- Hej Nadia, jak fajnie że jesteś.
- Też się cieszę - powiedziałam. - To jak, spacerek?
- Pewnie.
Nie śpiesząc się, poszliśmy do pobliskiego parku. Nie było zbyt wielu ludzi. Szliśmy ocienioną przez drzewa alejką, gdy nagle Marco się odezwał.
- Wiesz Nadia, chciałbym z Tobą o czymś poważnie porozmawiać...
- O czym?
- Od pewnego czasu czuję się jakoś inaczej w twoim towarzystwie...
- Czyli jak? - teraz to serio poczułam jakiś ścisk w brzuchu.
- Długo o tym wszystkim myślałem. Wiesz, nie będę owijał w bawełnę... Nadia, czuję, że zakochałem się w Tobie. - powiedział to drżącym głosem, spojrzał mi głęboko w oczy.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Nadia, tak naprawdę podobałaś mi się od zawsze, odkąd Robert nas sobie przedstawił - wyznał cicho.
Wreszcie... już nie musiałam niczego się obawiać. Mogłam mu również wyznać to, co do niego czułam. Wcześniejsze moje podejrzenia również się spełniły. On był we mnie zakochany.
- Marco... - wyszeptałam. - Ty też mi się podobasz... i to jak.
- Nie wiem co powiedzieć... - odpowiedział. - Nie spodziewałem się takiej reakcji... tego, że mi powiesz, że ja ci się podobam.
- Ale to prawda - powiedziałam. - Ja tak samo w tobie się zakochałam, ale nie miałam odwagi ci tego powiedzieć. Bałam się, że ty tego nie odwzajemniasz i skończy się nasza przyjaźń. Tego bym nie chciała...
Marco nic nie powiedział na to, tylko mnie przytulił do siebie.
- Marco... tak się cieszę, że w końcu sobie to wyznaliśmy - powiedziałam poruszona.
- Ja jeszcze bardziej. Ulżyło mi w końcu - powiedział, głaszcząc mnie po włosach. - Dziewczyno, nie dość, że taka mądra, to jeszcze jaka piękna jesteś.
Wtedy poczułam motyle w brzuchu. Każda dziewczyna marzy o takich komplementach od chłopaka...
- Nie jestem piękna... ale jeżeli Ty tak myślisz, to jestem wniebowzięta - szepnęłam.
Czułam, że to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Zapomniałam kompletnie o tym, że jeszcze parę dni temu potrącił mnie samochód. Nic się nie liczyło. Tylko ja, on i ta chwila.
Staliśmy sami na tej zacienionej alejce w parku, nikogo nie było w pobliżu.
- Kocham Cię, Nadia - powiedział cicho blondyn i mnie pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję i się "mizialiśmy" . Nie obchodziło mnie to, że w każdej chwili ktoś może tędy przechodzić. Jego raczej też nie.
Jak mnie Marco całował, aż nogi zrobiły mi się miękkie. Gdyby on nie zebrał się na odwagę i nie wyznał swojej miłości... nie wiem, jakby to dalej było. Sama nie odważyłabym się raczej na to. Byłam mu niesłychanie wdzięczna za ten pierwszy krok. I już wiedziałam, dlaczego takie drogie kolczyki dostałam od niego na urodziny. I w ogóle, tak mi wtedy pomagał, przy organizacji mojej imprezy... też się już wyjaśniło, czemu.
- Marco, ja Cię też kocham. Dziękuję Ci, że zrobiłeś pierwszy krok - powiedziałam. - Ja nie wiem, czy na to bym się odważyła. Nie należę do najodważniejszych osób.
- I tak jesteś cudowna - powiedział. - Nieśmiałość jest urocza. Sam też nie jestem kimś bardzo przebojowym.
- Och - wzruszyłam się tym wyznaniem i cmoknęłam go w policzek.
Usiedliśmy na ławce, oparłam głowę na jego ramieniu.
- Nadia... skoro już wszystko sobie wyznaliśmy... chciałabyś być moją dziewczyną? - zapytał mnie cicho Marco. Miał rumieńce na twarzy. Ja zresztą też, czułam, że policzki mnie palą.
- Marco... to chyba oczywiste, że tak - wyszeptałam. - Powiedziałam Ci, co do ciebie czuję.
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu - powiedział uradowany i dodał ciszej. - Zerwałem właśnie z Caroline, po to, żeby o Ciebie zawalczyć. Nie pociągała mnie jak Ty. Jesteś bardziej wyjątkowa.
- Mówiłeś, że dlatego, bo nie dogadujecie się... - powiedziałam.
- To również. Ale nie rozmawiajmy już o Caro, ona jest przeszłością. Za to ty jesteś moją przyszłością - powiedział i nie dał już mi odpowiedzieć, zamknął mi usta pocałunkiem. Nie protestowałam ;-)
- Jeżeli jutro strzelę bramkę w meczu z Werderem, zadedykuję ją tobie - powiedział.
- Kochany jesteś!
- Chodźmy jeszcze się trochę przejść...
Poszliśmy, trzymając się za ręce. Byliśmy parą. Od tamtego dnia...
*
Spacerowaliśmy po dortmundzkich ulicach, szczęśliwi jak nigdy.
- Nadia, jutro widzę Cię na stadionie - powiedział Marco.
- Obowiązkowo - dodałam. - Doczekać się nie mogę...
- Skarbie, może masz ochotę na loda? Oczywiście ja stawiam. - zaproponował Marco.
- Chętnie - uśmiechnęłam się.
Szliśmy tak sobie dalej, zajadając, Marco nagle wyciągnął swoją komórkę.
- To jest dla Ciebie piosenka ode mnie - powiedział, i włączył "Thank You" zespołu Led Zeppelin. Znałam już tą piosenkę, od dawna miałam słabość do starych, rockowych zespołów. "Thank You" była prześliczną piosenką.
- If the sun refused to shine, I would still be loving you... - zanucił.
- Znam tą piosenkę, jest piękna - powiedziałam.
To było chyba najcudniejsze popołudnie w moim życiu, spędzone z NIM.
Już się trochę ściemniało, gdy jeszcze siedziałam z nim na ławce w parku, nie mogliśmy się rozstać po prostu.
- Nie wierzę, że to wszystko stało się dziś naprawdę - powiedział Marco. Przyciągnął mnie za szyję do siebie, chciał mnie pocałować. Już prawie nasze usta się dotknęły, gdy nagle usłyszeliśmy czyjeś oklaski.
Odwróciłam się zdziwiona. Stali za nami nasi kochani przyjaciele, Robert i Mario.
- Lewy, gdzie Ankę masz? - zapytałam.
- Ania w domu, ale co my tu zobaczyliśmy... - powiedział Lewy.
- Wreszcie doczekaliśmy się tych waszych czułości - powiedział Mario. - Wiedziałem, że Nadia Ci się podoba.
- Bo to prawda - powiedział Marco. - A co wy tu robicie o tej porze?
- Na dobranockę się spóźnicie - powiedziałam.
- Czyli... jesteście parą? - zapytał Lewy.
- Tak - powiedzieliśmy oboje z Marco zgodnie.
- Gratulacje - powiedział Mario i poklepał kumpla po plecach. - Szczęścia wam życzę!
- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Ale chyba nas nie śledziliście?
- Nie, możemy przysiąc. - zdziwił się Lewy.
- To teraz będę jedynym singlem w naszej paczce - westchnął Mario. - Cóż...
- Nie przejmuj się - Marco wstał i przytulił kumpla. - O tobie nikt nie zapomni.
- Dzięki Marco - rozpromienił się Mario.
Chłopaki za moment zostawili nas samych, przypomnieli mi też na odchodne, że mam być jutro na stadionie.
- Marco, odprowadzisz mnie do domu? - zapytałam.
- Chodź do mnie... i tak w weekendy do pracy nie masz... - zaproponował.
Zawahałam się. Ale szybko się zgodziłam. Nie miałam w sumie nic do stracenia.
Gdy przyszliśmy na miejsce, postanowiliśmy zrobić we dwoje kolację.
