Było jeszcze wcześnie. Ja jednak nie odczuwałam zmęczenia. Nagle wszedł Marco do pokoju, niosąc dwie filiżanki.
- O, mój skarb już nie śpi! Wyspałaś się?
- Pewnie. Mówiłam, że masz wygodne łóżko - zaśmiałam się.
- Widzisz... - pokiwał głową Marco i podał mi filiżankę. - Twoja ulubiona kawa.
Było to, jak się okazało, cappuccino orzechowe. W dodatku z bitą śmietaną na wierzchu. Marco wiedział, co lubię!
Wypiliśmy sobie powoli kawę, i chciałam iść się ubrać. Ale Marco mnie powstrzymał.
- Jeszcze mamy czas - powiedział cicho. - Poleżmy jeszcze razem, chcę się tobą nacieszyć przed treningiem...
Przystałam na to. Zdałam sobie sprawę, że w objęciach mojego eks nie czułam tego samego, co w objęciach Marco.
W końcu ubraliśmy się i poszliśmy coś zjeść na dół. Obiecałam Marco, że postaram się wpaść na ich trening. Albo przynajmniej zadzwonić.
Wyszliśmy oboje z domu, była ładna dosyć pogoda. Musieliśmy się w końcu na trochę rozstać.
- To do zobaczenia kochanie... chodź no tu do mnie - Marco przyciągnął mnie za ręce i pocałował.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam z uśmiechem. - Miłego treningu!
*
Szłam zadowolona do pracy, myśląc o wczorajszym dniu. Czułam, że już wszystko będzie dobrze. Nagle rozwiązało mi się sznurowadło od trampka. Pochyliłam się, żeby je zawiązać. Nagle usłyszałam czyjeś szybkie kroki za mną. Nie zdążyłam nic zrobić, poczułam, że ktoś mnie złapał od tyłu i to jeszcze jak mocno! Ten ktoś to był... nikt inny jak Hans. Z nim oczywiście śledziła mnie Caro, i jak się okazało... jeszcze jakaś jej koleżanka, której nie znałam.
Krzyknęłam, ale Caro zawiązała mi szalik na ustach. Próbowałam się wyrwać, uciec, zwłaszcza że do pracy mogłam się przez to spóźnić. Nie mogłam liczyć na chłopaków, bo byli na treningu.
Niestety, na ulicy na której aktualnie byłam, była niemalże pusta.
Próbowałam się z całej siły oswobodzić, ale nie dawało to nic. Oni mieli przewagę.
Zaciągnęli mnie siłą pomiędzy dwa bloki. Wtedy Hans rzucił mną na ziemię, jakbym była jakimś workiem kartofli. Otoczyli mnie we trójkę.
- Myślałaś, że się nie dowiem?! - krzyknęła Caro. - Hans was widział, jak z basenu wychodziliście za rękę!
Próbowałam szybko wstać i uciec, ale Hans znów mnie przewrócił.
- Gdzie już uciekasz! Najpierw dostaniesz za swoje - syknął i napluł mi na policzek. To już było ostre przegięcie. Udało mi się zerwać szalik z ust.
- Zostawcie mnie! - krzyknęłam. - Czy wy mnie śledzicie?! Caro, nie dziwię się, że Cię Marco zostawił! - puściły mi nerwy. Jednak pożałowałam ostatniego zdania - lepiej jednak było jej nie prowokować.
- Ty szmato! - wrzasnęła i kopnęła mnie prosto w brzuch.
Próbowałam wstać, ale Hans znowu nie pozwolił mi na to. Ten koleś był naprawdę silny i napakowany. Z drugiej strony, stała i przeszkadzała mi koleżanka Caro. Próbowała znowu założyć mi knebel, a ja próbowałam jej to uniemożliwić.
- Zostawcie mnie... zostawcie - jęczałam, nie zaprzestając prób uwolnienia się.
- Zostawimy Cię, jak już będziesz zdychać - wrzasnęła Caro i jeszcze raz mnie kopnęła. Brzuch mnie zaczął strasznie boleć. Zaczęłam płakać z bólu.
- Dziecko płacze - zaśmiała się Caro i dołożyła jeszcze jednego kopniaka. Hans uszczypnął mnie z całej siły za policzki.
- Kathrin, wyciągnij kabel z torby - usłyszałam głos Caro.
Kathrin, czyli koleżanka Caro, wyciągnęła dość gruby kabel. Caro wzięła go i zaczęła bić mnie nim po nogach. Bolało okropnie. Hans mnie ciągle przytrzymywał i nie mogłam się wyrwać. Bałam się, że jeszcze coś gorszego mi zrobią.
- PUŚĆCIE MNIE! - krzyczałam jak opętana. - PUŚĆCIE MNIE!
- Zamknij mordę - odezwała się Kathrin i przycisnęła mi szalik do ust. - Przez Ciebie Caro ma złamane serce.
Przez knebel już nic nie mogłam powiedzieć. Marzyłam tylko o tym, żeby już mnie zostawili.
- Caro, ktoś tu idzie - odezwał się Hans. - Spadamy!
- Faktycznie - stwierdziła Caro. - W nogi! - i jeszcze zdążyła mnie kopnąć na pożegnanie.
Wreszcie. Ledwo co wstałam. Skatowali mnie. Wyglądałam koszmarnie i jeszcze gorzej się czułam.
Nie myśląc już o niczym, pobiegłam do siebie. Od razu wskoczyłam pod prysznic. Nogi miałam posiniaczone. Brzuch mnie okropnie bolał.
Nie byłam w stanie iść do pracy, nawet nie pamiętałam, by do szefowej zadzwonić uprzedzić ją o mojej nieobecności.
Siedziałam w salonie i płakałam, czułam się upokorzona. Nie czułam się już bezpiecznie. Wybrali świetny moment, żeby mnie złapać, zaciągnąć pomiędzy bloki. Daleko nie mieli. I to w biały dzień, stało się coś takiego... nie do wiary po prostu. Zwykle takie rzeczy to tylko w filmach się zdarzają.
*
Wszystko strasznie szybko się stało. Siedziałam jak ogłuszona, z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek mojej komórki. Moja szefowa dzwoniła.
- Witam! Dlaczego pani nie przyszła dziś do pracy ani nie uprzedziła o nieobecności? - od razu mnie zapytała surowym tonem.
Zmroziło mnie. Nie miałam pojęcia, jak jej to wyjaśnić.
- Miałam pewne problemy, przepraszam bardzo... nie powtórzy to się więcej - powiedziałam.
- Nie będę tolerować takiego zachowania! Pani jest dorosła i powinna wiedzieć, że należy uprzedzić o nieobecności! Czytała pani zasady, prawda?
Byłam przerażona. Faktycznie, nie zadzwoniłam do niej, ani nie poszłam do pracy, było już po południu. A miałam być na 9 w pracy albo po prostu uprzedzić o nieobecności wcześniej. Moja szefowa była bardzo surowa i wymagająca.
- Jest pani zwolniona - usłyszałam. - Wypowiedzenie zostanie wysłane pocztą. Do widzenia! - rozłączyła się.
Zdenerwowałam się bardzo. Mogła dać mi jeszcze jedną szansę... przecież każdemu mogło się to zdarzyć. Teraz, straciłam pracę i to jeszcze przez tą idiotkę i jej kompanów. Czułam, że chcą zniszczyć mi życie. Zatęskniłam za Warszawą, za rodziną i starymi przyjaciółmi. Może powinnam pożegnać się z moimi dortmundzkimi przyjaciółmi i wrócić do Polski? Ale pomyślałam też w tej chwili o Marco... pękłoby mu serce, jakbym go teraz zostawiła.
Powiedziałam mu rano, że postaram się wpaść na trening. Zawsze tam śpieszyłam z radością, żeby spotkać jego i resztę chłopaków. Czasami spotykałam też inne dziewczyny, z którymi miałam dobre relacje. Ale teraz nie miałam na nic ochoty.
Zerknęłam na zegar, chłopaki powinni zaraz mieć przerwę. Ale ja tylko położyłam się przybita i obolała, i patrzyłam się w sufit. Już nie płakałam, ale czułam przestrach.
*
Z ponurego zamyślenia wyrwał mnie znów dźwięk komórki. Któż to znowu się dobijał? To był Mario.
- Nadia, super że przyszłaś - słyszałam ironiczny ton mojego przyjaciela. - Przyjdź, Marco tęskni...
Jak to usłyszałam, znów zebrało mi się na łzy. Nie kontrolowałam już emocji.
- Przepraszam was bardzo ale... - powiedziałam cichym, smutnym tonem. - Nie wiem czy przyjść...
- Nadia, Ty płaczesz? Czemu masz taki smutny głos? - zapytał Mario z niepokojem. - Mów o co chodzi...
- To nie jest rozmowa na telefon - odparłam już nieco pewniejszym tonem. - No dobrze, postaram się jednak przyjść...
