Dałam już cynk tym, których chciałam zaprosić na sobotę na urodzinki. Byli to : oczywiście Mario, Robert i Marco (ten ostatni miał miejsce udostępnić i mi pomóc!), a także zaprosiłam Matsa z jego dziewczyną Cathy. Znałyśmy się, ale nie tak dobrze jak z Anią. Dzwoniłam także do Kuby, Łukasza oraz Moritza, ale oni wszyscy powyjeżdżali. Ich strata! Najwyżej coś ich ominie ;)
*
Nadszedł piątek. Wychodziłam już z pracy, gdy napotkałam przed sklepem Marco.
- O, Nadia, czekałem na Ciebie. Robiłaś już jakieś przygotowania na ten melanż? - rozbrajająco się uśmiechnął.
- Tobie Marco to kupię soczek jabłkowy - zaśmiałam się. - Dzisiaj mam zamiar jakieś zakupy zrobić.
- Skoro to ma być u mnie, to może Ci pomogę? Obiecałem w końcu...
- Okej, to będziesz niósł torby!
- Czego sobie życzysz skarbie - Marco mnie objął ramieniem i poszliśmy.
- Ojej, a co tobie się stało?
- A co miało się stać? - Marco się zdziwił.
- Zwracasz się do mnie "skarbie" itd...
- A! Bo tak bardzo Cię uwielbiam, wiesz?
- Sama radość - stwierdziłam.
W supermarkecie wzięliśmy jakieś chipsy, picie, słodycze i dania tylko do odgrzania w mikrofali (i kiełbaski do podgrzania na ognisku).
- Mam nadzieję, że rodzice mi coś wysłali na konto, bo trochę poszło na te zakupy - westchnęłam, gdy wychodziliśmy. - O nie, zapomniałam jakieś napoje z procentami wziąć!
- Spokojnie Nadia - Marco mnie uspokoił. - Jutro i tak mam jakieś sprawy do załatwienia na mieście, więc ja mogę to załatwić. Dobrze?
- A czemu nie, tylko będę musiała kasę wziąć z konta.
- A weź przestań! Dziewczyno, absolutnie nie musisz mi nic zwracać.
- Marco, ale...
- Żadnego ale, lepiej pomyślmy co z tortem. Przydałby się jakiś wyjątkowy, prawda? - stwierdził Marco.
- Prawda, prawda... - pokiwałam głową.
- Wiesz co? W pobliskiej cukierni można zamówić tort z jakim chcesz napisem czy rysunkiem. Może zamówiłabyś taki z logiem BVB?
- Wspaniały pomysł! Na jutro byłby gotowy?
- Na pewno. Na 17:00 na bank - powiedział.
O matko, co ja bym bez niego zrobiła! Musiałabym przesunąć wtedy tę imprezę o kilka dni, bo musiałabym wszystko sama to ogarnąć.
*
Tort został zamówiony, taki jak proponował mi Marco. Posprzątaliśmy salon, w którym miała odbyć się prywatka, no i ogród. Mieliśmy zamiar ognisko rozpalić i kiełbaski usmażyć, jeśli tylko pogoda pozwoli.
Wszystko było już w zasadzie gotowe, tylko jeszcze Marco miał jakiś alkohol załatwić. Już się bałam kaca w niedzielę.
Siedzieliśmy sobie na kanapie, popijając sok porzeczkowy i rozmawiając.
- Marco, dzięki... - wyszeptałam.
- Za co kochana?
- A za to wszystko, że mi pomogłeś i udostępniłeś miejsce na imprę.
- Nie dziękuj mi, po prostu chciałem Ci pomóc... Nadia, a co jak kac będę miał do poniedziałku? Trening wtedy mamy!
- To nie pij - zaśmiałam się.
- Dobry żart! Twoje zdrowie przynajmniej trzeba opić, żebyś była szczęśliwa, żebyś w Dortmundzie już zawsze mieszkała...
- Oj dobra, starczy - przerwała mu ze śmiechem. - Jesteś taki... taki...
- Jaki?
- Wspaniały - westchnęłam i go objęłam w pasie. Jak dobrze było mieć takiego przyjaciela jak Marco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz