niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 26

Siedziałam na tylnym siedzeniu, wycieńczona i osłabiona. Marco siedział obok mnie, Robert prowadził a Mario zajmował miejsce obok niego. Wracałam wreszcie do domu. Przejrzałam się w lusterku. To, co zobaczyłam, przeraziło mnie.
- O kurwa - wymsknęło mi się. - Jak ja wyglądam... 
Wyglądałam masakrycznie. Cała blada byłam, włosy przetłuszczone, oczy podkrążone... 
- Co się wyglądem przejmujesz, ważne, że jesteś z nami - Mario odwrócił się do mnie. -  Prawda, chłopaki? 
- Dobrze gada, polać mu - Marco pokiwał głową i wziął mnie za rękę. - A tak się bałem, że już Cię nigdy nie zobaczę... 
- Ja również - powiedziałam ze smutkiem. - Caro mi groziła, że nigdy już cię nie spotkam, żebym przygotowała się na najgorsze... 
- Zapomnij o Caro - uciął Marco. - Nie rozmawiajmy już o niej. 
Robert zaparkował przed naszym uroczym domem. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie napełnię żołądek i się położę na wygodnej kanapie. 
- A wy co, nie wpadniecie? - zapytał Marco. 
- Nacieszcie się sobą - odparł Mario. 
- Dokładnie - dodał Robert. - Jutro po treningu może jakiś meeting? 
- Niech będzie i tak - powiedział Marco. - To do zobaczenia! 
Pożegnaliśmy się i weszliśmy do domu. Aż miałam ochotę pocałować próg. Od razu podbiegłam do lodówki, ale z oburzeniem przekonałam się, że była pusta! 
- Marco! - zawołałam wściekła. - Czemu lodówka jest pusta? Z głodu umieram... 
- Przepraszam cię skarbie najmocniej, ale jak Ciebie nie było, to apetytu w ogóle nie miałem - powiedział przepraszającym tonem. - Tu w szafce są jakieś chrupki, a ja mogę w międzyczasie iść po jakieś zakupy. 
- Miło by było - powiedziałam. Jak byłam głodna, zawsze byłam bardzo rozdrażniona. 
Mój ukochany szybko założył buty i wyszedł, a ja wzięłam chrupki i rozłożyłam się na kanapie. Nawet się nie zorientowałam, jak całą paczkę zjadłam. 
Postanowiłam wyjść do ogrodu zapalić. Kolejny szok. Miałam prawie całą paczkę, a teraz ledwie połowa została. Syknęłam tylko i wyszłam. 
Gdy puszczałam sobie dymek, wrócił mój luby. Nie od razu przyszedł zwrócić mi uwagę, najpierw poszedł na górę i przez 10 minut coś tam robił. W końcu przyszedł do mnie. 
- Nadia, a ty znowu... - powiedział. - Jak mam ciebie potem całować...
- Lepiej się przyznaj, że mi pół paczki wypaliłeś - odparłam. 
- Tak, przyznaję się, ale mogę ci nawet kilka paczek odkupić - powiedział skruszony. - Zapaliłem, bo byłem bardzo zestresowany twoją nieobecnością. 
- Ale ty nie możesz palić! Jesteś piłkarzem - syknęłam. - Nie możesz się uzależnić... 
- Kochanie, nie kłóćmy się, nie teraz - powiedział Marco. - Chcę tego wieczoru nacieszyć się tobą jak tylko się da... Kończ tą fajkę i chodź do domu... 
Zaciągnęłam się jeszcze parę razy i weszłam z Marco do domu. Nie mogłam się na niego gniewać za takie głupstwa. Kochałam go bezgranicznie. 
- To co dziś na kolację? - zapytałam. 
- Sam ją dziś przygotuję, jestem pewien że ci posmakuje - powiedział. - A ty odpoczywaj... 
- Okej - odparłam i poszłam się ogarniać do łazienki. Zrobiłam sobie gorącą, lawendową kąpiel dla relaksu, jakiego potrzebowałam. 
Wysuszyłam szybko włosy, narzuciłam szlafrok i zmierzałam do sypialni po jakieś ubrania. Byłam już na schodach, gdy usłyszałam Marco.
- Nadia! 
- Tak? 
- Możesz na chwilę tu przyjść? 
Poszłam do kuchni, jak mnie Marco prosił. 
- Nie idź teraz do sypialni, ok? - poprosił. 
- Czyżby niespodzianka? 
- Możliwe, możliwe - uśmiechnął się tajemniczo. 
- Ale ja jakieś ubrania muszę sobie wziąć - powiedziałam. 
- To ja ci mogę przynieść, jakie chcesz? 
- To przynieś mi dżinsy, białą koszulkę z sercem i bieliznę - odparłam. 
Marco spełnił moją prośbę. Ubrałam się, i poszłam pooglądać TV. Oglądałam właśnie magazyn ligi angielskiej, gdy Marco mnie zawołał. Poszłam, i zastałam ładnie nakryty stół ze świecami i kolacją. 
- Wow, Marco... postarałeś się i to nieźle - stwierdziłam. 
- Dla ciebie kochanie - powiedział i mnie od razu pocałował w usta. - Mój skarb zasługuje na pyszną kolację! 
Mój boski blondyn przygotował na kolację spaghetti z krewetkami (wiedział, że je uwielbiam!), sałatkę grecką i truskawki w czekoladzie... do tego butelka dobrego szampana. Byłam zachwycona postawą mojego ukochanego. 
Okazało się, że z Marco jest niezły kuchcik. Spaghetti było świetne, sałatka również. Potem popijaliśmy szampana, aż do dna, i karmiliśmy się wzajemnie truskawkami w czekoladzie. Wreszcie poczułam się szczęśliwa, pierwszy raz, odkąd mnie chłopaki uwolnili od tej psychopatki. 
Zaczęło mi kręcić się w głowie od tego szampana. 
- Jak się skarbie czujesz? - Marco położył swoją dłoń na mojej. 
- A dzięki, jest super... bo jestem z Tobą - powiedziałam rozmarzonym głosem. - Tylko trochę w bańce mi się kręci... 
- Chodźmy do sypialni - powiedział mój ukochany i pociągnął mnie za rękę. 
Nasze łóżko było posypane płatkami róż. Podłoga również. Paliły się także dwa waniliowe kadzidełka. Byłam po prostu zachwycona. Marco znowu mnie zaskoczył, oczywiście jak najbardziej pozytywnie. 
- Marco, jesteś po prostu kochany - powiedziałam i przytuliłam się do niego. - Jesteś najcudowniejszym chłopakiem na świecie... 
- Tylko mi nie dziękuj - powiedział cicho. - Nacieszmy się teraz sobą, ile się tylko da... tak pusto było bez Ciebie w tym domu... 
Mój luby zapalił dyskretną lampkę i pchnął mnie delikatnie na łóżko. Widać było gwiazdy i księżyc za oknem oświetlające Dortmund. Nie mogło być piękniej! 
Już nie wiedziałam, czy to od szampana, czy od niezmiernej czułości mojej love dostawałam takich zawrotów głowy. Raczej i od tego, i od tego... 
Od tego przytulania się i całowania poczułam motylki w brzuchu. Czułam, że zostały wynagrodzone wszystkie moje niedawne przykrości. Marco wiedział, jak uwielbiam być traktowana! Gdy tylko we dwójkę zostawaliśmy... po prostu raj na ziemi. 
- Nadia, skarbie... nie pragniesz może tego samego co ja? - wyszeptał Marco. 
Spojrzał mi głęboko w oczy. Tak, czułam, że pragnę. 
- Tak - odpowiedziałam. 
Zaczęliśmy się wzajemnie rozbierać, poczułam jeszcze większe motylki w brzuchu. Mój blondyn cały czas mnie subtelnie trzymał i patrzył mi w oczy... 
Po wszystkim, wtuliłam się w niego, szykując się do snu. Nogi mi jeszcze całe drżały.  Pierwszy raz od piątku zasypiałam w jego ramionach, w wygodnym łóżku. Jakie to było wspaniałe uczucie... zaczynałam także powoli wierzyć, że już będzie wszystko lepiej się układało. 


// no i jak Wam się podoba? przepraszam, że taki krótki :) 
poprzednie rozdziały były smutne, a ten może aż za bardzo słodki, zresztą, same oceńcie :D 
oglądałyście dziś mecz? tylko 1:1, no ale cóż, dobre i to :) 
myślę, że oszczędzali się na środowe spotkanie z Bayernem :D 
swoją drogą, dziękuję za wszystkie komentarze, cieszę się, że czytacie moje opowiadanie :) 
i bardzo proszę wszystkich czytających ten rozdział o pozostawienie śladu po sobie :D 
Pozdrawiam :* 

12 komentarzy:

  1. kocham <33 mecz... no taki sobie ;) ale źle też nie było :D mam nadzieję, że 27 będzie już niedługo! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział jak zawsze :D Już nie mogę się doczekać kolejnego ;) Dodaj go jak najszybciej ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu uwielbiam tego bloga <3
    Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodki.. jak czekolada.. <3
    Uwielbiam, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaj super! Zapraszam do sb dogwizdka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny ;D Jak zawsze u mnie nowy
    http://two-love-one-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział... Cudeńko :D Nareszcie są razem :))) Zapraszam do mnie :D Dziś poniedziałek więc u mnie nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  8. fajne, zapraszam do mnie ;)
    http://dortmund-nachrichten.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany! Wspaniała historia! Jestem pod wrażeniem ;) Świetnie napisane. To dobrze, że męki Nadii się skończyły.
    Czekam na następny :)

    Zapraszam do mnie na opowiadanie o Reusie :) www.football-is-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. I Love this story ♥♥♥
    zapraszam do mnie http://krejzolka-blog-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń