych. Miałam zamiar iść, razem z dziewczynami.
Ogarnęłam się, zjadłam śniadanie i nieco posprzątałam dom, a później przysiadłam na sofie i zaczęłam rozmyślać o tym, co spotkało Mario...
Marco mi streścił wczoraj przez telefon, co się wydarzyło. Okazało się, że Mario jest adoptowany. Bardzo to przeżył. Dowiedziałam się jeszcze, że jego prawdziwa matka mieszka w USA, w Memphis. Zastanawiałam się, czy Mario nawiąże z nią kontakt.
Współczułam Mario, bardzo mu współczułam...
Miałam również nadzieję, że w miarę szybko dojdzie do siebie.
Borussii zostały jeszcze 3 mecze do rozegrania, łącznie z dzisiejszym. Za tydzień z Hoffenheim i 3 dni później z Hannoverem 96, w Pucharze Niemiec.
Liczyłam, że każdy zakończy się zwycięstwem.
Nie miałam nic szczególnego do roboty. Włączyłam TV i wbiłam wzrok w ekran, aż do godziny, o której musiałam już wyjść z domu.
Dziewczyny już na mnie czekały pod Signal Iduna Park, zajęłyśmy miejsca na Südtribüne i czekałyśmy, aż wyjdą drużyny na boisko.
Doczekałyśmy się, wszyscy szybko się ustawili na swoich pozycjach i sędzia rozpoczął mecz.
6 minuta! 1:0 dla Borussii! Mój ukochany strzelił gola z wolnego. Posłał buziaka w moją stronę...
Wszyscy się bardzo cieszyliśmy, ale krótko...
Zaistniała sytuacja w polu karnym BVB, kiedy to rzekomo Marcel dotknął piłki ręką, a wcale tak nie było. Widziałam. Odbił ją kolanem.
Sędzia przerwał grę, podbiegł do Marcela... i pokazał mu czerwo. Trybuna, na której przebywałam, oszalała ze złości.
- Sędzia kalosz - powiedziałam wściekła do Cathy - jak ma problemy ze wzrokiem, to nie powinien być sędzią!
- Ewentualnie w lidze regionalnej - odparła Cathy.
Mało tego, drużyna z Wolfsburga otrzymała rzut karny, który niestety udało się wykorzystać.
Parę minut później, strzelili żółto-czarnym gola na 2:1. Byłam w szoku. Co się stało?!
Borussia schodziła do szatni, przegrywając.
Jednakże za brutalny faul w wykonaniu zawodnika Wolfsburga, w drugiej połowie spotkania, Borussia otrzymała rzut karny, który Kuba wykorzystał. 2:2!
- Jeszcze jeden, jeszcze jeden... - mruczałam do siebie - Marco, uratuj ten mecz!
W końcu mecz zakończył się wynikiem 3:2... ale dla Wolfsburga, to oni wygrali. Aż zaczęłam popłakiwać. Wszystko przez ślepego sędziego! Nie ja jedna zresztą byłam wściekła.
Postanowiłyśmy poczekać na chłopaków pod stadionem. W końcu przyszli, niesamowicie wkurzeni.
- Taki sędzia to nie powinien w lidze regionalnej sędziować - denerwował się Robert - wszystko mogło skończyć się zupełnie inaczej!
- Dokładnie - powiedział Marcel i objął swoją Jenny. - Ja nie tknąłem tej piłki ręką!
- Wiemy - powiedział smutno Marco.
W końcu pozostała tylko nasza czwórka, ja, Marco, Mario i Robert.
- Chodźcie do mnie - odparł Mario - posiedzimy, pogadamy trochę.
Zgodziliśmy się wszyscy. Robert już zapewne wiedział, co spotkało Mario.
Mario, gdy już zasiedliśmy u niego w salonie, przyniósł zimne piwo, a jakże inaczej. Dałam się również namówić.
- Chłopaki, wybaczcie, że wam nie pomogłem - zaczął - ale naprawdę dziś nie mam nastroju do gry!
- My wiemy, Mario - powiedział Marco - za tydzień będzie lepiej, zobaczysz!
- Ech... - westchnął Mario.
Siedzieliśmy, niewiele rozmawiając, gdy nagle zadzwoniła komórka Mario.
- Nieznany numer - powiedział do nas zdziwiony, odebrał i poszedł szybko do kuchni. Ciekawe, kto to był?
*
(Mario)
Odebrałem telefon. Usłyszałem nieznany kobiecy głos.
- Halo? Dodzwoniłam się do Mario? - pytała.
- Tak, a kim pani jest? - zapytałem.
- Nazywam się Ella Klark - powiedziała.
Zamarłem. Przecież... ponoć to była moja rodzona matka! Nie miałem pojęcia, co powiedzieć!
- Eee... - wydukałem jedynie. Na szczęście ona się rozgadała.
- Znasz już prawdę, tak? - zapytała. - Doris i Marc, obiecali mi, że ci wszystko powiedzą! I dziś zadzwoniła do mnie Doris, poinformowała mnie, że bardzo nerwowo na wszystko zareagowałeś. Nie gniewaj się na nich! Oni cię wychowali, karmili, nie obrażaj się na nich. Jednak... - głos jej zrobił się mniej śmiały - ty jesteś moim synem, a nie synem Doris.
- Oszukiwali mnie tyle lat - powiedziałem wolno - i nie chcę ich teraz widzieć! Oni w ogóle ostatnio nie utrzymywali ze mną kontaktu. A do ciebie... nie umiałbym teraz powiedzieć mamo, nie ma opcji, pierwszy raz rozmawiamy ze sobą!
- Rozumiem to - powiedziała - nie chciałbyś się spotkać któregoś dnia i poznać się lepiej?
Zawahałem się. Może faktycznie powinienem poznać Ellę?
- Niegłupi pomysł - uznałem - tylko muszę sprawdzić, kiedy bym mógł, ale prawdopodobnie w następny weekend mógłbym polecieć do Memphis.
- A tak w ogóle, oglądałam dzisiejszy mecz Borussii - powiedziała - byłeś super, mimo porażki, byłeś świetny!
- Dziękuję - powiedziałem - muszę kończyć, bo moi przyjaciele są u mnie.
- Dobrze - powiedziała - zatem do zobaczenia!
Nabrałem ochoty na lot do USA i spotkanie z Ellą. Mimo mojego zdołowania, z uśmiechem wróciłem do salonu i towarzystwa.
*
Mario wrócił zadowolony do salonu. Od razu wszyscy chcieliśmy się dowiedzieć, o co chodzi.
- Dzwoniła Ella - oznajmił. - Chce się ze mną spotkać i mnie poznać...
- Masz zamiar lecieć do USA? - zapytał Robert.
- To nie jest głupi pomysł - stwierdził Marco.
- Ale dalej mi przykro, że 20 lat musiałem żyć w kłamstwie... - westchnął Mario.
- A komu by nie było? - zagadnęłam. - Mario, kiedy masz zamiar tam polecieć?
- Najlepiej by było w piątek, tyle że mecz późno się kończy... - powiedział Mario - ale to nic, może będzie jakiś samolot w nocy odlatywał.
- Albo trener cię wypuści wcześniej - odparł Marco.
- Właśnie - powiedział Mario - będzie okej!
Mario był już w nieco lepszym nastroju, niż wcześniej, ale dalej było widać, że zadra w nim pozostała.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Mario miał zaplanowany lot na godzinę 23:30 w piątek, praktycznie od razu po meczu.
Na szczęście, znów grali w Dortmundzie. Następny mecz, z Hannoverem 96, jednak miał odbyć się na stadionie w Hannoverze.
A dziś Borussia podejmowała drużynę z Hoffenheim. Zasiadłam na trybunach z Anią i Cathy. Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla BVB. Mario strzelił bramkę, po asyście Marco. Była też odwrotna sytuacja.
Po meczu czekałam pod stadionem z Anią, chciałyśmy odprowadzić z całą resztą Mario na lotnisko. Miał wrócić do Dortmundu w niedzielę wieczorem.
Pojechaliśmy wszyscy metrem na lotnisko, Marco wyglądał na smutnego. Robert zresztą też.
- Co tacy smutni? - zapytał Mario.
- Bo wyjeżdżasz - powiedział Robert.
- Oj zaraz wrócę - powiedział Mario i objął go ramieniem - to tylko jeden weekend, chłopaki!
- No niby tak - powiedziałam - ale i tak będziemy tęsknić, Mario!
- Trzymamy kciuki, żebyś się dobrze z Ellą dogadał - powiedziała Ania.
- A dziękuję - uśmiechnął się do niej Mario. - Mam nadzieję, że tak będzie.
Dojechaliśmy na lotnisko, cóż, nastał czas pożegnania.
- Trzymaj się, Nadio moja ty kochana - powiedział Mario i mnie uściskał mocno.
- Tobie życzę tego samego - odparłam i cmoknęłam go w policzek.
- Ania, do zobaczenia niedługo - Mario pożegnał się z Anią podobnie jak ze mną.
Za chwilę przytulił mocno Roberta, obiecując, że zadzwoni, jak dotrze do Memphis, ale i tak najdłuższe było jego pożegnanie z Marco!
- Jak ja te dwa dni bez Ciebie przeżyję - ubolewał Marco.
- A co ja mam powiedzieć, ja to chętnie bym was wszystkich tam zabrał - powiedział Mario.
- Okej, to tylko dwa dni, jakoś damy radę - odparł Marco.
Mario mało co nie udusił Marco. Aż się śmiać zaczęliśmy.
- Mario, męża mi nie uduś - zaśmiałam się.
- Nie mam zamiaru - uśmiechnął się. - Muszę pędzić! Cześć wam!
- Trzymaj się - zawołał Robert.
Zostaliśmy we czwórkę. Wracaliśmy również metrem, Robert i Ania pomknęli do siebie, a ja z Marco do nas.
Byłam już nieco zmęczona, ziewałam po drodze.
- Śpiąca jesteś? - zapytał Marco z czułością.
- Trochę - mruknęłam.
- Zaraz się położymy - powiedział i chwycił mnie za rękę.
Tak było, dotarliśmy do domu, każde z nas wzięło szybki prysznic i poszliśmy spać. Usnęłam wtulona w mojego lubego.
*
Gdy rano wstałam, byłam rześka i wypoczęta. Była już godzina dziewiąta. Marco również się już obudził.
- O matko, już dziewiąta... - wymamrotał.
- Spokojnie, dziś treningu nie ma - zaśmiałam się.
- Wiem - odparł - chodź tu do mnie...
Zaczął znów okazywać mi tą swoją czułość, co zresztą niesamowicie kochałam.
Aż w końcu ogarnęliśmy się i poszliśmy na dół, żeby coś zjeść.
- Przygotuję coś - odparłam.
- To ja idę obejrzeć poranne wiadomości - uśmiechnął się i skierował swoje kroki do salonu.
- Okej - odparłam i zaczęłam przyrządzać naleśniki. Po piętnastu minutach, gdy już były gotowe, poszłam do salonu, żeby poinformować o tym Marco.
Ale jaki był mój szok, bezbrzeżne zdziwienie, gdy zobaczyłam, że Marco jest cały rozdygotany, ma łzy w oczach... co się stało?!
- Nadia, zobacz - wydukał przerażony i pokazał palcem na ekran.
Spojrzałam na ekran telewizora... i doznałam szoku. To nie mogła być prawda!
// ale się rozpisałam :3 ale co z tego, jak rozdział beznadziejny :/ tfuu.
jesteś już? skomentuj i zostaw swoją szczerą opinię :>
Pozdrawiam! :*
+ chcę polecić bloga http://opowiadanieoborussidortmund.blogspot.com/ mówię Wam, zajrzyjcie, bo naprawdę warto! opowiadanie jest nieziemskie! <3
Ciekawe co sie stalo? Rozdzial swietny
OdpowiedzUsuńOMG, mam nadzieję, że w tych wiadomościach nie było, że samolot Mario sie rozbił, nie przeżyłabym tego. A tak wgl. To rozdział zajebisty.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mojego drugiego bloga:
nowe-zycie-z-bvb.blogspot.com
O cholerka , ciekawe co się stało... Oby nic aż tak poważnego.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział , jak zawsze !
Kocham to ! <3
Czekam na następny;*
świetny =P
OdpowiedzUsuńCudowny <33
OdpowiedzUsuńZapraszam di mnie http://przezjedenwyjazd.blogspot.com/
No nie co się stało?
OdpowiedzUsuńMusiałaś w takim momencie kończyć?
Proszę cie dodaj jak najszybciej kolejny rozdział :)
zapraszam: http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/
Również pomyślałam o rozbiciu samolotu, ale mam nadzieję, że moje przypuszczenia są złe.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze. Podoba mi się najbardziej to, że nie przynudzasz, cały czas coś się dzieję. Gratuluje wybujałej wyobraźni :*
Uwielbiam Twojego bloga <3
Świetnyy! Pisz szybko kolejny, bo jestem ciekawa ci się stało.. ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**
OMG.. Mam same czarne mysli w głowie :/
OdpowiedzUsuńOMG ! Musiałaś akurat w takim momencie przerwać ? Teraz będę musiała czekać do jutra , a przez ten czas będę się zastanawiała co się mogło wydarzyć .. Pierwsza moja myśl , to to , że Mario zginął ;/ Ale mam nadzieję , że to nie to ; < bo przecież Marco by tego nie ogarnął wszystkiego .. ; c No dobra , za dużo się już napisałam :) Jak juz pisałam wcześniej , świetnie piszesz :) A rozdział jak zawsze wspaniały <3 / Karina ;D
OdpowiedzUsuńO Bożeee cudooooo <33 kocham tego bloga!! tylko mi nie mów że samolot Mario się rozbił a nawet jeżeli maiłoby tak być to mam nadzieję że do niego nie wsiadł ;P /Madzia :*
OdpowiedzUsuńTylko przeczytałam ze Marco idzie obejrzeć wiadomosci i juz widziałam ze samot sie rozbił ;< powiedz ze to nieprawda...
OdpowiedzUsuńKocham czytać twoje opowiadanie ! <3
Tylko przeczytałam ze Marco idzie obejrzeć wiadomosci i juz widziałam ze samot sie rozbił ;< powiedz ze to nieprawda...
OdpowiedzUsuńKocham czytać twoje opowiadanie ! <3
DariaPoland15
jA TEZ MYSLAŁAM O SAMOLOCIE ;d Mam nadzieję że nic się nie stanie ;< Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny ! :)
OdpowiedzUsuńNie beznadziejny *.*
Pisz szybko bo jestem ciekawa co dalej ;O
jeu, błagam tylko, żeby to nie było nic związanego z samolotem Mario ;c
OdpowiedzUsuńa rozdział jak zawsze świetny :)
zapraszam do siebie:
http://robert-anna-story.blogspot.com/-nowy rozdział
http://marcin-majka-story.blogspot.com/
http://lukasz-rozalia-story.blogspot.com/
matko mam nadzieję że wszystko dobrze się skończy !!!
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział !! <33
zapraszam na następny do mnie http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/04/rozdzia-21.html
Jezu mam nadzieje , że to nic zwiazanego z Mario ; /
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://lukasz-martynastory.blogspot.com/ NOWY ROŹDZIAŁ
Jest świetny ;D Naprawdę dzień bez twojego bloga to dzień stracony ;d
OdpowiedzUsuńU mnie nowy zapraszam
Super
OdpowiedzUsuń/Lena
omgomgomg, tylko nie uśmiercaj Mario! Mam nadzieję, że to nic związanego z nim i że pogodzi się z prawdziwą matką. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
Nie mów tylko, że była jakaś katastrofa lotnicza...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Mario szczęśliwie dojedzie na spotkanie z matką ;]
Rozdział jak zawsze genialny! Czekam na kolejny!
Nie tylko nie Mario..
OdpowiedzUsuńBardzo dobry rozdział, czekam na następny :)
Cudny! :) Nie tylko nie uśmiercaj Mario! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! :D ;*
Jejuuu... świetne *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na następne :) Dasz znać jak dodasz?
zapraszam do mnie :P http://kochamydortmund.blogspot.com/ już X :D
Pozdrawiam :*
Bombowe nie wiem skąd Ty bierzesz takie pomysły, ale są świetne :D
OdpowiedzUsuńDawaj kolejny, bo bardzo martwię się i ciekawość mnie zjada co się stał :)
EJ!!!!! Co ty mi tu robisz?!!!
OdpowiedzUsuńJak nie dodasz jutro to się chyba załamię! Dobrze, że nie przeczytałam tego wczoraj bo bym chyba nie mogła się skupić.. nigdzie! Dosłownie.. Świetny rozdział! :)Czekam na następny! ;) //Anonimka
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńzachęcam do czytania http://sylwunia09.blogspot.com
Świetny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńDodj szybko nastepny :) mam nadzieje że to nie katastrofa lotnicza
Suuuuuper, suuuuuuper i jeszcze raz suuuuuper ! :) już chce kolejny rozdział :) dodawaj nowy szybko!<3. a tym czasem zapraszam do siebie , nowy rozdział http://botylkocibiechce.blogspot.com/2013/04/mysl-o-przyszosci.html
OdpowiedzUsuńsuper ;) oby nic powaznego
OdpowiedzUsuńnono, ale emocje! mam nadzieję, że naprawdę nic nie stanie się Mario, ale wszystko mi mówi, że jednak tak nie będzie.. cóż, jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa co będzie dalej! czekam na kolejny i zapraszam do mnie na nowy ;>
OdpowiedzUsuńhttp://zakochana-w-robercie-lewandowskim.blogspot.com/
Gdy zobaczyłam liczbę 67 i wszystkie komentarze już wiedziałam, że ten blog musi być super. Zapraszam do mnie http://bvbtomojezycie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam więc liczę na waszą pomoc. Chciałabym osiągnąć taki wynik jak autorka tego bloga. :D :D ♥