Marco, zgodnie z obietnicą, po treningu miał przyjechać do mnie, żeby mi pomóc z przeprowadzką. W sumie nie było aż tak strasznie dużo wszystkiego do pakowania.
Dziś nie odwiedziłam go na treningu, pakowałam wszystko do kartonów i czekałam na niego.
Miałam też nadzieję, że wszystko już się ułoży, że nie spotkam więcej na swojej drodze Caro i jej znajomków. Dalej miałam siniaki po ostatnim starciu. Tragedia.
Zauważyłam, że mój luby właśnie zaparkował swój samochód pod moim blokiem. Wyszłam mu na spotkanie, na klatkę schodową.
- Cześć kochanie - powiedział Marco i pocałował mnie. - To jak, wszystko spakowane?
- Tak - powiedziałam. - Chodź, pomożesz mi poznosić wszystko na dół.
- Po to tu jestem - uśmiechnął się mój blondyn. Ten jego uśmiech zawsze powalał mnie na kolana.
Marco miał duży samochód, wielki bagażnik. Jakoś się wszystko pomieściło. Mieszkanie miałam zamiar sprzedać, zdobyć parę euro.
Ruszyliśmy w końcu. Szybko dotarliśmy do jego domu, zaczęliśmy rozpakowywać moje rzeczy. Dwie godziny nam to zajęło. Gdy skończyliśmy, usiedliśmy zadowoleni na kanapie i jedliśmy ciasto, które mu dziś rano przyniosła matka. Pycha!
- To teraz będziesz panią domu - powiedział szczęśliwy Marco. - Bardzo się cieszę, że ze mną zamieszkałaś...
- Ja bardziej - powiedziałam. - Tylko martwi mnie jedna sprawa...
- Co takiego? - Marco objął mnie ramieniem. - Czuj się tutaj bezpiecznie.
- Wiesz... boję się, żeby Caro znowu czegoś nie odwaliła - powiedziałam drżącym głosem. - Widzisz, do czego jest zdolna. - powiedziałam, pokazując mu jeszcze raz siniaki.
- Nie bój się - powiedział zdecydowanym głosem. - Trzeba zgłosić to na policję.
- O nie - powiedziałam - wtedy zniszczy mi życie. Będę musiała do Polski wracać. Poza tym, nikt tego nie widział. Nie będzie świadków.
- Nie możesz dać się zastraszyć - powiedział Marco. - Mogę iść z tobą...
*
Po namowach w końcu poszliśmy razem na komisariat. Zgłosiłam napad, pokazałam siniaki, opowiedziałam wszystko ze szczegółami. Ciężko było, ale na szczęście Marco był ze mną.
Gdy wracaliśmy, przyszedł mi do głowy niezły pomysł. Postanowiłam iść... do wróżki. Chciałabym zobaczyć, co jest mi pisane w kartach. Nie podzieliłam się jednak tym pomysłem z Marco.
Nawet wiedziałam, gdzie salon ma jedna wróżka. Ciekawe, czy jeszcze dzisiaj zdążyłabym ją odwiedzić.
- A ty co taka zamyślona? - Marco mnie szturchnął.
Akurat przechodziliśmy obok domu Moritza. Zobaczyliśmy ich w ogrodzie. Moritz i Mario kopali sobie piłkę, śmiali się głośno i rozmawiali. Też nas zobaczyli.
- Ej, cioty - krzyknął Mario. - Dawajcie do nas!
- Idziemy, Nadia? - zapytał Marco.
- To chodźmy - zgodziłam się.
Weszliśmy przez ogrodzenie, Marco pomógł mi przejść.
- No cześć - powiedział Marco i zaczął szczypać Mario w policzki.
- Marco, weź się leczyć zacznij - powiedział Mario.
- I kto to mówi - zaśmiał się Moritz.
- Nie pozwalaj sobie - wykrzywił się Mario. - Nadia, prawda, że on się śmieje jak pijak?
- Nadia, nie słuchaj go, on dziś leków zapomniał wziąć. - zaczął śmiać się Moritz.
- A my dwie godziny tu kopiemy piłkę i ciągle się śmiejesz jak pomylony - odgryzł się Mario.
- Z ciebie, lamo - stwierdził Moritz.
- A ty swoją twarz to widziałeś kiedyś? Chyba w denku od wina! - odgryzł się Mario.
Nic im nie odpowiadałam, tylko się śmiałam. Wiedziałam, że tylko żartują, a naprawdę się wręcz uwielbiają.
Podczas gdy Mario i Moritz dyskutowali, Marco wyciągnął mi dezodorant z torebki i zakradł się za Mario. Napryskał mu tym dezodorantem prawie w krocze. Mario aż podskoczył.
- Marco, rumunie, ogarnij się! Nadia, powiedz mu coś...
- Coś - powiedziałam ze śmiechem do Marco. Ten tylko pokręcił głową.
- Haha dobre, Marco - Moritz klepnął go po ramieniu.
- Dobra, ciule, może pokopiemy trochę? - zaproponował Mario.
Chłopaki z chęcią na to przystali. Nieźle się bawili we trójkę, o mnie zapomnieli. Postanowiłam więc wykorzystać czas i udać się do wróżki. Wyskoczyłam przez ogrodzenie.
- Nadia, a Ty gdzie pędzisz? - krzyknął Mario.
- Jest sprawa - odkrzyknęłam. - Marco, w domu się zobaczymy!
Miałam nadzieję, że jeszcze jest czynne. Miałam szczęście.
Wróżka, do której poszłam, miała swój salonik wróżbiarski u siebie w domu. Był to duży budynek, jedna część należała do wróżki a druga, zdaje się, do jakiejś bogatej rodziny. Przed budynkiem stał szyld reklamujący usługi wróżbiarskie.
Zapukałam. Otworzyła mi starsza kobieta ubrana w złoto-różową sukienkę.
- Dzień dobry... - zaczęłam.
- Witam! Zapewne przyszłaś, poznać swoją przyszłość z kart? Zapraszam - powiedziała wróżka. Jej głos brzmiał jednak nieco chłodno. Nie zraziłam się tym jednak.
Było już nieco późno, zaczynało się robić szaro. Wtorkowy, chłodny wieczór.
Zasiadłam przy stole nakrytym pluszem. Wróżka naprzeciwko mnie.
- Podaj mi swoją dłoń, zobaczymy twoje linie - powiedziała. Podałam jej rękę. Wróżka chwilę na nią popatrzyła, i nagle ją odrzuciła z przerażonym spojrzeniem. Zaniepokoiłam się. O co jej chodziło?!
- O co chodzi? - zapytałam.
- Jesteś pewna, że chcesz znać swoją przyszłość? - zapytała.
- Tak - odparłam. - Po to przyszłam...
- Żebyś tylko nie żałowała - ostrzegła. - Możesz jeszcze wyjść.
- Nie - odparłam.
Nigdy nie byłam maniaczką wróżb, a przyszłam dzisiaj, bo wpadł mi do głowy taki spontaniczny pomysł, żeby zobaczyć, co rzekomo mnie czeka. Więc już skoro przyszłam, chciałam zobaczyć. Choć z drugiej strony, nieco mnie zaniepokoiły słowa wróżki.
Wróżka, z chłodnym spojrzeniem, zaczęła układać karty i przepowiadać, co rzekomo mnie czeka.
- Smutna, nawet bardzo smutna przyszłość - powiedziała. - Twój partner cię zostawi. Spójrz na tę kartę.
Karta przedstawiała to, o czym przed chwilą powiedziała wróżka. Nie chciało mi się w to absolutnie wierzyć. Jednak poczułam lekki niepokój.
- To jeszcze nie wszystko - powiedziała wróżka i odsłoniła kolejną kartę. Przedstawiała... ludzika z kosą. Oznaczało to jedno - śmierć.
- Śmierć... w opuszczeniu przez wszystkich - wyszeptała wróżka. - Oto twoja przyszłość. Wszystko było zapisane w twojej linii życia i kartach.
Nie mogłam dłużej jej słuchać. Jakbym wiedziała, że takich rzeczy mi naopowiada, bym się wcale nie wybierała. Wybiegłam stamtąd.
Czekała mnie śmierć w samotności?! Nie, nie mogłam w to uwierzyć. Zachciało mi się wróżb... to nie był najlepszy pomysł. Dreszcze mi przebiegały po plecach.
Ale jeśli... to Caro ze swoimi znajomkami zamierzała mnie tak załatwić?! I właśnie to na myśli miała wróżbiarka?!
Stałam przez 5 minut w tym samym miejscu, nie mogąc się ruszyć. Było już jednak późno, musiałam iść do domu. Marco na pewno już tam był.
Zaszłam jeszcze do sklepu, po kilka rzeczy na kolację. Musiałam stać przez 10 min w kolejce. Gdy już dochodziłam do domu, zauważyłam 5 nieodebranych połączeń od Marco. No tak, wyciszony telefon miałam, i po wyjściu od wróżki zapomniałam ustawić głos. Co za gapa ze mnie. I jaka już godzina była!
W końcu dotarłam do domu, Marco chodził w kółko po salonie. Wyglądał na mocno zdenerwowanego.
- Nadia! Gdzieś ty się podziewała?! I czemu telefonu nie odbierasz?! - zaczął krzyczeć.
- Marco, przepraszam, ale wyciszony telefon miałam - powiedziałam.
