wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 7

Rozpadało się na dobre, więc mogliśmy zapomnieć o ognisku. Ale nikt się nie zraził i zabawa zapowiadała się wspaniale. Brakowało mi jednak nieco Anki. 
- Happy Birthday to you, Nadia - zaczęli śpiewać Lewy i Mario. Zaraz przyłączyła się do nich reszta. Aż ciepło mi się w środku zrobiło. 
- Dzięki Wam - powiedziałam zarumieniona. - To może czas na torta? 
- Tak, i na szampan - dodał Marco. 
- A ten jak zwykle - skomentował Mario. 
- Zdrowie Nadii trzeba opić, no halo! - Marco dał kuksańca Mario. 
Przyniosłam tort. Wszyscy byli pod wrażeniem. 
- Jaki śliczny! Aż szkoda jeść - powiedziała Cathy. 
- Zgadzam się z Tobą, ale mam wrażenie że męczy się w lodówce - zaśmiałam się i dałam każdemu po kawałku. 
Miał świetny smak, cytrynowy. 
Kiedy zjedliśmy, Marco otworzył szampana. Zaczął mu się wylewać na spodnie. 
- Nadia, dawaj kielichy, bo zaraz nic nie zostanie - krzyknął. 
- Słyszę, czego się drzesz - warknęłam i podałam mu to o co prosił. 
- Spokojnie Marco, widzę że masz więcej towaru - powiedział Mats, spoglądając na zapasy procentowych napojów. 
- Dla Ciebie to ja mam sok pomarańczowy - powiedział Marco, polewając szampan. 
- Nie lubię - skrzywił się Mats. 
- A jabłkowy może być? - zapytałam, biorąc kielicha. - Wasze zdrowie, przyjaciele! 
- No i oczywiście Twoje - uzupełnił Lewy, i stuknęliśmy się wszyscy kielichami. 



Pierwszy toast za nami. Czas rozkręcić imprezę, pomyślałam. Nagle zadzwoniła do mnie Ania. Nareszcie! 
- Cześć Nadia! Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, dużo zdrowia i pomyślności! - od razu złożyła mi życzenia.
- Dzięki wielkie, kochana! A u Ciebie co tam?
- A nic takiego w sumie. Jak tam impreza? 

- Właśnie się rozkręca - spojrzałam z uśmieszkiem na towarzystwo. Włączyłam tryb głośnomówiący. 
- Pilnuj Roberta, żeby tam za dużo nie wypił - zaśmiała się Anka. 
- Ej Marco przynieś piwo - wrzasnął Lewy, chyba specjalnie żeby Anka usłyszała. 
- Nie będzie to takie proste - stwierdziłam. - Przyjechali z Mario samochodem ale chyba nie wrócą dziś do domu. Upiją się i tyle z tego będzie.
- Szybka jesteś - wypalił Mario. 
- Ale chyba wódki nie macie? - zaniepokoiła się moja przyjaciółka. - Piwo z wódką to mieszanka wybuchowa! Wiesz, jak potem głowa boli? 
- Nie wiem. Zapewne dziś się dowiem - zaśmiałam się. 
- Wy pijaki, tylko was zostawić na moment! Nadia, chociaż Ty głowy nie strać - zaśmiała się Ania. - Muszę kończyć, bawcie się dobrze. Pa! 
- Dziękuję Ci bardzo, pa - rozłączyłam się. 
Czułam, że będzie to bardzo alkoholicka 19-tka. Ciekawe, co by moi rodzice powiedzieli! 
- A Lewy i tak zaliczy zgona - pokiwał głową Mats.
- Już nie będę gadał, kto zgona zaliczy... - odgryzł się Lewy. 
- Ja ciebie Mats pijanego nie będę prowadziła, zapomnij - wtrąciła się Cathy. 
- Może być równie dobrze na odwrót - powiedziałam. 
Roześmialiśmy się. Oni byli we dwójkę, ja miałam większy problem, bo musiałam sama wracać. 
- Ja będę musiała sama wracać. - powiedziałam wkurzona. - A wy chociaż we dwójkę! 
- Chyba z choinki się urwałaś, nie puszczę Cię samej i do tego podpitej - powiedział Marco. - Jeszcze ktoś na Ciebie napadnie. 
- To może poprzestanę na szampanie? - zażartowałam. 
- Niezły żart, a ja właśnie idę po flaszkę - powiedział Marco i zrobił jak powiedział. 
- Lewy, weź nie pij, będziesz prowadził - powiedział Mario. 
- Chyba cię coś gnie - powiedział Lewy. - Ty jesteś młodszy, mógłbyś się choć raz powstrzymać! 
- Jaja sobie robisz - stwierdził Mario. - Chcę opić zdrowie Nadii. 
- Ja mogę opić za Ciebie - zaoferował się Lewy. - Podwójnie. 
- Wy pijaki! Robert, Ania mnie prosiła abym nie dała Ci się upić - wypaliłam. - Będziecie tak szli ulicą, chwiejnym krokiem... 
- Zanim wróci, to już trzeźwy będę - powiedział mój ziomal. 
- Ja jej powiem, zobaczysz! - pogroziłam. Na żarty, oczywiście. Ania doskonale wiedziała, że Lewy nie będzie sobie żałował niczego. 
- Nadia, to twoje urodziny, więc Ty polejesz jako pierwsza - powiedział Marco, który właśnie przyszedł i podał mi czyścioszkę. 
- Nie ma sprawy - powiedziałam. Była cytrynowa, nie była najgorsza. Powoli impreza się rozkręcała. 



