środa, 20 lutego 2013

Rozdział 22

(Marco) 

Obudziłem się na mokrej od gorzkich łez poduszce. Było tak pusto bez mojej kochanej Nadii...
- Nadia, skarbie, gdzie jesteś?! Czemu cię tu nie ma?! - wyszeptałem mimowolnie zrozpaczonym głosem. 
Intensywnie myślałem, co mogło się jej przytrafić. Żebym chociaż mógł do niej zadzwonić! SMS, w którym mi napisała, że będzie na mnie czekać w domu, wysłała z telefonu Cathy. 
Najgorsze było to poczucie bezradności, ale też wiedziałem, że muszę zacząć jej szukać... tylko gdzie? 
Wziąłem prysznic, ubrałem się i zeszłem na dół. Nie miałem apetytu, zrobiłem sobie tylko ziołową herbatę na uspokojenie. 
Nie mogłem znieść tej pustki w domu. Postanowiłem pójść na przechadzkę. 
W hallu wisiała bluza Nadii z herbem BVB. Wtuliłem w nią twarz, czułem taką tęsknotę.   Założyłem buty i wyszłem. 
Szedłem przed siebie, nawet nie patrząc na drogę... 



- O matko! Dlaczego mnie to spotkało?! - szlochałam głośno, nie mogąc poradzić sobie z tęsknotą i przestrachem, co mnie tu spotka. 
Zastanawiałam się, co robi Marco. Czułam, że to najgorsza niedziela w moim życiu. Zamiast obudzić się w jego ramionach, obudziłam się w zimnej piwnicy, w której zamknęła mnie ta podła kobieta. 
- Przestań hałasować, albo naprawdę będziesz miała powód do płaczu! - odezwała się Caro, która właśnie wparowała do piwnicy. - Przyniosłam ci śniadanie, widzisz jakie mam dobre serce? 
- Takie masz dobre serce, że aż mnie zamknęłaś w piwnicy - powiedziałam. - Wypuść mnie stąd! 
Próbowałam od razu wstać i jakoś się wyrwać, ale Caro... od razu kopnęła mnie w brzuch. Widocznie zorientowała się w moim zamiarze...
Zwijałam się z bólu, Caro spojrzała na mnie władczym spojrzeniem.
- Widzisz? Ze mną nie wygrasz. Lepiej nie zadzieraj, bo dopiero przeplute będziesz miała - powiedziała. 
- Jeszcze zobaczymy... - syknęłam. Moja prześladowczyni tylko się roześmiała podle i wyszła. 
Co ona za śniadanie mi przyniosła?! Butelkę zwykłej wody, podeschły chleb z jakąś wędliną, której zapewne nie lubiła. 
Nie wiedziałam, czy napić się tej wody. A jeżeli ona coś w niej rozpuściła?! Postanowiłam ją wylać do umywalki i nalać sobie kranówki. Przynajmniej na 100 % wiadomo, że nic tam nie jest dosypane... 
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zjadłam chleb z wędliną, który mi przyniosła. Masakra. Potraktowała mnie jak psa, którego można resztkami karmić... 
Czułam się fatalnie. Znowu wybuchłam niekontrolowanym płaczem... 
- Marco, gdzie jesteś? Mam nadzieję, że mnie znajdziesz... - wyszeptałam sama do siebie. - Proszę Cię, uratuj mnie! 


(Marco) 