- Czekamy na Ciebie! Pa!
Postanowiłam jednak iść. Nie miałam nic do stracenia. Miałam tylko nadzieję nie natknąć się na moich oprawców. Zastanawiałam się, czy nie powiadomić policji. Najpierw jednak chciałam obgadać sprawę z moim ukochanym. No i musiałam znaleźć nową pracę... za dużo tych zmartwień, jak na jeden dzień. Jednak ucieszyłam się, że chłopaki pamiętali o mnie. Mogłam się wreszcie komuś wyżalić...
Dotarłam na boisko, Marco gdy mnie zobaczył, wybiegł mi na spotkanie. Od razu też zaczęłam biec i z rozpędu rzuciłam mu się na szyję.
- Kochanie, czemu nie przyszłaś wcześniej? Zaraz przerwa nam się kończy - zapytał mnie Marco, ale bez wyrzutów. - Co się stało? Mario mówił, że przez telefon płakałaś...
Milczałam. Ciężko było mi o wszystkim opowiadać. Patrzyłam w oczy mojemu ukochanemu ponurym wzrokiem.
- Ktoś cię skrzywdził? - zapytał znowu Marco. - Niech ja dorwę tego osobnika...
- Żebyś wiedział - odparłam. - Nie zdążę Ci teraz opowiedzieć, bo wasz trener idzie...
Faktycznie, trener Klopp już szedł. Chłopaki musieli wracać do ćwiczeń.
- Poczekaj do końca treningu - poprosił i cmoknął mnie w policzek.
Pokiwałam głową i poszłam usiąść na ławkę. Mój wzrok był wtopiony w mojego blondyna. Czas mi się dziś dłużył. Szkoda, że Ani nie było. Znowu sprawy zawodowe jej kazały wyjechać. No cóż, takie życie. Jaka szkoda, że wtedy ze mną jej nie było - dałaby popalić całej tej przeklętej trójce! W końcu jest wicemistrzynią świata w karate.
Nareszcie zobaczyłam, że chłopaki kończą trening. Marco dał mi znak, żebym podeszła.
- Poczekaj tutaj, postaramy się jak najszybciej ogarnąć - powiedział. - Pójdziemy gdzieś we czwórkę, Robert i Mario tak samo się martwią o Ciebie.
- Nie ma problemu - stwierdziłam. - Kochani...
Marco jak obiecał, szybko się uwinęli.
- Chodźmy na piwo - zaproponowałam. - Chyba że macie coś przeciwko?
- Dobry pomysł - powiedział Mario.
Zrobiliśmy jak powiedziałam. Siedzieliśmy w ustronnym miejscu, pijąc złoty napój.
- Nadia, teraz powiedz, co Cię trapi - powiedział Robert. - Martwimy się o Ciebie...
- Dokładnie - powiedział Marco. - Ledwo się na treningu skupiałem.
- Długa historia - powiedziałam.
- Mamy czas - powiedział Mario i poklepał mnie po ramieniu.
- No więc... idę dzisiaj do pracy, i jak się okazało, śledziła mnie eks Marco, i jej dwóch znajomych... nie wiedziałam o tym, dopóki nie schyliłam się by zawiązać sznurowadło. Wtedy mnie złapali i zaciągnęli w ciemny kąt... - mówiłam coraz smutniejszym głosem. - Idealny moment wybrali! Nikogo prawie wtedy na ulicy nie było. Zbili mnie jak psa - wyznałam. - Marco, Hans widział, jak wychodziliśmy z basenu. On musi być detektywem Caro. Bo jak inaczej to wyjaśnić wszystko?
- Zatłukę ich... normalnie zatłukę - Marco zaczął się pienić ze złości.
- Ale to jeszcze nie wszystko! - powiedziałam. - Nie poszłam przez to do pracy, zapomniałam uprzedzić szefową o nieobecności. Zwolniła mnie - powiedziałam prawie z płaczem. - Co ja teraz zrobię? Jak znajdę nową pracę?
- To da się załatwić - powiedział Robert. - Gorzej z tymi prześladowcami. Co za debile...
- Nadia, Ty musisz to zgłosić na policję - powiedział Mario. Widać, że zszokowało go to, co opowiedziałam. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co mnie spotkało. Jak dotąd takie rzeczy tylko w serialach widziałam.
- Akurat! Wtedy by mnie niechybnie zabili - powiedziałam. - Nie zdajesz sobie sprawy, kochany...
- Nie możesz dać się zastraszyć - odparł Mario. - Oni będą myśleli, że dalej mogą Ciebie nachodzić...
- Nadia, dziś też śpisz u mnie - powiedział Marco. - Nie zostawię Cię w takim stanie.
- Chętnie... chłopaki... dzięki że jesteście - westchnęłam. - Lewy, kiedy Anka wróci?
- Już niedługo - uspokoił mnie. - Ja też za nią tęsknię, uwierz.
- Wierzę - powiedziałam. - Co za masakryczny początek tygodnia...
- Jutro będzie lepiej - powiedział Marco. - Postaram się o to... poczekajcie, zaraz wrócę.
Marco na chwilę oddalił się od nas.
- Marco jest wspaniałym człowiekiem. Każdemu życie umili - stwierdził Robert.
- Zwłaszcza Nadii! Jest w niej zakochany po uszy - powiedział Mario. - My to najlepiej wiemy, prawda Lewy?
- Bez niego bym się załamała już dawno - stwierdziłam. - Ech... muszę zacząć szukać nowej pracy.
- Mogę Ci pomóc - powiedział Robert. - Będzie dobrze!
- Dzięki ci wielkie... w końcu oszczędności na koncie mi się skończą.
- To wiesz, że możesz na mnie liczyć - powiedział mój przyjaciel.
Było miło w końcu spotkać się całą czwórką. Szkoda, że nie piątką.
Gdy już postanowiliśmy się rozejść, Marco wziął mnie do siebie do domu, jak obiecał.
*
Robiło się już szaro na dworzu. Teraz po tym wszystkim, bałabym się sama wychodzić, ale gdy szłam z Marco, nic mnie nie przerażało.
Co jakiś czas dramatycznie wzdychałam. Już mimowolnie.
- Nadia, kochanie, co tak wzdychasz? - zapytał mnie Marco.
- Muszę szukać nowej pracy... a do tej byłam już przywiązana - powiedziałam.
- Też chciałem o tym z Tobą pogadać... ale może najpierw wejdźmy do domu - powiedział. Właśnie doszliśmy do jego pięknego miejsca zamieszkania.
Marco zrobił mi herbatę, usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytałam.
- Nie chcę, abyś szukała pracy. - powiedział.
- Jak to?! - wytrzeszczyłam gały. - Z czego ja się utrzymam? Co ty za bzdury opowiadasz, Marco?
- Spokojnie - Marco chwycił mnie za rękę. - Jesteśmy parą, prawda? Nie chciałabyś się do mnie wprowadzić?
Byłam zszokowana. Pewnie, że chciałabym zamieszkać z Marco, ale być na jego utrzymaniu... czułabym się troszkę jak pasożyt.
- Marco, ale byłabym tylko na twoim utrzymaniu... - powiedziałam.
- To żaden problem - machnął ręką. - Nie szukaj teraz pracy, odpocznij nieco... chciałbym poza tym, codziennie wracać z treningu i Ciebie w domu spotykać szczęśliwą i promieniejącą...
Zaczęłam się zastanawiać. Popadłam w zamyślenie, Marco nie próbował mnie wyrywać. W końcu podjęłam decyzję.
- Zgoda, wprowadzę się do Ciebie - powiedziałam.
Marco nic na to nie odpowiedział, tylko promiennie się uśmiechnął i pocałował mnie.
- Słusznie - powiedział. - Podjedziemy jutro moją terenówką pod twój dom i spakujemy twoje rzeczy.
- Pewnie... nie ma tego zbyt wiele... większość mebli należy do tego domu - powiedziałam.
- No to mamy załatwione. Lepiej się czujesz? - zapytał Marco.
- I to o ile... Marco, ja nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła. Dzięki Ci za wszystko - wyszeptałam poruszona.
- Ja też Ci dziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiłaś. - odpowiedział.
- Ale co ja zrobiłam? - zdziwiłam się.
- Rzuciłaś światło na moje życie... czuję się szczęśliwy w stu procentach - powiedział mój ukochany, obejmując mnie delikatnie.
Dziękowałam mu długo. Później, kładąc się spać, zdałam sobie sprawę, że teraz tak codziennie będę zasypiać i budzić się w ramionach Marco... bardzo mi to odpowiadało. Myślę, że jemu też.
Wypiliśmy sobie powoli kawę, i chciałam iść się ubrać. Ale Marco mnie powstrzymał.
- Jeszcze mamy czas - powiedział cicho. - Poleżmy jeszcze razem, chcę się tobą nacieszyć przed treningiem...
Przystałam na to. Zdałam sobie sprawę, że w objęciach mojego eks nie czułam tego samego, co w objęciach Marco.
W końcu ubraliśmy się i poszliśmy coś zjeść na dół. Obiecałam Marco, że postaram się wpaść na ich trening. Albo przynajmniej zadzwonić.
Wyszliśmy oboje z domu, była ładna dosyć pogoda. Musieliśmy się w końcu na trochę rozstać.
- To do zobaczenia kochanie... chodź no tu do mnie - Marco przyciągnął mnie za ręce i pocałował.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam z uśmiechem. - Miłego treningu!
*
Szłam zadowolona do pracy, myśląc o wczorajszym dniu. Czułam, że już wszystko będzie dobrze. Nagle rozwiązało mi się sznurowadło od trampka. Pochyliłam się, żeby je zawiązać. Nagle usłyszałam czyjeś szybkie kroki za mną. Nie zdążyłam nic zrobić, poczułam, że ktoś mnie złapał od tyłu i to jeszcze jak mocno! Ten ktoś to był... nikt inny jak Hans. Z nim oczywiście śledziła mnie Caro, i jak się okazało... jeszcze jakaś jej koleżanka, której nie znałam.
Krzyknęłam, ale Caro zawiązała mi szalik na ustach. Próbowałam się wyrwać, uciec, zwłaszcza że do pracy mogłam się przez to spóźnić. Nie mogłam liczyć na chłopaków, bo byli na treningu.
Niestety, na ulicy na której aktualnie byłam, była niemalże pusta.
Próbowałam się z całej siły oswobodzić, ale nie dawało to nic. Oni mieli przewagę.
Zaciągnęli mnie siłą pomiędzy dwa bloki. Wtedy Hans rzucił mną na ziemię, jakbym była jakimś workiem kartofli. Otoczyli mnie we trójkę.
- Myślałaś, że się nie dowiem?! - krzyknęła Caro. - Hans was widział, jak z basenu wychodziliście za rękę!
Próbowałam szybko wstać i uciec, ale Hans znów mnie przewrócił.
- Gdzie już uciekasz! Najpierw dostaniesz za swoje - syknął i napluł mi na policzek. To już było ostre przegięcie. Udało mi się zerwać szalik z ust.
- Zostawcie mnie! - krzyknęłam. - Czy wy mnie śledzicie?! Caro, nie dziwię się, że Cię Marco zostawił! - puściły mi nerwy. Jednak pożałowałam ostatniego zdania - lepiej jednak było jej nie prowokować.
- Ty szmato! - wrzasnęła i kopnęła mnie prosto w brzuch.
Próbowałam wstać, ale Hans znowu nie pozwolił mi na to. Ten koleś był naprawdę silny i napakowany. Z drugiej strony, stała i przeszkadzała mi koleżanka Caro. Próbowała znowu założyć mi knebel, a ja próbowałam jej to uniemożliwić.
- Zostawcie mnie... zostawcie - jęczałam, nie zaprzestając prób uwolnienia się.
- Zostawimy Cię, jak już będziesz zdychać - wrzasnęła Caro i jeszcze raz mnie kopnęła. Brzuch mnie zaczął strasznie boleć. Zaczęłam płakać z bólu.
- Dziecko płacze - zaśmiała się Caro i dołożyła jeszcze jednego kopniaka. Hans uszczypnął mnie z całej siły za policzki.
- Kathrin, wyciągnij kabel z torby - usłyszałam głos Caro.
Kathrin, czyli koleżanka Caro, wyciągnęła dość gruby kabel. Caro wzięła go i zaczęła bić mnie nim po nogach. Bolało okropnie. Hans mnie ciągle przytrzymywał i nie mogłam się wyrwać. Bałam się, że jeszcze coś gorszego mi zrobią.
- PUŚĆCIE MNIE! - krzyczałam jak opętana. - PUŚĆCIE MNIE!
- Zamknij mordę - odezwała się Kathrin i przycisnęła mi szalik do ust. - Przez Ciebie Caro ma złamane serce.
Przez knebel już nic nie mogłam powiedzieć. Marzyłam tylko o tym, żeby już mnie zostawili.
- Caro, ktoś tu idzie - odezwał się Hans. - Spadamy!
- Faktycznie - stwierdziła Caro. - W nogi! - i jeszcze zdążyła mnie kopnąć na pożegnanie.
Wreszcie. Ledwo co wstałam. Skatowali mnie. Wyglądałam koszmarnie i jeszcze gorzej się czułam.
Nie myśląc już o niczym, pobiegłam do siebie. Od razu wskoczyłam pod prysznic. Nogi miałam posiniaczone. Brzuch mnie okropnie bolał.
Nie byłam w stanie iść do pracy, nawet nie pamiętałam, by do szefowej zadzwonić uprzedzić ją o mojej nieobecności.
Siedziałam w salonie i płakałam, czułam się upokorzona. Nie czułam się już bezpiecznie. Wybrali świetny moment, żeby mnie złapać, zaciągnąć pomiędzy bloki. Daleko nie mieli. I to w biały dzień, stało się coś takiego... nie do wiary po prostu. Zwykle takie rzeczy to tylko w filmach się zdarzają.
*
Wszystko strasznie szybko się stało. Siedziałam jak ogłuszona, z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek mojej komórki. Moja szefowa dzwoniła.
- Witam! Dlaczego pani nie przyszła dziś do pracy ani nie uprzedziła o nieobecności? - od razu mnie zapytała surowym tonem.
Zmroziło mnie. Nie miałam pojęcia, jak jej to wyjaśnić.
- Miałam pewne problemy, przepraszam bardzo... nie powtórzy to się więcej - powiedziałam.
- Nie będę tolerować takiego zachowania! Pani jest dorosła i powinna wiedzieć, że należy uprzedzić o nieobecności! Czytała pani zasady, prawda?
Byłam przerażona. Faktycznie, nie zadzwoniłam do niej, ani nie poszłam do pracy, było już po południu. A miałam być na 9 w pracy albo po prostu uprzedzić o nieobecności wcześniej. Moja szefowa była bardzo surowa i wymagająca.
- Jest pani zwolniona - usłyszałam. - Wypowiedzenie zostanie wysłane pocztą. Do widzenia! - rozłączyła się.
Zdenerwowałam się bardzo. Mogła dać mi jeszcze jedną szansę... przecież każdemu mogło się to zdarzyć. Teraz, straciłam pracę i to jeszcze przez tą idiotkę i jej kompanów. Czułam, że chcą zniszczyć mi życie. Zatęskniłam za Warszawą, za rodziną i starymi przyjaciółmi. Może powinnam pożegnać się z moimi dortmundzkimi przyjaciółmi i wrócić do Polski? Ale pomyślałam też w tej chwili o Marco... pękłoby mu serce, jakbym go teraz zostawiła.
Powiedziałam mu rano, że postaram się wpaść na trening. Zawsze tam śpieszyłam z radością, żeby spotkać jego i resztę chłopaków. Czasami spotykałam też inne dziewczyny, z którymi miałam dobre relacje. Ale teraz nie miałam na nic ochoty.
Zerknęłam na zegar, chłopaki powinni zaraz mieć przerwę. Ale ja tylko położyłam się przybita i obolała, i patrzyłam się w sufit. Już nie płakałam, ale czułam przestrach.
*
Z ponurego zamyślenia wyrwał mnie znów dźwięk komórki. Któż to znowu się dobijał? To był Mario.
- Nadia, super że przyszłaś - słyszałam ironiczny ton mojego przyjaciela. - Przyjdź, Marco tęskni...
Jak to usłyszałam, znów zebrało mi się na łzy. Nie kontrolowałam już emocji.
- Przepraszam was bardzo ale... - powiedziałam cichym, smutnym tonem. - Nie wiem czy przyjść...
- Nadia, Ty płaczesz? Czemu masz taki smutny głos? - zapytał Mario z niepokojem. - Mów o co chodzi...
- To nie jest rozmowa na telefon - odparłam już nieco pewniejszym tonem. - No dobrze, postaram się jednak przyjść...
- Czekamy na Ciebie! Pa!
Postanowiłam jednak iść. Nie miałam nic do stracenia. Miałam tylko nadzieję nie natknąć się na moich oprawców. Zastanawiałam się, czy nie powiadomić policji. Najpierw jednak chciałam obgadać sprawę z moim ukochanym. No i musiałam znaleźć nową pracę... za dużo tych zmartwień, jak na jeden dzień. Jednak ucieszyłam się, że chłopaki pamiętali o mnie. Mogłam się wreszcie komuś wyżalić...
Dotarłam na boisko, Marco gdy mnie zobaczył, wybiegł mi na spotkanie. Od razu też zaczęłam biec i z rozpędu rzuciłam mu się na szyję.
- Kochanie, czemu nie przyszłaś wcześniej? Zaraz przerwa nam się kończy - zapytał mnie Marco, ale bez wyrzutów. - Co się stało? Mario mówił, że przez telefon płakałaś...
Milczałam. Ciężko było mi o wszystkim opowiadać. Patrzyłam w oczy mojemu ukochanemu ponurym wzrokiem.
- Ktoś cię skrzywdził? - zapytał znowu Marco. - Niech ja dorwę tego osobnika...
- Żebyś wiedział - odparłam. - Nie zdążę Ci teraz opowiedzieć, bo wasz trener idzie...
Faktycznie, trener Klopp już szedł. Chłopaki musieli wracać do ćwiczeń.
- Poczekaj do końca treningu - poprosił i cmoknął mnie w policzek.
Pokiwałam głową i poszłam usiąść na ławkę. Mój wzrok był wtopiony w mojego blondyna. Czas mi się dziś dłużył. Szkoda, że Ani nie było. Znowu sprawy zawodowe jej kazały wyjechać. No cóż, takie życie. Jaka szkoda, że wtedy ze mną jej nie było - dałaby popalić całej tej przeklętej trójce! W końcu jest wicemistrzynią świata w karate.
Nareszcie zobaczyłam, że chłopaki kończą trening. Marco dał mi znak, żebym podeszła.
- Poczekaj tutaj, postaramy się jak najszybciej ogarnąć - powiedział. - Pójdziemy gdzieś we czwórkę, Robert i Mario tak samo się martwią o Ciebie.
- Nie ma problemu - stwierdziłam. - Kochani...
Marco jak obiecał, szybko się uwinęli.
- Chodźmy na piwo - zaproponowałam. - Chyba że macie coś przeciwko?
- Dobry pomysł - powiedział Mario.
Zrobiliśmy jak powiedziałam. Siedzieliśmy w ustronnym miejscu, pijąc złoty napój.
- Nadia, teraz powiedz, co Cię trapi - powiedział Robert. - Martwimy się o Ciebie...
- Dokładnie - powiedział Marco. - Ledwo się na treningu skupiałem.
- Długa historia - powiedziałam.
- Mamy czas - powiedział Mario i poklepał mnie po ramieniu.
- No więc... idę dzisiaj do pracy, i jak się okazało, śledziła mnie eks Marco, i jej dwóch znajomych... nie wiedziałam o tym, dopóki nie schyliłam się by zawiązać sznurowadło. Wtedy mnie złapali i zaciągnęli w ciemny kąt... - mówiłam coraz smutniejszym głosem. - Idealny moment wybrali! Nikogo prawie wtedy na ulicy nie było. Zbili mnie jak psa - wyznałam. - Marco, Hans widział, jak wychodziliśmy z basenu. On musi być detektywem Caro. Bo jak inaczej to wyjaśnić wszystko?
- Zatłukę ich... normalnie zatłukę - Marco zaczął się pienić ze złości.
- Ale to jeszcze nie wszystko! - powiedziałam. - Nie poszłam przez to do pracy, zapomniałam uprzedzić szefową o nieobecności. Zwolniła mnie - powiedziałam prawie z płaczem. - Co ja teraz zrobię? Jak znajdę nową pracę?
- To da się załatwić - powiedział Robert. - Gorzej z tymi prześladowcami. Co za debile...
- Nadia, Ty musisz to zgłosić na policję - powiedział Mario. Widać, że zszokowało go to, co opowiedziałam. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co mnie spotkało. Jak dotąd takie rzeczy tylko w serialach widziałam.
- Akurat! Wtedy by mnie niechybnie zabili - powiedziałam. - Nie zdajesz sobie sprawy, kochany...
- Nie możesz dać się zastraszyć - odparł Mario. - Oni będą myśleli, że dalej mogą Ciebie nachodzić...
- Nadia, dziś też śpisz u mnie - powiedział Marco. - Nie zostawię Cię w takim stanie.
- Chętnie... chłopaki... dzięki że jesteście - westchnęłam. - Lewy, kiedy Anka wróci?
- Już niedługo - uspokoił mnie. - Ja też za nią tęsknię, uwierz.
- Wierzę - powiedziałam. - Co za masakryczny początek tygodnia...
- Jutro będzie lepiej - powiedział Marco. - Postaram się o to... poczekajcie, zaraz wrócę.
Marco na chwilę oddalił się od nas.
- Marco jest wspaniałym człowiekiem. Każdemu życie umili - stwierdził Robert.
- Zwłaszcza Nadii! Jest w niej zakochany po uszy - powiedział Mario. - My to najlepiej wiemy, prawda Lewy?
- Bez niego bym się załamała już dawno - stwierdziłam. - Ech... muszę zacząć szukać nowej pracy.
- Mogę Ci pomóc - powiedział Robert. - Będzie dobrze!
- Dzięki ci wielkie... w końcu oszczędności na koncie mi się skończą.
- To wiesz, że możesz na mnie liczyć - powiedział mój przyjaciel.
Było miło w końcu spotkać się całą czwórką. Szkoda, że nie piątką.
Gdy już postanowiliśmy się rozejść, Marco wziął mnie do siebie do domu, jak obiecał.
*
Robiło się już szaro na dworzu. Teraz po tym wszystkim, bałabym się sama wychodzić, ale gdy szłam z Marco, nic mnie nie przerażało.
Co jakiś czas dramatycznie wzdychałam. Już mimowolnie.
- Nadia, kochanie, co tak wzdychasz? - zapytał mnie Marco.
- Muszę szukać nowej pracy... a do tej byłam już przywiązana - powiedziałam.
- Też chciałem o tym z Tobą pogadać... ale może najpierw wejdźmy do domu - powiedział. Właśnie doszliśmy do jego pięknego miejsca zamieszkania.
Marco zrobił mi herbatę, usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytałam.
- Nie chcę, abyś szukała pracy. - powiedział.
- Jak to?! - wytrzeszczyłam gały. - Z czego ja się utrzymam? Co ty za bzdury opowiadasz, Marco?
- Spokojnie - Marco chwycił mnie za rękę. - Jesteśmy parą, prawda? Nie chciałabyś się do mnie wprowadzić?
Byłam zszokowana. Pewnie, że chciałabym zamieszkać z Marco, ale być na jego utrzymaniu... czułabym się troszkę jak pasożyt.
- Marco, ale byłabym tylko na twoim utrzymaniu... - powiedziałam.
- To żaden problem - machnął ręką. - Nie szukaj teraz pracy, odpocznij nieco... chciałbym poza tym, codziennie wracać z treningu i Ciebie w domu spotykać szczęśliwą i promieniejącą...
Zaczęłam się zastanawiać. Popadłam w zamyślenie, Marco nie próbował mnie wyrywać. W końcu podjęłam decyzję.
- Zgoda, wprowadzę się do Ciebie - powiedziałam.
Marco nic na to nie odpowiedział, tylko promiennie się uśmiechnął i pocałował mnie.
- Słusznie - powiedział. - Podjedziemy jutro moją terenówką pod twój dom i spakujemy twoje rzeczy.
- Pewnie... nie ma tego zbyt wiele... większość mebli należy do tego domu - powiedziałam.
- No to mamy załatwione. Lepiej się czujesz? - zapytał Marco.
- I to o ile... Marco, ja nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła. Dzięki Ci za wszystko - wyszeptałam poruszona.
- Ja też Ci dziękuję, za wszystko co dla mnie zrobiłaś. - odpowiedział.
- Ale co ja zrobiłam? - zdziwiłam się.
- Rzuciłaś światło na moje życie... czuję się szczęśliwy w stu procentach - powiedział mój ukochany, obejmując mnie delikatnie.
Dziękowałam mu długo. Później, kładąc się spać, zdałam sobie sprawę, że teraz tak codziennie będę zasypiać i budzić się w ramionach Marco... bardzo mi to odpowiadało. Myślę, że jemu też.
O fuck ! Jakbym dorwała tą jebniętą Caro i tego Hansa i tą jeszcze jedną to GRrrhhhfhfhfhfhbnlfgvb ml;mb -.- Mój kot by ich nieźle urządził :D :>
OdpowiedzUsuńŚwietne !
Zapraszam na mój nowy blog :
http://spragnieni-szczescia-bvb-jungs.blogspot.com/
świetne :P
OdpowiedzUsuńWkurza mnie ta Caro!! NIe lubię jej... Agrrrrr..... Można się ... Nie dokończę:D A tak poza tym świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńAż mi ciśnienie skoczyło! Nienawidzę tej Caro chętnie bym ją ukatrupiła -.-'
OdpowiedzUsuńBoskie to twoje opowiadanie! :D Czekam na kolejny rozdział =)
świetny rozdział zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://nieodporneserce.blogspot.com/
kolllorowe.blogspot.com
Dzięki dziewczyny :)
OdpowiedzUsuń