- Happy Birthday to you, Nadia - zaczęli śpiewać Lewy i Mario. Zaraz przyłączyła się do nich reszta. Aż ciepło mi się w środku zrobiło.
- Dzięki Wam - powiedziałam zarumieniona. - To może czas na torta?
- Tak, i na szampan - dodał Marco.
- A ten jak zwykle - skomentował Mario.
- Zdrowie Nadii trzeba opić, no halo! - Marco dał kuksańca Mario.
Przyniosłam tort. Wszyscy byli pod wrażeniem.
- Jaki śliczny! Aż szkoda jeść - powiedziała Cathy.
- Zgadzam się z Tobą, ale mam wrażenie że męczy się w lodówce - zaśmiałam się i dałam każdemu po kawałku.
Miał świetny smak, cytrynowy.
Miał świetny smak, cytrynowy.
Kiedy zjedliśmy, Marco otworzył szampana. Zaczął mu się wylewać na spodnie.
- Nadia, dawaj kielichy, bo zaraz nic nie zostanie - krzyknął.
- Słyszę, czego się drzesz - warknęłam i podałam mu to o co prosił.
- Spokojnie Marco, widzę że masz więcej towaru - powiedział Mats, spoglądając na zapasy procentowych napojów.
- Dla Ciebie to ja mam sok pomarańczowy - powiedział Marco, polewając szampan.
- Nie lubię - skrzywił się Mats.
- A jabłkowy może być? - zapytałam, biorąc kielicha. - Wasze zdrowie, przyjaciele!
- No i oczywiście Twoje - uzupełnił Lewy, i stuknęliśmy się wszyscy kielichami.
*
Pierwszy toast za nami. Czas rozkręcić imprezę, pomyślałam. Nagle zadzwoniła do mnie Ania. Nareszcie!
- Cześć Nadia! Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, dużo zdrowia i pomyślności! - od razu złożyła mi życzenia.
- Dzięki wielkie, kochana! A u Ciebie co tam?
- A nic takiego w sumie. Jak tam impreza?
- Właśnie się rozkręca - spojrzałam z uśmieszkiem na towarzystwo. Włączyłam tryb głośnomówiący.
- Pilnuj Roberta, żeby tam za dużo nie wypił - zaśmiała się Anka.
- Ej Marco przynieś piwo - wrzasnął Lewy, chyba specjalnie żeby Anka usłyszała.
- Nie będzie to takie proste - stwierdziłam. - Przyjechali z Mario samochodem ale chyba nie wrócą dziś do domu. Upiją się i tyle z tego będzie.
- Szybka jesteś - wypalił Mario.
- Ale chyba wódki nie macie? - zaniepokoiła się moja przyjaciółka. - Piwo z wódką to mieszanka wybuchowa! Wiesz, jak potem głowa boli?
- Nie wiem. Zapewne dziś się dowiem - zaśmiałam się.
- Wy pijaki, tylko was zostawić na moment! Nadia, chociaż Ty głowy nie strać - zaśmiała się Ania. - Muszę kończyć, bawcie się dobrze. Pa!
- Dziękuję Ci bardzo, pa - rozłączyłam się.
Czułam, że będzie to bardzo alkoholicka 19-tka. Ciekawe, co by moi rodzice powiedzieli!
- A Lewy i tak zaliczy zgona - pokiwał głową Mats.
- Już nie będę gadał, kto zgona zaliczy... - odgryzł się Lewy.
- Ja ciebie Mats pijanego nie będę prowadziła, zapomnij - wtrąciła się Cathy.
- Może być równie dobrze na odwrót - powiedziałam.
Roześmialiśmy się. Oni byli we dwójkę, ja miałam większy problem, bo musiałam sama wracać.
- Ja będę musiała sama wracać. - powiedziałam wkurzona. - A wy chociaż we dwójkę!
- Chyba z choinki się urwałaś, nie puszczę Cię samej i do tego podpitej - powiedział Marco. - Jeszcze ktoś na Ciebie napadnie.
- To może poprzestanę na szampanie? - zażartowałam.
- Niezły żart, a ja właśnie idę po flaszkę - powiedział Marco i zrobił jak powiedział.
- Lewy, weź nie pij, będziesz prowadził - powiedział Mario.
- Chyba cię coś gnie - powiedział Lewy. - Ty jesteś młodszy, mógłbyś się choć raz powstrzymać!
- Jaja sobie robisz - stwierdził Mario. - Chcę opić zdrowie Nadii.
- Ja mogę opić za Ciebie - zaoferował się Lewy. - Podwójnie.
- Wy pijaki! Robert, Ania mnie prosiła abym nie dała Ci się upić - wypaliłam. - Będziecie tak szli ulicą, chwiejnym krokiem...
- Zanim wróci, to już trzeźwy będę - powiedział mój ziomal.
- Ja jej powiem, zobaczysz! - pogroziłam. Na żarty, oczywiście. Ania doskonale wiedziała, że Lewy nie będzie sobie żałował niczego.
- Nadia, to twoje urodziny, więc Ty polejesz jako pierwsza - powiedział Marco, który właśnie przyszedł i podał mi czyścioszkę.
- Nie ma sprawy - powiedziałam. Była cytrynowa, nie była najgorsza. Powoli impreza się rozkręcała.
*
Wypiliśmy nieco czystej, to przyszła kolej na browary. Powoli czułam, że dostaję fazy. Wszyscy powoli się rozkręcali, najbardziej to chłopaki. Robiliśmy sobie sweet zdjęcia, wygłupialiśmy się.
- Nadia, polej czystej - zawołał Mario.
- Ależ proszę!
- Ale faza, ja pier*olę - wykrztusiła Cathy.
- Wszystko ok? - zaniepokoiłam się.
- Tak, jak najbardziej... o, przestało padać? To ja wyjdę zapalić - powiedziała i wyszła do ogrodu. Poszłam za nią.
- Ja też czasami palę. Nie przyznawałam się jednak chłopakom. Ale dość dawno nie paliłam. - powiedziałam.
- Serio? - zdziwiła się. - Ja zaczęłam, jak jeszcze 18-tu lat nie miałam.
- A myślisz, że ja inaczej?
- Raczej nie... Mam dwie paczki, widzę. Sztachnij sobie - zgodziłam się z chęcią. Dawno nie paliłam. Gdy jeszcze mieszkałam w Warszawie, to co najmniej pół paczki szło dziennie. Na szczęście, nie zapomniałam, jak się należy zaciągać. Poczułam, że w bani mi się kręci.
- Smacznego, palaczki - Mario nas zaskoczył.
- Dzięki, chcesz macha? - zaproponowałam.
- Nie, dzięki! Twoja mama wie, że palisz?
- Jasne, paliłyśmy razem, jak jeszcze w Polsce mieszkałam - zażartowałam.
- Ostro - stwierdził. - Albo daj spróbować!
- Bierz, mam dwie całe paczki - powiedziała Cathy.
Mario odpalił, i pokazałam mu, jak się zaciągać. Na początku mu nie bardzo wychodziło, ale w końcu dał radę.
- Masakra, ale samolot mam od tego - stwierdził.
- To od piwa! Które już pijesz? - zapytałam. - Jeszcze tyle wódki poszło...
- Dziewczyno, ja już nawet nie liczę! Nie no żartuję... trzecie chyba - powiedział.
- Jeszcze wino mamy i whisky co przynieśliśmy - Lewy przyszedł do nas. - Mario, nie wiedziałem że palisz!
- A co tu się wyrabia? - Marco z Matsem także wyszli.
- A wy co tu wszyscy przyleźliście? - zawołała Cathy. - Chyba nas lubicie, co?
- Nad życie, skarbie - powiedział Mats. - Jeśli o mnie chodzi.
- Dobrze się bawicie? - zapytałam.
Wszyscy zgodnie potwierdzili. Cieszyłam się niezmiernie z tych urodzin.
Staliśmy sobie tak jeszcze, i paliłam sobie z Cathy. Chłopaki też nie omieszkali spróbować. Nagle znowu zaczęło kropić i musieliśmy wracać do domu.
- Ale wy śmierdzicie - Marco machał sobie gazetą przed nosem. - Nadia, palaczu!
- Ale co ty chcesz? - wzruszyłam ramionami.
- Nadia, dawaj jeszcze po browarku - Cathy mi wcisnęła butelkę.
Było już może po 20:00. Włączyłam radio. Akurat leciała piosenka Rihanny "Only Girl". Świetna, bardzo ją lubiłam.
- O, Rihanna - zawołała Cathy i podkręciła głośność. - Zatańcz ze mną!
Chętnie się zgodziłam. Podałyśmy sobie ręce i zaczęłyśmy wirować.
- Want you to make me feel like the only girl in the world - śpiewałyśmy na całe gardło. Pociągnęłam Mario za rękę, do tańca. Cathy pociągnęła Matsa. Lewy z Marco również się przyłączyli. Potem ja zatańczyłam z Lewym, a Mario i Marco usiedli i mieli niezły zaciesz. Popijali kolejne piwo.
W końcu wszyscy usiedliśmy. Zmęczyły mnie trochę te wygibasy, nalałam sobie coli.
- Nie zapomniałaś o czymś? - Mats niespodziewanie wlał mi wódki do tej coli.
- Mats, ogarnij - rzuciłam.
- O 21 i tak musimy wracać - rzuciła Cathy.
- Ej, zostawisz mnie samą wśród samców? - jęknęłam.
- Będziesz miała fajnie - zaśmiała się.
- Tak, fajnie... jeszcze bardziej mnie upiją - powiedziałam.
- Będziesz dobrze wspominała 19 urodziny - rzucił Marco.
- Zwłaszcza Ciebie - rzuciłam. Marco aż się zarumienił.
- Nadia, a skąd masz takie ładne kolczyki? - zapytała Cathy.
- Od Marco na urodziny.
- Marco, my o czymś nie wiemy? - Mario spojrzał przenikliwie na Marco.
- Moja przyjaciółka zasługuje na super prezent na urodziny - powiedział tylko dumnie.
- A z tym to się zgodzę - powiedział Mario. - Nadia, załóż tą czapkę od nas!
Zrobiłam, jak chciał. Wyglądałam bardzo zabawnie.
- Nadia jednorożec - rzucił Lewy. - Zróbmy zdjęcie pamiątkowe!
Cyknęliśmy kilka fotek. Obiecał mi potem je przesłać na e-maila. W końcu musieliśmy pożegnać się z Matsem i Cathy, którzy musieli wracać. Przedtem wznieśliśmy pożegnalny toast z nimi. A może nawet i dwa.
Zostałam sama z Mario, Marco i Robertem.
*
- Nadia, jak wrażenia? - zapytał Lewy.
- Jeszcze piwko? - zaproponował Mario.
- Ej, lepiej whisky otwórzmy - powiedział Marco.
- Wy pijaki, jak teraz do domu wrócicie? - zapytałam.
- Ja tam nie wiem - zaśmiał się Mario.
- Odprowadzisz nas? Będziemy Ci na ramionach się opierać - powiedział Lewy.
- Jeszcze czego - prychnęłam.
Coraz bardziej czułam fazę. A chłopaki nie zamierzali przestać. Oni to mieli głowy.
- Ej, może w butelkę zagramy? - zaproponowałam.
- Dawajcie - podchwycił pomysł Marco. - Ale będzie zabawa.
- Bania jak u Cygana - powiedział Mario. - Nie ma to jak impreza z wami.
- Dobra, zaczynamy - powiedziałam i zakręciłam butelką. Wskazała na Lewego.
- Ok, Lewy... Szczerość czy odwaga?
- Odwaga.
- Przytul Mario. - serio musiałam być nawalona. Takie durne zadanie mu wymyśliłam.
Ale Robert spełnił je bez marudzenia. Uściskał kumpla, jakby go 100 lat nie widział. Zaczęłam się śmiać z Marco.
- Ale śmieszne - Lewy zakręcił butelką. Wskazała na Mario, który też wybrał polecenie.
- Mario... pocałuj Nadię - powiedział Lewy ze śmiechem.
Mario nie protestował. Myślałam, że jedynie cmoknie mnie w policzek, ale on poszedł na całość! Pocałunek z języczkiem... czuć było alkohol od niego. Jakby był trzeźwy, pewnie zastanowiłby się.
- Mario, wariacie - zaśmiałam się.
- Oj tam przecież to nic nie znaczyło - stwierdził.
Dalej sobie nie żałowałam alkoholu. Było już późno. W końcu poczułam, że zasypiam...
- Nadia, dawaj kielichy, bo zaraz nic nie zostanie - krzyknął.
- Słyszę, czego się drzesz - warknęłam i podałam mu to o co prosił.
- Spokojnie Marco, widzę że masz więcej towaru - powiedział Mats, spoglądając na zapasy procentowych napojów.
- Dla Ciebie to ja mam sok pomarańczowy - powiedział Marco, polewając szampan.
- Nie lubię - skrzywił się Mats.
- A jabłkowy może być? - zapytałam, biorąc kielicha. - Wasze zdrowie, przyjaciele!
- No i oczywiście Twoje - uzupełnił Lewy, i stuknęliśmy się wszyscy kielichami.
*
Pierwszy toast za nami. Czas rozkręcić imprezę, pomyślałam. Nagle zadzwoniła do mnie Ania. Nareszcie!
- Cześć Nadia! Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, dużo zdrowia i pomyślności! - od razu złożyła mi życzenia.
- Dzięki wielkie, kochana! A u Ciebie co tam?
- A nic takiego w sumie. Jak tam impreza?
- Właśnie się rozkręca - spojrzałam z uśmieszkiem na towarzystwo. Włączyłam tryb głośnomówiący.
- Pilnuj Roberta, żeby tam za dużo nie wypił - zaśmiała się Anka.
- Ej Marco przynieś piwo - wrzasnął Lewy, chyba specjalnie żeby Anka usłyszała.
- Nie będzie to takie proste - stwierdziłam. - Przyjechali z Mario samochodem ale chyba nie wrócą dziś do domu. Upiją się i tyle z tego będzie.
- Szybka jesteś - wypalił Mario.
- Ale chyba wódki nie macie? - zaniepokoiła się moja przyjaciółka. - Piwo z wódką to mieszanka wybuchowa! Wiesz, jak potem głowa boli?
- Nie wiem. Zapewne dziś się dowiem - zaśmiałam się.
- Wy pijaki, tylko was zostawić na moment! Nadia, chociaż Ty głowy nie strać - zaśmiała się Ania. - Muszę kończyć, bawcie się dobrze. Pa!
- Dziękuję Ci bardzo, pa - rozłączyłam się.
Czułam, że będzie to bardzo alkoholicka 19-tka. Ciekawe, co by moi rodzice powiedzieli!
- A Lewy i tak zaliczy zgona - pokiwał głową Mats.
- Już nie będę gadał, kto zgona zaliczy... - odgryzł się Lewy.
- Ja ciebie Mats pijanego nie będę prowadziła, zapomnij - wtrąciła się Cathy.
- Może być równie dobrze na odwrót - powiedziałam.
Roześmialiśmy się. Oni byli we dwójkę, ja miałam większy problem, bo musiałam sama wracać.
- Ja będę musiała sama wracać. - powiedziałam wkurzona. - A wy chociaż we dwójkę!
- Chyba z choinki się urwałaś, nie puszczę Cię samej i do tego podpitej - powiedział Marco. - Jeszcze ktoś na Ciebie napadnie.
- To może poprzestanę na szampanie? - zażartowałam.
- Niezły żart, a ja właśnie idę po flaszkę - powiedział Marco i zrobił jak powiedział.
- Lewy, weź nie pij, będziesz prowadził - powiedział Mario.
- Chyba cię coś gnie - powiedział Lewy. - Ty jesteś młodszy, mógłbyś się choć raz powstrzymać!
- Jaja sobie robisz - stwierdził Mario. - Chcę opić zdrowie Nadii.
- Ja mogę opić za Ciebie - zaoferował się Lewy. - Podwójnie.