- Na litość boską, po co wyciszałaś?! Nawet nie wiedziałem, gdzie dokładnie jesteś, mogło Ci się coś stać... - krzyczał mój blondyn, wymachując rękami. - Co za nieodpowiedzialność!
Mama kiedyś mądrze mi doradziła, w razie awantury z kimś, poczekać, aż atak szału minie, nie podnosić samemu głosu i denerwować się niepotrzebnie. Teraz też tak postanowiłam zrobić, i oddaliłam się do pokoju.
Położyłam się na łóżku. Mimowolnie łzy zaczęły mi płynąć. Nie tylko dlatego, że Marco tak na mnie naskoczył wściekle, ale i z powodu tej przepowiedni rzekomych nieszczęść. Czyżby zaczynały się spełniać? Nie chciałam w to wierzyć... chciałam zapomnieć o nich. Ciekawe, co inni, którzy byli u tej wróżki, o niej myślą.
Leżałam tak z 10 minut, ze łzami w oczach, aż przyszedł Marco. Ukucnął przy mnie i zaczął mnie głaskać po włosach.
- No już dobrze, skarbie - odezwał się czułym głosem. - Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem, ale wiesz, że cię kocham i się martwię o ciebie... bałem się, że ktoś znów cię skrzywdzi.
Podniosłam tylko głowę z poduszki, patrząc mu w oczy. Już nie wyrażały zdenerwowania, tylko patrzył już na mnie z tą czułością, co zawsze. To był ten Marco, w którym się zakochałam po uszy.
- Jakby ktoś cię skrzywdził, nie darowałbym sobie tego - powiedział mój ukochany. - Kocham cię, wiesz? Już nie płacz, chodź tu do mnie...
Wstałam, mój luby wziął mnie w ramiona. Tak bardzo go kochałam.
*
Zrobiłam tosty i sałatkę z makaronem na kolację. Marco mi pomagał, zwłaszcza w zmywaniu naczyń. Po kolacji popijaliśmy herbatę, tuląc się do siebie.
- Nadia, kochanie, powiesz mi, gdzie tak długo byłaś? - zapytał Marco.
Musiałam mu powiedzieć. Miał prawo wiedzieć.
- Dziś miałam taki pomysł, żeby iść do wróżki i zobaczyć co rzekomo mnie czeka... i jak zaczęliście dziś grać z chłopakami, postanowiłam, że nie będę wam wadzić i poszłam - wyznałam.
- Nie przeszkadzałaś - Marco wytrzeszczył oczy. - Do wróżki? Wierzysz w takie rzeczy? Co ci do głowy strzeliło...
- W zasadzie nie, ale dziś coś mnie tknęło... - powiedziałam. - I żałuję - wyszeptałam.
- Co ci powiedziała? - zapytał Marco z niepokojem.
- Według wróżki, zostawisz mnie... i umrę opuszczona przez wszystkich - powiedziałam smutno. - Ponoć to wszystko jest w mojej linii życia na dłoni.
- Co to za idiotka z tej wróżki... - powiedział Marco i pokręcił głową. - Nie możesz jej wierzyć! Przecież to totalne bzdury... chyba nie wierzysz, że Cię zostawię?!
- Nie - odparłam i się roześmiałam. Co do tego, to wierzyłam, że Marco mnie nie zostawi. W tej chwili to wiedziałam, czułam to.
- Żyć też długo będziesz, masz w sobie tyle powera - powiedział mój ukochany i mnie przyciągnął do siebie. - Nie wierz jakiejś cygance. I następnym razem, odbieraj telefon... myślałem, że na zawał padnę. Bałem się, że Caro znowu się zaczai na Ciebie ze swoimi wspólnikami.
Jak Marco to powiedział, to ciarki mnie przebiegły po plecach. Mogło faktycznie tak być!
- Marco, chodźmy się wykąpać i spać - powiedziałam. - Zakończmy już ten dzień...
- Jestem za - powiedział mój blondyn.
W końcu wykąpani położyliśmy się do naszego "małżeńskiego" łóżka. Szybko usnęłam, w jego ramionach...
Super rozdział
OdpowiedzUsuńTo jest świetne ;d
OdpowiedzUsuńŚwietne jak zawsze! :D Kocham to opowiadanie! :) Już nie mogę się doczekać kolejnego *.*
OdpowiedzUsuńSuper !! Czekam na kolejny rozdział <33
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://pilkanoznamoimsposobemzycia.blogspot.com
http://lostmysoulindortmund.blogspot.com/
Cudny :D :** Czekam z niecierpliwością na kolejny :D
OdpowiedzUsuńUsnąć w ramionach Reusa ... :D marzenie ;)
OdpowiedzUsuńświetne :)