*
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, jedząc i popijając wino. Prawie ciągle na siebie zerkaliśmy.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał Marco, kładąc swoją dłoń na mojej. Zarumieniłam się, o zgrozo.
- A nie wiem... za dużo szczęścia jak na jeden dzień - stwierdziłam.
- Dla mnie tak samo... jeszcze jak jutro z Werderem wygramy, to już w ogóle będzie raj na ziemi - powiedział mój luby.
- Wygracie - uspokoiłam go.
Potem pomogłam dla Marco trochę posprzątać kuchnię. W końcu poczułam się senna, tego dnia wstałam wcześniej niż zwykle.
- Jesteś śpiąca? - zapytał mnie z czułością blondyn. - Ja też, chodź się położyć. Niestety, moja dodatkowa kołdra jest w pralni, bo sok na nią przypadkowo wylałem. Ale przecież możemy spać razem - powiedział.
Poczułam mocniejsze uderzenie serca. Niedawno był tylko moim przyjacielem, a teraz mieliśmy spać we dwójkę. Dziwnie się z tym czułam... ale Marco pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do swojej sypialni.
Była bardzo przestronna. Z okien były wspaniałe widoki. Marco gdzieś na chwilę wyszedł, ja się położyłam na łóżku i analizowałam, co dziś się wydarzyło.
Gdy tak wpadłam w zamyślenie, nagle poczułam, że Marco mnie do siebie przyciąga.
- Chodź do mnie... - wyszeptał. - Pragnę cię...
W jego oczach widziałam błyski. Wtuliłam się w niego, on nas nakrył... i w końcu, szczęśliwa jak nigdy, zasnęłam. W ramionach mojego ukochanego.
// full romantic. ;D
- Też się cieszę - powiedziałam. - To jak, spacerek?
- Pewnie.
Nie śpiesząc się, poszliśmy do pobliskiego parku. Nie było zbyt wielu ludzi. Szliśmy ocienioną przez drzewa alejką, gdy nagle Marco się odezwał.
- Wiesz Nadia, chciałbym z Tobą o czymś poważnie porozmawiać...
- O czym?
- Od pewnego czasu czuję się jakoś inaczej w twoim towarzystwie...
- Czyli jak? - teraz to serio poczułam jakiś ścisk w brzuchu.
- Długo o tym wszystkim myślałem. Wiesz, nie będę owijał w bawełnę... Nadia, czuję, że zakochałem się w Tobie. - powiedział to drżącym głosem, spojrzał mi głęboko w oczy.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Nadia, tak naprawdę podobałaś mi się od zawsze, odkąd Robert nas sobie przedstawił - wyznał cicho.
Wreszcie... już nie musiałam niczego się obawiać. Mogłam mu również wyznać to, co do niego czułam. Wcześniejsze moje podejrzenia również się spełniły. On był we mnie zakochany.
- Marco... - wyszeptałam. - Ty też mi się podobasz... i to jak.
- Nie wiem co powiedzieć... - odpowiedział. - Nie spodziewałem się takiej reakcji... tego, że mi powiesz, że ja ci się podobam.
- Ale to prawda - powiedziałam. - Ja tak samo w tobie się zakochałam, ale nie miałam odwagi ci tego powiedzieć. Bałam się, że ty tego nie odwzajemniasz i skończy się nasza przyjaźń. Tego bym nie chciała...
Marco nic nie powiedział na to, tylko mnie przytulił do siebie.
- Marco... tak się cieszę, że w końcu sobie to wyznaliśmy - powiedziałam poruszona.
- Ja jeszcze bardziej. Ulżyło mi w końcu - powiedział, głaszcząc mnie po włosach. - Dziewczyno, nie dość, że taka mądra, to jeszcze jaka piękna jesteś.
Wtedy poczułam motyle w brzuchu. Każda dziewczyna marzy o takich komplementach od chłopaka...
- Nie jestem piękna... ale jeżeli Ty tak myślisz, to jestem wniebowzięta - szepnęłam.
Czułam, że to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Zapomniałam kompletnie o tym, że jeszcze parę dni temu potrącił mnie samochód. Nic się nie liczyło. Tylko ja, on i ta chwila.
Staliśmy sami na tej zacienionej alejce w parku, nikogo nie było w pobliżu.
- Kocham Cię, Nadia - powiedział cicho blondyn i mnie pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję i się "mizialiśmy" . Nie obchodziło mnie to, że w każdej chwili ktoś może tędy przechodzić. Jego raczej też nie.
Jak mnie Marco całował, aż nogi zrobiły mi się miękkie. Gdyby on nie zebrał się na odwagę i nie wyznał swojej miłości... nie wiem, jakby to dalej było. Sama nie odważyłabym się raczej na to. Byłam mu niesłychanie wdzięczna za ten pierwszy krok. I już wiedziałam, dlaczego takie drogie kolczyki dostałam od niego na urodziny. I w ogóle, tak mi wtedy pomagał, przy organizacji mojej imprezy... też się już wyjaśniło, czemu.
- Marco, ja Cię też kocham. Dziękuję Ci, że zrobiłeś pierwszy krok - powiedziałam. - Ja nie wiem, czy na to bym się odważyła. Nie należę do najodważniejszych osób.
- I tak jesteś cudowna - powiedział. - Nieśmiałość jest urocza. Sam też nie jestem kimś bardzo przebojowym.
- Och - wzruszyłam się tym wyznaniem i cmoknęłam go w policzek.
Usiedliśmy na ławce, oparłam głowę na jego ramieniu.
- Nadia... skoro już wszystko sobie wyznaliśmy... chciałabyś być moją dziewczyną? - zapytał mnie cicho Marco. Miał rumieńce na twarzy. Ja zresztą też, czułam, że policzki mnie palą.
- Marco... to chyba oczywiste, że tak - wyszeptałam. - Powiedziałam Ci, co do ciebie czuję.
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu - powiedział uradowany i dodał ciszej. - Zerwałem właśnie z Caroline, po to, żeby o Ciebie zawalczyć. Nie pociągała mnie jak Ty. Jesteś bardziej wyjątkowa.
- Mówiłeś, że dlatego, bo nie dogadujecie się... - powiedziałam.
- To również. Ale nie rozmawiajmy już o Caro, ona jest przeszłością. Za to ty jesteś moją przyszłością - powiedział i nie dał już mi odpowiedzieć, zamknął mi usta pocałunkiem. Nie protestowałam ;-)
- Jeżeli jutro strzelę bramkę w meczu z Werderem, zadedykuję ją tobie - powiedział.
- Kochany jesteś!
- Chodźmy jeszcze się trochę przejść...
Poszliśmy, trzymając się za ręce. Byliśmy parą. Od tamtego dnia...
*
Spacerowaliśmy po dortmundzkich ulicach, szczęśliwi jak nigdy.
- Nadia, jutro widzę Cię na stadionie - powiedział Marco.
- Obowiązkowo - dodałam. - Doczekać się nie mogę...
- Skarbie, może masz ochotę na loda? Oczywiście ja stawiam. - zaproponował Marco.
- Chętnie - uśmiechnęłam się.
Szliśmy tak sobie dalej, zajadając, Marco nagle wyciągnął swoją komórkę.
- To jest dla Ciebie piosenka ode mnie - powiedział, i włączył "Thank You" zespołu Led Zeppelin. Znałam już tą piosenkę, od dawna miałam słabość do starych, rockowych zespołów. "Thank You" była prześliczną piosenką.
- If the sun refused to shine, I would still be loving you... - zanucił.
- Znam tą piosenkę, jest piękna - powiedziałam.
To było chyba najcudniejsze popołudnie w moim życiu, spędzone z NIM.
Już się trochę ściemniało, gdy jeszcze siedziałam z nim na ławce w parku, nie mogliśmy się rozstać po prostu.
- Nie wierzę, że to wszystko stało się dziś naprawdę - powiedział Marco. Przyciągnął mnie za szyję do siebie, chciał mnie pocałować. Już prawie nasze usta się dotknęły, gdy nagle usłyszeliśmy czyjeś oklaski.
Odwróciłam się zdziwiona. Stali za nami nasi kochani przyjaciele, Robert i Mario.
- Lewy, gdzie Ankę masz? - zapytałam.
- Ania w domu, ale co my tu zobaczyliśmy... - powiedział Lewy.
- Wreszcie doczekaliśmy się tych waszych czułości - powiedział Mario. - Wiedziałem, że Nadia Ci się podoba.
- Bo to prawda - powiedział Marco. - A co wy tu robicie o tej porze?
- Na dobranockę się spóźnicie - powiedziałam.
- Czyli... jesteście parą? - zapytał Lewy.
- Tak - powiedzieliśmy oboje z Marco zgodnie.
- Gratulacje - powiedział Mario i poklepał kumpla po plecach. - Szczęścia wam życzę!
- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Ale chyba nas nie śledziliście?
- Nie, możemy przysiąc. - zdziwił się Lewy.
- To teraz będę jedynym singlem w naszej paczce - westchnął Mario. - Cóż...
- Nie przejmuj się - Marco wstał i przytulił kumpla. - O tobie nikt nie zapomni.
- Dzięki Marco - rozpromienił się Mario.
Chłopaki za moment zostawili nas samych, przypomnieli mi też na odchodne, że mam być jutro na stadionie.
- Marco, odprowadzisz mnie do domu? - zapytałam.
- Chodź do mnie... i tak w weekendy do pracy nie masz... - zaproponował.
Zawahałam się. Ale szybko się zgodziłam. Nie miałam w sumie nic do stracenia.
Gdy przyszliśmy na miejsce, postanowiliśmy zrobić we dwoje kolację.
*
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, jedząc i popijając wino. Prawie ciągle na siebie zerkaliśmy.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał Marco, kładąc swoją dłoń na mojej. Zarumieniłam się, o zgrozo.
- A nie wiem... za dużo szczęścia jak na jeden dzień - stwierdziłam.
- Dla mnie tak samo... jeszcze jak jutro z Werderem wygramy, to już w ogóle będzie raj na ziemi - powiedział mój luby.
- Wygracie - uspokoiłam go.
Potem pomogłam dla Marco trochę posprzątać kuchnię. W końcu poczułam się senna, tego dnia wstałam wcześniej niż zwykle.
- Jesteś śpiąca? - zapytał mnie z czułością blondyn. - Ja też, chodź się położyć. Niestety, moja dodatkowa kołdra jest w pralni, bo sok na nią przypadkowo wylałem. Ale przecież możemy spać razem - powiedział.
Poczułam mocniejsze uderzenie serca. Niedawno był tylko moim przyjacielem, a teraz mieliśmy spać we dwójkę. Dziwnie się z tym czułam... ale Marco pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do swojej sypialni.
Była bardzo przestronna. Z okien były wspaniałe widoki. Marco gdzieś na chwilę wyszedł, ja się położyłam na łóżku i analizowałam, co dziś się wydarzyło.
Gdy tak wpadłam w zamyślenie, nagle poczułam, że Marco mnie do siebie przyciąga.
- Chodź do mnie... - wyszeptał. - Pragnę cię...
W jego oczach widziałam błyski. Wtuliłam się w niego, on nas nakrył... i w końcu, szczęśliwa jak nigdy, zasnęłam. W ramionach mojego ukochanego.
// full romantic. ;D
Przyznam że nie czytałam od początku, ale kiedy przeczytałam ten rozdział bardzo mi się spodobało i postaram się przeczytać je w całości :D Naprawdę masz talent! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :)
UsuńTwoje opowiadanie również wpadło mi w oko, mimo że także nie czytałam od początku :>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOMG ! *______* Chcę być na miejscu Nadii <33333 Kocham,Kocham , Kocham !! <3333 Czekam na następny ! :)
OdpowiedzUsuńOjej dziękuję <3 ;*
UsuńPostaram się jak najszybciej :D
Dziękować ;)
OdpowiedzUsuń