- Wy pijaki! Robert, Ania mnie prosiła abym nie dała Ci się upić - wypaliłam. - Będziecie tak szli ulicą, chwiejnym krokiem...
- Zanim wróci, to już trzeźwy będę - powiedział mój ziomal.
- Ja jej powiem, zobaczysz! - pogroziłam. Na żarty, oczywiście. Ania doskonale wiedziała, że Lewy nie będzie sobie żałował niczego.
- Nadia, to twoje urodziny, więc Ty polejesz jako pierwsza - powiedział Marco, który właśnie przyszedł i podał mi czyścioszkę.
- Nie ma sprawy - powiedziałam. Była cytrynowa, nie była najgorsza. Powoli impreza się rozkręcała.
*
Wypiliśmy nieco czystej, to przyszła kolej na browary. Powoli czułam, że dostaję fazy. Wszyscy powoli się rozkręcali, najbardziej to chłopaki. Robiliśmy sobie sweet zdjęcia, wygłupialiśmy się.
- Nadia, polej czystej - zawołał Mario.
- Ależ proszę!
- Ale faza, ja pier*olę - wykrztusiła Cathy.
- Wszystko ok? - zaniepokoiłam się.
- Tak, jak najbardziej... o, przestało padać? To ja wyjdę zapalić - powiedziała i wyszła do ogrodu. Poszłam za nią.
- Ja też czasami palę. Nie przyznawałam się jednak chłopakom. Ale dość dawno nie paliłam. - powiedziałam.
- Serio? - zdziwiła się. - Ja zaczęłam, jak jeszcze 18-tu lat nie miałam.
- A myślisz, że ja inaczej?
- Raczej nie... Mam dwie paczki, widzę. Sztachnij sobie - zgodziłam się z chęcią. Dawno nie paliłam. Gdy jeszcze mieszkałam w Warszawie, to co najmniej pół paczki szło dziennie. Na szczęście, nie zapomniałam, jak się należy zaciągać. Poczułam, że w bani mi się kręci.
- Smacznego, palaczki - Mario nas zaskoczył.
- Dzięki, chcesz macha? - zaproponowałam.
- Nie, dzięki! Twoja mama wie, że palisz?
- Jasne, paliłyśmy razem, jak jeszcze w Polsce mieszkałam - zażartowałam.
- Ostro - stwierdził. - Albo daj spróbować!
- Bierz, mam dwie całe paczki - powiedziała Cathy.
Mario odpalił, i pokazałam mu, jak się zaciągać. Na początku mu nie bardzo wychodziło, ale w końcu dał radę.
- Masakra, ale samolot mam od tego - stwierdził.
- To od piwa! Które już pijesz? - zapytałam. - Jeszcze tyle wódki poszło...
- Dziewczyno, ja już nawet nie liczę! Nie no żartuję... trzecie chyba - powiedział.
- Jeszcze wino mamy i whisky co przynieśliśmy - Lewy przyszedł do nas. - Mario, nie wiedziałem że palisz!
- A co tu się wyrabia? - Marco z Matsem także wyszli.
- A wy co tu wszyscy przyleźliście? - zawołała Cathy. - Chyba nas lubicie, co?
- Nad życie, skarbie - powiedział Mats. - Jeśli o mnie chodzi.
- Dobrze się bawicie? - zapytałam.
Wszyscy zgodnie potwierdzili. Cieszyłam się niezmiernie z tych urodzin.
Staliśmy sobie tak jeszcze, i paliłam sobie z Cathy. Chłopaki też nie omieszkali spróbować. Nagle znowu zaczęło kropić i musieliśmy wracać do domu.
- Ale wy śmierdzicie - Marco machał sobie gazetą przed nosem. - Nadia, palaczu!
- Ale co ty chcesz? - wzruszyłam ramionami.
- Nadia, dawaj jeszcze po browarku - Cathy mi wcisnęła butelkę.
Było już może po 20:00. Włączyłam radio. Akurat leciała piosenka Rihanny "Only Girl". Świetna, bardzo ją lubiłam.
- O, Rihanna - zawołała Cathy i podkręciła głośność. - Zatańcz ze mną!
Chętnie się zgodziłam. Podałyśmy sobie ręce i zaczęłyśmy wirować.
- Want you to make me feel like the only girl in the world - śpiewałyśmy na całe gardło. Pociągnęłam Mario za rękę, do tańca. Cathy pociągnęła Matsa. Lewy z Marco również się przyłączyli. Potem ja zatańczyłam z Lewym, a Mario i Marco usiedli i mieli niezły zaciesz. Popijali kolejne piwo.
W końcu wszyscy usiedliśmy. Zmęczyły mnie trochę te wygibasy, nalałam sobie coli.
- Nie zapomniałaś o czymś? - Mats niespodziewanie wlał mi wódki do tej coli.
- Mats, ogarnij - rzuciłam.
- O 21 i tak musimy wracać - rzuciła Cathy.
- Ej, zostawisz mnie samą wśród samców? - jęknęłam.
- Będziesz miała fajnie - zaśmiała się.
- Tak, fajnie... jeszcze bardziej mnie upiją - powiedziałam.
- Będziesz dobrze wspominała 19 urodziny - rzucił Marco.
- Zwłaszcza Ciebie - rzuciłam. Marco aż się zarumienił.
- Nadia, a skąd masz takie ładne kolczyki? - zapytała Cathy.
- Od Marco na urodziny.
- Marco, my o czymś nie wiemy? - Mario spojrzał przenikliwie na Marco.
- Moja przyjaciółka zasługuje na super prezent na urodziny - powiedział tylko dumnie.
- A z tym to się zgodzę - powiedział Mario. - Nadia, załóż tą czapkę od nas!
Zrobiłam, jak chciał. Wyglądałam bardzo zabawnie.
- Nadia jednorożec - rzucił Lewy. - Zróbmy zdjęcie pamiątkowe!
Cyknęliśmy kilka fotek. Obiecał mi potem je przesłać na e-maila. W końcu musieliśmy pożegnać się z Matsem i Cathy, którzy musieli wracać. Przedtem wznieśliśmy pożegnalny toast z nimi. A może nawet i dwa.
Zostałam sama z Mario, Marco i Robertem.
*
- Nadia, jak wrażenia? - zapytał Lewy.
- Jeszcze piwko? - zaproponował Mario.
- Ej, lepiej whisky otwórzmy - powiedział Marco.
- Wy pijaki, jak teraz do domu wrócicie? - zapytałam.
- Ja tam nie wiem - zaśmiał się Mario.
- Odprowadzisz nas? Będziemy Ci na ramionach się opierać - powiedział Lewy.
- Jeszcze czego - prychnęłam.
Coraz bardziej czułam fazę. A chłopaki nie zamierzali przestać. Oni to mieli głowy.
- Ej, może w butelkę zagramy? - zaproponowałam.
- Dawajcie - podchwycił pomysł Marco. - Ale będzie zabawa.
- Bania jak u Cygana - powiedział Mario. - Nie ma to jak impreza z wami.
- Dobra, zaczynamy - powiedziałam i zakręciłam butelką. Wskazała na Lewego.
- Ok, Lewy... Szczerość czy odwaga?
- Odwaga.
- Przytul Mario. - serio musiałam być nawalona. Takie durne zadanie mu wymyśliłam.
Ale Robert spełnił je bez marudzenia. Uściskał kumpla, jakby go 100 lat nie widział. Zaczęłam się śmiać z Marco.
- Ale śmieszne - Lewy zakręcił butelką. Wskazała na Mario, który też wybrał polecenie.
- Mario... pocałuj Nadię - powiedział Lewy ze śmiechem.
Mario nie protestował. Myślałam, że jedynie cmoknie mnie w policzek, ale on poszedł na całość! Pocałunek z języczkiem... czuć było alkohol od niego. Jakby był trzeźwy, pewnie zastanowiłby się.
- Mario, wariacie - zaśmiałam się.
- Oj tam przecież to nic nie znaczyło - stwierdził.
Dalej sobie nie żałowałam alkoholu. Było już późno. W końcu poczułam, że zasypiam...
Hahaha bania jak u cygana :D świetne!
OdpowiedzUsuń