poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 6

Od sobotniego rana, jakże miły dzień. 
Rodzice zadzwonili do mnie i złożyli mi życzenia, na facebooku również moi znajomi z Polski pamiętali o moim święcie. Cieszyło mnie to. 
Jednak to najbardziej nie mogłam doczekać się imprezki. W weekendy nie miałam pracy, jedynie od poniedziałku do piątku. Czyli miałam trochę czasu wolnego. 
Siedziałam sobie i oglądałam jakieś niemieckie programy, ale nic fascynującego. 
Na facebooku napisała do mnie przyjaciółka ze szkoły, Kamila. 

Cześć Nadia! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dużo zdrowia i szczęścia, abyś znalazła jakiegoś fajnego chłopaka w tym Dortmundzie! Tak przy okazji, co tam słychać w Szwabii? Nie czujesz się tam osamotniona? 

Parsknęłam śmiechem, jak to przeczytałam. Nie mam rodziny w Dortmundzie, ale za to wspaniałych przyjaciół. Życie tutaj wcale a wcale nie było nudne. Czasami były dni kiedy tęskniłam za rodziną. To chyba normalne. 

Cześć! Dzięki, Kamilka, dzięki wielkie! Nie, tutaj życie jest super, muszę przyznać. Czasami tęsknię za Warszawą. Nie mam tu rodziny, ale świetnych znajomych za to. Może kiedyś znajdzie się i Ten Jedyny... 

No właśnie, ciekawe, czy kiedyś znajdę Tego Jedynego. 
Pogoda była słoneczna i ładna. Na pewno uda się ognisko rozpalić.
Nie mogłam dłużej siedzieć w domu. Wyjdę na dwór, pomyślałam, chociaż mniej za prąd będzie do zapłacenia. No bo ile można siedzieć na facebooku lub przed TV? 


Szlajałam się bez celu po mieście. Dziadkowie zadzwonili z życzeniami oraz informacją, że wysłali mi na konto nieco pieniędzy, żebym sobie kupiła jakiś prezent z okazji urodzin. Poszłam i sprawdziłam ile to pieniędzy, całkiem niezła sumka. Aż się zdziwiłam. Postanowiłam więc pobuszować po sklepach z ciuchami. Miałam zamiar kupić jakiegoś ciuszka na dzisiejszą imprezę. 
Kupiłam sobie żółtą, krótką sukienkę. Miałam w domu czarne balerinki, więc będzie to do siebie pasować. Wstąpiłam także do BVB Shopu i kupiłam kolczyki z logiem Borussii. 
- To chyba wszystko - pomyślałam. - Trzeba wracać do domu i powoli się przygotowywać. 
Wtedy zadzwonił do mnie Marco. 
- Hej Nadia! Może już przyjdziesz, to wszystko zaczniemy już przygotowywać? 
- Cześć! Ok, tylko jeszcze zajdę do domu, ogarnę się i przyjdę. 
- Nie ma problemu, jeszcze jest czas. Pa! - rozłączył się. 
Poszłam jak najszybciej mogłam do domu, założyłam mój nowy nabytek. Wyglądałam całkiem nieźle. Uczesałam się w koka, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam. 


- Wszystkiego najlepszego, kochana, obyś zawsze była szczęśliwa i zdrowa, i tak piękna - Marco już od progu złożył mi życzenia. 
- Dzięki, ale piękną to ty mnie nie nazywaj - zaśmiałam się. - Nie należę do pięknych dziewczyn. 
- Jak to nie? - obruszył się. - W ogóle, świetny kolor sukienki. 
- Lepszy niż niebieski, no nie? - puściłam oczko. 
- O wiele! Najlepiej to wcale nie ubieraj się na niebiesko - poradził. 
Oboje nie znosiliśmy Schalke 04 Gelsenkirchen. 
- Wir sind die schwarz gelbe macht... - zanuciłam przyśpiewkę stadionową. 
- Wir sind die macht im Ruhrpott! - dokończył za mnie Marco. - Nur der BVB! 
- Masz torta? - zapytałam. 
- A tak, odebrałem - powiedział. - A co do alkoholi, to będziesz miała kaca jeszcze w poniedziałek, zobaczysz. 
- Ej, ja do pracy mam w poniedziałek - przypomniałam.
- A ja na trening, no i co? - wzruszył ramionami. - A urodziny są tylko raz na rok. 
- A ty masz dopiero w maju, no nie? 
- Daj spokój, w ostatni dzień maja - machnął ręką. 
- Oj ty pijaku - zaśmiałam się. - W ogóle jakie masz te napoje? 
- Dwie zgrzewki najtańszych jaboli, po 2 euro za butelkę - zaśmiał się. 
- No tak, tobie to więcej do szczęścia nie potrzeba - podsumowałam. 
- Ale mi pocisnęłaś. Żartowałem, bejbe. A tam stoją, dwie skrzynki piwa, wino czerwone i szampan. - powiedział.
- Więcej to się nie dało? - wytrzeszczyłam gały. - Ależ będę długi miała u Ciebie! 
- A, jeszcze wódka w lodówce stoi, no tak. - pokiwał głową. - Jakie tam długi, przestań kobieto! Wiesz dobrze, że chcę Ci pomóc. 
- To weź chociaż kasę za torta, nie chcę czuć się jak darmozjad - zaśmiałam się i próbowałam mu wcisnąć 20 euro, ale nie udało się. 
- Chodź lepiej stół przygotować - powiedział. 
Poustawialiśmy jedzenie i picie na stole, jeszcze 15 minut zostało do 17:00. Wyszliśmy do ogrodu, z nadzieją że będziemy mogli ognisko rozpalić, a tu klops! Czarne chmury zawisły nad Dortmundem. Będzie burza? 
- Ojej, niedobrze! Chyba nici z naszego ogniska - zmartwił się Marco.
- Oj, kiepsko... - jęknęłam. 
Zaczynało kropić. Taka ładna pogoda była, a tu taka niespodzianka. 
- Nadio, jaka ciota ze mnie! Zapomniałem Ci prezent dać - Marco się za głowę złapał. 
- Ojej! Już tyle od Ciebie dostałam... Cała ta impreza...
- Czekaj moment - przerwał mi Marco i pobiegł na górę. 
Gdy wrócił, trzymał małą torebkę. 
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. 
Zajrzałam. Były to moje ulubione orzechy w czekoladzie. Wcale nie takie tanie. Obok pudełeczko z... kolczykami z białego złota, z czerwonymi kamyczkami. Prześliczne. 
- O matko... jakie piękne - zawołałam. - A ile musiały kosztować! 
- Nie mów już mi o kasie, ważne że Tobie się podobają. Chciałem, żebyś była zadowolona - uśmiechnął się. 
- Dzięki... dzięki wielkie - uściskałam go mocno. 
- Nie ma za co. O, to chyba Mario z Robertem przyjechali? Widzę że z samochodu wysiadają - zauważył mój kompan. 
Nie pomylił się. Poszedł otworzyć drzwi, a ja założyłam te urocze kolczyki. Również pasowały mi do stroju. Zadowolona przejrzałam się w lustrze.
- No cześć, stary! A gdzie nasza solenizantka? - od progu słychać było Lewego. 
- Nadia, goście do Ciebie przyszli - zawołał mnie Marco, z zacieszem. 
- Wszystkiego najlepszego, kochana, obyś cieszyła się każdym dniem, abyś była zdrowa i znalazła fajnego faceta - Lewy mnie uściskał mocno. W ręku trzymał Jack Danielsa. 
- Imprezaaa! - wrzasnął od progu Mario. - Chodź tu Nadia do mnie, niech Cię ucałuję! 
Spełniłam jego prośbę ;) 
- Wszystkiego najlepszego, zdrowia, radości i spełnienia marzeń, a także abyś znalazła szczęście w miłości! 
- Dzięki Mario, mam nadzieję na to ostatnie - stwierdziłam. 
- Taki epicki prezent Ci z Lewym wymyśliliśmy, padniesz z wrażenia jak zobaczysz - zaśmiał się Mario. - Będziesz to musiała zakładać na każde nasze spotkanie! 
- Będziemy tak szli wszyscy razem, a ludzie będą gapili się na nas jak na debili - dodał Lewy. - Zobacz sama! 
Otworzyłam paczkę, była tam bombonierka i... czapka z rogiem, jakie mają bajkowe jednorożce. Do tego wściekle różowa. 
- Ahahahahaha, nie no to jest świetne! Nadia jednorożec - śmiał się Marco. 
- Ale wy pomysłowi, nie no uwielbiam Was - padłam Lewemu i Mario w ramiona. 
- A my Cię jeszcze bardziej - powiedział Mario. - Ej, tam chyba coś jeszcze było w tej paczce! 
Zajrzałam. Były tam perfumy firmy Nike. Miały zniewalający zapach. 
- I jak, zapach się podoba? - spytał Lewy. 
- Jeszcze jak! 
W tym momencie przyszli Mats z Cathy. 
- Cześć wszystkim! - powiedział Mats. - Nadia, wszystkiego dobrego, szczęścia w pracy i spełnienia marzeń! 
- Przyłączam się do życzeń Matsa, a to od nas - uśmiechnęła się Cathy. Wymieniłyśmy uściski. 
Zobaczyłam, co od nich dostałam. Była to maskotka klubowa Borussii, czekoladki, oraz koszulka z napisem Leuchte Auf. Odnosiło się to do piosenki o BVB "Leuchte Auf Mein Stern" (Świeć Moja Gwiazdo). 
- To jak, zaczynamy imprezę? - rzuciłam. 
Wszyscy chętnie na to przystali. 

2 komentarze: