piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 3

Budzę się w poniedziałek, patrzę na zegarek, a tu 12:00!
- O matko, dobrze że do pracy dziś nie mam - pomyślałam.
Poszłam do kuchni. Jadłam śniadanie i popijałam kawę, myśląc, co by porobić tego ślicznego dnia. Ciągle przed oczami miałam porażkę Borussii w Monachium. Ciężko było to przeboleć. Prestiżowe trofeum przeleciało koło nosa. Chociaż na pewno nie można zarzucić chłopakom, że się nie starali. Wręcz przeciwnie.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że to Marco. Ale się pomyliłam. To była Anka.
- Cześć Naduś, wpadłam tylko się pożegnać. Wyjeżdżam na tydzień. Sprawy zawodowe mnie wzywają - uśmiechnęła się.
- Nic nie mówiłaś wczoraj - nie ukrywałam zdziwienia. - I zostanę tu sama z tymi matołami? Ej no...
- Oj szybko zleci. - Ania próbowała mnie pocieszyć. - Muszę pędzić! Niedługo mam samolot. Zadzwonię do Ciebie, jak tylko znajdę chwilkę. Pa - uściskała mnie, cmoknęła w policzek i poszła.
No, ładnie. Myślałam, że może jutro wyciągnę Ankę na zakupy czy gdzieś, ale musiała wyjechać. Chłopaków raczej nie uda mi się wyciągnąć.

*

Snułam się bez celu po mieście. Chłopaki chyba nie mieli dziś treningu. Pewnie siedzą w domu i przeżywają wczorajszy mecz - stwierdziłam. Postanowiłam, że dziś nie będę ich zadręczać, pomyślałam że jutro się odezwę do któregoś z nich.
Szłam tak sobie, nagle napotkałam pewną znajomą osobę na swojej drodze. Tą osobą była eks Marco - Caroline. Ona też mnie od razu rozpoznała.
- O, kogo ja tu widzę - zaczepiła mnie. - Nadia która wyemigrowała z Polski, po to żeby ukraść mi faceta!
- Ale o co ci chodzi?! - wkurzyłam się. - My z Marco tylko przyjaciółmi jesteśmy. Rozstał się z tobą, bo się widocznie nie dogadywaliście. Poza tym, facetów nie można trzymać pod kloszem całe życie.
- Przestań mnie pouczać! Powiedziałabym, że odkąd ty się w Dortmundzie pojawiłaś, to zaczęły się nasze problemy w związku. Ciągle przychodzisz na treningi chłopaków i się aż ślinisz do Marco. I jemu to się zaczęło podobać, i w końcu mnie zostawił! PRZEZ CIEBIE - wrzeszczała już Caroline.
- Przestań z siebie idiotkę robić. Powtórzę Ci jeszcze raz, ja i Marco tylko przyjaciółmi jesteśmy, a że ty jesteś taka chorobliwie zazdrosna i w to nie wierzysz, to twój problem. - starałam się być opanowana, ale czułam, że zaraz mnie nerwy poniosą. - Ty to byś najchętniej go w klatce zamknęła i nie pozwalała nigdzie wychodzić. Nie moja wina że taka zaborcza do bólu jesteś. Jak taka dalej będziesz to staropanieństwo gwarantowane. A tak przy okazji, Marco mówił mi kiedyś że nienawidzi brudnych paznokci u kobiet. - spojrzałam na jej paznokcie, i złośliwie się uśmiechnęłam.
Caroline gdy to usłyszała, dostała ataku agresji.
- ZABIJĘ CIĘ SZMATO - wrzeszczała, i rzuciła się na mnie. Chciała mnie przewrócić, ale zrobiłam unik. - Najlepiej by było, jakbyś w ogóle z Polski nie wyjeżdżała! Marco jest mój, rozumiesz, złodziejko?!
- Uspokój się, wariatko! Chyba leków dziś nie wzięłaś! Co ty mi próbujesz w ogóle wmówić!
- Ty, ty suko... - Caroline złapała mnie za szyję. - Ja ci tego nie daruję, ja wiem swoje!
- Nie pozwalaj sobie - odepchnęłam ją. - Ania zna karate, i jak jej powiem że mi wygrażasz to po tobie.
- Podziękuję jej i Lewemu bardzo serdecznie, że Cię tu ściągnęli. Pewnie mieli na celu żebyś odbiła mi chłopaka. Ania mnie nie lubiła od początku.
- Jeśli to prawda, nie dziwię się jej - zaśmiałam się dość bezczelnie. - Ile mam jeszcze razy k*rwa powtarzać, że nie jesteśmy z Marco parą?! Przyjmij to wreszcie do wiadomości i nie wmawiaj mi bzdur. A ściągnęli, jak ty to mówisz, dlatego że jestem z nimi zaprzyjaźniona. Poza tym jestem tutaj szczęśliwa, mam przyjaciół, pracę, i taka wariatka jak Ty na pewno mi tego nie zepsuje.
- I tak ci nie wierzę.
- Twój problem, moja droga. Radziłabym Ci jednak skończyć z tą zaborczością, bo żaden facet nie zniesie czegoś takiego. - wydawałam się sobie bardzo mądra. Caroline kompletnie nie umiała się opanować.
- Nie będzie mi taka szmata morałów prawiła! Zamknij się już ku*wa! - Caroline zaczęła mnie szarpać. - Zniszczę cię!
- Puszczaj mnie - krzyknęłam przerażona. Kto mógł przewidzieć, do czego ona może być zdolna! - Puszczaj!
Zobaczyłam biegnącego  Marco. O matko, ależ się ucieszyłam na jego widok!
- Ej! Zostaw Nadię - krzyknął Marco i odciągnął Caroline, która aż kipiała złością. - Wszystko w porządku, Nadia?
- Tak... twoja eks zarzuca mi, że to przeze mnie ją zostawiłeś - wyznałam. - Rzuciła się na mnie, wrzeszczy, na ulicy... Wstydu trzeba nie mieć!
- Caroline, wyjaśniałem Ci przecież, że to nie przez Nadię! To tylko i wyłącznie przez twoją chorą zazdrość i zaborczość. Rozumiesz to ku*wa?! - Marco też już się zdenerwował. Nie dziwię się. Caroline potrafiła najspokojniejszą osobę doprowadzić do szału.
Marco objął mnie ramieniem. Dopiero teraz poczułam się bezpiecznie.
- Jeśli jeszcze raz tak mnie napadniesz, to złożę doniesienie na policji. - pogroziłam. - W ogóle, jak masz problem z panowaniem nad sobą to idź do psychologa. Żegnam!
Byłam jeszcze rozstrzęsiona całą tą kłótnią. Patologia po prostu. Dlaczego ona mi tak zarzucała, że to moja wina, to jej rozstanie z Marco? To, że byłam jego bliską przyjaciółką, nie oznaczało że on ją zdradzał ze mną czy coś.
- Nadia... nie przejmuj się. To nie twoja wina - pocieszał mnie Marco. - Ona po prostu chce znaleźć winnego, ale swoich błędów to ona nie widzi.
- Wiem... Marco, ale widzisz, jaka ona jest. A jak coś mi kiedyś zrobi? Ona święcie wierzy że wasze rozstanie to moja wina.
- Jeżeli by ci groziła, nachodziła cię czy coś podobnego, od razu mi powiedz. Nie możesz dać się jej zastraszyć. - Marco przytulił mnie. Dobrze było mieć takiego przyjaciela jak on.
- No proszę proszę! Co ja widzę - usłyszałam komentarz Caroline, która przyszła za nami. - Obściskują się na ulicy i twierdzą, że parą nie są...
- Przyjaciółki nie mogę przytulić? Nie ty będziesz o tym decydowała - wkurzył się Marco. - Idź stąd i nas nie denerwuj.
Caroline poszła, prychając pod nosem. Serdecznie miałam dość wszystkiego.

*

Marco zaprosił mnie do siebie na herbatę. Chętnie przyjęłam zaprosiny.
- A miałam dziś nikomu z Was głowy sobą nie zawracać - powiedziałam cicho.
- A niby czemu? - zdziwił się Marco.
- Niemal codziennie się wszyscy widujemy... a i jeszcze wczoraj przegrany mecz w Monachium... - westchnęłam. - Myślałam, że każdy z was musi to jakoś sam przeboleć.
- Tak, widujemy się codziennie. Co do mnie, nie mam wcale ochoty tego zmieniać - Marco uśmiechnął się do mnie tak uroczo, że aż mi serce zabiło mocniej. - I myślę, że Mario i Lewy tak samo myślą. A co do wczorajszego meczu, nie ma sensu rozpamiętywać porażki. Jeszcze będzie okazja się odegrać. Zobaczysz - objął mnie ramieniem i przytulił mocno do siebie. - Nie strać wiary w Borussię.
- Nigdy nie stracę, tego możesz być pewny. Jesteście wspaniałą drużyną. - powiedziałam. - Macie jutro trening?
- Nie, ten tydzień mamy wolny.  - Marco pogładził mnie po włosach. - Słyszałem, że Ania wyjechała?
- A tak, dziś przychodziła żeby się pożegnać. Sprawy zawodowe, wiesz - uśmiechnęłam się. - Na cały tydzień mnie zostawiła z wami. Ja z wami przecież nie wyrobię - humor zaczął mi powracać. Marco to umie człowieka pocieszyć!
- Na cały tydzień Cię opuściła... o, to tortury cię czekają - Marco szelmowsko się wyszczerzył. - Niech no Cię dorwiemy razem z Lewym i Mario!
- No i co wy mi niby chcecie zrobić? - zmrużyłam oczy i spojrzałam lekceważąco. - Nie boję się was.
- Ha, zobaczysz!
- O, jaki groźny się zrobiłeś... Marco, ja się Ciebie boję - udawałam przestraszoną.
- Myślałaś, że jak nie jestem łysy to nie jestem groźny, taaak?
- Łysina by ci nie pasowała... chociaż, razem z tymi tatuażami... byłby niezły z Ciebie gangster. - stwierdziłam. - Oj zły ten Marco, zły. Ale i tak kochany - objęłam go w pasie i się przytuliłam. - Wiem, że dobry z Ciebie przyjaciel. Nie musisz przede mną twardziela zgrywać.
- Uwielbiam, jak okazujesz mi przyjaźń w ten sposób - powiedział blondyn.
- I o to Caroline właśnie się czepiała - westchnęłam.
- Nie mów już o Caroline. Caroline to przeszłość, rozumiesz? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Rozumiem. - odwzajemniłam to spojrzenie.
W końcu postanowiłam wracać do domu, trzeba było trochę tam posprzątać i ugotować sobie jakiś obiad. Marco uparł się, że mnie odprowadzi. Nie protestowałam w sumie. Z nim czułam się bezpiecznie. A jakbym znowu natknęła się na jego eks?

*

Sprzątając dom, rozmyślałam sobie o Marco. Kilka razy przychodziło mi do głowy, że mogłabym być w parze z takim chłopakiem jak on... Nic mu nie brakuje. Czuły, szarmancki, zabawny chłopak, w dodatku wyśmienity piłkarz. I jaki przystojny!
- Nie! To niemożliwe - powiedziałam sama do siebie. - To że on tak chętnie ze mną przebywa, nie musi oznaczać że zakochany jest we mnie. Lewy i Mario też chętnie ze mną przebywają... Nie mogę sobie robić nadziei!!!
Sprzątałam, rozmyślałam i jednocześnie smażyła się na patelni jajecznica. Nagle zapach dymu wyrwał mnie z zamyślenia. Pobiegłam do kuchni, i stwierdziłam że moja jajecznica się przypaliła. Zaczęłam śmiać się z samej siebie.
- Dobrze że się skapnęłam, inaczej cały blok poszedłby z dymem - pomyślałam rozbawiona. - I chłopaki już by mnie nie zobaczyli.
Dobrze, że wtorek również miałam wolny od pracy. Chłopaki cały tydzień wolny mieli, więc mogłam się na luzie z nimi spotykać i się cieszyć życiem :)

2 komentarze: