- Czujesz? Ono bije dla Ciebie, skarbie - wyszeptał Marco, który właśnie się obudził.
- Czuję... A dla BVB nie bije?
- Też... ale dla Ciebie przede wszystkim.
- Ale z Ciebie romantyczny facet - stwierdziłam.
- Wszystko dla Ciebie - odpowiedział mi tym czułym tonem, który tak bardzo u niego uwielbiałam...
- Co byś chciał na śniadanie? - zapytałam. - Tosty, albo może naleśniki...
- NALEŚNIKI?! - zawołał. - Dawaj!
- Nie... czekolady nie mam do posmarowania, ani dżemu. - przypomniało mi się. - Chyba że kopnę się do sklepu i kupię.
- Nie! Ja pójdę - powiedział.
- Jak chcesz - uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
Marco ubrał się i poszedł, a ja poszłam do kuchni. Postanowiłam włączyć sobie muzykę. Smażyłam przy tym sobie naleśniki, podrygując w rytm Beatlesów, których uwielbiałam słuchać.
- She loves you, yeah, yeah, yeah... - nuciłam sobie.
Nagle usłyszałam walenie do drzwi. To Marco wrócił? Niestety.
Przed drzwiami stała sąsiadka, z którą już wcześniej miewałam drobne spory.
Przed drzwiami stała sąsiadka, z którą już wcześniej miewałam drobne spory.
- Czy pani postradała zmysły, tak głośno puszczać muzykę? Nie mieszka pani sama w tym bloku! - zaczęła się awanturować.
- Nie jest aż tak głośno, bez przesady... - odparłam.
- Właśnie że jest! W ogóle pani niech ciszej chodzi, bo u mnie na dole słychać te pani słoniowe stąpanie - zaczęła mi ubliżać.
- Ale niech mnie pani nie obraża! - wkurzyłam się. - Nie chodzę głośno. Już pani się czepiała mnie o to!
- Ja wiem swoje! - odparła. - Niech pani idzie ściszyć tę muzykę, bo po policję zadzwonię! Wcale nie żartuję!
- Już idę, idę... a co to za smród? - zaczęłam węszyć. Wyczułam dym z mojego mieszkania. Pobiegłam pędem do kuchni, a tam patelnia się dymi. Ostatni naleśnik się właśnie smażył i cały się zwęglił. Przez kłótliwą sąsiadkę mało co się pożar nie zrobił.
- Uczepiła się muzyki wcale nie tak głośnej, a jakby blok się spalił to dopiero by mogła mieć pretensje - pomyślałam. Przyciszyłam jednak muzykę, bo nie chciałam kolejnej awantury. Widać po tej kobiecie, że jest bardzo czepialska. Nie zazdroszczę jej dzieciom.
Wkrótce wrócił Marco.
- Nadia, a co tu tak śmierdzi? Przypaliła się patelnia?
- Tak... bo ta sąsiadka z dołu przyszła i zrobiła aferę o według niej za głośną muzykę. I znowu wyjechała z tym, że za głośno chodzę.
- To ta, co wtedy nas przyłapała na pocałunku na klatce? Co za typiara... - Marco pokręcił głową.
- Ciekawe, co reszta sąsiadów o niej myśli. - westchnęłam.
- Nie przejmuj się - Marco mnie objął. - Zjedzmy sobie spokojnie śniadanie, a potem idźmy na spacer. Nie trap się z powodu jakiejś starej baby która już nie wie co ma ze sobą zrobić.
- Bardzo mi się podoba ten pomysł - powiedziałam.
Zjedliśmy naleśniki, oprócz tego przypalonego. Zapijaliśmy to colą, której też nie miałam w domu. Marco wie, do czego mam słabość!
*
Poszliśmy sobie na spacer do pobliskiego parku. Uwielbiałam to miejsce, zwłaszcza zacienioną alejkę. Będę miała teraz do niej wielki sentyment - w końcu to tam zostaliśmy parą. Myślę, że Marco tak samo uważa.
Spacerowaliśmy tak sobie, była śliczna pogoda, wiał lekki wiaterek, ale miałam nieodparte wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Nie widziałam nikogo, ale miałam takie przeczucie, że ktoś nas śledzi. Nie miałam pojęcia, dlaczego.
Usiedliśmy na ławce, wokół której nikt się nie kręcił. Usiadłam mojemu lubemu na kolanach i zaczęliśmy się obejmować (i całować). Myślałam już, że ta niedziela będzie cudownym dniem. Niestety, jednak moje przeczucie się spełniło i pewna znajoma osoba wyskoczyła zza drzew. Znajomą tą była eks Marco, Caro.
- Aha! Jednak jesteście parą! Dlatego ze mną zerwałeś! - Caro od razu naskoczyła na mojego ukochanego.
- O co ci chodzi, kobieto? Śledziłaś nas, czy co? - wkurzył się od razu Marco. - Wyjaśniłem ci już czemu zerwaliśmy. A z kim teraz jestem to tylko moja sprawa.
- Rzuciłeś mnie dla jakiejś beztroskiej nastolatki która nie wie co to życie - Caro była wyraźnie wzburzona. Już jakiś czas minął od ich zerwania, ale chyba dalej nie mogła sobie z tym poradzić. - Marco, wiesz, że ja bardziej do ciebie pasuję... zawsze byliśmy tacy zgrani...
- Teraz jestem z Nadią, ją kocham i z nią chcę być - wyraźnie powiedział Marco. Przytuliłam się do niego mocniej.
- Obiecałeś mi kiedyś... - zaczęła już łamiącym się głosem. Widziałam, że to było na pokaz. Chciała wziąć Marco na litość.
- Nieważne! Z nami koniec, rozumiesz? - powiedział jej dobitnie Marco. - Daj już sobie spokój. Myślałem, że ta sprawa dawno jest rozwiązana.
- Nie! Nie jest - wrzasnęła Caro. - A ty Nadia się tak nie ciesz, bo twoje szczęście nie potrwa długo. Już ja się o to postaram!
- Grozisz jej? - zapytał Marco. - Nie radzę ci, Caro.
- Marco, ty jej bronisz... - zaczęła szlochać Caro. - Proszę cię...
- Daruj sobie te pokazy! Nadia, spadamy - powiedział Marco i poszliśmy szybko.
Zdenerwowałam się. Myślałam, że taki miły dzień we dwoje spędzimy.
- Caro musiała nas wcześniej wypatrzyć i śledztwo zaczęła... - powiedziałam cicho.
- Nieważne. Nie daj się jej zastraszyć. Wiesz, że z Tobą jestem... - Marco wziął mnie za rękę.
- Ale ona mi groziła - powiedziałam. - I co?
- Wątpię, żeby to była prawda. Pewnie chciała się wyżyć - stwierdził. - Chodź na ciastko, bo widzę, że posmutniałaś. No już, uśmiechnij się...
Spełniłam prośbę Marco. Postarałam się nie przejmować dzisiejszymi kłótniami najpierw z sąsiadką, potem z Caro.
Siedzieliśmy w cukierni i jedliśmy pączki, gdy zobaczyłam przez szybę przechodzącą Caro. Też mnie spostrzegła, ale nie weszła do środka. Spojrzała tylko na mnie nienawistnym spojrzeniem i... pokazała mi środkowy palec. Wariactwo! Czy tak się zachowuje dorosła kobieta? Kultury trochę powinna mieć i honoru.
Nic jednak nie powiedziałam dla Marco.
*
Potem to już można powiedzieć, że się kompletnie wyluzowałam. Śmialiśmy się z Marco i rozmawialiśmy w najlepsze. Mój luby nie patrzył w ogóle na chodnik.
- Marco, uważaj! - krzyknęłam.
- Co?! - Marco gwałtownie się zatrzymał i spojrzał na chodnik z obrzydzeniem. Jeszcze krok i w wymiociny by wdepnął.
- Marco, gdzie ty patrzysz - zaczęłam się śmiać. - Jeszcze krok i...
- Na ciebie - stwierdził.
- Marco jaka ciota - usłyszeliśmy głos. Głos najlepszego przyjaciela Marco, czyli Mario. Zauważyliśmy, że siedzi na przystanku na drugiej stronie ulicy. Towarzyszył mu kolega Moritz Leitner. Widzieli całą sytuację i z rozbawieniem się przyglądali.
- A wy robić co nie macie, tylko po przystankach się szlajać?! - odkrzyknął Marco.
Na to Mario i Moritz wybuchnęli śmiechem.
- Nie spinaj się, bracie! Chodźcie - zawołał Mario.
Postanowiliśmy pójść do nich. Ale się działo tego dnia.
- Cześć wam! - rzuciłam. - Co tam?
- Jest fajnie - powiedział Moritz. - Wygraliśmy wczoraj mecz...
- Mistrzowie - stwierdziłam.
- Marco mnie prawie udusił... - dodał Mario. - Jego radość bezcenna.
- Udusić to mogę cię zaraz - powiedział Marco i objął mocno Mario.
- Nadia, ratuj - jęknął Mario.
- Ale wy się kochacie - zaczął śmiać się Moritz.
- Ach, zakochani... - westchnęłam żartobliwie.
Nie ma to jak wygłupy Mario i Marco. Aż miło popatrzeć.
*
Marco odprowadził mnie do domu. Trzeba przyznać, że całkiem miły dzień. Pomijając spory z sąsiadką i Caro. Z Marco każdy ma dobry humor. ;)
- Nadia, skarbie... - odezwał się. - Odezwij się jutro!
- Oczywiście - odparłam. - Pa! Kocham cię bardzo...
- Ja cię też... ale bez buziaka nigdzie nie idziesz! - powiedział, objął mnie i obdarzył mnie czułym pocałunkiem.
Cały Marco. Takiego chłopaka każda dziewczyna by chciała mieć. Caro go nie doceniła i straciła. Niech teraz żałuje.
Poszłam do domu, w dobrym nastroju. Włączyłam sobie znowu muzykę, ale tym razem przez słuchawki. Żeby znowu sąsiadeczka nie popsuła mi nastroju. ;>
Ahhh , romantyczny Marco , wyluzowany Mario i Mo - To lubię <33
OdpowiedzUsuńWspaniałe !
Boski ten rozdział ;D Jakiż ten Marco jest romantyczny :* Już nie mogę się doczekać kolejnego! :D
OdpowiedzUsuńsuper :*
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog *_*
OdpowiedzUsuńPiszesz ciekawie i wciągająco :)
zapraszam do mnie
http://enchanted-world-silent-thoughts.blogspot.com/
jaki romantyk z Marco <3
OdpowiedzUsuńświetne ;)
Dziękuję Wam bardzo :*
OdpowiedzUsuń