Chłopaki nie mieli już treningów, więc Marco mógł we wtorek urządzić wieczór kawalerski. Impreza ta była w naszym domu, natomiast ja, Ania, Cathy i kilka innych Wags wybrałyśmy się na basen, gdzie się cudownie bawiłyśmy. Miało to być coś w stylu wieczorku panieńskiego.
Zleciała się cała moja rodzina, ulokowali się tymczasowo w pobliskim hotelu.
A ja spędzałam właśnie czwartkowy wieczór razem z Anią. Marco spędzał czas z Mario i Robertem.
Siedziałyśmy w ogrodzie, popijając colę z lodem.
- Jak samopoczucie przed ślubem? - pytała Anka - denerwujesz się?
- Trochę... - westchnęłam.
- Będzie dobrze, nie łam się - powiedziała Ania - zresztą, pokazywałaś Marco swoją suknię ślubną?
- Nie - zaśmiałam się - będzie niespodzianka.
- I dobrze - Ania ukazała uniesiony kciuk - powalisz go na kolana!
Miałam również na jutro rano zamówioną fryzjerkę i makijażystkę, chciałam wyglądać ładnie. A z Marco miałam zobaczyć się dopiero pod kościołem. On miał nocować i uszykować się u Mario.
Do tego ta ciąża. Wiedziałam, że w moim życiu otwiera się nowy etap...
- To jutro o 15 ten ślub, tak? - zapytała Ania.
- Dokładnie - powiedziałam - potem w urzędzie stanu cywilnego musimy podpisać pewne papiery i potem jedziemy na wesele. Ależ to będzie męczący dzień...
- Domyślam się - Ania pokiwała głową ze zrozumieniem. - Ale pomyśl, Marco będzie należał do Ciebie... no i Ty do niego - uzupełniła z lekkim uśmiechem.
- Wiem, wiem - mruknęłam - obym tylko jutro nie popełniła jakiejś gafy.
- Cathy będzie cały czas przy tobie - powiedziała Ania.
- Mam nadzieję, że wy obie! - uzupełniłam - szkoda, że nie można mieć dwóch świadków. Marco wtedy mógłby mieć przy sobie i Mario, i Roberta.
Roześmiałyśmy się obydwie. Nalałam do naszych szklanek jeszcze Pepsi i zaczęłam rozmyślać, co tam teraz porabia Marco. Może tak samo się denerwuje? Zobaczę się z nim dopiero jutro, przed mszą.
Pomyślałam, że chciałabym już to wszystko mieć za sobą.
- Ania, pomyśl, że jutro o tej porze będę już Nadią Reus - powiedziałam.
- O tak, będziesz panią Reus - uśmiechnęła się Ania.
- Ania, zostań u mnie na noc - poprosiłam - nie chcę zostać sama. Nie w takim czasie.
- Nie ma problemu - powiedziała Ania - pewnie Robert i tak nie wróci do domu, tylko zostanie z chłopakami. Nierozłączna trójca!
- To takie urocze - zachichotałam.
Siedziałyśmy tak razem jeszcze długo, aż na niebie zaczęły pokazywać się gwiazdy i księżyc. Próbowałyśmy wyszukać jakiś gwiazdozbiór, ale nie wychodziło to nam.
W końcu poszłyśmy do domu, posłałam Ani łóżko w pokoju gościnnym. Gdy już się wystarczająco nagadałyśmy i poczułyśmy się senne, każda z nas poszła spać. Ja jednak dość długo biłam się z myślami, nie mogłam zapaść w sen. Ciekawiło mnie, jak z tym wszystkim radzi sobie mój przyszły mąż.
*
Obudziły mnie promienie słońca. Była ósma rano.
Nadszedł ten dzień. Poczułam dziwny ścisk w brzuchu. Wyszłam z łóżka, zaścieliłam je i wyszłam na balkon. Słońce zaczęło mnie pieścić promieniami.
Nagle... zaczęłam płakać. Nie miałam pojęcia, czemu. Po prostu łzy zaczęły mi mimowolnie spływać po twarzy.
Do sypialni zapukała Ania.
- Nadia?
- Wejdź - zawołałam.
Ania weszła, podeszła do mnie na balkon, od razu zauważyła, że płaczę.
- Na litość boską, co się dzieje, Nadio?!
- Ja tak się boję... - wyszeptałam - czuję panikę!
- Spokojnie kochana - wyszeptała poruszona Ania - będzie dobrze!
- Taa... - mruknęłam.
- Chodź, zjesz coś, wypijesz jakąś herbatkę, musisz być w pełni sił dzisiaj - powiedziała Ania.
Miała w sumie rację. W końcu ogarnęłam się jakoś, Ania przygotowała mi pożywne śniadanie, które według niej miało zapewnić mi energię na cały ten ważny dla mnie dzień.
Nic poza tym fascynującego się nie działo, gdy przyszła fryzjerka i mnie czesała, patrzyłam tylko tępo na zegarek...
Całe szczęście, że cały czas była Ania przy mnie.
Gdy przyszła makijażystka, przyszła również Cathy. To było miłe uczucie czuć wsparcie moich przyjaciółek.
Gdy już zostałam umalowana, uczesana, lakier na paznokciach wysechł, należało ubrać suknię ślubną i jechać do kościoła. Wiadomo było, że zanim się przebije przez wieczne korki w mieście, minie sporo czasu. Poza tym, moje przygotowania i tak już sporo czasu pochłonęły...
Miała podjechać taksówka. Gdy podjechała, wsiadłyśmy z Anią i Cathy i pojechałyśmy. Czułam coraz większe napięcie. Cathy, widząc moje zdenerwowanie na twarzy, uścisnęła mi rękę.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła - i nie denerwuj się!
*
Zaczęłam się denerwować jeszcze mocniej, bo były niesamowite korki. Jednak dotarliśmy na czas. Pod kościołem chyba już wszyscy się zebrali, moja rodzina, rodzina mojego ukochanego, i reszta zaproszonych. Ale mojego blondyna, oraz jego dwóch najlepszych kumpli jeszcze nie było...
- Niech żyje panna młoda! - zaczęli wszyscy krzyczeć, gdy mnie zobaczyli. Obdarzyłam ich uśmiechem, ale na pewno wszyscy widzieli stres w moich oczach.
- Gdzie jest Marco? - zaczęła pytać jego matka, Louise.
- Spokojnie, na pewno zaraz przyjedzie - zaczął uspokajać ją jej mąż - poza tym, nawet księdza jeszcze nie ma!
Chętnie odpuściłabym sobie ślub kościelny, ale Marco mnie prosił, bym się na to zgodziła, ze względu na jego niezwykle pobożną matkę. Cóż, czego nie robi się dla ukochanej osoby.
Nagle zauważyłam trzy osoby wysiadające z taksówki, a był to nikt inny jak Robert, Mario i mój ukochany blondyn. Zauważyłam, że również jest lekko podenerwowany.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały... Marco podszedł do mnie, na twarzy miał lekkie rumieńce. Wyglądał bosko w garniturze, miał też wspaniale ułożone włosy. Czułam od niego zapach cudnych perfum.
- Nadia, bosko wyglądasz - szepnął.
- Ty również - odpowiedziałam. Spojrzałam mu w oczy, zauważyłam kątem jednak oka, że nas wszyscy otoczyli... Poczułam, jak rumieńce zalewają moją twarz.
W końcu wszyscy zostali wpuszczeni do kościoła, ja i Marco mieliśmy za chwilę oboje uroczyście wejść, i kroczyć do ołtarza. Mieli już czekać na nas przy ołtarzu świadkowie.
W końcu... zaczął się nasz chód do ołtarza, wszyscy się na nas patrzyli.
Czułam takie napięcie. Mario i Cathy uśmiechali się do nas, chcąc zapewne dodać nam odwagi. Na twarzy mojego przyszłego męża również malowała się niepewność, napięcie.
Z niecierpliwością oczekiwałam na moment mówienia przysięgi, oraz zakładania obrączek. Jednak to nie przyszło tak szybko. Dopiero po jakichś 20 minutach...
Dla mojego ukochanego ksiądz zadał to pytanie.
- Czy bierzesz sobie tę kobietę za żonę, ślubujesz jej miłość i wierność?
- Tak - powiedział drżącym głosem Marco.
- Czy ty bierzesz sobie tego mężczyznę za męża, ślubujesz mu miłość i wierność? - zwrócił się do mnie ksiądz.
- Tak - odpowiedziałam.
Wkrótce założyłam mojemu ukochanemu obrączkę. Po chwili on nałożył ją i dla mnie. Zostaliśmy małżeństwem. Stało się!
// przepraszam, że taki krótki, i taki nudny, ale dziś jakoś weny nie mam ...
w następnym opiszę resztę uroczystości, postaram się, żeby był dłuższy i ciekawszy :3
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz! Dzięki z góry :*
+ zapraszam na mojego drugiego bloga http://bvbstory.blogspot.com/ czytajcie, obserwujcie i komentujcie ;>
+ pozwolę się pochwalić moim urodzinowym tortem :>
- To jutro o 15 ten ślub, tak? - zapytała Ania.
- Dokładnie - powiedziałam - potem w urzędzie stanu cywilnego musimy podpisać pewne papiery i potem jedziemy na wesele. Ależ to będzie męczący dzień...
- Domyślam się - Ania pokiwała głową ze zrozumieniem. - Ale pomyśl, Marco będzie należał do Ciebie... no i Ty do niego - uzupełniła z lekkim uśmiechem.
- Wiem, wiem - mruknęłam - obym tylko jutro nie popełniła jakiejś gafy.
- Cathy będzie cały czas przy tobie - powiedziała Ania.
- Mam nadzieję, że wy obie! - uzupełniłam - szkoda, że nie można mieć dwóch świadków. Marco wtedy mógłby mieć przy sobie i Mario, i Roberta.
Roześmiałyśmy się obydwie. Nalałam do naszych szklanek jeszcze Pepsi i zaczęłam rozmyślać, co tam teraz porabia Marco. Może tak samo się denerwuje? Zobaczę się z nim dopiero jutro, przed mszą.
Pomyślałam, że chciałabym już to wszystko mieć za sobą.
- Ania, pomyśl, że jutro o tej porze będę już Nadią Reus - powiedziałam.
- O tak, będziesz panią Reus - uśmiechnęła się Ania.
- Ania, zostań u mnie na noc - poprosiłam - nie chcę zostać sama. Nie w takim czasie.
- Nie ma problemu - powiedziała Ania - pewnie Robert i tak nie wróci do domu, tylko zostanie z chłopakami. Nierozłączna trójca!
- To takie urocze - zachichotałam.
Siedziałyśmy tak razem jeszcze długo, aż na niebie zaczęły pokazywać się gwiazdy i księżyc. Próbowałyśmy wyszukać jakiś gwiazdozbiór, ale nie wychodziło to nam.
W końcu poszłyśmy do domu, posłałam Ani łóżko w pokoju gościnnym. Gdy już się wystarczająco nagadałyśmy i poczułyśmy się senne, każda z nas poszła spać. Ja jednak dość długo biłam się z myślami, nie mogłam zapaść w sen. Ciekawiło mnie, jak z tym wszystkim radzi sobie mój przyszły mąż.
*
Obudziły mnie promienie słońca. Była ósma rano.
Nadszedł ten dzień. Poczułam dziwny ścisk w brzuchu. Wyszłam z łóżka, zaścieliłam je i wyszłam na balkon. Słońce zaczęło mnie pieścić promieniami.
Nagle... zaczęłam płakać. Nie miałam pojęcia, czemu. Po prostu łzy zaczęły mi mimowolnie spływać po twarzy.
Do sypialni zapukała Ania.
- Nadia?
- Wejdź - zawołałam.
Ania weszła, podeszła do mnie na balkon, od razu zauważyła, że płaczę.
- Na litość boską, co się dzieje, Nadio?!
- Ja tak się boję... - wyszeptałam - czuję panikę!
- Spokojnie kochana - wyszeptała poruszona Ania - będzie dobrze!
- Taa... - mruknęłam.
- Chodź, zjesz coś, wypijesz jakąś herbatkę, musisz być w pełni sił dzisiaj - powiedziała Ania.
Miała w sumie rację. W końcu ogarnęłam się jakoś, Ania przygotowała mi pożywne śniadanie, które według niej miało zapewnić mi energię na cały ten ważny dla mnie dzień.
Nic poza tym fascynującego się nie działo, gdy przyszła fryzjerka i mnie czesała, patrzyłam tylko tępo na zegarek...
Całe szczęście, że cały czas była Ania przy mnie.
Gdy przyszła makijażystka, przyszła również Cathy. To było miłe uczucie czuć wsparcie moich przyjaciółek.
Gdy już zostałam umalowana, uczesana, lakier na paznokciach wysechł, należało ubrać suknię ślubną i jechać do kościoła. Wiadomo było, że zanim się przebije przez wieczne korki w mieście, minie sporo czasu. Poza tym, moje przygotowania i tak już sporo czasu pochłonęły...
Miała podjechać taksówka. Gdy podjechała, wsiadłyśmy z Anią i Cathy i pojechałyśmy. Czułam coraz większe napięcie. Cathy, widząc moje zdenerwowanie na twarzy, uścisnęła mi rękę.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła - i nie denerwuj się!
*
Zaczęłam się denerwować jeszcze mocniej, bo były niesamowite korki. Jednak dotarliśmy na czas. Pod kościołem chyba już wszyscy się zebrali, moja rodzina, rodzina mojego ukochanego, i reszta zaproszonych. Ale mojego blondyna, oraz jego dwóch najlepszych kumpli jeszcze nie było...
- Niech żyje panna młoda! - zaczęli wszyscy krzyczeć, gdy mnie zobaczyli. Obdarzyłam ich uśmiechem, ale na pewno wszyscy widzieli stres w moich oczach.
- Gdzie jest Marco? - zaczęła pytać jego matka, Louise.
- Spokojnie, na pewno zaraz przyjedzie - zaczął uspokajać ją jej mąż - poza tym, nawet księdza jeszcze nie ma!
Chętnie odpuściłabym sobie ślub kościelny, ale Marco mnie prosił, bym się na to zgodziła, ze względu na jego niezwykle pobożną matkę. Cóż, czego nie robi się dla ukochanej osoby.
Nagle zauważyłam trzy osoby wysiadające z taksówki, a był to nikt inny jak Robert, Mario i mój ukochany blondyn. Zauważyłam, że również jest lekko podenerwowany.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały... Marco podszedł do mnie, na twarzy miał lekkie rumieńce. Wyglądał bosko w garniturze, miał też wspaniale ułożone włosy. Czułam od niego zapach cudnych perfum.
- Nadia, bosko wyglądasz - szepnął.
- Ty również - odpowiedziałam. Spojrzałam mu w oczy, zauważyłam kątem jednak oka, że nas wszyscy otoczyli... Poczułam, jak rumieńce zalewają moją twarz.
W końcu wszyscy zostali wpuszczeni do kościoła, ja i Marco mieliśmy za chwilę oboje uroczyście wejść, i kroczyć do ołtarza. Mieli już czekać na nas przy ołtarzu świadkowie.
W końcu... zaczął się nasz chód do ołtarza, wszyscy się na nas patrzyli.
Czułam takie napięcie. Mario i Cathy uśmiechali się do nas, chcąc zapewne dodać nam odwagi. Na twarzy mojego przyszłego męża również malowała się niepewność, napięcie.
Z niecierpliwością oczekiwałam na moment mówienia przysięgi, oraz zakładania obrączek. Jednak to nie przyszło tak szybko. Dopiero po jakichś 20 minutach...
Dla mojego ukochanego ksiądz zadał to pytanie.
- Czy bierzesz sobie tę kobietę za żonę, ślubujesz jej miłość i wierność?
- Tak - powiedział drżącym głosem Marco.
- Czy ty bierzesz sobie tego mężczyznę za męża, ślubujesz mu miłość i wierność? - zwrócił się do mnie ksiądz.
- Tak - odpowiedziałam.
Wkrótce założyłam mojemu ukochanemu obrączkę. Po chwili on nałożył ją i dla mnie. Zostaliśmy małżeństwem. Stało się!
// przepraszam, że taki krótki, i taki nudny, ale dziś jakoś weny nie mam ...
w następnym opiszę resztę uroczystości, postaram się, żeby był dłuższy i ciekawszy :3
Kto przeczytał, niech zostawi komentarz! Dzięki z góry :*
+ zapraszam na mojego drugiego bloga http://bvbstory.blogspot.com/ czytajcie, obserwujcie i komentujcie ;>
+ pozwolę się pochwalić moim urodzinowym tortem :>
Cudowne ;** Nie mogę się doczekać następnego! ;D Co do tortu jest zajebisty ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://niebezciebie.blogspot.com/?m=0
Pozdrawiam ;**
100 lat :D nie wiem kiedy miałas urodziny ale i tak 100 lat <33 żebyś nadal pisała tak cudowne rozdziały, żebys spotkała swojego idola i czego sobie życzysz <33
OdpowiedzUsuńCzekałam na moment kiedy się pobiorą :) Świetny <33
świetne <33
OdpowiedzUsuń100 lat, 100 lat :D nie zważając na datę twoich urodzin
fajny torcik ;D
zapraszam do mnie :)
http://marco-reus-forever.blogspot.com/
najlepszego i 100 lat i spełnienia marzeń nawet jeśli życzenia spóźnione ;))
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział ! <33 czekam na następny !
zapraszam
http://lewy-go-away.blogspot.com/2013/05/rozdzia-2.html
http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/2013/05/rozdzia-26.html
WOW:-D Nadia Reus ^^ *___*
OdpowiedzUsuńA biedny Mario taki samotny ;-) :-/
Boski rozdział! :-)
Przepraszam, że nie komentuje każdego rozdziału ale czytam z telefonu i nie zawsze jest mi dane skomentować :-P
Pozdrawiam i czekam na kolejny: Marta♥
PS. Twpój tort urodzinowy jest zajebisty! :-);-) 100 lat! :-*
świetny :D
OdpowiedzUsuńczekam na następny :D
a co do tortu , to jest zajebisty i ja też się pochwalę że w tamtym roku miałam podobny :P
Na początek :
OdpowiedzUsuńŻaden nudny.. TYLKO WSPANIAŁY <3 Świetny ! Masz talent *-*
Kocham to <3
Tort zajebisty xd
Czekam na następny rozdział <3
Cudne to jest. Masz talent. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział http://meinlebenistscheibe.blogspot.com/
Wile widziany komentarz.
Pozdrawiam Andżelika *-*
Cudowny ! *.*
OdpowiedzUsuńA co do Twojego drugiego blogu , to tak samo jest świetny <3 Ale tam nie mogę komentarzy dodawać ;c ;* / Karina :)
Ojej jaki on jest cudny! :)
OdpowiedzUsuńTort oczywiście.. :)
CUDOWNY <3
Chcę, chcę i jeszcze raz chcę! :)
Urodziny się zbliżają więc.. kto Ci robił to cudeńko?
Rozdział ŚWIETNY! W końcu się ślubu doczekałam.. *.*
Czekam na następny! ;) //Anonimka
+ 1oo lat! :) Najlepszego.. (nie wiem czy to dziś, wczoraj czy już dawno ale.. 1oo lat się należy) :)
UsuńTorcik... mniam:P
OdpowiedzUsuńRozdział nr 2 na:
http://wedwojerazniej.blogspot.com/
Zapraszam;)
Świetny rozdział! :) W końcu są małżeństwem :D Reus tak słodko się denerwował, heheh :P A tort niesamowity! Chyba już wiem jaki mniej wiecęj chce mieć w tym roku na urodziny :P Naaaajlepszego, spełnienia marzeń! :) Żebyś nadal pisała tego bloga :> hahah :D / Stefanka
OdpowiedzUsuńświetny :P
OdpowiedzUsuńRozdział świetny nie mogę się już doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńA torcik jest świetny. / Kaja.:)
Nie do opisania są twoje rozdziały, cudowne! Wręcz fenomenalne, masz talent dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Super, że się pobrali. Dodaj szybciutko następny ;3 Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli u siebie również pochwalę się swoim tortem, chociaż urodziny miałam tydzień temu. Wgl to wszystkiego najlepszego ;] Pozdrawiam i mniej więcej o 16 zapraszam do siebie, będzie nowy rozdział: http://meg-und-marco-echte-liebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://www.idealnie-nieidealna-milosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zwykle ;d
Cudowny <3 I ślub... Świetnie że są małżeństwem :33
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Nareszcie się pobrali<333
OdpowiedzUsuńGenialne !
A tort świetny :p
czekam na kolejny!
Zaniedbałam cię , ale już nadrabiam jest cudownie jak zawsze ;D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Zapraszam do siebie na nowy post http://meinlebenistscheibe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny ! <3
OdpowiedzUsuńa no i zajebisty tort , zazdroszczę ! ♥
a no i Wszystkiego Najlepszego ! :3
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że wzięli już ślub. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
Czekam na kolejny.
zapraszam: http://nowe-zycie-bvb.blogspot.com/
W końcu ślub! <3 Oooo! Jak ja na to długo czekałam.. :) Czekam na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńNo nareszcie ten ślub. Świetny rozdział i zarąbisty torcik. Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;http://na-przeciw-marzeniom.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNareszcie ślub! :D
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga.Świetny rozdział i śliczny torcik :3
Zapraszam do mnie,już XXVI ;] http://kochamydortmund.blogspot.com/
Pozdrawiam i czekam na nexta! ;)
<333 boski rozdział
OdpowiedzUsuń