Wypiliśmy nieco czystej, to przyszła kolej na browary. Powoli czułam, że dostaję fazy. Wszyscy powoli się rozkręcali, najbardziej to chłopaki. Robiliśmy sobie sweet zdjęcia, wygłupialiśmy się. 
- Nadia, polej czystej - zawołał Mario. 
- Ależ proszę! 
- Ale faza, ja pier*olę - wykrztusiła Cathy. 
- Wszystko ok? - zaniepokoiłam się. 
- Tak, jak najbardziej... o, przestało padać? To ja wyjdę zapalić - powiedziała i wyszła do ogrodu. Poszłam za nią. 
- Ja też czasami palę. Nie przyznawałam się jednak chłopakom. Ale dość dawno nie paliłam.  - powiedziałam. 
- Serio? - zdziwiła się. - Ja zaczęłam, jak jeszcze 18-tu lat nie miałam. 
- A myślisz, że ja inaczej? 
- Raczej nie... Mam dwie paczki, widzę. Sztachnij sobie - zgodziłam się z chęcią. Dawno nie paliłam. Gdy jeszcze mieszkałam w Warszawie, to co najmniej pół paczki szło dziennie. Na szczęście, nie zapomniałam, jak się należy zaciągać. Poczułam, że w bani mi się kręci. 
- Smacznego, palaczki - Mario nas zaskoczył. 
- Dzięki, chcesz macha? - zaproponowałam.
- Nie, dzięki! Twoja mama wie, że palisz? 
- Jasne, paliłyśmy razem, jak jeszcze w Polsce mieszkałam - zażartowałam. 
- Ostro - stwierdził. - Albo daj spróbować! 
- Bierz, mam dwie całe paczki - powiedziała Cathy. 
Mario odpalił, i pokazałam mu, jak się zaciągać. Na początku mu nie bardzo wychodziło, ale w końcu dał radę. 
- Masakra, ale samolot mam od tego - stwierdził. 
- To od piwa! Które już pijesz? - zapytałam. - Jeszcze tyle wódki poszło... 
- Dziewczyno, ja już nawet nie liczę! Nie no żartuję... trzecie chyba - powiedział. 
- Jeszcze wino mamy i whisky co przynieśliśmy - Lewy przyszedł do nas. - Mario, nie wiedziałem że palisz! 
- A co tu się wyrabia? - Marco z Matsem także wyszli.
- A wy co tu wszyscy przyleźliście? - zawołała Cathy. - Chyba nas lubicie, co?  
- Nad życie, skarbie - powiedział Mats. - Jeśli o mnie chodzi. 
- Dobrze się bawicie? - zapytałam. 
Wszyscy zgodnie potwierdzili. Cieszyłam się niezmiernie z tych urodzin. 
Staliśmy sobie tak jeszcze, i paliłam sobie z Cathy. Chłopaki też nie omieszkali spróbować. Nagle znowu zaczęło kropić i musieliśmy wracać do domu. 
- Ale wy śmierdzicie - Marco machał sobie gazetą przed nosem. - Nadia, palaczu! 
- Ale co ty chcesz? - wzruszyłam ramionami. 
- Nadia, dawaj jeszcze po browarku - Cathy mi wcisnęła butelkę. 
Było już może po 20:00. Włączyłam radio. Akurat leciała piosenka Rihanny "Only Girl".   Świetna, bardzo ją lubiłam. 
- O, Rihanna - zawołała Cathy i podkręciła głośność. - Zatańcz ze mną! 
Chętnie się zgodziłam. Podałyśmy sobie ręce i zaczęłyśmy wirować. 
- Want you to make me feel like the only girl in the world - śpiewałyśmy na całe gardło. Pociągnęłam Mario za rękę, do tańca. Cathy pociągnęła Matsa. Lewy z Marco również się przyłączyli. Potem ja zatańczyłam z Lewym, a Mario i Marco usiedli i mieli niezły zaciesz. Popijali kolejne piwo. 
W końcu wszyscy usiedliśmy. Zmęczyły mnie trochę te wygibasy, nalałam sobie coli.
- Nie zapomniałaś o czymś? - Mats niespodziewanie wlał mi wódki do tej coli. 
- Mats, ogarnij - rzuciłam. 
- O 21 i tak musimy wracać - rzuciła Cathy. 
- Ej, zostawisz mnie samą wśród samców? - jęknęłam. 
- Będziesz miała fajnie - zaśmiała się. 
- Tak, fajnie... jeszcze bardziej mnie upiją - powiedziałam. 
- Będziesz dobrze wspominała 19 urodziny - rzucił Marco. 
- Zwłaszcza Ciebie - rzuciłam. Marco aż się zarumienił. 
- Nadia, a skąd masz takie ładne kolczyki? - zapytała Cathy. 
- Od Marco na urodziny.
- Marco, my o czymś nie wiemy? - Mario spojrzał przenikliwie na Marco. 
- Moja przyjaciółka zasługuje na super prezent na urodziny - powiedział tylko dumnie. 
- A z tym to się zgodzę - powiedział Mario. - Nadia, załóż tą czapkę od nas! 
Zrobiłam, jak chciał. Wyglądałam bardzo zabawnie. 
- Nadia jednorożec - rzucił Lewy. - Zróbmy zdjęcie pamiątkowe! 
Cyknęliśmy kilka fotek. Obiecał mi potem je przesłać na e-maila. W końcu musieliśmy pożegnać się z Matsem i Cathy, którzy musieli wracać. Przedtem wznieśliśmy pożegnalny toast z nimi. A może nawet i dwa. 
Zostałam sama z Mario, Marco i Robertem. 



- Nadia, jak wrażenia? - zapytał Lewy. 
- Jeszcze piwko? - zaproponował Mario. 
- Ej, lepiej whisky otwórzmy - powiedział Marco.
- Wy pijaki, jak teraz do domu wrócicie? - zapytałam. 
- Ja tam nie wiem - zaśmiał się Mario. 
- Odprowadzisz nas? Będziemy Ci na ramionach się opierać - powiedział Lewy. 
- Jeszcze czego - prychnęłam. 
Coraz bardziej czułam fazę. A chłopaki nie zamierzali przestać. Oni to mieli głowy. 
- Ej, może w butelkę zagramy? - zaproponowałam.
- Dawajcie - podchwycił pomysł Marco. - Ale będzie zabawa. 
- Bania jak u Cygana - powiedział Mario. - Nie ma to jak impreza z wami. 
- Dobra, zaczynamy - powiedziałam i zakręciłam butelką. Wskazała na Lewego. 
- Ok, Lewy... Szczerość czy odwaga? 
- Odwaga.
- Przytul Mario. - serio musiałam być nawalona. Takie durne zadanie mu wymyśliłam. 
Ale Robert spełnił je bez marudzenia. Uściskał kumpla, jakby go 100 lat nie widział. Zaczęłam się śmiać z Marco. 
- Ale śmieszne - Lewy zakręcił butelką. Wskazała na Mario, który też wybrał polecenie.
- Mario... pocałuj Nadię - powiedział Lewy ze śmiechem. 
Mario nie protestował. Myślałam, że jedynie cmoknie mnie w policzek, ale on poszedł na całość! Pocałunek z języczkiem... czuć było alkohol od niego. Jakby był trzeźwy, pewnie zastanowiłby się. 
- Mario, wariacie - zaśmiałam się. 
- Oj tam przecież to nic nie znaczyło - stwierdził. 
Dalej sobie nie żałowałam alkoholu. Było już późno. W końcu poczułam, że zasypiam... 

1 komentarz: