Doczekałam się. Ktoś zapukał do moich drzwi.
Poszłam otworzyć. To był Marco! Sam, bez kolegów.
- Nadia, myślałem że padnę na zawał, jak się dowiedziałem - powiedział i pocałował mnie w policzek. Nasze tradycyjne kumpelskie przywitanie. - Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze, ale może wejdź do środka - powiedziałam i go wpuściłam. - A gdzie masz Mario?
- Mario powiedział, że odwiedzi Cię, jak tylko będzie mógł, ale teraz miał z rodziną coś do załatwienia. Albo może Ty przyjdziesz na trening, jakbyś mogła? Spotkasz się z nami wszystkimi.
- A chętnie... to może w czwartek? Jutro po pracy chcę jeszcze trochę odetchnąć.
- Rozumiem Cię - Marco objął mnie ramieniem. - Ale nie wyglądasz, jakbyś miała jakiś poważny wypadek...
- Marco, wariacie, nie był to poważny wypadek. Miałam szczęście, coś nade mną może czuwało? - powiedziałam zadowolona.
- Możliwe... - pokiwał głową. - Przyjdziesz na mecz w sobotę?
- No pewnie! Chyba że znowu coś mi się stanie.
- Nawet tak nie myśl - spojrzał na mnie surowym spojrzeniem, które zaraz złagodził uśmiechem. - Nadia, uważaj następnym razem! O kim tak myślałaś, idąc wtedy?
- Nie pamiętam... - powiedziałam cicho. Tak naprawdę... wtedy myślałam o nim. Ale nie mogłam mu przecież powiedzieć.
- Nieważne. Ważne, że żyjesz - powiedział.
Poszłam zrobić nam herbatę. Gdy wróciłam, Marco patrzył coś w swojej komórce.
- Masz pozdrowienia od Matsa - powiedział.
- Dziękuję, pozdrów go też ode mnie - powiedziałam. - Wiesz, Marco...
- Tak?
- Ostatnio wszystko było tak super, a teraz ten wypadek... kto wie, czy coś mnie jeszcze złego może spotkać?
- Przestań. Wypadki chodzą po ludziach - powiedział. - Już będzie dobrze...
W końcu w to uwierzyłam. Cieszyłam się tylko bardzo, że nie skończyło się silnym wstrząsem mózgu lub złamaną nogą. Wtedy to dopiero bym się załamała.
Gdy tak jeszcze rozmawialiśmy i popijaliśmy herbatę, czułam, że... poczułam do Marco coś więcej niż przyjaźń. A może to tylko było moje złudzenie? Nic nie dałam jednak po sobie poznać. Za żadne skarby nie chciałabym stracić naszej przyjaźni.
Zawsze jednak uważałam Marco za świetnego, a do tego przystojnego chłopaka.
W końcu pożegnaliśmy się. Marco przed odejściem jeszcze raz mnie poprosił, żebym wpadła na ich trening w czwartek.
**
Nastał wreszcie czwartek. Środa zleciała dość nudno, w pracy jak to w pracy.
Czułam się lepiej.
Zgodnie z obietnicą, poszłam na trening chłopaków. Weszłam na boisko, chłopaki akurat wykonywali jakieś ćwiczenia. Zauważyłam Anię siedzącą na ławce. Ona też od razu mnie spostrzegła.
- Nadia! Żyjesz! - zawołała. - Chodź, chodź, chłopaki za 10 min mają przerwę.
- Jak widać - uśmiechnęłam się. - Marco mnie tak bardzo prosił, więc wpadłam.
- Zakochał się pewnie - zażartowała.
- Akurat! W takim brzydalu...
- A weź przestań - powiedziała. - Masz kompleksy chyba.
- Żebyś wiedziała - powiedziałam. - Nie uważam się za piękność.
W końcu chłopaki podeszli do nas. Mario to podbiegł i chwycił mnie od razu w ramiona.
- Nadia, żyjesz - zawołał ucieszony. - Jak mi Lewy powiedział że miałaś wypadek to myślałem, że...
- Że na zawał padniesz? - dokończyłam i cmoknęłam go na przywitanie w policzek. - Martwisz się o mnie, jakie to słodkie.
- A ze mną to się nie przywitasz? - usłyszałam pytanie Marco.
- Jak to nie - powiedziałam i się przytuliłam do niego.
- Marco zazdrosny - zaczął nabijać się Lewy.
- Zaraz butem w łeb dostaniesz - wkurzył się Marco.
- Spokojnie Marco - zachichotałam.
- Nadia, masz powodzenie - odezwała się Ania.
- Ja tylko chcę się z Nadią PRZYJAŹNIĆ! Życie singla mi odpowiada - powiedział Mario.
- Ależ ja wiem o tym - powiedziałam. - A podobno jesteś najbardziej pożądanym kawalerem z Borussii, była taka ankieta...
- Oj wiem - przerwał mi. - Całkiem schlebiające.
Podeszłam do Kuby i Łukasza się przywitać. Dawno z nimi nie rozmawiałam.
- Nadia, 100 lat cię nie widziałem - powiedział Łukasz. - Jak się w ogóle czujesz po tym wypadku?
- Nic się nie stało w sumie takiego - powiedziałam. - Chociaż mogło być gorzej... ale jest w porządku. W ogóle, Ewę ode mnie pozdrów.
- Na pewno - uśmiechnął się Łukasz.
- Szkoda że nas nie było na imprezie Nadii, nie Łukasz? - odezwał się Kuba. - Zapraszałaś nas, ale powyjeżdżaliśmy. Chłopaki mówili, że było bardziej niż wspaniale.
- A weź, co to było - machnęłam ręką ze śmiechem.
- Główka bolała, co?
- Przeżyliśmy - odparłam.
Nagle poczułam, że ktoś mnie złapał od tyłu i unieruchomił mi obie ręce. To Mario z Lewym! Marco korzystając z okazji, zerwał buta z mojej nogi. Sprytnie się zaczaili, i teraz mieli zaciesz.
Zaczęłam gonić Marco, który już uciekał z MOIM butem. Reszta miała niezły ubaw.
- Marco, palancie, oddawaj tego buta - wrzasnęłam.
- To chodź i go weź - zawołał Marco, nie zatrzymując się.
W końcu w rogu boiska się zatrzymał i czekał, aż do niego dobiegnę. Wyrwałam mu buta i go po plecach walnęłam. Śmiał się tylko.
- Jesteś skończonym osłem - wrzasnęłam.
- My wiemy, nie musisz krzyczeć - krzyknął z drugiego końca boiska Mario, ubawiony całą sytuacją.
Założyłam buta i spojrzałam na Marco, wkurzona. Nie miałam takiej kondycji jak on, żeby tak biegać.
- Marco, baranie, nie mam takiej kondycji żeby tak biegać - powiedziałam.
- Może na rękach mam Cię odnieść na ławkę? - zaproponował.
- Lekka nie jestem, ale ok - zgodziłam się.
Marco faktycznie zaczął nieść mnie na rękach. Silny chłopak, bez kitu.
Usłyszałam rozmowę Mario, Lewego i Ani.
- On musi być w niej zakochany - śmiała się Ania. - On ciągle ją zaczepia.
- Na bank - powiedział Mario. - Ale w sumie to się nie dziwię, Nadia jest świetną dziewczyną.
- I jeszcze ją na rękach niesie - dodał Lewy. - Po prostu power of love!
- No i co już obgadujecie, wszystko słyszę - wrzasnęłam.
- My tylko stwierdzamy fakty! - zawołał Mario. - Power of Love!
Marco w końcu postawił mnie na ziemię.
- Zakochana para, zakochana para... - nuciła sobie Anka ze śmiechem.
- Ogarnij się - rzucił Marco, również ze śmiechem.
- Ty, do Anki sapiesz? - Lewy złapał za ramiona Marco, z udawanym gniewem. - Zadzierasz z Anią, zadzierasz ze mną, pamiętaj!
- Ojej, przepraszam - Marco złapał się za serce - Wybaczysz mi?
- Stawiasz piwo i czuj się rozgrzeszony - roześmiał się Lewy.
- Może od razu całą wódkę? - podjął żart Marco.
- Wódki to sam całej nie wypiję - pokręcił głową Lewy.
- To Mario ci pomoże - powiedziałam.
- Nie lubię wódki - skrzywił się Mario.
- Tak, tak, ty nie lubisz! A na urodzinach Nadii co to było?! - przypomniał mu Mats, który właśnie obok przechodził i go usłyszał. - O, Nadia, witaj! Jak tam?
- A cześć! Jest fajnie - powiedziałam.
- Ha, bo ze mną jesteś - powiedział Marco i objął mnie ramieniem. - Widzisz, zaprosiłem Cię na trening, i jak fajnie czas spędzamy wszyscy razem...
- Ona może ZAWSZE wpaść, nie potrzebuje twojego pozwolenia - powiedział Lewy. - Do mnie zawsze możesz wpaść w odwiedziny, pamiętaj.
- Dokładnie. Do mnie też - dodał Mario.
- Robert, wredny jesteś - powiedział Marco.
- Dzięki za szczerość. Zawsze to u Ciebie ceniłem - powiedział Lewy i się z nim objął.
- Ale wy się kochacie - skomentowała Ania. - Ciągle się przytulają, słodko, słodko!
- Dokładnie - powiedział Mario.
- A sam to co? - powiedziałam. - Wy się razem zawsze po golach cieszycie z Marco. Te wasze cieszynki to wymiatają.
- A jak - powiedział dumnie.
W końcu przyszedł trener. Przerwa się skończyła, chłopaki musieli iść ćwiczyć.
- Ej, poczekacie do końca? - zapytał Marco.
- No pewnie. - powiedziałam.
*
W końcu chłopaki skończyli trening. Wychodziłam razem z moją czwórką przyjaciół.
Szłam obok Lewego i Ani, a Mario i Marco szli przed nami. Postanowiłam wskoczyć znienacka Marco na plecy. Jak zamyśliłam, tak zrobiłam.
Marco się nie wkurzył.
- Nadia, lekka jesteś - powiedział.
- Tak, jak piórko - powiedziałam ironicznie. - Możesz mnie kawałek ponieść?
- Na koniec świata mogę Cię zanieść - powiedział. Jak to usłyszałam, spojrzałam na resztę towarzystwa. Uśmiechnęli się oczywiście wszyscy pod nosem.
- To gdzie idziemy? - zapytała Ania.
- Na hot dogi - rzucił pomysł Mario.
- Podobno zakazane macie jedzenie takich rzeczy - powiedziałam.
- Oj tam oj tam - wzruszył ramionami Mario. - Czasami można...
Nikt niczego innego nie zaproponował, więc poszliśmy sobie do baru. Wcinaliśmy "śmieciowe żarcie" i zapijaliśmy tradycyjnie colą.
- Nie ma to jak meeting z wami po treningu - powiedział Mario.
- A teraz wyobraźcie sobie, wchodzi wasz trener... - roześmiała się Ania.
- No i co? No i co nam zrobi?! - odezwał się Marco.
- Podobno przestrzega zdrowego odżywiania - powiedziałam.
- Dobra, skończcie ten temat! - powiedział Lewy.
- Dobrze! Lepiej mi opowiedzcie o tej sobotniej imprezie - powiedziała Ania.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Daj spokój, patologia - powiedziałam. - Dobrze, że chociaż Cathy z Matsem przyszła, ale gdy poszli...
- Zostałaś sama z trzema wilkołakami - dokończył Mario. - Które rzuciły Ci się do gardła.
- Właśnie... zasnęłam na kanapie, jak się obudziłam, taki ból głowy... - wspominałam.
- Ja na podłodze zasnąłem, nie narzekaj - zaśmiał się Mario.
- Ty to już w ogóle... - machnął Marco ręką.
- A do szampana to kto się wyrywał? - Mario szturchnął łokciem kumpla. - Ania, żebyś Ty widziała Lewego!
- Wiem, wiem. - Ania pokiwała głową. - Libacja, wnioskuję, udana.
- I jeszcze na następny dzień urodzinowe lanie mi zrobili, czujesz to Ania? - odezwałam się.
- Serio? Nie próbowałaś uciec? - zdziwiła się.
- Próbowałam, ale ta ciota mnie złapała - pokazałam na Marco. - Szkoda że cię nie było... a tak, mogli się nade mną znęcać... jeszcze mnie przedtem wężem ogrodowym oblali.
- A ty nas to nie? - powiedział Lewy. - Oj tam, to tylko 19 pasów... Poza tym Marco cię w ramionach trzymał.
- A to jakiś środek przeciwbólowy? - uniosłam brwi.
- Oj Nadia, było fajnie - stwierdził Mario. - Bardzo sympatyczna impreza.
- Oj było, było sympatycznie - zgodził się Marco. - Kiedy powtórka?
- 31 maja - powiedziałam. - Wtedy masz urodzinki, prawda?
- O, widzę pamiętasz - uśmiechnął się. - Pewnie, zrobi się jakieś party... może już z Anią wtedy?
- Mam nadzieję - powiedziałam. - No nie, Lewy?
- Tak - powiedział. - Marco, wtedy tobie pasowanie zrobimy!
- Przeżyję - stwierdził.
*
Rozeszliśmy się do domów. Robert i Ania pomknęli do siebie, Mario miał razem z Marco odprowadzić mnie do domu, ale do niego zadzwoniła matka, miała jakąś prośbę do niego. Więc się z nami pożegnał i zostaliśmy z Marco we dwójkę.
Szliśmy tak w milczeniu, gdy nagle Marco się odezwał.
- Nadia...
- Tak?
- Mam taki pomysł. Masz na jutro wieczór jakieś plany?
- Nie, nie mam. Może Ty jakiś masz?
- Właśnie chciałem o tym pogadać... dałabyś się jutro zaprosić na spacer po parku wczesnym wieczorem?
- Jutro? A czemu nie... To po twoim treningu?
- Tak...
- To może przyjdę, tak pod koniec treningu? To sobie pójdziemy.
- Dobrze.
Zaczęłam myśleć, czemu on chce mnie zaprosić na ten spacer... Może chce mi coś powiedzieć?
W końcu doszliśmy pod mój blok.
- To do jutra - Marco mnie na pożegnanie tradycyjnie przytulił i pocałował w policzek.
- Do jutra - powiedziałam, i nagle zobaczyłam nową sąsiadkę, która naskoczyła na mnie ostatnio za głośne chodzenie w domu.
- No kto to widział tak się obściskiwać przed blokiem - powiedziała wyraźnie oburzona.
- Przecież my tylko się żegnamy - powiedział zaskoczony Marco.
- Z tymi czułościami radziłabym się schować w pokoju - powiedziała. - Przecież tu dzieci mogą przechodzić! - i poszła. Uff, całe szczęście.
- Ona już raz się mnie doczepiła, o głośne chodzenie po domu - powiedziałam cicho. - Jakaś dziwna ta kobieta.
- Nie przejmuj się - powiedział Marco i jeszcze raz się uściskaliśmy. Jakbyśmy chcieli zrobić na złość tej babie. - Pa!
- Pa!
Weszłam do domu, walnęłam się na kanapę i włączyłam TV. Już nie mogłam się doczekać jutrzejszego spaceru z Marco. Jednocześnie jednak się trochę tego... bałam. Ciekawe, jak reszta zareaguje?
Czas pokaże, co to będzie ;)
Super <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i na ten spacer z Marco :)
Zapraszam do siebie :) http://footballforever12.blogspot.com/
Dzięki, ok ;*
UsuńJest super. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością. :)) Mam nadzieję, że dodasz szybko :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://nowa-milosc-w-niemczech.blogspot.com/
Dzięki, oczywiście postaram się jak najszybciej napisać ;)
UsuńOk ;*
OMG , kocham , kocham , kocham <3 Świetne ! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :>
UsuńWłaśnie dodałam 11 rozdział :D