Nie mogłem spokojnie iść. Niepokój rozrywał moje serce. A w zeszłą niedzielę jeszcze taki szczęśliwy byłem... 
W ogóle nie patrzyłem przed siebie. Chciałem przejść przez drogę, nawet się nie rozejrzałem na boki. Ruszyłem, ale nagle poczułem mocne pociągnięcie za kaptur! I w tej samej chwili zobaczyłem samochód przejeżdżający tuż przed moim nosem! Odwróciłem się i zobaczyłem, kto uratował mi skórę. 
- Marco, kretynie, mogłeś wpaść pod samochód - wypalił Moritz, który uratował moje zdrowie, a może i życie. - Jakby cię trener widział... 
- Moritz! Dzięki ci wielkie... - powiedziałem. - Wiem, wiem, na przyszłość... 
- Nie ma sprawy - mój ziomal machnął ręką. - Ale czemu jesteś taki smutny? Widać po oczach, że coś cię dręczy... 
Łzy mi stanęły w oczach, chociaż bardzo starałem się nie dać ponieść emocjom. Moritz położył mi rękę na ramieniu i spojrzał z niepokojem. 
- Marco, co się stało? - powtórzył pytanie. 
- Chodźmy gdzieś pogadać, chętnie wyrzucę to z siebie - odparłem. 
Moritz pokiwał głową i poszliśmy do cukierni. Popijając gorącą czekoladę, opowiedziałem Moritzowi, co mnie spotkało. 
- I do teraz jej nie ma... gdzie ona może być? - skończyłem opowieść łamiącym się głosem. 
- Spokojnie Marco - powiedział Moritz i spojrzał mi ze współczuciem w oczy. - A pytałeś jej koleżanki? Może u którejś przenocowała? 
- Niemożliwe. Obiecała, że będzie czekać w domu... a jakby zmieniła plany, poinformowałaby mnie o tym - powiedziałem. 
- Trzeba wszystkich popytać, może ktoś coś wie? - powiedział Moritz. - A może jeszcze dzisiaj wróci? Poczekaj do jutra, jeśli Nadia nie wróci, to wtedy zaczniesz działać... 
- Co?! Ja do jutra nie wytrzymam... stary, nie masz pojęcia, jak się czuję - powiedziałem. 
- Współczuję ci - powiedział Moritz. - Potrafię się domyślić, jak się czujesz... jakie masz plany na dzisiaj? 
- Dobre pytanie - stwierdziłem. - Dopóki Nadia nie wróci, nie odzyskam spokoju... 
- Wróci, wróci - powiedział Moritz. - Znam ją, ona nie zostawiłaby Cię bez słowa. 
Dobrze, że Moritz był ze mną. Nagle też przypomniało mi się, że przecież dziś Ania wyjeżdża w sprawach zawodowych. Więc Nadia na pewno nie nocowałaby u niej. Więc na Anię nie mogłem liczyć... 
- Może powinienem zgłosić to na policję? - powiedziałem.
- Oni się tym nie zajmą - stwierdził ponuro Moritz. - Muszą 24h minąć od zaginięcia, a poza tym Nadia jest dorosłą osobą... 
- Muszę i tak ją znaleźć - powiedziałem. - Mam nadzieję, że popierasz mnie w tym.
- W całej rozciągłości - powiedział Moritz. - Poczekaj do jutra, jeżeli nie wróci, to podejmiesz jakieś działanie. Wiesz, że możesz i na mnie liczyć. 
- Hmm... policja też by odczekała do jutra... no tak, mają swoje zasady - powiedziałem z sarkazmem. - Ale jak ja dotrwam do jutra?! 
- Szybko zleci - pocieszał mnie Moritz.
- Modlę się, żeby nikt siłą jej nie przetrzymywał... chcę ją przytulić i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham... - westchnąłem cicho. - Chciałbym wiedzieć, gdzie mogę jej szukać... wiesz co Moritz, wracam do domu. 
- Odprowadzić cię? - zapytał mój kumpel.
- Jakbyś mógł. 
Dobrze było mieć takich kumpli jak Moritz w otoczeniu. Chciałbym jednak z Mario porozmawiać, to on był moim najlepszym przyjacielem. No i Lewy, ale to jednak z Mario się wcześniej poznałem niż z Lewym. Postanowiłem jednak dziś jednemu i drugiemu nie psuć nastrojów... zresztą, co oni mogli wiedzieć? 


Dzień koszmarnie mi zlatywał, myślałam, że czas stanął w miejscu. Słyszałam jakąś muzykę dochodzącą z góry i śpiewającą Caro. Okropnie fałszowała. Czyżby świętowała moje upokorzenie i uwięzienie? 
Miałam ochotę się powiesić, ale nawet sznura nie było w tej piwnicy. Najgorsze było to, że nie wiedziałam, co mnie czeka... 


// no i jak się podoba? :D 
bardzo proszę o pozostawienie komentarza, to motywuje ;) 

13 komentarzy:

  1. Dla mnie bomba ;D
    http://two-love-one-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. I LOVE IT <33 mam nadzieję, że nowy będzie niedługo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, Kobieto jaki ty masz talent (albo wyobraźnię). Kocham twoje opowiadania i mam nadzieję, że długo będziesz je jeszcze pisała. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O maj gad ... :(( Jakie to smutne .
    Ogólnie świetny rozdział ! <33
    Masz talent ! *.*
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne, czekam na kolejny :))
    a przy okazji zapraszam do mnie http://teczoweee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, to jest cudowne! Wiadomo smutne.. :(
    Już nie mogę doczekać się następnego! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Smutałkę ;_;
    Mam nadzieję że wszystko skończy się dobrze.
    Czekam z niecierpliwością na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej smutam :( Świetny rozdział :>
    Zapraszam do mnie:
    http://zdjecie-z-marco.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej, biedna... i biedny Marco. Oby szybko ją znalazł !

    OdpowiedzUsuń
  10. Swietne! Dawaj nastepny ; )

    OdpowiedzUsuń
  11. kurczę. tą Caro to tylko ukatrupić.... czekam na następny

    OdpowiedzUsuń