czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 1


Był słoneczny, piątkowy ranek. Szłam właśnie do pracy, gdy napotkałam Mario i Marco. Szli na trening. Mieli trochę roboty, gdyż Borussia podejmowała w niedzielę Bayern Monachium. Stawką tego meczu był Superpuchar Niemiec. 
- O nieee! - jęknęłam, udawając smutek że ich napotkałam. 
- O, Nadunia - Marco wiedział, że tylko tak sobie żartuję, i od razu pocałował mnie w policzek na przywitanie. Mario zrobił to samo. - Do pracy idziesz? 
- A jak myślisz lamo? - uwielbiałam droczyć się z chłopakami z BVB, a z Mario i Marco to już w ogóle! 
- No dobra idziesz - Marco dał mi kuksańca. - Wbij kiedyś na nasz trening! 
- Zobaczymy, zobaczymy... - powiedziałam tajemniczo. - Dobrze, ja teraz muszę lecieć bo się spóźnię i szefowa mnie opieprzy. 
- Albo wyrzuci z roboty... 
- Mario, to nie było zabawne - stwierdziłam. - Do zobaczenia !
- Ej czerwona się zrobiłaś, musisz się przypudrować - Marco nie mógł się powstrzymać od głupiego tekstu. Cały Marco Reus. 
- Dobra weź, bo Lewego na Ciebie naślę - "pogroziłam" Marco. 
- Spokojnie, Nadio! Pożegnałabyś się chociaż - Marco cmoknął mnie w policzka, podobnie jak Mario. 
Poszłam przyśpieszonym krokiem. Na szczęście się nie spóźniłam. 


*

Dzień jak co dzień, nic nowego w pracy się nie wydarzyło. Postanowiłam zajść tylko do domu, przebrać się i pójść na trening chłopaków. 
Jak zamyśliłam, tak zrobiłam. Nieźle trafiłam, bo zdaje się, mieli akurat przerwę. Siedzieli sobie na ławeczkach, rozmawiali o czymś i się śmiali. 
Mario już z daleka mnie wypatrzył. 
- Chodź, Nadia! - krzyknął. - Dobrze trafiłaś, mamy przerwę! 
Podeszłam do nich, usiadłam między Mario a Robertem. Wokół mnie same chłopaki, tylko ja jedna byłam. Ale nawet nie czułam się zbytnio skrępowana.  
- Gdzie macie trenera ? - zapytałam.
- Zaraz powinien wrócić. No co, mamy chwilę dla siebie - Mario objął mnie ramieniem. 
- Mario, nie podrywaj - odezwał się nagle Marco. 
- A co, zazdrocha? - Mario zaczął się naigrywać. 
- Nadia, on taki trochę świrnięty jest, no nie? - zapytał złośliwie Marco. 
- No to masz z nim coś wspólnego - podsumowałam. - Wy patologiczne dzieci! 
- Ej, ja nic nie mówiłem - wtrącił się Lewy. 
- Taaak?! Co ty gadasz?! - rozdziawiłam usta i wytrzeszczyłam gały. - Nie poznaję cię! 
Miło było tak gawędzić z tą niesamowitą trójką. Nagle podszedł do mnie Moritz Leitner, również bardzo dobry kumpel. 
- Nadiaaa! - wrzasnął. 
- Moritz! - wrzasnęłam i skoczyłam mu na plecy. 
- Yea, jedziemy! - krzyknął i zaczął biec ZE MNĄ na plecach. Myślałam, że zaraz spadnę. Bejsbolówka z BVB spadła mi z głowy. Marco od razu to zauważył i ją chwycił. 
- Nie oddam Ci! - wrzasnął do mnie i mi pomachał nią. 
W końcu Moritz mnie postawił na ziemię. Od razu pobiegłam odzyskać czapkę. Ale Marco ani myślał mi ją oddać. Wsadził ją sobie pod koszulkę i bezczelnie twierdził, że nie ma. 
- Lewy, powiedz mu coooś... - jęknęłam błagalnie. Ale Lewy tylko ramionami wzruszył.
- Niby co mam mu zrobić? 
- Marco, nie podrywaj Nadii, bo Caroline powiem - Mario postanowił mi pomóc. 
- A sobie gadaj - wzruszył ramionami Marco. 
To mnie serio zdziwiło. Czyżby Marco planował rozstanie z Caroline? Nawet przemknęła mi przez głowę szalona myśl, że Marco jest we mnie zakochany. 
- Weź przestań dziewczyno tak myśleć, to byłoby zbyt piękne, aby było prawdziwe... - pomyślałam sobie. - Ja i Marco parą... pomarzyć to sobie mogę. Na pewno mu zależy na Caroline i nie rozstanie się z nią. 
- Dobra, dawaj tą czapę - odezwałam się, podciągnęłam Marco koszulkę i zabrałam swoją własność. 
- Ej, nie rozbieraj go! Nie przy ludziach - zaczął się śmiać Mario. 
- A co tu się dzieje? - no tak, trener wrócił. - Do ćwiczeń, chłopaki! Mieliście mieć 10 min przerwy a 20 wyszło. Już! 
Chłopcy grzecznie wyszli na boisko. Postanowiłam zostać i się przyglądać. Wielokrotnie bywałam na ich treningach. Trener raz mi powiedział, że ma wrażenie, że chłopaki lepiej ćwiczą, gdy jestem. 
Było już późne, sierpniowe ciepłe popołudnie. Nie mogłam się doczekać niedzielnego meczu. Ania obiecała mi, że będę mogła z nią się zabrać do Monachium. Choć osobiście wolałabym, aby to Bawarczycy przyjechali do Dortmundu. 
W końcu trening dobiegł końca i wszyscy się rozeszli. Szłam w stronę wyjścia, gdy nagle ktoś mnie za ramiona złapał. To był Mario. 
- A Ty co, już do domu pędzisz? Nie ma mowy! Chodź z nami na piwo, do wieczora jeszcze kupa czasu. 
- Z nami? Czyli z kim jeszcze? 
- Lewy, ja, Marco, i Anka jeszcze przyjdzie - oznajmił mój ziomal.
- To dobrze! Wreszcie trochę kobiecego towarzystwa - uśmiechnęłam się. - Nie ma to jak nasza paczka. 
- Mówiłem Ci pół roku temu, kiedy się tu przeprowadziłaś, że serio będziesz tu szczęśliwa - Lewy nie musiał mi tego przypominać. Świetnie pamiętałam jego słowa. 
Kiedy tak siedzieliśmy i popijaliśmy złoty napój, Anka, która już zdążyła przyjść poruszyła temat Caroline. 
- Marco, a jak tam Caroline? - zapytała. 
- Właśnie. Ostatnio jej na treningach wcale nie widać - dodał Lewy. 
- Ech... no dobra, będę szczery. Między nami się kompletnie zepsuło. Miała się do mnie nawet wprowadzić, ale teraz wiem, że na pewno do tego nie dojdzie. - wyznał Marco. - Bardzo możliwe, że się rozstaniemy. Już w ogóle się nie dogadujemy. 
Byłam w takim szoku, że masakra. Jeszcze niedawno myślałam, że są zgraną parą, a teraz Marco mówi, że się rozstaną... 
- Nie przejmuj się tym, Marco - próbowałam go pocieszyć. - To nie twoja wina. 
- Dzięki, kochana jesteś. - przytulił mnie do siebie. Czułam piękny zapach jego perfum.   
- Wiecie co? Jutro umówię się z Caroline i zerwę z nią. Im szybciej tym lepiej. Za długo już ten kryzys trwa. Ona jest straszliwie zaborcza i zazdrosna. Czuję się stłamszony. - wylewał swoje żale Marco. 
- Stary, będzie dobrze. Ja nie mam dziewczyny i dobrze mi z tym. Wystarczą mi takie przyjaciółki jak Nadia i Ania - uśmiechnął się do nas Mario. 
W końcu postanowiliśmy wszyscy się rozejść. Robert i Anka poszli do siebie, Mario również, a Marco zaproponował, że mnie odprowadzi. 
- A pomyśl, jakby tu nagle przyszła Caroline, i nas razem zobaczyła... - zachichotałam. 
- Ona wie, że jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. Sama nie lubi mojej paczki, i nie lubi gdy ja się z Wami spotykam. Ale nigdy w życiu przyjaciół nie zostawię dla miłości. - Marco położył dłoń na sercu. - Nie kocham już jej. Myślę, że ona też mnie nie. Tylko że nie powiedziała mi jeszcze tego. 
- Jesteś pewny, że chcesz się z nią rozstać? - zapytałam.
- Tak, zastanawiałem się nad tym wiele razy. A, to tutaj jest twój blok? 
- Tak, tutaj mieszkam. To do zobaczenia - przytuliłam blondyna na pożegnanie i pocałowałam w policzek, co odwzajemnił. 
- Do zobaczenia, kochana. 
Weszłam do domu, cała zadowolona. 
- Jaki wspaniały dzień - pomyślałam. - W ogóle... może mam u Marco jakieś szanse, kto wie? 

2 komentarze: